MUSE "THE RESISTANCE", 2009.
Autor: Krzysztof Kleszcz
"Chcę być egzorcyzmem dla twoich demonów z przeszłości." - usłyszałem."A proszę bardzo, ale wątpię w czystość intencji, tu chodzi o wypełnienie Wembley."- mruknąłem, by potem z każdym przesłuchaniem miotać się między tezą, że to muzyczni geniusze, bracia w wierze, najlepszego zespołu świata - Radiohead, a tym, że to hochsztaplerka, podróba, genetyczna mutacja!
Jedno jest pewne Muse mają talent do melodii. Pierwsze dźwięki "Uprising", a już na pewno "powstańczy refren" zapadają w głowę od razu. Będziemy zwycięzcami! To hymn pluszowych misiów, które mają uwierzyć, że kiedyś zmienią się w niedźwiedzie. Przy każdym "hey!" czuć emocje tłumu, prawie jak w "We Are The Champions". Tytułowy "Resistance" zaczyna się tajemniczo, a potem tandetna solówka klawiszowa, prawie jak w "I Like Chopin" Gazebo. Pełna pompa, refren znów pod Queen. "Miłość to twój opór", czy jakoś tak.
Przebój "Undisclosed Desires" to bardziej pop niż rock. W teledysku: głośniki poruszają się po szynach, tancerka oddaje się zwariowanej ekstazie. Struny gitary są szarpane przez jakiś dziwny mechanizm: Jean Michel Jarre jako konstruktor dziwnych instrumentów był cieniasem.
W "United States of Eurasia..." jest pianinko, numer rozwija się powolutku... aż do 1:17 gdzie Bellamiemu rosną wąsy, wykrzywiają się zęby, kurtyna opada. Freddie Mercury is alive! Szaleństwo... Kopia? Pastisz? Błazenada? Nie wiem, ale wiem, że to działa! I to nie wszystko... struny gitary Briana Maya nagle zmieniają się w klawisze fortepianu. Jesteśmy na Mazowszu, w Żelazowej Woli albo nad Pilicą, Chopin wśród wierzb.
"Guilding Light" brzmi jak olimpijski hymn, "MK Ultra" ma świetny refren, tyle, że dość natrętnie przebojowy, zaś szaleńczy początek "Unnatural Selection" ciekawie, niespodziewanie przeradza się z w niepokój. W "I Belong To You (Mon Coeur S'ouvre A Toi") Bellamy zaczyna kabaretowo, by nagle wyciągnąć jokera z rękawa, czyli zaśpiewać manierą Thoma Yorke'a z "Pyramid Song"... (to "u-u-u-u-u-u-u-u-ooouu")...
No i jest jeszcze "Exogenesis Symfonia Part I-III" fuzja muzyki poważnej i rocka. Takie próby mają tylu zwolenników co przeciwników. Górnolotnie, pompatycznie jak u Jarre'a. Początek częsci III to nastrój godny stanu nieważkości.
No i jest jeszcze "Exogenesis Symfonia Part I-III" fuzja muzyki poważnej i rocka. Takie próby mają tylu zwolenników co przeciwników. Górnolotnie, pompatycznie jak u Jarre'a. Początek częsci III to nastrój godny stanu nieważkości.
Zatem przyklejam etykietkę "muzyka modyfikowana genetycznie". Nasyci cię, ale zostawi cię ze strachem o efekty uboczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz