Tyle jest rzeczy, nad którymi nie powinniśmy przejść do porządku dziennego. Sama świadomość tego, że obok nas ludzie cierpią, umierają, płyną gdzieś na łajbach, ktoś obcina im głowy, powinna nas zamrozić. Świadomość niesprawiedliwości społecznej, cynizmu władzy, fałszu dziennikarzy. Ale nauczyliśmy się bezradności, doskonałej obojętności, niepamięci, zdolności do przechodzenia obok. Także obok Oświęcimia.
Moja babcia była w Oświęcimiu, był dziadek mojej żony. Ale nie rozmyślam o tym. Może raz, gdy zastanawiałem się jak o tym opowiedzieć dziecku. Jak wytłumaczyć, że zabijano, torturowano, mordowano, gazowano?
Oświęcim trwa nadal. Nie odstanie się. Albiński napisał o tym w taki sposób, że "byłem w książce" bardzo długo. Słowa trawiły mnie.
Zaciekawia oryginalna forma książki: złamanie tekstu, niezjustowanie go, nieco grubsza czcionka, akapity oddzielone wyraźnie od siebie.
Lubię skondensowaną treść. Dziś takie książki są rzadkością. Nie lubię książek-cegieł, przez które trzeba brnąć. Tu jest ekstrakt treści. 90 stron prozy, która momentami przechodzi w prozę poetycką, czasem w poezję. Autor stosuje kolokwializmy, nawet wulgaryzmy, ale umiejętnie, zasadnie, przekonująco.
Przekaz słowny uzupełniają świetne grafiki inspirowane cyklem obrazów Wróblewskiego "Rozstrzelanie" autorstwa Anny Niesterowicz.
Już w pierwszym tekście - "Ikea" otrzymujemy najważniejsze słowa, które "stworzyły" książkę. Autora olśnił powidok obozu koncentracyjnego. Tłum ludzi przesuwający się między regałami sklepu szwedzkiego koncernu.
Moja babcia była w Oświęcimiu, był dziadek mojej żony. Ale nie rozmyślam o tym. Może raz, gdy zastanawiałem się jak o tym opowiedzieć dziecku. Jak wytłumaczyć, że zabijano, torturowano, mordowano, gazowano?
Oświęcim trwa nadal. Nie odstanie się. Albiński napisał o tym w taki sposób, że "byłem w książce" bardzo długo. Słowa trawiły mnie.
Zaciekawia oryginalna forma książki: złamanie tekstu, niezjustowanie go, nieco grubsza czcionka, akapity oddzielone wyraźnie od siebie.
Lubię skondensowaną treść. Dziś takie książki są rzadkością. Nie lubię książek-cegieł, przez które trzeba brnąć. Tu jest ekstrakt treści. 90 stron prozy, która momentami przechodzi w prozę poetycką, czasem w poezję. Autor stosuje kolokwializmy, nawet wulgaryzmy, ale umiejętnie, zasadnie, przekonująco.
Przekaz słowny uzupełniają świetne grafiki inspirowane cyklem obrazów Wróblewskiego "Rozstrzelanie" autorstwa Anny Niesterowicz.
Już w pierwszym tekście - "Ikea" otrzymujemy najważniejsze słowa, które "stworzyły" książkę. Autora olśnił powidok obozu koncentracyjnego. Tłum ludzi przesuwający się między regałami sklepu szwedzkiego koncernu.
"Rampa. Idą przez nią ludzie, ja jestem z nimi, (...) Dochodzi do mnie, że chociaż wcześniej byliśmy w Ikea (to się nie odmienia) - w jej większej, kolorowej części - to teraz, idąc tak do przodu, do kas, przez magazyny, przypominamy inną sytuację. (...) Że Oświęcim dzisiaj, co już zostało powiedziane tysiąc razy w uczonych książkach, jest metaforą wszystkiego. I że aby tego skojarzenia nie zgubić, ja też powinienem je wypowiedzieć. Zapisywać, gdy ciało czuje dotyk tamtych wydarzeń. Tylko wtedy. Ciało nie kłamie nigdy."
To nie jest może nic nowego w literaturze. Przypomniałem sobie na szybko: wiersz "Rodzinne strony" Krzysztofa Bielenia z tomu "Wiciokrzew przewiercień" (2009r.)
Mijaliśmy po drodze i dęby, i terebinty;
ktoś podnosił na mnie to głos, to piętę.
Pociąg to mknął, to wlókł się do stacji
docelowej tak monotonnie i jednostronnie,
jakby mnie nie wieziono w rodzinne
strony, ale na bezpowrotne zesłanie
w głąb nieznanego mi zupełnie imperium.
Było lato, upalnie; tłok, pora urlopów.
Przeciskając się wąskim korytarzem,
niby miastem ludnym, widziałem ludzi
pokrzywionych, czytających, patrzących
w okno, drzemiących w różnych pozach,
jakby wciąż czekających na swoją kolej
w jakiejś poczekalni, barze czy łagrze.
A potem jeszcze jeden wiersz: "Jestem świnią" Kazimierza Brakonieckiego (z tomu "Chiazma" z 2012 r.)
Autobus, którym jadę do pracy,
zatrzymuje się na czerwonym świetle.
Podjeżdża i staje obok ciężarówka,
wioząca ciepłe świnie do rzeźni.
Autobus wiezie zimnych ludzi do pracy,
ciężarówka wiezie świnie do ubojni.
Kto jest większą świnią,
kto jest bardziej ciepły,
żywy i kto wie, dokąd jedzie?
Między kraty wkłada ryj świnia,
węszy w smogu i na mnie patrzy.
Otwieram okno, aby ją dotknąć,
nie sięgnę, wydłuża pysk świnia,
porusza nosem, czuje, że ją czuję.
Patrzymy sobie w oczy,
nie mówimy sobie prawdy.
Odjeżdża ciężarówka,
odjeżdża autobus.
Mamy zielone światło.
Do rzeźni, do pracy, do grobu.
Zatem Albiński nie wymyślił "powidoku Oświęcimia", ale przekierował rozważania na jakiś wyższy poziom. Oto pomysł, by dać się przewiercić wojenną traumą w sytuacjach współczesnych. Zobaczyć ją w krzyku na dzieci, w otumanianiu ich środkami uspokajającymi, w przemocy domowej, w odczuwaniu głodu, w zabieraniu jedzenia, w pracy na fermie kur, w zabawie w chowanego, w cierpieniach u dentysty, w dzieleniu spadku, w posiadaniu broni, w obserwowaniu powodzian, w widoku ubrań na plaży itd.
Autor założył sobie cel. I opisał jego realizację. Żeby ciało doświadczyło, zbudowało od dymu z komina.
Myślę, że to książka ważna. Albiński przekłuwa na wskroś, kiedy nagle bywa cyniczny: "Jestem dojmująco nieżywy. Jest w tym ogromna lekkość, dryf wiosennych pyłków w wiosennym wietrze, może nawet wolność", kiedy bagatelizuje swoje złe wspomnienia: "Bicie. A tak, było coś takiego", gdy pisze, że jego gniew się wypalił.
Oprócz tekstu o Ikei najmocniejszy wydaje się ten o "Schowku", o znalezieniu "pustki architektonicznej" o wymiarach dwieście na sto osiemdziesiąt w poziomie. Mamy tu dialog z budowlańcem, reakcję na prośby by zagospodarować tę przestrzeń dla Żyda.
Ale i w tych mniej "mocnych" mamy dawki, którymi możemy własne ciało wystawić na reakcję: np. opis przepracowania zwolnienia z pracy koleżanki czyli przejście do porządku dziennego nad jej tragedią. Albo taki cytat:
"W pracy trzyma mnie przyzwyczajenie do strachu. Poczucie, że w zasadzie trzeba się bać, że lęk jest tym, czego oczekuję od życia. Że patrzę na innych, że próbuję ich wyczuć i czuję, że dla nich jestem do zagospodarowania - pudło kartonowe, które jakoś muszą upchnąć, zmieścić."A tekst pt. "Światło"? On też jest znaczący. Gasnące nagle światło w restauracji, przeżyte jak nagła egzekucja. Świetnie opisane zostało kolekcjonowanie, potrzeba trzymania czegoś na ciężkie czasy. Podszyci jesteśmy tym, że "nad horyzontem słychać szczęk żelaza", wszyscy.
Jeszcze przytoczę taki fragment:
"Rozmawiam z sąsiadem, a przez Warszawę idzie fala powodziowa. Coś tam zalewa, podtapia, przerywa wały przed Górą Kalwarią, jakieś miasteczko musi być ewakuowane - i to jest bardzo fajne, bo coś się w końcu dzieje, jest high, jest podniecenie, jest whoa."
Bardzo podoba mi się tekst pt. "Miłość", szczególnie jego puenta. Po lekturze "Getta" wyobraziłem sobie labirynt wąskich korytarzy, mieszkań. Niezwykłe to, jakieś schulzowskie! Zaglądam do tej książki od paru miesięcy, przecieram oczy.
------------------
Tu można przeczytać fragmenty książki
Recenzja godna tej książki. Podobna wrażliwość, podobna powściągliwość.
OdpowiedzUsuńDziękuję
Krystyna Bratkowska, Nisza
Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń