RADOSŁAW KOBIERSKI "LACRIMOSA", Wyd. Zielona Sowa, 2008
Gdy przypominam sobie powieść "Harar" natychmiast wyświetlają mi niesamowite obrazy: dziecko, które za Bozię brało kawałek otynkowanej rury ("Może ciotka wskazała mi drewniany krzyż, a ja spojrzałem odrobinę wyżej, i tak już zostało?"); schulzowa maligna, gdy miasto wizualizuje się jako makieta; schizofreniczna scena zamknięcia w przedszkolu. O tak! To jedna z wyjątkowych książek. Lubię też wiersze Kobierskiego, choć są często bardzo smutne, wręcz przygnębiające. Na swój sposób piękne, szlachetne, boskie. Czuć w nich serce, całe życie, prawdę - nie są grą z czytelnikiem, jak to bywa we współczesnej poezji. Autor dzieli się objawieniem, bólem. Do takich wierszy przystępuje się jak do ołtarza, czyta się je na przydechu. Lacrimosa to książka o wielkiej miłości do ojca, który odszedł, o bólu, gdy nie można pogodzić się z utratą, o pustce jaka zostaje gdy ból już mija. Tęsknota, utrata pewności, oswajanie się ze śmiercią, próba wytłumaczenia jej sensu; daremne przekonywanie się, że miłość przecież już wygrała - monotematyczność książki pozornie może zniechęcać. Autor potrafi nas jednak zadziwiać, kreśli tak niezwykłe frazy, że nie tylko ja, zaglądałem do książki wielokrotnie, próbując na nowo coś odczytać, zinterpetować. Kobierski stosuje mocne obrazowanie - oto ojciec we śnie topi się w kałuży "kapelusz jak lilia pływał po powierzchni wody"; albo: nawet po śmierci każe walczyć konkurentom ojca o rękę matki. Nie sposób np. nie przestraszyć się puenty wiersza "L'inassouvissement" o tym, jak poeta buduje dom (oczywiście to metafora tego, że zbudowanie spokoju dla nadwrażliwców jest niemożliwe). W wierszach pełno jest zapachów "cała drogeria poranków", najczęściej przypominają "dawne", przywołują też klimat biblijny. W wierszu "Anastasis" ojciec pokonuje śmierć, gdy "w kobiecie zostawia list". W innym wierszu ("Naan") jest wygnany na czterdzieści lat na pustynię. Najpiękniejszym fragmentem, który chciałbym przywołać jest fraza z wiersza "Teologika I": "Niosę na rękach Ciebie/ A ty we śnie moim niesiesz mnie umarły/ Pod nowy dom, który kiedyś będzie stary(...)". Nie mogę wciąż czytać tego na spokojnie; wzrusza, chwyta.
Dużo jest ogrodowych precjozów: najróżniejszego robactwa - niesamowity jest fragment, w którym mszczą się one na człowieku-swoim królu, niczym rewolucja francuska("Motyw z Baki"), warzywa, przyprawy, zioła. Studium rozkładu (kurz, "pracująca podłoga", jemioła, huba) wdziera się nawet do ulubionego ciasta (pleśniak). Lacrimosa jest pełna oryginalnej metaforyki, różnorodnych środków poetyckiego wyrazu: PL wyobraża sobie własną starość "W oknie będę czekał, aż wróci z miasta. Pojawi się na zakręcie, potem trzaśnie furtką. Położy siatkę i znów zapyta, jak mam na imię." ("Anno Domini 2050"), "nietakt zegara" ("Vanitas II"), "trupy pszczół, trupy siedmiu pokoleń" ("Villa dei Misteri"). Autor przywołuje wyrzutka społecznego nierozumianego malarza z Krynicy : "wszystko nieczynne z powodu snu", "stacja, święta jak wszystkie cerkwie, kryta gontem" ("Nikifor" na moście"). Zastanawia się, a może cierpienie jest nam dane niczym obrazkowa wersja Biblii (tzw. Biblia pauperum), bo same słowo, by nie wystarczyło, nam, niewiernym? Słuchając wołania poety: "Odezwij się, musi być jakiś wolny kanał, niezajęta częstotliwość".("Kropka, kreska, kropka, stukam ołówkiem") jestem poruszony do granic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz