sobota, 2 czerwca 2012

Burza na tarasie

KAROL MALISZEWSKI "Ody odbite", Fundacja na Rzecz Kultury i Edukacji im.Tymoteusza Karpowicza, Wrocław 2012.


Karol Maliszewski jest jednym z najbardziej znanych krytyków poezji, jurorem. Wydaje też regularnie książki poetyckie. Ta jest dziesiąta. Jego dorobek świadczy o „umiłowaniu” poezji. „Ody...” wydane przez Fundację na Rzecz Kultury i Edukacji im. Karpowicza prowokują szorstkością słów skierowanych do swojej „ukochanej”. Przyszło mi do głowy, że to próba rozliczenia kogoś, z kimś przeżyło się tyle. Kiedyś była literaturą piękną, a dziś po tylu latach, cóż.

Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy;” zaczynał odę Mickiewicz. Maliszewski w „Odzie do literatury” stwierdza: „Literatura nie powinna mieć / swoich biur, bo te starzeją się // i popadają w dewocję. / Widziałem pijących wciąż to / samo piwo. Nic się nie działo w ich duszach. / Twarze gotowe na przyjęcie migawki.)” O, jaki piękny cios! Wymierzony w „letnią poezję”, w jej blichtr, w koterię, w „przesiębiorstwo poetyckie”.

Pisanie to ganianie za niewidzialnym i bycie poza tym światem. Po latach przyszło otrzeźwienie, wątpliwość, czy nie było się śmiesznym. A może „(...) pora zacząć smakować, a nie pożerać, wiatr, wietrzysko, wietrzyczek” ; „autor jest daleko, ogryza paznokcie. // W tym świecie dostałby pilniczek.)” (s.10).

Przychodzi trzeźwe spojrzenie i oto bycie poetą jawi się jak choroba, piękne natręctwo - konieczność zabaw brzmieniem słów, zabaw znaczeniami. „Runięcie nie jest związane z runami, / Rooneya też tam nie było”(s.11); „w deszczu na dworze. // Ale gdzie ten dwór, za którym zakrętem?” (s.10)
Cudownie genialna jest fraza: „Rzeczka, mała rzecz, a cieszy (...)” (s.16)

Ody Maliszewskiego zamiast patosu mają dosadne słowa, obok powagi sarkazm i ironię. „Przyjdź światło, niebieskie i duże, (...) jeśli nie ty, to będę ch%^em w tle, nikim”. (s.23) Poezja miała być czymś więcej, jest tylko „burzą na tarasie”. Jest w niej sens, „na chwilę, na jedno westchnienie.”(s.29)

Maliszewski układa wiersze choćby ze swoich krytycznych komentarzy do debiutantów, mówi do nich z czułością: „Witajcie, upokorzeni;”(s.15). „Oda do szumu” zawiera konstatację „Najlepiej jednak / chodzić do jakiejś pracy, / nie narażać poezji na śmieszność.”(s.17). Sugestywnie pisze o bezradności literatury: oto do trumny nie zmieściły się ukochane książki (s. 18) albo „Co znów wymodzi twoja / mokra bruzda (w wir przygód / ciśnie, nic poza tym),(...)(Bez obrazy, nie widzę szans / na sens.” (s.21). I o tym, że przecież autor chce się poświęcić: „Umrzeć na boisku w wyskoku. Za grabarzy mieć / towarzyszy miłych; Grzebala / i resztę zlanych potem / panów po czterdziestce.” (s.32), ale zwyczajnie brakuje już wiary „pora poezji / odmówić // zbieraj się szmato (...) zawiśnij na innym wieszaku”. (s.60).

Kto się lubi, ten się czubi. „Woźny próbuje związać / rozklekotany dzwonek, by to brzmiało, / skoro musi; koniec i początek.”(s.56). Musi. Z długopisem wrośniętym w ciało, pokłócony wiecznie? Przecież autorowi nie odbiło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz