piątek, 24 kwietnia 2009

Siła crescendo



Autor: Krzysztof Kleszcz

ARCHIVE, "Controlling Crowds", 2009.

Brytyjski Archive - to zespół, który wprowadził hipnozę na grunt rocka. Tak długo powtarza dany motyw, zmieniając natężenie dźwięku, aż nie można się już od niego uwolnić. To jak krępowanie łańcuchem. Ucisk narasta - siła crescendo jest niewyobrażalna. Trudno nie przypomnieć sobie kultowego utworu "Again" z płyty "You All Look The Same To Me". Najnowsza płyta jest dla tych, którym "Again" się podoba. Nie jestem super-wiernym fanem zespołu (to czwarty album, który poznałem), ale przyznam, że ich pomysły mnie przekonują. Trochę w tym pompatyczności Pink Floyd (z okresu "Momentary Lapse of Reason"), może trochę sennych klawiszy a la Air, trochę szaleństwa a la Radiohead... Zaciskająca się pętla...
To muzyka na wieczór - zasłony niech nie wpuszczają światła. Muzyka jak podróż kosmiczna - proszę przygotować się na możliwość zgniecenia czaszki. Od razu powiem, że najlepszy jest singiel "Bullets" z dudniącym w głowie "personal responsibility"... Utwór wciągający od pierwszego przesłuchania.
"Chodź, dotknij mnie, jestem zwykłym facetem / zajrzyj w moje oczy, / Pod moją skórą jest przemoc, / Która ma spluwę w swojej ręce / Gotową do odpalenia / w cokolwiek kogokolwiek."

TELEDYSK "BULLETS"
Płyta ma ponad 70-minut - warto ją słuchać w całości, jednak - po którymś z kolei przesłuchaniu wraca się głównie do utworów wymienionych poniżej.
Tytułowy "Controlling Crowds" - zaczyna się trochę jak "Oxygene" Jeana Michela Jarre. W "Words on Signs" niepokojąco mi coś przypominał wokal. Wreszcie wpadłem, że to barwa głosu popularnego w czasach MTV Garlandsa Jeffreysa (kto jeszcze pamięta takie hity jak "The Answer" czy "Hail Hail Rock'n Roll"?). Piosenka ma (a jakże) podniosły, refren - nastrój potęguje obsesyjnie powtarzane "Teraz tam nie ma nikogo dla mnie". W "Dangervisit" zbliżamy się za to w stronę techno godnego Prodigy, w "Quiet Time" urozmaica kompozycję rapowany tekst, zaś w "Collapse/Collide" tajemniczy nastrój kreuje żeński wokal i nieziemskie instrumenty klawiszowe. Interesujący beat ma "Bastardised Ink" - znów rapowany. Wyróżniłbym jeszcze "Chaos" nastrojowy, spokojny, jak lądowanie na Ziemi po długiej podróży. Wyobcowanie i rozczarowanie, tak obecne w tekstach, dosadnie podkreśla fragment tekstu "You're just a whore and nothing more" ("The Whore"). Czyli to trochę płyta dla dołersów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz