niedziela, 25 października 2015

Nagroda Conrada dla Liliany Hermetz - autorki "Alicyjki"


Liliana Hermetz, autorka debiutanckiej powieści "Alicyjka" (Wydawnictwo Nisza), została uroczyście ogłoszona laureatką Nagrody Conrada, przyznawanej najlepszemu debiutowi literackiemu. Zwycięską książkę wybrali internauci, którzy od 13 października głosowali na pięć nominowanych debiutów. Wręczenie statuetki oraz nagrody w wysokości trzydziestu tysięcy złotych miało miejsce 25 października podczas Gali Nagrody w Centrum Kongresowym ICE Kraków. 
Oprócz "Alicyjki" nominowane były książki: "Przypadek Alicji" Aleksandry Zielińskiej, "Jetlag" Michała R.Wiśniewskiego, "Pająki Pana Roberta" Roberta Pucka i "Zawsze jest dzisiaj" Michała Cichego.

sobota, 24 października 2015

Roman Honet i Jacek Podsiadło laureatami Nagrody im.W.Szymborskiej

Roman Honet i Jacek Podsiadło laureatami Nagrody im.Wisławy Szymborskiej. Wśród nominowanych byli też Jakobe Mansztajn, Maciej Robert i Mirosław Mrozek. Laureaci otrzymali po 100 tysięcy złotych.
Nagrodzone książki to "Świat był mój" (Biuro Literackie) i "Przez sen" (Ośrodek Brama Grodzka – Teatr NN). Galę transmitowała stacja TVN24.


































Roman Honet

Z laudacji: "U Romana Honeta, począwszy od podstawowej antynomii miłości i śmierci, członkowie kapituły dopatrzyli się nawiązania do tradycji baroku i symbolizmu. Już w pierwszym wierszu autor wydaje się podejmować tę tradycję, przeciwstawiając urzeczowionej doczesności śmierci dążenie do sublimacji." 

















Jacek Podsiadło

Z laudacji: "Kapituła dostrzegła odwagę sięgnięcia do form retorycznych i wersyfikacyjnych, zdawałoby się od dawna zapomnianych; do rymu i rytmu, który napędza tę poezję. Apologia języka poetyckiego, dowody językowej energii zawierają się w rytmie tworzącego się świata, w zabawie, karuzeli słów wyraża się sens i radość realnego życia, a nie tylko pisania."

Zmarł Zdzisław Jaskuła

Jeszcze niedawno - ledwie 2 lata temu - stałem obok niego na scenie. Wspólnie uczestniczyliśmy w imprezie zorganizowanej przez ŁDK - podjęliśmy korespondencję z wierszami Tuwima.


Kilka miesięcy temu usłyszałem, że jest ciężko chory. Dziś 24 października zmarł Zdzisław Jaskuła (1951-2015) poeta, reżyser, animator, społecznik, dyrektor Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka, wiceprezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi przegrał walkę ze śmiertelną chorobą.
Jako poeta debiutował w 1969 na łamach "Poezji”. W 1984 wydał legendarną "Maszynę do pisania". Uznawany był za jednego z czołowych przedstawicieli "Nowej Fali". Od roku 1976 roku związany ze środowiskiem KOR. Człowiek-instytucja. Od lat czynnie wspierający wiele działań artystycznych w naszym mieście, wspierający młodych twórców, a także m.in. dyrektor artystyczny Festiwalu Puls Literatury w Łodzi. Jego rozmowy z Jerzym Jarniewiczem były stałą rubryką w Kwartalniku Artystycznym "Arterie". Wydał zbiory wierszy: Zbieg okoliczności, Dwa poematy, Wieczór autorski i Maszyna do pisania (1984). Zredagował antologię anonimowej poezji stanu wojennego Siekiera, motyka, smok wawelski (1982). Wraz z żoną dał nowe tłumaczenie Tako rzecze Zaratustra Fryderyka Nietzschego (1999). Autor wyboru poezji Gottfrieda Benna Nigdy samotniej i inne wiersze (2011). Był redaktorem działu poetyckiego czasopisma „Tygiel Kultury”. 

środa, 21 października 2015

Piękna! Nie opuszczaj jej! Nie opuszczaj!

ŁUKASZ JAROSZ „Kardonia i Faber”, Biuro Literackie, Wrocław 2015.


Książkę rozpoczyna fragment „Baśni” Andersena o tym, że marzeniem Małej Syrenki była nieśmiertelna dusza. Po śmierci wszystkie syreny zmieniają się w pianę morską i nie mają nawet grobu tu, pomiędzy bliskimi.
Jeśli śmierć budzi w nas strach, przypomnienie sobie tej baśniowej tęsknoty może być oczyszczające. I nagle ta "shonetyzowana" okładka pięknieje.

To ósma książka Łukasza. Autor od wydania „Somy” w 2006r. wykształcił swój rozpoznawalny styl. Ciągle z przyjemnością zaglądam do jego książek np. do „Białego tygodnia”, do „Świata fizycznego”. Zasłużenie doczekał się uznania (Nagroda im.Szymborskiej) i... naśladowców, którzy w surowym, prostym opisie, dostrzegli główny środek wyrazu.

Najpierw wątpliwości. To kolejna książka pisana w podobny sposób: krótkimi zdaniami, czasem i równoważnikami - np. czy takie otwarcie: "Zimna góra, chłopak z rzeźbioną ciupagą." (s.11) to nie jest czasem literacka łatwizna? Rozpoznaję tu nadmierną egzaltację: "Pisałem, ale to nie była moja ręka, mówiłem, ale nie swoimi ustami." i zbyt duże podobieństwo wierszy do siebie. Fotograficzny opis, skupienie na szczególe, zwierzęcy albo wiejski rekwizyt. Aż powstaje pokusa, by ponaśladować autora (pomyśleć - ja też bym tak umiał!).

A jednak po lekturze zostałem przekonany. Wystarczyło mi  obrazowanie, w którym Łukasz jest naprawdę dobry. Bez nadmiernej metaforyzacji, bez gier językowych. Prosty zapis przesuwających się kadrów pod powiekami tuż przed zaśnięciem. Albo inaczej:  efekt kontemplacji „przeżytego”, pisany na tle zachodu słońca. Powierzany pstrokatemu niebu? Tak. Wszak opisy nieba to w tym tomie bardzo natarczywy motyw.
To tom o śmierci. Najczęstszy poetycki temat. Marność. Pierwszy kadr - popiół, w który zmienia się nasza przygoda, nasze uniesienie, zostaje nam - resztka prądu w radio, zasikiwanie ogniska, czaszki, robaki... Przepracowanie tematu prowadzi do wyparcia się strachu, wzięcia go za dobrą monetę: "Niebo ma kolor psiego podniebienia", "Z otwartymi ustami patrzę w światło lampy, słucham jak w ustach piszczy wiertło. Rurka aparatu siorbie gorzką ślinę". Przewartościowanie: "Nie jestem sobie potrzebny, naplułem na patyk i rzuciłem psu."  Kto nas olśni jak nie pijak obok podpartego pustakami domu: "Piękna! Nie opuszczaj jej! Nie opuszczaj jej!"
Bardzo cenię sobie puenty Jarosza: kręcenie kluczem w otwartych drzwiach (s.43), twarde kolano na plecach (s.57). Jest w tym wizyjność, epifania. Piękny jest wiersz „Królestwa” z frazą „Potem spisałem tę miłość, przestały mnie bawić żarty, że ktoś przewraca się na skórze owocu lub ruchomej bieżni.” i „wróciłem, rozdarłem krzaki, by wyjść na łąkę, na której stały topola i zamek.

Niebo połykające naszą absurdalność, cały nasz teatrzyk codzienności. Łopata w kształcie serca. Wizyta w szpitalu, w którym „Tamten kisi się w brudnych betach, ten wciąż wkłada sobie monety w usta, wciska dzwonek na pomoc.” Obcy własny oddech „jak ostrzenie kosy lub noża”. Ale i to, że „na tle ściany miesza się zimne i ciepłe powietrze”. Że jest duch, coś więcej, dużo więcej niż nam się wydaje.