wtorek, 29 grudnia 2009

Odrosłem jak rozgwiazda


Autor: Krzysztof Kleszcz


TOMASZ PIETRZAK „Stany skupienia”; Klub Integracji Twórczych „Stowarzyszenie Żywych Poetów”; Seria Poetycka SŻP – dodatek do pisma „Red.” nr 6 (1/2008) ; 2008.


„Czy za miliony er, na jakiejś między galaktycznej półce klona praprawnuka // na pulsarze mglistym, w dogasającym wszechświecie, będę się wylegiwał okiem do góry? Tak jak ty // muzealnie, skamieniały co do joty?:

Takie pytanie kieruje autor do leżącego na półce w salonie meblowym Ikei trylobita – skamieniałości przewodniej z paleozoiku. Czy człowiek będzie kiedyś skamieniałością przewodnią, powiedzmy kenozoiczną? Pewnie tak skoro tak powszechna jest w poezji obsesja śmierci.

Powoli poddawałem się urokowi tej książki. Pobieżna lektura nie odsłoniła jej walorów. Zapamiętałem ów wiersz o trylobicie. Ale czy to przez użycie słowa „bibelot”, czy przez to, że Jacek Dehnel w blurbie na okładce poleca książkę – to Tomasza Pietrzaka katalogowałem jako młodszego brata autora „Brzytwy okamgnienia”
Wnikliwsza lektura zmieniła moje patrzenie na tę poetykę. To osobny, bardzo dobry głos poetycki.

Przede wszystkim autorowi udało się zahipnotyzować mnie - czytelnika opisami przeżyć pacjenta szpitala (swoistej umieralni) w taki sposób, że gdy przeczytałem dziękczynne frazy „Błogosławione zdrowiejące ciało, te resztki, te strzępy, bawełna, kłębki włosów, kolczyki i kolekcja guzików”, „Błogosławione niestrudzone ciało, co wraca z dalekiego frontu, po długiej bitwie, wojnie, z raną, szwem, w podartym mundurze, z bólem i rysopisem nie pasującym do zdjęcia.” zacząłem się autentycznie radować i śpiewać w myślach ze wskazanym w motto Antony and the Johnsons: “I’ll grow back like a Starfish”... (w tłumaczeniu: „odrosłem jak rozgwiazda!”).
Oto miara dobrej poezji, wywoływać taką empatię!

Pietrzak obmyślił ciekawy koncept - pokazać przenikanie stanów skupienia. Wyłożył karty już w pierwszym wierszu smutna konstatatując, że „stałość, lotność, płynność. Na przemian są ci dane”... Jako punkt wyjścia przywołał zresztą teorię ewolucji: „przychodzisz na świat, jak paleozoiczna ryba, dostajesz nogi, płuca i nabierasz powietrza”.

Dziesięć smutnych wierszy z rozdziału „Z dziennika absolwenta Szpitala św.Peregryna” to rozprawy z kruchością ciała, czasem kpina z niego „Nie jesteś już tiwi lalunią z lakierowaną skórą, zabaweczką prosto z fabryki”, „często do mnie wpadają cioteczka Glukoza, ten stary drań Steryd i przekonują, że są prezenty, których nie można odrzucić, kiedy ciało aż się rwie, by przejść przez zamknięte drzwi (...)”. Chorobę, która toczy ciało trzeba oswoić „klatki będą biec, guzy puchnąć i zapętli się taśma. Minie rok, góra dwa – rak i nawrót – prequel i wycieńczający sequel, a montażysta będzie dalej dopinał swoje.”
Te wiersze malują świat na czarno, bez złudzeń. „ciała jak krochmalone płachty. Możesz przez nie kalkować drzewa, lub przechadzać się z nimi pod rękę jak z żaglem, między grządkami tych, którym też pisane jest zmienić stan skupienia.”. Słowo „grządkami” użyte jest niby przypadkiem...

A kogo nie poruszy „Tool-owy” klimat w wierszu „Oddział”? To obrazowanie : „cały oddział śniętych ryb”, „weteranki przeszczepów córki Komy i kobiety z Hiroszimą rozgrywającą się w ciałach” i zderzenie: „lato, za oknem erupcja”, „oni przychodzą i podziwiają różowy diament dobyty ze wzgórza”.

Zostanie mi w głowie wiele fragmentów z tej części książki np.: „Ci lekarze oglądają mnie jakbym był godny podziwu”, metafora lasu, który przygląda się nam i czeka na swoje.

Mała dygresja: brak ogonka w słowie „zwierze” (strona 21, wers drugi) odczytałem jak brak życia (chętnie ofiaruję jedno „ę” z mojej książki, pomyślałem).

Jedenasty wiersz pt.”Przetoczenie” jest opisem cudu ozdrowienia. „Odrzuciły mnie gęstwiny i leśne runa, i cała fabryka zaświatów zwróciła zniesmaczona. Byłem aż nazbyt słodki(...)”
Pietrzak w dalszej części książki zwykle bywa smutny „Kiedy ktoś umiera, zamarzają pokoje. Bo człowiek jest jak piec: porządny o mocnym spoiwie”.
Sięga do malarstwa Salvadora Dali, do surrealnego obrazu kobiecego ciała. „Całość będzie otwarta na przestrzał (...) pomilczy tak, jak dmuchawiec piękny na chwilę(...)”. Są też w książce odwołania do życia Sylvii Plath, stąd: pszczoły, ule, zimowanie...

Pyszna jest fraza „Miłość jak pszczeli zwiad”. Miód – miłość, słodko, a jednak znów „ściana z wosku między nami, mniej zrozumienia”, „Usycha ul i schodzi opuchlizna”.Fajnie, że są tu prawdziwe erotyki bez czarnych barw: „Dom” z frazą „To co pozwala wstać o siódmej i powiedzieć, że warto”,„Zimowanie” z „Kocham te stopy splecione w kołdrze i sen śniący o tym, że po wybudzeniu wciąż się śni.” i „Mr. & „Mrs” Bee” z „My Own Boy, dziś jestem twoją królową ubraną w puder i przynoszę ci miód. Otwieram swój słodki pyszczek – od teraz będę ci prać, gotować, rodzić dzieci, sypiać w jednym plastrze(...)”
Jest to, co obiecywał pierwszy wiersz – zrastanie się, zamarzanie, aż wreszcie pękają kry...

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Znaki zapytania


Autor: Piotr Gajda

Rafał Gawin "Przymiarki". Biuro Literackie, 2009.

Kiedy kilka tygodni temu miałem okazję uczestniczyć wspólnie z Rafałem Gawinem i innymi poetami w imprezie towarzyszącej WPDK pod hasłem: ”Łódzka Flota Poetycka” (była to w zasadzie zbiorcza prezentacja ludzi skupionych wokół „mŁodzi literackiej”), prowadzący ją Przemysław Owczarek zapowiedział Gawina następującymi słowami: „A oto wielka brygantyna z Łodzi!”. Miał wówczas na myśli prawdopodobnie wzrost poety, ale mimowolnie trafił w samo sedno! Żeby się nie powtarzać przytoczę w tym miejscu w całości słowa Tomasza Fijałkowskiego, który tak pisał o arkuszu poetyckim Rafała Gawina na stronach Biura Literackiego: „Okrętem flagowym Gawina jest ironia. Rozumiana nie jako całkowita i ostateczna negacja tego, co wiemy o świecie i brak zaufania do umiejętności opisu tego stanu, ale ta odmiana ironii, gdy bohater liryczny patrzy na zastałą konstrukcję rzeczywistości i z politowaniem kiwa głową, przyglądając się grom, jakie z sobą i między sobą prowadzimy. Grą jest wszystko – uczucie, seks, przeszłość, wiara – proszę mnożyć do woli. Język dyskursu nakłada się na żywe sugestywne obrazy, tak jakby „Przymiarki” były podręcznikiem szydzenia ze świata z dobrze dobranymi ilustracjami”. Weźmy taki fragment: ”Papier służy do spisywania, feministki utrwalają stereotyp, mają aparaty, aparat jak żywy rozprzestrzenia się po mieście, w drodze pod ścianę, to-nie stacja trzecia. Kręcimy się w kółko, owinięci w unijną flagę, zgodnie z zasadą sprzątniemy wszystko?”. Dostaje się feministkom i UE, dostaje się rytuałowi, który towarzyszy poetom w czasie ich NATCHNIONEGO PROCESU TWÓRCZEGO, który u Gawina jest sprowadzony do jakże oszczędnego twierdzenia, a mianowicie, że papier służy do… spisywania. Warto wsłuchać się w dysputy toczone na internetowych forach, aby dostrzec, że „legion” poetów z rozbudowanym libido bądź ego, to nawet nie papier, a papierek lakmusowy. Czy rumieni się? – mógłby podpytywać Gawin, drążyć dalej: „I zaczyna się dramat, kto pokryje resztę? Nie ma drobnych, same grube ryby, w końcu to post- modernizm - technologie i światopoglądy, które nie wymagają myślenia? A czy nie zaspokaja cię sama droga, od stadionu pod dom, ten, w którym mieszkasz, masz upodobanie w obnażonych schodach, lochach, gdzie nieraz traciłeś równowagę?”. Dostrzegam tu szereg fundamentalnych pytań stawianych przez poetę samemu sobie: „Czy zadowala mnie samo pisanie, samo zadawanie pytań? Czy zadowala mnie udzielanie samemu sobie ironicznych odpowiedzi? Czy będę słuchał jak na moje pytania odpowiedzą inni, czy w ogóle interesuje mnie szukanie na nie odpowiedzi?”. Pogrążając się w lekturze „Przymiarek” jestem pewien, że Gawin jest gotowy do prowadzenia dialogu ze światem. Tymczasem dobrze przygotował pytania, a to świetnie wróży temu, co uda mu się wydobyć z nas, ze mnie, z ciebie, z nich: „Konkrety, zdania złożone i wyłożone. I gdzieś pod spodem slalom, a za nim klatka. Wróć, kratka - myśli i zakończenia nerwowe poza wybiegami, urwaniem głowy. Na przykład w Turkmenistanie życie toczy się na pełnym gazie, ludzie nie wyłączają kuchenek, szkoda zapałek. A koledzy pedałują do Tybetu, dobrze mieć cel, najlepiej gdzieś wysoko. To tylko gra i masz kody co najwyżej genetyczne, karty - choroby. I zazdrościsz Czarnogórcom wzrostu, Murzynom długości. Chińczykom planszy, z której nie zejdą, dopóki nie połamią zasad. Sobie tych wszystkich kobiet, z którymi zawsze śpisz przed snem. Prawdziwe historie i wieczne spadanie. Drogi, jednostajny ciąg - przestrzeń zwęża się, blokuje w obrazach. Wychodzisz na wierzch, widzisz. Wróć, wisisz.

Bateryjka


Autor: Krzysztof Kleszcz

PRZEMYSŁAW WITKOWSKI „Lekkie czasy ciężkich chorób”; Biuro Literackie, 2009. Arkusz poetycki; Seria „Połów”, tom 11.

Trzynaście wierszy, zaledwie próbka wypowiedzi. Jedenasty tom z serii „Połów” – cennej inicjatywy Biura Literackiego, która prezentuje zajawkę talentu, opóźniając jego debiut, za to ostrząc nań apetyt. Forma literackiej prezentacji – przesympatyczna, bo stajemy oko w oko z poetą, patrzymy mu w oczy. (Śmieszne, że tegoroczni debiutanci to okularnicy.)

Spis trzynastu wierszy; przy prawie wszystkich - daty. Autor jest młody (rocznik 1982), zatem oznaczają one, że cofniemy się aż do jego wczesnego dzieciństwa. Tylko co można pamiętać z czasu, gdy miało się lat 4, 5, 7 ? Ścinki zdarzeń, a może tylko ich projekcje, przetworzone przez późniejsze życie?
A może czas zwariował? "Radiola znaleziona na strychu łapała meldunki i okrzyki zmarłych, spocona babcia w łazience jednego od drugiego, odpalała mocne. ".
„Czas to kawałek wosku” – tłumaczy Witkowski w jednym z ostatnich wierszy. A ja kojarzę to z prozą Bruno Schulza:
Była to chwila, kiedy czas oszalały i dziki, wyłamuje się z kieratu zdarzeń i jak zbiegły włóczęga pędzi z krzykiem na przełaj przez pola.”

Witkowski wypełnia wersy z arkusza osobliwymi rekwizytami: chlor, membrany, talerze ze swastyką, cierniki, globus, żyletki, pepsi cola, głóg, amarantus, macierzanka, czereśnie...
Jak to było w „Sklepach cynamonowych?”: „Tak wylewały się zapasy szaf, wymiotowały gwałtownie, płynęły szerokimi rzekami: wypływała barwna treść półek, rosła, mnożyła się: zalewała wszystkie lady i stoły”. Są też dziwne osoby: dziewczynki wydymające policzki, otyłe murzynki, karły, zwierzęta, starzy Niemcy...
Klimat podszyty jest niemocą, nieobecnością i strachem: „zero nowych wierszy”, „dużo seksu, ale jakby ktoś inny stał za konsoletą”, „ tamto było snem, czy raczej teraz ciągle mówię we śnie?”, „dotykam dziewczyny, lecz jakby jej nie było w tym łóżku”.
Nakładają się klisze. Witkowski plącze się w onirycznej malignie, metafory potrafią być urocze: „Dni – raz osa, raz rozgnieciona mandarynka”.

To Bruno Schulz pisał: „Poezja to krótkie spięcia sensu między słowami, raptowna regeneracja pierwotnych mitów. Zapominamy o tym operując potocznym słowem, że są to fragmenty dawnych i wiecznych historyj, że budujemy jak barbarzyńcy nasze domy z ułamków rzeźb i posągów bogów”.

Dla mnie Witkowski w tych wierszach oferuje nam takie krótkie spięcia. To wiersze – bateryjki, prąd można poczuć na języku; weźmy takie: „Świat składa się ze słów, z tych krótkich chwil kiedy nie kaszlę”.

Czuję schulzową ekspresję. Poznaję metaforę ogrodu: „pokątnie braliśmy korepetycje i rosły na poboczach liście mięsistego łopianu”, metaforę ludzie-mięso „jakie smutne są te zwierzęta, nie znają nudy, ręce w kieszeniach, rachunki w szufladach, warstwa tłuszczu, warstwa suchych kości”.

By się przekonać o mocy prądu poczekajmy do wydania tomiku. „Biuro Literackie” już na styczeń zapowiada druk całości.

Inwersja, awersja, rewolucja


INWERSJA - Awersja - REWOLUCJA: te trzy słowa są leitmotivem kolejnego numeru kwartalnika artystyczno-literackiego ARTERIE [1(7)/2010].

"Jeden spalony samochód to przestępstwo, sto spalonych samochodów to akcja polityczna" (Urlike Meinhof). Jeden wiersz o rewolucji to poezja, sto wierszy o rewolucji to już manifest?

Redakcja Arterii przyjmuje poezję, prozę, eseistykę, reportaże oraz grafiki i fotografie. Mogą to być teksty (proza, eseje) nieprzekraczające objętości 15 tysięcy znaków oraz o zestawy 5-7 utworów poetyckich.

Deadline: 10.02.2010 r.

Z propozycjami i pytaniami prosimy zwracać się pod adres: arterie.spp@gmail.com

Liczymy na odzew. Re(d)akcja ARTERII*


* Kwartalnik artystyczno-literacki ARTERIE jest wydawany przez łódzki oddział Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i Poleski Ośrodek Sztuki. Utrzymujemy się z dotacji, nie czerpiemy z naszej działalności zysków i wszelkie materiały zmuszeni jesteśmy publikować nieodpłatnie. Najpóźniej 1 marca 2010 r. autorzy zostaną poinformowani o przyjęciu tekstu do druku. Wyboru tekstów i grafik dokona grono redakcyjne: redaktor naczelny Przemysław Owczarek, sekretarz redakcji Magdalena Nowicka, Michał Murowaniecki, Rafał Gawin oraz Agnieszka Kowalska-Owczarek.

niedziela, 27 grudnia 2009

Czy słyszysz co ja słyszę?


Autor: Krzysztof Kleszcz


BOB DYLAN "Christmas In The Heart", 2009.


Nikt po tym kultowym twórcy nie spodziewał się tradycyjnych piosenek bożonarodzeniowych.
Ale po pierwsze - jemu wszystko wolno, po drugie - czy jest ktoś kto nie lubi przywoływać dobrych wspomnień z najpiękniejszych świąt? Ja np. mam taką płytę (słuchałem ją z winyla, dziś mam na CD) - to "Pastorałki - Już gwiazdeczka się kolebie" zespołu Bractwo Kurkowe.
Jestem pewien, że taki pomysł miał mistrz Bob. To są utwory, których wysłucha z przyjemnością fan płyt "Oh Mercy" czy "Time Out of Mind"... Utwory snują się jak padający śnieg, mają countrowo-jazzowy klimacik, a czasem są genialnie zwariowanym świątecznym hopsasa z harmoszką ("Must Be Santa"). Zdecydowanie najpiękniejszy jest "Do You Hear What I Hear?", którego wysłuchałem zapewne już ze sto razy. Płyt Boba słucha się też dla charakterystycznego wokalu - oprócz Toma Waitsa nikt tak nie chrypi ... i jest czego posłuchać (choć niekoniecznie trzeba w całości - ja np. wybieram oprócz utworów wspomnianych już wyżej: "Winter Wonderland", "Little Drummer Boy", "Christmas Blues").
Jest na tej płycie sporo lukru świątecznego: chórki, dzwoneczki, skrzypki itd. (typy zatwardziałych ważniaków "nie lubiących świąt" mogą tego nie przełknąć i powiedzieć, że Bob zdziecinniał)... To płyta dla tych, którzy nie czują strachu przed dzieleniem się opłatkiem w pracy, nie doszukują się w życzeniach świątecznych cynizmu lub niezgrabności językowych (*Magda hehe). Świąteczna płyta dla szczęśliwców.
68-letni Bob zaskoczył mnie - czuję się jakby mnie trafił gałą w czapkę.

sobota, 26 grudnia 2009

Szczepan użył kleszczy



Autor: Krzysztof Kleszcz



Wśród sporej sterty papierowych prezentów (Sapkowski, Tokarczuk, Myśliwski, Karpowicz) znalazły się też wiersze dla trzylatka. No ale jak nie kupić książki, w której znalazł się wiersz pt. "Kleszcz"? Napisała ją Agnieszka Frączek - z wykształcenia leksykograf, a z zamiłowania autorka wierszy dla dzieci. "Trzeszczyki czyli trzeszczące wierszyki" wydało łódzkie Wydawnictwo Literatura w 2006 roku. Na książkę wpadłem przypadkowo w księgarni Matras w Piotrkowie. Otwierając na chybił trafił ujrzałem na ten majstersztyk:


KLESZCZ

Kleszcz w leszczynach się zakleszczył:
- Niech mnie ktoś odkleszczy wrzeszczy.
Przybiegł Szczepan, użył kleszczy
i kleszczami z gąszczu leszczyn
wyrwał kleszcza. Już nie wrzeszczy.
- Brawo Szczepan! - kleszczyk klaszcze
i w uśmiechu szczerzy paszczę.

Wnętrza











Autor: Piotr Gajda

Wnętrza *

1.
Zamiast otwartego komunikatu używamy
alfabetu Morse'a. Nie ma miejsca na rozpoznanie,
co chciały nam powiedzieć pieprzyki, znamiona
i blizny. Ciało starzeje się w swoim czasie,
pieści w swoim tempie. Gdzieś za ścianą,
w innym lustrze, taka sama para zrzuca skórę.
On ma twarz pokerzysty, ona ręce szulera.

2.
W łazience: nożyk do golenia, woda kolońska,
pasta do zębów, tabletki z krzyżykiem. Dom
prowadzi spis z natury i nie ma w nim miejsca
dla żywych. Golisz się nie otwierając oczu, jakby ta,
którą śniłeś, położyła monety na twoich powiekach.
Przejdziesz na drugą stronę lustra, ostrożnie,
przez krzyk tego, który został po tej stronie.
Bo właśnie zaciął się, obudził?

3.
Jest tylko wczoraj, dzisiaj i prześcieradła
rozwieszone pomiędzy. Archeologia pościeli
łże o pokładach paznokci i naskórka, zamiast
życiorysu odcisk ciała. Noc nie pozostawia
śladów linii papilarnych, nie pamiętam jej rysopisu.
Świt jest inspektorem, który wszczyna sprawę
z urzędu: szuka, pyta, błądzi.

* wiersz z "Hostelu"



środa, 23 grudnia 2009

Odwrócony


Bydgoszcz, 14 października 1995 roku

Autor: Piotr Gajda

24 grudnia mija dziesiąta rocznica śmierci Tomasza Beksińskiego. Beksiński od lat wczesnej młodości pasjnował się muzyką rockową oraz horrorami. Jako dziennikarz muzyczny, stał się jedną z najbardziej charyzmatycznych osobowości wśród polskich prezenterów radiowych. Jego nocne, autorskie audycje w Programie III Polskiego Radia, zyskały duże grono słuchaczy i status "kultowych", będąc starannie opracowanymi spektaklami poetycko-muzycznymi. Był również felietonistą i recenzentem. To także tłumacz z języka angielskiego. Przetłumaczył m.in. wszystkie ówczesne filmy o Jamesie Bondzie i całą twórczość grupy Monty Pythona. Absolutny fan horrorów z wytwórni "Hammer", po które specjalnie jeździł autokarem do Londynu (przeżył katastrofę lotniczą i odtąd nie podróżował samolotami).

Z charyzmą Tomasza Beksińskiego jako prezentera, nie szło w parze spełnienie w życiu osobistym, na co nakładała się jego schizofreniczna osobowość i upodobanie do pop-kultury inspirowanej legendami o wampiryzmie oraz szczególna fascynacja śmiercią. 24 grudnia 1999 Tomasz Beksiński popełnił samobójstwo, wcześniej zapowiadając je w pesymistycznie podsumowującym współczesną kulturę felietonie. Miał 41 lat.

W czasach, kiedy jeszcze słuchałem radia (lata 80-te) Beksiński był człowiekiem kształtującym moje muzyczne gusta. To prawdopodobnie dzięki niemu po raz pierwszy usłyszałem zespół Black Sabbath (i to na zawsze odmieniło moje życie). Potem w jego radiowym życiu nastał okres muzyki New Wave (Ultravox , Visage, Midge Ure, Jon Foxx i Marc Almond, Depeche Mode - pamiętny cykl „Romantycy Muzyki Rockowej”). Jeszcze potem był gothic (XIII Stoleti, Incubus Succubus, Sisters of Mercy), na który już się "nie załapałem" (no, może na Lacrimosę, ale bez przesady). W międzyczasie nadal fascynował się grupą Marillion (słynne „Wieczory płytowe” w programie II PR) i solowymi dokonaniami Fisha (po jego rozstaniu z grupą). Nigdy nie zaakceptował tego zespołu z Hoghartem, ale mylił się, bo odejście „Szkota” uratowało Marillion. To dzięki niemu w tamtych latach mogłem posłuchać na antenie radiowej Petera Gabriela, Camel, Rogera Watersa, Marillion, Talk Talk. W latach 90-tych, ze względu na godzinę emisji (północ) nie słuchałem już regularnie „Trójki pod księżycem”, za to byłem zagorzałym czytelnikiem felietonów pt; „Opowieści z krypty”, które publikował na łamach pisma „Tylko Rock”. Ostatni z 18 opublikowanych tam tekstów zatytułował „Fin de siecle”: „Spójrzmy więc wstecz i wspomnijmy to, dla czego warto było żyć. Kruk Edgara Allana Poe. Zamek Karmazynowego Króla. 17 minuta Ech Pink Floyd. James Bond. Nights In White Satin The Moody Blues. Adagio Albinioniego. Kobieta Wąż (The Reptile) w kwietniu 1970 roku - seans w sanockim kinie San, kiedy po raz pierwszy i ostatni bałem się na horrorze. Atom Heart Mother. Andante z Tria Es-dur Schuberta. Tom and Jerry. Coca-cola i ketchup. Rzygający grubas w Sensie życia wg Monthy Pythona. Czas apokalipsy. Drugi koncert Marillion w Gdańsku, gdy Fish śpiewał Lawendy "tylko" dla mnie i Anki. Clint Eastwood i scena z rondlem w westernie Joe Kidd. O fortuna - pierwsza pieśń z Carmina Burana Carla Orffa. Twin Peaks. Wizyta w Domu Kobiety Węża (Oakley Court pod Londynem). Wzruszenie, gdy przyszło mi zapowiedzieć koncert Petera Hammilla w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy 14.10.1995. Miłość w czasach zarazy Marqueza. Lost Highway. Noc i poranek 31 maja 1998...

Wszystkie te chwile przepadną w czasie, jak łzy w deszczu. Pora umierać".

TOMASZ BEKSIŃSKI
1958-1999

Spotkałem go jeden jedyny raz w życiu (przed wspomnianym w felietonie koncertem Petera Hammilla w Bydgoszczy), zamieniłem kilka słów, zrobiłem sobie wspólne zdjęcie. Cztery lata później na zawsze odwrócił się plecami od XXI wieku…

Znacznie więcej o Tomaszu Beksińskim ( w dokumencie pojawia się też jego ojciec – Zdzisław Beksiński, słynny malarz, także zmarły tragicznie w kilka lat po śmierci Tomka) opowiada dokument Daniela Światły zatytułowany „Dziennik zapowiedzianej śmierci”, który w całości można obejrzeć tutaj:

Nowy numer "Arterii"



Autor: Piotr Gajda

Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: „Broń na ramię!”,
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę.
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!

Julian Tuwim, Do prostego człowieka

Wojna! Wojna! Zawsze jest jakaś Wojna. Jest świętem śmierci i ojcem wszystkich rzeczy.Umieranie zamienia w statystykę, rodzi w okopach bohaterów i pisarzy, którzy po powrocie do domu tracą przyjemność z polowania, jak łowca jeleni, albo chwytają za pióro, jak Céline, Heller i inni. Literatura wodzi nas po polach, gdzie trwa Wojna na słowa – Wojna, która szczęśliwie nie przynosi śmierci, ale zbawia od tej rzeczywistej. W niniejszym numerze nie idziemy na Wojnę, szukamy jej tropów i śladów. Wiemy, że jest za plecami naszych rodziców, po drugiej stronie kamery, snuje się za trumną żołnierza, który zginął w „naszym” interesie. Cieszymy się z niewinnych czasów Pokoju, kiedy smacznie śpi bestia w człowieku. W tej kampanii tropienia wojny podejmujemy rozmaite działania. Pojedynek snajperów to rubryka z wywiadami. Poezja, proza i dramat trwają na stanowiskach w zdobytych przyczółkach. W galerii zapraszamy na defiladę, która niebawem przerodzi się w manewry okrążające poszczególne tematy w esejach i felietonach. Na linii ognia, w dziale recenzji, dojdzie czasami do gwałtownej kanonady. Państwu zaś rezerwujemy najlepsze miejsca na widowni okalającej arenę i czekamy na zagrzewający okrzyk: Hurrraaa!.

Redakcja „Arterii”

Wśród autorów numeru: Dariusz Eckert, Radosław Wiśniewski, Agnieszka Smolucha, Robert Miniak, Miłosz Biedrzycki, Aleksandra Zbierska, Robert Rybicki, Agnieszka Kłos, Maria Kornatowska, Magdalena Nowicka, Maciej Gierszewski, Magda Cybulska, Joanna Wygnańska, Karol Franczak, Horst R. Gertler, Alim Vielitov, Rafał Bojdys, Jacek Bieleński, Piotr Gajda, Katarzyna Knapik-Gawin, Jorie Graham, Ewa Chruściel, Marcin Kępiński, Paulina Ilska, Zdzisław Jaskuła, Jerzy Jarniewicz, Michał Stępniak, Małgorzata Niedziółka, Marcin Bies, Justyna Banaszczyk, Rafał Gawin, Michał Murowaniecki, Krzysztof Kleszcz.

Ponadto wiersze poetów nominowanych do tegorocznej edycji OKP im. Jacka Bierezina.

Wraz z numerem - „Zapaść” Joanny Lech.

Numer dostępny w sieci „Empik” już od stycznia!

Ile jest cukru w cukrze?


Autor: Piotr Gajda

Antologia „Przeciw poetom” to pokłosie III Edycji Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Witolda Gombrowicza, której wydawcą jest Związek Zagłębiowski w Sosnowcu. W antologii znalazły się wiersze 25 finalistów konkursu oraz jego laureatów. Wśród znajomych poetów m.in. Bogumiła Jęcek, Jacek Kawecki, Piotr Macierzyński, Zbigniew Milewski, Janusz Radwański, Katarzyna Zając, a także mnóstwo niezwykle ciekawych i inspirujących wierszy. We wstępie do tego wydawnictwa pisze Prof. dr hab. Włodzimierz Wójcik: „Powstaje pytanie, według jakich kryteriów dokonuje się ten przesiew, ten wybór tekstów godnych znaleźć się w niniejszej antologii. Wybierając do antologii utwory uczestników konkursu jurorzy brali pod uwagę odniesienie ich autorów do światopoglądu literacko-artystycznego Gombrowicza, i zagadnień, które przez całe życie go nurtowały. Także w fazie dyskusji z Czesławem Miłoszem”.

Wielu ludzi uważa Gombrowicza za wroga romantyzmu, Mickiewicza i Słowackiego. Budują oni swój „kategoryczny” sąd głównie z naskórkowej lektury „Ferdydurke”. W istocie pisarz ten walczył nie z romantykami, lecz z epigonami romantyzmu. Odświeżał spojrzenie na przeszłość, i tym samym tę przeszłość przywracał w życiu. W „Dzienniku” wyjaśniał: „Dlaczego nie smakuje mi czysta poezja? Dlaczego? Czyż nie dla tych samych przyczyn, dla których nie smakuje mi cukier w stanie czystym? Cukier nadaje się do osłodzenia kawy, ale nie do tego aby go jeść łyżką z talerza, jak kaszkę. W poezji czystej, wierszowanej, nadmiar męczy; nadmiar poezji, nadmiar poetycznych słów, nadmiar metafor, nadmiar sublimacji, nadmiar. Wreszcie, kondensacji i oczyszczenia ze wszelkiego elementu antypoetyckiego, co upodabnia wiersze do chemicznego produktu”.

Cenne są w utworach konkursowiczów wiersze przełamujące szablony i schematy przy jednoczesnym respektowaniu norm językowych, które stanowią podstawę komunikacji słownej. Bez niej nie ma relacji twórca-odbiorca. Nie ma zrozumienia i porozumienia. To, co nowe, awangardowe wielokroć rodzi się z dyskusji sporu z tym, co przemija. Ale wiadomo, że spór i dyskusja nie oznaczają przerwania ciągłości kultury, cywilizacji. Nie ma tu mowy o jakiejś „czarnej dziurze”. Wyzbywanie się zrutynizowanych metafor, utartych związków frazeologicznych, kalek językowych, epigonizmu – to cnoty autorów wierszy na pisarskie ścieżki. Poeta, pisarz, człowiek pióra niczego nikomu nie narzuca. Nikogo nie terroryzuje. On zaledwie dzieło proponuje. Jest jak żywa rana, którą odbiorca, czytelnik może boleśnie podrażnić, bądź też troskliwie opatrzyć poprzez dobre słowo”.

Jurorami tegorocznej edycji konkursu byli: Marek Krystian Emanuel Baczewski, Paweł Barański, Wojciech Brzoska, i Paweł Sarna.

Poniżej jeden z nagrodzonych wierszy mojego autorstwa:

CUKRY

Ciało jest chińską literą, gniazdem utkanym z zaskrońców.
Wciąż w jednym kawałku na jednej łyżeczce żelatyny.

W lustrze śmieje się Budda żółty jak budyń. Zbyt słodki,
a tacy umierają młodo. Dodaj sacharyny do krwi,

przecież trzeba to przespać. Obudzić się w innej epoce,
zobaczyć przed sobą zatroskane twarze z terakoty.

To będzie długa podróż z twardym irysem w ustach.
Z barankiem z cukru rozpuszczonym w dłoni.

wtorek, 22 grudnia 2009

Kultura upada!



TVP Kultura, jedyny kanał, w którym od czasu do czasu ukazują się programy o poezji (m.in. „Poezjem”, „Tani program o poezji”, „Czytelnia”) oraz relacje z Nagrody Literackiej Gdynia i Silesiusa jest zagrożony!

„Władze TVP SA zawiesiły produkcję wszystkich programów w wybranych kanałach tematycznych od stycznia 2010 roku. Jako powód podano konieczność wprowadzenia drastycznych oszczędności w Spółce. Oznacza to, że w TVP Kultura od 1 stycznia nie będą realizowane nowe filmy dokumentalne, programy publicystyczne ani reportaże. Ale co gorsza, oznacza to także, że od nowego roku wstrzymana zostanie produkcja wszelkich dotychczas realizowanych przez kanał programów kulturalnych, między innymi relacji z koncertów, festiwali, czy debat publicznych. Zatrzymanie realizacji programów w TVP Kultura jest równoznaczne z upadkiem tego kanału, ponieważ to właśnie produkcja własna, a nie przegląd zawartości archiwów telewizyjnych, stworzyła markę tej anteny!”

„TVP Kultura to jedyny kanał telewizyjny w Polsce w całości poświęcony pełnieniu misji mediów publicznych. Jako jedyna stacja śledzi i relacjonuje bieżące wydarzenia kulturalne. Promuje wydarzenia organizowane przez największe instytucje kultury w Polsce. Co najważniejsze - nie tylko informuje o nich, ale analizuje, wyjaśnia i ocenia w sposób nieobecny dziś w innych kanałach telewizji publicznej, czyli z głębszym namysłem, z udziałem szerokiego spektrum ekspertów i uczestników debaty publicznej. Stanowi jedyną alternatywę dla komercyjnej i rozrywkowej oferty innych kanałów, w których wszystko sformatowane jest zgodnie ze wskaźnikiem oglądalności. Ma dobrą, ugruntowaną markę. Jest jednym z nielicznych kanałów, który pokazuje Polakom najważniejsze wydarzenia z obszaru kultury wysokiej, prezentuje współczesne trendy, poszerza horyzonty, kreuje gust, edukuje. Wychowuje widza teatralnego, gości wernisaży, bywalców opery. Jest ambasadorem sztuki wybitnej”.

Ratujmy program TVP Kultura! Stosowną petycję do Zarządu TVP S.A. w ramach „Społecznej Akcji TVP Kultura Popieram” można złożyć „klikając” na link

http://www.petycje.pl/petycja/4731/ratujmy_program_tvp_kultura.htmlMo%C5%BCna

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Zapaść plus video


Joanna Lech

Autor: Piotr Gajda

Podczas III Festiwalu Puls Literatury, w dniu 12 grudnia w Łodzi odbyła się premiera „Zapaści”, debiutanckiego tomiku Joanny Lech nominowanej do nagrody głównej konkursu w 2007 roku. Prezentacji książki towarzyszył specjalnie na tę okazję przygotowany materiał wideo. Pokaz otwierał clip stworzony przez Łukasza Jasika, następnie zaprezentowane zostały wiersze z książki oraz pokaz slajdów z "miejsc opuszczonych” autorstwa Mirka Hobory (pokaz slajdów do obejrzenia pod linkiem: http://www.youtube.com/watch?v=hyn0w0MJZCc)

Wspomniany clip poetycki, na który składały się pojedyncze fragmenty wierszy Joanny Lech tworząc jakby całkiem nowy tekst można zobaczyć tu: http://www.vimeo.com/7988722

Niestety, w Poleskim Ośrodku Sztuki wsparcie premiery „Zapaści” techniką video z przyczyn technicznych udało się w sposób umiarkowany, ale to ciekawy projekt wzbogacający odbiór poezji Joanny, stąd godny kontynuacji.



niedziela, 20 grudnia 2009

Zima


"Zima"


"...najcieplej jest w domach..."


"...albo grobach..."

Autor: Piotr Gajda

Zima. O tej porze roku najcieplej jest w domach albo w grobach. Ktoś napisał na murze sprayem „jestem Bogiem”, ale czy Bóg w zimę nie zasypia?

Szklana kula *

Za dwie niedziele zobaczymy,
czy przyjdzie nam umrzeć samotnie.
Nieistniejące adresy wymyślą nazwy ulic,
parzyste numery domów.
Grad nigdy już nie będzie padał,
mróz spożywał wódki z listonoszem.
Nic nie ma na sumieniu ten,
kto nie boi się listów poleconych.


Wielki chłód

Zamarzałem przez czterdzieści zim.
Wokół tylko lód, jedzenie lodu,
kruszenie lodu. Marne widoki na krę
w szklaneczce whisky i białe niedźwiedzie
zamiast białych myszek. Dreszcze zmieniały
stan skupienia, sople sterczały pod skórą
jak grzebień stegozaura. Jeżeli zakwitł
przebiśnieg, wyglądał jak guz mózgu.

Minus

Smutek jest instytucją, zima trwa
okrągły rok. Na drzewach tyle samo
śniegu, co we włosach łupieżu.
W pracy wszyscy w zaspach,
czarna kawa zrzuca biel z dachów.
We wnętrzu ucha rozpędza się kulig.
Pijacy śpią na przystankach, mróz
liże ich palce. W żyłach płynie kra,
z nieba spada gwiazda.

Spinki

Podróż na wschód przez zimne korytarze,
zimne krzesła. W wychłodzonych zaułkach
blaszane instrumenty, sztućce do owoców.
Zamarznięte grudki kroków, szpilki, agrafki,
białe ściany. Mężczyzna w prochowcu, kobieta
w rajstopach. Rozmowa podąża w stronę łóżka,
ciemne figury dopinają suwaki, przycinają
skórę. Rwąca rzeka przymocowana łańcuchem
do nadbrzeża, żelazny most spina arterie
w transsyberyjską kolej. Do kogo należy puls,
którego pogłos rozlega się na pustej ulicy?
To tylko łomot na wiadukcie, od metalu odpada
rdza. Każdy nit samotny, ale nadal łączy.

Piętra

Rozgrzebana pościel jak brudny śnieg
u podnóży gór. Poza szeptem mozolna
wspinaczka schodów, w przyciszonym
radiu słychać kroki szerpów. Ściany,
doskonałe piony, nawisy półek; tynk
zapowiada, że zejdzie z lawiną.
Wystarczy dotrzeć do bazy, rozbić obóz,
zadomowić się. Zaczekać? na co?
Odpowiedź jest w zasięgu wzroku,
nieubłagana jak biel sufitu.

Trzynaście potraw

Pławy? Ryby w occie. Trójząb włożony do ust
rozpuści się, ślina przeniknie do stopu.
Opłatek to gruda białego piasku nad ciemnym
stawem, łacha na rzece. Na obrusie rdza i olej,
czerwone wino. Chleb jest ciałem, zjemy je przy
wspólnym stole. Z naszych rozmów Wieża Babel
wzniesiona z ości. Podamy sobie ręce
nad spoczywającym na talerzu karpiem,

położymy obok noże. Krew nie woda – teraz
rzadka jak kompot. Pierwsza gwiazda jest gorąca
czy zimna? Co wycieknie z ust ostatnie – słowo
w kształcie rozgwiazdy? Wnieśliśmy drewno
do domu, szykujemy narzędzia i ozdoby.
Będziemy nucić pieśni, sposobić drzewko.
My – legion.


*wiersze z mojej debiutanckiej książki pt. „Hostel”.

Kliknął ktoś myszką i tutaj przyszła


Autor: Krzysztof Kleszcz


SIDNEY POLAK "CYFROWY STYL ŻYCIA", 2009.


"Nic dwa razy się nie zdarza"? Po "alkoholowym", absolutnie genialnym debiucie Sidney Polak nagrał płytę "internetową" - równie dobrą, może bez hitu na miarę "Chomiczówki", ale - przebojowości mogą mu zazdrościć wszyscy.

"Przejażdżka motorem Suzuki" zaczyna się rockowym riffem, kończy - sennym, chill-outowym brzmieniem. Pomiędzy jest reagee, Manu Chao, "francuska" piosenka z akordeonem... Zadany temat to "Cyfrowy styl życia" - niby nic nowego, bo był już eksploatowany na pierwszej płycie (chatowy podryw w " www tekila.pl" albo dowcipna przeróbka mantry Hare Kriszna "Hare piwo, hare piwo, piwo, piwo, hare, hare / Hare sex, hare sex, sex, sex hare, hare / Hare muza, hare muza, muza, muza, hare, hare / Hare sieć, hare sieć, piwo, sex, muza, hare.")

Ale Sidneyowi udało się wyśpiewać wiele nowych niebanalnych fraz o swej netowej fascynacji. W refrenie "To nie jest złe, na żywo nie znasz mnie, ale mnie widzisz w formacie jpeg." ujęła mnie gra słowem "złe". A dalej zupełnie jak u poety Tadeusza Dąbrowskiego (który bawił się zoomem w jednym z wierszy z tomu "Te deum") jest ciekawy tekst "Znów trzymasz mnie w objęciach, a ja powiększam cię."


Bardzo pozytywnie odebrałem natchniony, religijny (sic!) kawałek pt. "Blask" (feat. EastWest Rockers). Przekonuje mnie ta synestezja ("Słyszycie ten blask?"), ta metafora ("A ten dzban, co przyniósł mi tę żywą wodę już nie traci dna przy każdym wyborze.")Sidney bawi się słowami ("Nieprzespane noce, częsty w głowie procent.", "Jak ci smakuje sos...", "kliknął ktoś myszką i tutaj przyszła"), ma: wyobraźnię ("z satelity widzą mnie jak robię sobie jeść"), dystans ("Normalna praca, a nawet lepsza, ekshibicjonizm w prostych tekstach", "Popatrz Kasiu to Pan Chomiczówka") i jaja ("Nie Sidney, nikt cię nie dogoni...").

Słucham tej płyty od dobrych paru miesięcy i ciągle sprawia mi przyjemność. Raz zapada mi w ucho muza a la Air w "Ostatnim dźwięku" ("Jestem chyba pijakiem, dobrze o tym wiem. Lubię słuchać muzyki przez cały dzień."), raz akordeonowy hicior "Natalia" ("Natalia małpa rozsądek pl taki jest właśnie dzisiaj jej mejl"). Zdecydowanie udane są też: żartobliwy, kurcze, countrowy!, numer zaśpiewany z Nosowską, skuterowy dialog z dziewczynami-fankami, czy numer "Wyspa Man" ("Moje serce jest twoje, a jest twoje")...

To muzyka zrobiona po to, by relaksować. W przegródce z napisem "pop" rzadko bywa tyle poetyckiej aury, autentyzmu i ciekawych brzmień. To pozytywna energia potrzebna, by kolorować szarą rzeczywistość. Na pytanie postawione w intro płyty "Dlaczego właśnie mi masz zaufać dziś, dlaczego masz mnie ściągnąć albo kupić mnie?" mogę odpowiedzieć: "Bo czytaliśmy te same książki i słuchaliśmy podobnej muzy ("Już teraz dobrze wiem, co miał na myśli Marley, o czym pisał Lem."), zaufałem, kupiłem."

Taniec z synem


Miron, lat 3

Autor: Krzysztof Kleszcz

Dziś odtańczyłem z synem cztery piosenki Kultu, potem "Killer" Janusza Radka (to obowiązkowo od prawie pół roku, co ja poradzę, że upodobał sobie "morderczą" piosenkę?). Potem razem z Maleo śpiewał ze mną "kto ja, kto ja"... aż w końcu chwyciłem za klawiaturę...




sobota, 19 grudnia 2009

Mój wiersz tygodnia (9)


Autor: Piotr Gajda

„Gdybym uważał poezję za konkurencję wrodzonych talentów albo nabytych sprawności, zazdrościłbym Joannie Wajs i chciałbym pisać takie właśnie wiersze. Gdzie w pustce, która jest marginesem od lewej, tak nieuchronnie i bezzwłocznie nastaje obraz: drzewo, latarnia morska, ojciec, koty. Gdzie obraz ten nie jest samotny i znikąd, lecz zapada w tę pustkę na marginesie od lewej jak słup graniczny i emblemat świata piszącej samotnej osoby”.

Po tych słowach Jarosława Mikołajewskiego zawartych w posłowiu do „Sprzedawców kieszonkowych lusterek” Joanny Wajs, każdy melancholik powinien sięgnąć po ten głośny swego czasu debiut. To zaledwie dwadzieścia jeden wierszy – za mało, żeby mogły nas wciągnąć na zawsze do swojego świata – wystarczająco, żeby można było go dostrzec, choć jest okruchem większej całości odbitym w kieszonkowym lusterku. Jak ważny jest to rekwizyt świadczy to, że w jego niewielkiej, zimnej tafli pławi się bez mała cały świat wewnętrzny poetki. Przesuwając się jak w iluzjonie ukazuje czytelnikowi serię onirycznych obrazów. To migawki, pojedyncze klatki, które kiedy już znikną z pola widzenia, będą istnieć jedynie w pamięci, kruchej i ulotnej.

U Wajs paradoksalnie można je dotknąć, przypomnieć sobie ten dotyk: puszysty i miękki jak futro kota, albo słodko-lepki jak spadająca na dywan skórka jabłka. Nawet wówczas, jeśli nie rzuca się już cienia, a przedmioty wokół nas zaczynają tracić swój ciężar i czujemy się „niczym w dłoniach iluzjonisty”. Bo świat zewnętrzny jest mirażem, tak jak rzekome bohaterstwo czterech pancernych, których tandetny wizerunek przyozdabia rewers kieszonkowego lusterka.

Joanna Wajs zdaje się mówić, że prawdziwie istotne jest to, co oddamy sprzedawcy kieszonkowych lusterek – zaledwie lusterko z naszym małym odbiciem – czy damy mu wszystko, „nic o tym nie wiedząc”.

w lustrze

podczas letniej burzy spojrzeliśmy w lustro
i nagle poczuliśmy, że jesteśmy odbiciem,
barwnym, nietrwałym echem tamtych dwóch istot,
w zwierciadle

gdy to pojęliśmy, niczym w dłoniach iluzjonisty
przedmioty wokół zaczęły tracić swój ciężar

jaką, gdy lustro pokryje się śniedzią,
przyjmiemy kiedyś postać, czy równie barwną, nietrwałą?
jabłka czy biegnącego by je podnieść chłopca?

* Joanna Wajs (ur. 1979 w Warszawie), polska poetka, prozaik, krytyk literacki, tłumacz literatury pięknej (z j. włoskiego), dziennikarka. Publikowała między innymi w: "Gazecie Wyborczej", "Midraszu", "Nocy Poetów", "Nowej Okolicy Poetów", "Studium", "Toposie", "Twórczości", "Lampie", "Mój pies". Z języka włoskiego tłumaczyła m.in. teksty Dino Buzzatiego, Monizy Alvi i Oriany Fallaci, ponadto m.in. poezję Philipa Larkina. Za tom wierszy pt.: Sprzedawcy kieszonkowych lusterek otrzymała Nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny (2005), nagrodę literacką Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek (PTWK) w dziedzinie poezji (2006) oraz nagrodę Dżonki 2006 - Nagroda imienia Stachy Zawiszanki (Kraków, 2006).

piątek, 18 grudnia 2009

Odczytane w piwnicy


Autor: Piotr Gajda

Na stronach bloga „Czytanie w piwnicy” prowadzonego przez Marcina Włodarskiego, ukazała się recenzja „Hostelu” zatytułowana „Prawie jak w piwnicy”. Zainteresowanych jej lekturą odsyłam na stronę http://czytaniewpiwnicy.blog.onet.pl/, gdzie można ją przeczytać i skomentować.



* Marcin Włodarski – ur. w 1976 roku. Opublikował dwie książki z wierszami: „Sommy” i „Po własnych śladach”. Redaktor działu poezji w piśmie kulturalno-literackim „Portret”. Pracuje w gimnazjum w Suszu.

czwartek, 17 grudnia 2009

Spotkanie z Pawłem

Paweł Podlipniak (fot. P. Gajda)

Instytut Filologiczno-Pedagogiczny
zaprasza
na spotkanie
z
poetą Pawłem Podlipniakiem
w dniu 4 stycznia 2010 roku o godz. 11.45 w sali 809 w budynku "Olimp".
Rozmowę poprowadzą dr Ewa Kołodziejczyk i studenci I roku filologii polskiej.

Wszystkich zainteresowanych seredecznie zapraszamy do wzięcia udziału w tym spotkaniu.


Informacja nadesłana



poniedziałek, 14 grudnia 2009

Bierezin (fotorelacja cz.2)

Autor: Krzysztof Kleszcz















































































































Edward Pasewicz czyta werdykt



And the winner is... Przemysław Witkowski