czwartek, 1 listopada 2012

Pieta

 

Płoche ciepło pierzcha. Rzeka tnie się brudnym szkłem.
Wśród trzcin stygmaty: ostygłe gniazda, sen w strzępach.
Ranne rzęzi, rządzi zimne, wszędzie graffiti, domy
oznaczone bazgrołem. Wszystko płynie – nurt niesie
zmarznięte truchła, kukły, parodie, a potem nakrywa
kusym prześcieradłem, martwe. Jak pies, jak pies
powtarza K. i tarza się w zdechłym.

W katedrze zimny kamień. Nieogrzewane mury
wydrążone jak orzech. Znalazłem na ścianach chaos,
co zastygł beznadziejnie w marmurowy wzór.
Znalazłem matkę, co dźwiga syna.

Wierzę, na moich drzwiach, bezrozumne,
pisane kredą, śmiercią.

2 komentarze: