niedziela, 31 lipca 2016

Zostawić zielone doliny

MIROSŁAW MROZEK „Horyzont zdarzeń”, Fundacja Literatury im.H.Berezy, Szczecin 2014

Nominacja do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej była zaskoczeniem, niewielu bowiem słyszało wcześniej o debiutancie, urodzonym w 1979 roku. Specyficzna to książka i naprawdę ciekawa. Pisana z niezwykłej – obłędnej – perspektywy.

Siedzę na parapecie okna szpitalnej palarni, / palę tanie papierosy z przemytu i piję kawę.”; „Błądzę myślami poza czasem i przestrzenią, nagle dostrzegam napis wydrapany na framudze: // ego – zmora – tragedia. // Jakbym zobaczył palec Boga piszczący na ścianie / lub siebie ubranego w inną skórę, kości i krew, pochodzącego z nieokreślonej przyszłości, / który odgadł swój los i zamarł w przerażeniu.”

Wiele tu frapujących obrazów: np. w wierszu „Albo nie być”: umysł, który pragnie zgłębić swoją naturę przyrównany jest do bestii, która wgryza się we własny bok. „Cóż za żałosny widok”. Celny to sarkazm, w stronę filozofów, myślicieli, poetów. Jak pisała Emily Dickinson (a śpiewał Maleńczuk): „Ja w moim ja ukryte / To potworność większa / Niż ukryty w mieszkaniu / Zwyczajny morderca”.

Autor nie tylko czyta, ale studiuje Biblię. Wybrał kilka wątków: oto przemawia do nas kamień, który nie został ciśnięty w jawnogrzesznicę, oto tragiczny skutek pomieszania języków, oto rozważania Poncjusza Piłata. Każdy w sedno!

Tytuł książki nieprzypadkowo wskazuje na fizykę jako obiekt zainteresowania. Mamy więc, i Stephena Hawkinga („Podróże w czasie”), i rozważania o przypadkowości, np. w wierszu o zadeptanej mrówce, o względności, o osobliwościach ducha i materii. Przykładem ciekawej poetyckiej konstrukcji jest wiersz „Przełom” - autor wspomina jak zmieniła się interpretacja przyczyn upadku Powstania Warszawskiego oraz jak zmieniła się kondycja finansowa podmiotu lirycznego.

Ujmuje wiersz „Credo” z własną koncepcją Boga („nie przyczyną ale skutkiem / Jest Bóg”). Zostają w pamięci słowa z „Do ciebie” o obojętności wobec odbiorcy tych wierszy: „Nie chcę cię nigdy spotkać / ani poznać twojej opinii.” Nieźle ulepiony jest też wiersz „Trójca” o paradoksie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.

Mrozek nie boi się opowieści o swoim zaburzonym metabolizmie energetyczno-informacyjnym, nie bez ironii mówi o manii wielkości: „Ja i Ludzkość (…) któreś musi ustąpić / żadne nie chce / a siły są wyrównane”. Zdaje się też, że zrozumiał, że nauka goni w piętkę: „wszystkie równania / mają rozwiązania / lecz nie mają znaczenia”. Dla tragicznych poetów jest tu dziesięć dosadnych wersów z wiersza „Pijacy”. Wszystkim zaś przeznaczona jest taka fraza: „kto ma oczy – niechaj czyta, / kto ma uszy – niechaj słucha, / kto ma rozum – niech mu nie ufa.”  Dość brutalnymi słowy do nie lubiących poezji: „Skoro ogranicza cię słowo / porzuć słowo / nie będziesz poetą / lecz któż chciałby być poetą w czasach / kiedy język nie ma nic wspólnego ze smakiem / wyrwij język i stań się niemym wyrzutem / skierowanym do wszystkich”.
Zwykli ludzie „wszystko co mają to niewyszukane pozory, o nic nie pytają i nie pragną żadnej odpowiedzi” tymczasem poeta zakochany jest w echu swoich słów; „Poezja nie jest dialogiem, jest diagnozą. To nie choroba, lecz sposób myślenia i działania.”, „Mój cel, moja wiara, moja świadomość - / uwięzione w mojej frazie za kratą papieru.”, „Twoja rola: zachwyt lub pogarda.”

Przez obłęd do poznania, olśnienia. Kościół i szpital psychiatryczny położone na wzgórzu, gdzieś obok siebie i obok nieba. „Nie zostałem powołany do poznania, / zostałem powołany do błądzenia, / jak każdy zresztą, ale ja nie jestem / każdy, jak każdy zresztą.”; „Śniło mi się, że świat został odwrócony / na nice, mroczniał światłem, a gwiazdy / pałały ciemnością / zaś ludzkie oczy / służyły po to, by ktoś mógł patrzeć / przez nie w człowieka.”

Przejąłem się frazą: „Myślę o sobie jako poecie i czuję się jak ten neandertalczyk, / który cofa się przed doskonalszym – w sztuce przetrwania - / gatunkiem.” Ten z wielkim mózgiem, tragiczny wobec milionów homo sapiens sapiens, nie rozumiejący „festiwali Polsatu” „Pozostawia zielone doliny i kryje się w górskich / jaskiniach.”

czwartek, 28 lipca 2016

Macham białym wierszem do waszego think tanku

Oto mój debiut na stronach internetowych Biura Literackiego. Zestaw wierszy z przygotowanego tomu "Pański płaszcz". Zachęcam do lektury:
http://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/utwory/macham-bialym-wierszem-waszego-think-tanku/

niedziela, 24 lipca 2016

Śruba i Płaszcz w MBP


MANIFESTY POETYCKIE, MBP w TOMASZOWIE MAZ., 22 lipca 2016

Pisze się także dla takich konfrontacji. Czyta się w niepewności, co pomyśli słuchacz. Czytałem wiersze, które jeszcze nie doczekały się druku, słuchałem później reakcji odbiorców. To cenne i mobilizujące: na tzw. adrenalinie napisałem w tym dniu dwa nowe wiersze!

W wakacyjny piątkowy "wieczór" w pięknej sali MBP znaleźli się chętni na wejście w świat, niełatwej przecież, poezji współczesnej. Wiersze z nowej książki Piotra Gajdy - głównego bohatera spotkania, "Śruba Archimedesa" to - jak sądzę - pewien wysiłek: rozsupłanie metafor, które czasem przerażają, jak te z wiersza "Gięte krzesła", gdzie do weselnej, wesołej (pozornie!) zabawy został przyrównany współczesny świat: "Zaprośmy do gry osobę, o jedną więcej niż jest wokół ustawionych stołków. / Ostatni bliźni, który nie zdąży zająć miejsca, odpada // i zabiera z sobą krzesełko. Żadna strata ani korzyść, skoro sami od dawna jesteśmy jak ono. Zydel, taboret, / podnóżek, siedzenie, praktykabl, siodełko, siodło. // Nie ma takiego określenia, jakim nie można nas przezwać. / Przedmiotu, w którego słojach byłoby równie mało życia, / a przy podobnie wygiętej konstrukcji - aż tak duży udźwig." Wysiłek, który wynagradzany jest później swoistym olśnieniem. Jeśli znacie poezję, która przeszywa celniej, dajcie znać. 



O mojej poezji mówiłem, że się zmieniła. Syn, o którymi pisałem w "Ę" ma już 10 lat, "Przecieki z góry" - filozoficzne, metafizyczne - podobnie. Czytając je, myślę: "kiedy to było!" Odświeżyłem dykcję, ale mam nadzieję, że da się rozpoznać "język, który cię nie wystawi". Czuję, że moja nowa poezja jest charakterystyczna, rozpoznawalna. Trochę bezczelna i zarozumiała. Wierzę, że może się podobać, bo trzyma rękę na pulsie, jest bliska życiu. Czy dane jej będzie szybko znaleźć druk? Trzymajcie za to kciuki. 
 
Co właściwie oznaczało słowo "manifesty poetyckie"? Mam wrażenie, że już sama obecność słuchaczy, na przekór rytuałowi piątku, była swoistym manifestem. Na pohybel banałowi egzystencji! Łowienie słów, fraz wciąż jeszcze kogoś obchodzi. "Słowo ma w sobie ratunkowe koło, aureolę, przejście!"

sobota, 16 lipca 2016

Manifesty Poetyckie - 22 lipca w tomaszowskiej MBP

22 lipca w tomaszowskiej Miejskiej Bibliotece Publicznej odbędzie się wieczór poezji. Dwaj tomaszowscy poeci zaprezentują swoje najnowsze wiersze. Piotr Gajda będzie promował swoją nową książkę wydaną przez Dom Literatury w Łodzi, ja zaś przeczytam fragmenty przygotowanej do druku książki "Pański płaszcz". Zapraszam. Wstęp wolny!

W ramach zorientowania się, co to za wiersze, polecam odsłuchanie audycji Radia Łódź z moim udziałem z 20 czerwca.


czwartek, 14 lipca 2016

Dzień święty, rok pański. Wszystko jest smakiem, cudem.

KRZYSZTOF BIELEŃ "Błystki wahadłowe", Wydawnictwo Mamiko, Nowa Ruda 2015.


 
Różne miejsca akcji. Autor to jeden z tych, co „od dziecka mają dryg do roboty”, pracuje za granicą, to jako hydraulik, to przy budowie dachów. I podróżuje. Gdzie go nie było: Włochy, Damaszek, Niger, Hiszpania.

Ale powraca w rodzinne Podkarpacie, tu gdzie, jak pisze: „los się do mnie uśmiechnął: wylosowałem prowincję, gdzie grabię liście w ogrodzie (resztki po zeszłym roku) grabiami, którym brak zębów (...)” To słowo „wylosowałem” przypomniało mi frazę z wiersza Piotra Macierzyńskiego: „wylosowałem Polskę / w pokerze po takim rozdaniu / mówi się pas”. Doceniam sarkazm łódzkiego poety, ale to przy lekturze wierszy poety, który wziął się za bary ze światem, "zdjąłem czapkę z głowy". Ileż frajdy dała mi lektura „Błystek...”! Oto spokój, oto światło. Żadnego użalania się nad sobą, jeśli już to ironia... („uparty matoł”, bo „błogosławieni, którzy umieją śmiać się sami z siebie”). Proste życie – w podróży, pełne pracy i lektur. Czerpanie z niego pełną garścią.

Trudno nie zauważyć erudycji i mądrości. Nie pozazdrościć. Dużo uwagi poświęca się tu szczegółom: nazwom gatunków roślin - jakby to one same już były poezją (bagno górne, wiązówka błotna, wierzba mandżurska, irga, żywotnik), nazwom zwierząt, nazwom własnym miejscowości (np. Kłapówka, Siepietnica nad Olszynką), nazwiska twórców: (Proust, Leonardo, Heraklit, Platon), postaci historycznych (papież Damazy), nazwiska miejscowych (zdun Sychta), postaci z powieści, obrazy znane z muzeów... Wszystko to pojawia się od niechcenia, nagle wśród z pozoru błahych rozmyślań. Jakby autor miał w ręku klucze do wszystkich furtek świata. Ileż szczęścia wynika ze świadomości!

Autor czasem aż upaja się tym co widzi: „słońce zachodząc właśnie, czyli tuż nad ziemią wisząc, ma odcień lekko przypalonej skórki chleba bez kwasu”, „A dzień dziś bezsłoneczny, zaczyna mżyć, więc tym żywiej z dziedzińca / wchodzę do podziemi (niby z dzieła w czerwieni / do dzieła w czerni) (…)”

Inteligent spędza czas na gospodarskich czynnościach, które mu nie tylko nie uwłaczają, ale dostarczają mu pretekstów do przemyśleń: np. giętkie języki płomienia zaczynają mu przypominać żebra łodzi. Wszystko jest smakiem, cudem: „Płaskowyż, jak pod Kolbuszową, nade mną księżyc, jakby zrobiony z tłustego sera, z niebieską pleśnią;”. Liczy się dobrze wykonana praca. Dostarczyć radości może choćby rozłożenie parasola („w pańskim geście, podszytym wdzięcznością / za to, że wciąż jeszcze się jest pionkiem w tej grze.”)

Filozof, erudyta tka frazy skojarzeniami: „Tutejszy wiatr niczym świst miecza nad głową (...)”, utknięcie na lotnisku kojarzy mu się z oczekiwaniem nomadów na koniec zamieci. To wiersze wynikłe z tułaczek po świecie: „Ten syk, zmieszany z wiatrem, przypomina mi tutejszy język, pełen przydechów, chrząknięć, zwarć krtaniowych i ciągłych zadławień przy łykaniu słów (...)” Są bliskie prozie poetyckiej. Mają własny sznyt. Zmuszają do refleksji, uśmiechu, gdy widzi się Szekspira- „jeszcze ranek nie tak blisko” na wędkowaniu. Dwanaście ostatnich ma formę listów, zaczynających się od słów „Bracie, ...”. Uważny czytelnik odnajdzie takie frazy-cymesy: czuję się tu jak młody bóg, gdy krzątam się po podwórzu, / koszę kosą osty i pokrzywy w sadzie, zbieram upadłe / jabłka pod jabłonią (…) choć coraz gorzej widzę, i to z bliska, / zwłaszcza rządki drobnych liter, ucho igły, koniec i początek / nitki, dziurki guzików, lecz póki co starczy zwiększyć dystans, / by znowu wszystko stało się przejrzyste.”

Gdy czytam „krycie dachów trzciną mnie uskrzydla”, gniotę te wszystkie swoje pretensje do świata, włączam przycisk z napisem „pokora”. „Tuż obok strugaczka, ołówek / kartka papieru w cienkie proste linie, równoległe w stosunku / do siebie.” I od razu mi lepiej.

Przeczytaj też recenzję książki Krzysztofa Bielenia "Wiciokrzew przewiercień"

Nagroda Orfeusz 2015 dla J.M.Rymkiewicza


3 lipca decyzją jury w składzie: prof. Jarosław Ławski (przewodniczący), Tomasz Burek, Janusz Drzewucki, Antoni Libera, Bronisław Maj, laureatem Nagrody im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego Orfeusz za najlepszy tom poetycki roku 2015 został Jarosław Marek Rymkiewicz za tom Koniec lata w zdziczałym ogrodzie natomiast Orfeusza Mazurskiego za najlepszy tom wydany w Polsce północno-wschodniej (Warmia, Mazury, Podlasie) otrzymał Erwin Kruk za  Nieobecność.

W finałowej piątce nominowanych znaleźli się, oprócz Jarosława Marka Rymkiewicza: Urszula Honek ("Sporysz"),  Artur Nowaczewski ("Kutabuk"), Uta Przyboś ("Prosta") i Ewa Sonnenberg ("Hologramy"). 

sobota, 9 lipca 2016

Brońcie piękna


THE CULT "HIDDEN CITY", 2016.


Odpalcie płytę od numeru 8: „Deeply Ordered Chaos”. Od słów Jestem Europejczykiem. Niech przejdą was ciarki. To utwór poświęcony ofiarom masakry w Paryżu, wyrażający niepokój wobec kondycji współczesnego świata.

A w ogóle znacie The Cult? Wokalista: Ian Astbury – jeden z najbardziej charakterystycznych rockowych głosów o głosie jak dzwon, następca Jimmiego Morrisona (zastępował go zresztą na jednej z tras The Doors). Najlepsze płyty: „Love”, „Electric”, „Sonic Temple” i „Ceremony” - to stare dzieje lata 80-te i początek 90-tych. Przeboje: "She Sells Sanctuary", "Love Removal Machine", "Edie (Ciao Baby)"... Dla mnie to kultowy zespół i świetnie, że przypomniał o sobie. W tekstach jasny przekaz: Brońcie piękna - w sobie, w świecie. Dbajcie o swoją duszę, miłość. 
 
Tytuł płyty został wzięty z inspiracji zachowaniem argentyńskiego piłkarza Carlosa Tevesa, który po strzelonej bramce zwykł podnosić koszulkę i pokazywać napis Ukryte miasto. Ciudad Oculta to nazwa slumsu w Buenos Aires, w którym sportowiec dorastał. Oto bezbronne serce, spójrzcie skąd jestem.

Znajdziecie na płycie świetne melodie! Genialny na balangę numer 9 - „Avelanche of Light”: prawdziwy hymn do miłości: Wiem, że w tym życiu, wszystko pochodzi od ciebie. Jakaś dzikość unosi ten utwór!
Trochę wolniejszy, ale świetny jest „Dark Energy” o obronie prawdziwego uczucia.No Love Lost” ma dobry refren, o tym, że gdy serce straci się wiarę, miłość zamienia się w nienawiść, strach w krew i kurz na grobie.
Musi się spodobać nr 5 - „Bird of Paradise”. Wokalista śpiewa tu swoją charakterystyczną manierą,  jeden z wersów wyśpiewuje jakby miał zapchany nos. Dzieli się z nami obawami: czy będzie nam dany raj?
Tytułowy „Hidden City” zaczyna się „elektrycznym” riffem, motorycznym beatem i zaczepką wokalisty: Hey... Świetne intro! Nie umiem oprzeć się skojarzeniom do The Doors, a więc wyobrażam sobie hybrydę Iana Astbury'ego i Jima Morrisona, jak narzeka na bankructwo obecnej generacji, wieszczy jej koniec i namawia do opamiętania. Suniemy szybkim motocyklem, zderzenie jest kwestią czasu.
Robi wrażenie „G O A T”  - Narastający, brutalny, wzbierający krew w żyłach. ... W teledysku widzimy gościa przygotowującego się do bycia najlepszym na świecie.  In Blood” jest w porządku: dramatyczny, wizyjny (a wizje te krwawe...). W balladzie „Lillies” Astbury sprzedaje nam receptę jak żyć, żeby być szczęśliwym. Jest tu mocarny refren o tym, że mamy wszystko do stracenia i o zamienianiu siniaków w wino.

Nie wszystkie kompozycje są wybitne. Nijaki, choć przyjemnie gra tu gitara, a wokalista robi co może, jest „Dance The Night” o tańczeniu boso. Zdecydowanie słabsza jest końcówka albumu: „Heathen” momentami przypominający Sisters of Mercy z „Vision Thing”, ale potem już zwyczajnie nudny. Podobnie jak ostatni „Sound And Fury” zbyt ckliwy... Już lepiej pomijać ten utwór i zacząć bronić piękna. Już czas.


piątek, 8 lipca 2016

Solo, które rozdziawia usta

DAVID GILMOUR "RATTLE THAT LOCK", Sony Music 2015

Z całą pewnością piosenka "Rattle That Lock" przypomniała mi, że lubię Chrisa Rea. Że to Gilmour, byłem zaskoczony. Ta melodyjka  grana na francuskich dworcach, jak wezwanie do podróży. A potem jeszcze dwieście razy posłuchałem o rozbijaniu zamka, odrzucaniu łańcuchów. Bo to radiowy utwór, który się nie znudzi. Wezwanie, motywacja. Pora wsiadać, zrobić, co należy. Żegnaj chaosie, zróbmy tu porządek.
70-letni dziś muzyk nagrał płytę, którą spokojnie można postawić ulubionych albumów Pink Floyd. Najpierw nostalgia instrumentalnej introdukcji. Jej tytuł "5 A.M." sugeruje mi, że nie warto tkwić w betach.
Uwielbiam utwór nr 3 - "Faces Of Stone" - te piękne uderzenia w klawisze pianina. Świetne orkiestrowe brzmienia (aranżacje Zbigniewa Preissnera), aż po - co oczywiste - solo, które rozdziawia usta. Tekst - wspomnienie młodości. Z początku myślałem, że to o pierwszej randce, o rodzeniu się miłości na całe życie, ale - jak przeczytałem gdzieś - tekst dotyczy ostatnich rozmów z matką przed jej śmiercią. Jest tu fajny wers : "twój kochanek odszedł, a teraz masz jego zamiennik".
Następny jest "A Boat Lies Waiting" z huśtnięciami łodzi. O pustce, o wielkiej wodzie - dedykowany zmarłemu kumplowi z zespołu.
Zachętą do podjęcia ryzyka - tym zapewne jest "Dancing Right In Front Of Me" z jazzową - zaskakującą - wstawką. Gilmour podjął się tu ryzyka napisania o swojej miłości do dziecka, o trudnej chwili, gdy opuszcza gniazdo i musi sobie radzić samo.
"Any Tongues" trochę chyba za bardzo przypominający "High Hopes" to utwór o bezsilności wobec śmierci młodych ludzi powoływanych do wojska, o bezsilności ojca wobec takiego powołania dla syna.
Instrumentalny - zgadzam się z tytułem - "Beauty" przechodzi w niespodziewaną zmianę klimatu na barowy utwór "The Girl In The Yellow Dress" ewidentnie jazzowy, z fajną partią saksofonu, z dźwiękami kontrabasu i perkusyjnych miotełek - zaskoczenie.
Chórki rozpoczynają "Today", a potem kilka dźwięków i jesteśmy we floydowym niebie. Wiem, że są na tym świecie osoby, które nigdy nie miały okazji zachwycić się "Ciemną stroną Księżyca", płytami: "Atom Heart Mother", "A Momentary Lapse of Reason" czy "Division Bell", dla nich ta płyta to furtka do tych wyjątkowych dźwięków. Ja, znający te płyty doskonale, gdy obejrzałem w telewizji koncert we Wrocławiu zobaczyłem, że mój mistrz ma się dobrze.
Właśnie wróciłem, trochę za szybko, z gór, więc te dźwięku projektują mi w zastępstwie równie wielkie przestrzenie.