niedziela, 27 stycznia 2013

Syn rybaka

Syn Rybaka

Łowić. O burty kutrów obijać pianę.
Albo taki sen: drążyć skałę diamentem na końcu wiertła.
Tymczasem samiec alfa cały dzień w betach.
W kapciach rozchodzi dzień jak skurcz.
Na wiecznych wakacjach w Gniewie nad Wisłą.
W dłoniach tanich jak Lidl dzierży wielki mrożony płat pangi
i pika mu pod czaszką jak w kasie Biedronki.
Nadyma policzki jakby trąbił "What a Wonderful World".

Codziennie czuję, że pełznę, powoli jak wiadomości na pasku w TVP-Info.
Pod reklamą Samsunga za złotówkę, z zestawem głośnomówiącym,
czaję się, by odprowadzić twój koszyk. Trzeba o tym głośno mówić,
polityku z mgły i in vitro, polityku w klapie z Matką Boską,
z marihuaną. Dziś pachnę rybią łuską i szlamem, niemy.
Ale Bondem pachnieć będę. Nie ja, to mój syn,
któremu wymyśliłem imię. Na razie potrząsa grzechotką,
na razie śpiewam mu kołysanki, podaję odżywki.


 




Jabłoń w "44"

Dwa moje wiersze: "Jabłoń" oraz "Cała Polska czyta Pana Tadeusza" znalazły się w "Magazynie Apokaliptycznym: 44".
Zachęcam do lektury. Czasopismo można nabyć w Empikach. A pod linkiem można zobaczyć spis treści numeru.


Jabłoń

Urośnie tu piękna antonówka,
której gałęzie ugięte od ciężaru,
wyprostują się nocą. A owoce -

będą leżeć, prosić się o gryz, nadaremno.
Powiększać się będą na nich brązowe
okrągłe plamy, biały nalot. Jak kontynenty,

gdzie drąży się tunele, lepi wiadukty.
Wyśniłem słodycz, cierpki, mdły miąższ.
Pod plandeką wlokę swój sen w gnój.




niedziela, 20 stycznia 2013

Z przegryzionego słowa "kocham"

FONETYKA "Requiem dla Rafała Wojaczka", 2011.

Rok 2012 to dla mnie dwa poetycko-muzyczne olśnienia: Babu Król i Fonetyka. Oto: dla poezji Stachury znalazło się lepsze miejsce niż ogniska letnich kolonii, zaś Wojaczek - kultowy poeta, na którym kończą się poetyckie antologie, dostał nagle przebojowe melodię, scenę z kolorowymi światłami i synth-poprockowe aranżacje.

To oczywiście może przeszkadzać tym, którzy chcą mieć Wojaczka dla siebie. Bo melodie zbyt wpadają w ucho, gitarzyści zbyt ładnie ubrani, w ogóle to zbyt przebojowe, bo i nucić się da, i zaśpiewać. Mają prawo tak uważać, ja natomiast klaszczę każdej inicjatywie, która wydobywa poezję z niszy. Cyfrowe pokolenie nie kupuje już niczego opakowanego w szary papier, a tekstom Wojaczka naprawdę dobrze w stereo. Gdy widzę kilkanaście osób na wieczorze autorskim i setkę na koncercie - to wiem, że tędy droga. Dlatego już cieszę się, na drugie życie poezji Andrzeja Bursy - zapowiadana jest druga płyta Fonetyki, z tekstami autora frazy "mam w dupie małe miasteczka".

"Requiem..." jeszcze zyskuje w wykonaniach na żywo. Widziałem dwa koncerty zespołu - wykonania były bardziej rockowe od tych, które znalazły się na płycie, plus wizualizacje. Wokalista - Przemysław Wałczuk - sięgnął po wyraziste teksty, zarówno kontrowersyjne, brutalne i dosadne, jak i takie, które można nazwać grzecznymi.

Muzycznie bliskie jest to estetyce Grzegorza Ciechowskiego, słyszę Depeche Mode, Editors... Po wsłuchaniu się w kilka ostatnich piosenek polskich zespołów: Cool Kids Of Death czy Muchy, stwierdzam: panowie bez obrazy, poczytajcie/posłuchajcie Wojaczka.

Na płycie bywa zaskakująco delikatnie, spokojnie: "Mówię do Ciebie tak cicho jakbym świecił / I kwitną gwiazdy na łące mojej krwi" ("Mówię do Ciebie"), "Kończę się w Twoich oczach / Umiem być ciszą / Kończę się" ("Rozstanie"). Właściwie żadnej kakofonii, żadnych Sonic Youth-owych sprzężeń. Jest... przebojowo.
Fonetyce udało się podkreślić moc tekstów chłodem i zimnem muzyki. Dzięki takiej "Balladzie bezbożnej" można zafundować sobie prawdziwe katharsis: rozpacz grzesznika, widzącego świat na czarno, poddanego martwocie, marności, codziennie sprzedającego się pod latarnią, w świecie, gdzie jest tylko "impotencja Boga".

Do szczególnie udanych (świetny refren) zaliczam "List do nieznajomego poety" z fragmentem "Jedno krzesło, wąskie łóżko, bujny grzyb / I mrozu biały ptak" oraz dramatyczny "Dla Ciebie piszę miłość" ze wyjątkowym teledyskiem ("sam wobec Ciebie, której na imię Być,/ i gdzie Twój język, który by koił ból / wynikły z przegryzionego słowa, słowa "kocham"). A "Bądź mi"? Erotyk, który choć szokuje "jedzeniem brudów zza paznokci" to wzrusza, jak żaden inny.

Emocją, która ma wywołać każdy z utworów tej płyty jest nieskończony smutek. Ten dźwięk nie odebranego telefonu, ten dzwon na końcu płyty... Ciarki przechodzą ciało, gdy słucha się "Soli" ("Sól w nasze rany, cały wagon soli / By nie powiedział kto, że go nie boli / Piach w nasze oczy, cały Synaj piasku / By nie powiedział kto, że widzi jasno" ).

Gdzieś migają światła. Niech nie zwiedzie was "muzyka miliona odsłon na YouTube" - "muzyka z keyboardów, z których sterczą kable", w której szkli się tani cukier: "Ja uwielbiam ją, Ona tu jest / i tańczy dla mnie". Wy pytajcie za Wojaczkiem i Wałczukiem "Czemu nie ma tancerki, co tańczyłaby nam zawsze, / tańczyłaby nam wiersze i pozwy, krzyk, płacz i śmiech?"




poniedziałek, 14 stycznia 2013

Z offu, spod skóry

STEVE HOGARTH & RICHARD BARBIERI "NOT THE WEAPON BUT THE HAND", 2012.

Niepotrzebny jest okular 3D, niekonieczny wygodny fotel. To może być gdziekolwiek, wystarczy zamknąć oczy i posłuchać "Red Kite", by otworzyć przestrzeń, ujawnić oniryczny krajobraz. Jakieś chińskie mogoty, dziwną przestrzeń z gry Unreal, w którą grałem sto lat temu. Wiatr, który unosi głos. Świat jak płaszcz, podszyty niepokojem. Pieniądz, który obracamy w palcach, podrzucamy do góry. Drapieżnik, który wisi w powietrzu, tańczy.

Podobny nierealny klimat mają wyznania Hogartha, że jest kotem o siedmiu duszach. Podobno w ten sposób określano Jasera Arafata, który dla każdego umiał być kimś innym.

Najpiękniejszy jest nr 3. Ten jeden drżący dźwięk. Dolewanie łyżeczką wody do oceanu. Jak przebieranie miary. "Gdzieś, gdzie chcemy krzyknąć, ale nie wypada, gdzieś pod całym tym śmietniskiem i nonsensem. Jesteśmy nadzy." Ta świadomość jest cenna jak zielony pęd między suchym zielskiem. Jak jeden "Wiersz" obok trzydziestu manifestów postmoderny... "Naked" ma kaliber songów Dead Can Dance, kiedy przeszywa cię jakaś strzała i nic nie jest już takie jakie było. Katharsis, albo i coś więcej niż zakatharzenie, jakaś grypa, która będzie trzymać przez 2 tygodnie.

"Crack" zapewne powstał z fascynacji muzyką Petera Gabriela. Jest trochę z innej bajki, ma jakąś agresję w sobie.

"Your Beatiful Face" jest w klimacie soundtracku "Stan strachu" Obywatela GC. Hogarth pisząc tekst do tego utworu i jego repryzy, która dała tytuł płycie, zainspirował się spotkaniem z córką swojej znajomej sprzed lat. Matka, była pewna siebie, świadoma swej siły, w jakiś sposób zarozumiała i próżna, córka zaś - choć jak jej odbicie w lustrze - była zupełnie inna - delikatna, słodka, niezepsuta. Stąd podobno tytuł płyty, że nie broń zabija, ale ręka, a "świat jest bezpieczniejszy, bez tamtej cudownej twarzy."

Nie obiecywałem sobie wiele po tej płycie, a wyjątkowo mnie zachwyciła. Może dlatego, że podobnych, czasem wręcz ambientowych, brzmień dawno nie słuchałem. Hogarth nawet wyznając banalną prawdę o miłości, zrobił to tak, że słucha się tego jak objawienia. Wśród szeptów, jakby z offu, zza zasłony, jak sufler, spod skóry - przekonuje, że "Only Love...".
W "Lifting The Rid" jest splątany rytm, studnia słów. Hipnotyczny, jaskiniowy klimat. Zapewne jeszcze pobędę pod jego wpływem.

Choć to niewątpliwie poboczny projekt Hogartha (wokalista Marillion) i Barbieriego (klawiszowiec
Porcupine Tree) - to właśnie w nim wg mnie wznieśli się na swoje wyżyny. Ale to prawda ogólnie znana, że to z niszowej muzyki można czerpać większą siłę, niż z tej lansowanej na pierwszych stronach czasopism i granej w rozgłośniach.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Rok Tuwima


2013 ogłoszono oficjalnie Rokiem Juliana Tuwima. W mieście, w którym Tuwim znalazł miłość, wśród granitowych płyt, szedłem z synem za rękę. Szliśmy wypożyczyć strój Drakuli na piątkowy bal. Szliśmy i wymyśliłem: to będzie poetycki rok. Rok, w którym o poezji będą pisać tygodniki. Recenzje książek poetyckich będą "godne" farby drukarskiej.

Choć wieszczono powolny koniec czytelnictwa, a księgarnie zamieniały się w salony z kawą. Choć na papierze drukowano coraz częściej tylko streszczenia albo wielkie ogromniaste albumy, takie, które gdy się je przegląda, mogłyby kogoś przygnieść. Wszystko będzie inaczej. Na pytanie o poezję, kiedyś - pani sprzedawczyni pukała się w głowę.
W Roku Tuwima będzie to wyglądało tak: pani wychodzi na zaplecze, przychodzi z panią kierownik, z zastępcą pani kierownik, z zastępcą zastępcy pani kierownik. Na ladzie rozkładają pełną ofertę: WBPiCAK, Biura Literackiego, Kwadratury. Jest tam Mamiko, Instytut Mikołowski, Biblioteka Arterii, Topos. Full.

Tak. Macie rację. To wygląda jak kadr z czołówki "Pingwinów z Madagaskaru". A teraz: "suszymy ząbki panowie".