THE NATIONAL "Alligator", 2005
Autor: Krzysztof Kleszcz
The National to dla mnie nowy zespół. Nie wpadłem na żadne nagranie wcześniej. Jeśli pisał o nim Teraz Rock to gdzieś mi to umknęło. Byli w Polsce czterokrotnie, ale ja byłem gdzie indziej. Może układałem puzzle z dzieckiem? Ale przyjadą jeszcze, np. w tym roku zagrają na Open'erze obok Coldplay.
Dlaczego "Alligator" sprzed sześciu lat? Dotarł do mnie dopiero teraz. Że są nowsze dwie płyty? Kupię, kupię na pewno. Akurat Aligator mnie zjadł. Zamieszkał w mojej głowie.
Miałem chwilę słabości, byłem przepracowany - jedenaście godzin pracy. No i jadąc samochodem, zacząłęm naśladować zmęczonego wokalistę. Bo to takie piosenki kulturysty, którego cieszą zakwasy, piosenki nauczyciela, który podeptał czerwony długopis.
To co jest w tekstach to nawet więcej niż zmęczenie - zblazowanie. Takie gdy ma się ochotę strzelić z pistoletu, a pod ręką jest tylko pilot otwierający bramę garażu. "A teraz przepraszam i tęsknię, miałem tajne spotkanie w piwnicy mojego mózgu" - piosenką "Secret Meeting" można się ogłuszać w każdy poniedziałek rano. Zresztą następną też - wulgarną "Karen" o znudzeniu toksycznym uczuciem, gdy wszystko jest "czarno-białe i czerwone", "mechaniczne i cienkie". A ta melodia o złej krwi? Zła krew dla wszystkich! ("Lit Up"). I tak, aż do fucka w zakończeniu płyty. Barackowi Obamie też się podobało - został Mr.November w swej kampanii wyborczej.
W tych piosenkach jest trochę bezsilności, trochę egoistycznej wiary, znudzenie i złudzenie. Berlinger trochę przypomina Iana Curtisa, trochę Stuarta Staplesa z Tindersticks (szczególnie w "Val Jester"). Gdy śpiewa "I'm so sorry for everything" wiadomo, że wyjątkowo spieprzył sprawę, i że bierze to na siebie. Gdy tęskni "Gdzie jesteś przyjacielu?" ("Friend Of Mine") zacząłem mu tłumaczyć, że moi starzy kumple też mają mnie w dupie.
Uzależniająca muzyka. Ciężko się od niej oderwać, ciężko powiedzieć "See you later alligator"...
"Alligatora" nie znam, ale "Boxer" i "sad songs for dirty lovers" są świetne; aktualnie zdzieram "High violet" - bardziej od poprzednich rozstrojona, brudnawa, ale równie uzależniająca.
OdpowiedzUsuńreadeatslip -> wkrótce będę mógł porównać.
OdpowiedzUsuńja biorę dla siebie całość the national. i dodaję interpol i ostatni white lies oraz jako bonus "Hazelton Avenue" z ostatniej płyty manic street preachers
OdpowiedzUsuńpiotr.