niedziela, 22 kwietnia 2018

To jest mój wiersz umiłowany

ANNA MOCHALSKA „Same głosy”, Kwadratura Łódź, 2018


Słyszę. Też słyszysz.” - przekonująco śpiewa Lao Che w piosence „Nie raj”, podobnie - „Idę za głosem Twym” - wyśpiewuje w uniesieniu Antonina Krzysztoń. Szumią w naszej głowie głosy, zdania z piosenek, rozmów, wierszy. Są, motywują nas, prześladują, wpływają na nas, naprawiają albo psują. Taki sens odczytałem ze „schizofrenicznego” tytułu Anny Mochalskiej.

W wierszu „Z obłoku odezwał się głos (chmura internetowa)” padają słowa „nagle znikąd dochodzi taki głos”. Olśniło mnie: to cud, że mogę wziąć czyjąś emocję, prawdę, że mogę przekazać komuś własną. Oto jest sens i diament: „czuję, że żyję, kiedy rejestruję / obecność nowych słów na starych śmieciach.”, „to jest mój wiersz umiłowany, w którym mam upodobanie. Jego słuchajcie.” Arcypiękne! Czytam, filtruję, tłumaczę. Biorę, przekazuję. Naśladuję, zostawiam ślady. Wiersz w ramki, wiersz w podręczniki!

Jak wspomniałem - książka ma koncept. „Głośny” tytuł i tytuły poszczególnych części są powiązane: „Nagłos”, „W głos”, „Pod głos”, „Pogłos”, „Wygłos”. W pierwszej części wykorzystany został topos stworzenia świata w siedem dni. I tak: owszem, Adam dał imiona zwierzętom, ale – wg autorki – to pierwsza kobieta wymyśliła kulturę i poezję. Ta, która „mogła udźwignąć wszystko, co osiadało na wargach, cały proch mężczyzny i całą jaskrawość.”, sprawiła, że stała się pełnia. Przyjmuję tę męską deprecjację, przyjmuję tę feministyczną optykę, bo sprytna, i łebska, i poetycko pięknie skrojona. Obok ciekawej medytacji o ciele: „ciało nie uszło cało”, jest też tu udana, cokolwiek patetyczna, puenta: „za kolejną wydmą nasze dzieci powiedzą, właśnie tu chcemy zbudować wielką babkę z piasku.

Te wiersze pełne są gier, poetyckiego kunsztu. Słowa są obracane, zestawiane - „być kliszą ze zgliszcz”, odczytywane wspak - „jedyne co daje mur, to rum”, przekręcane - „chyba ziew krwi”. Są tu cwane metafory: „teraz mieszkam w płomieniu. Świat poza nim jest dziwnie zimny i blady. i nie drga.”, „wszystko widzę ze środka, z iskry.”, aliteracje - „pożar nie pożera”. Czyta się więc książkę podziwiając ekwilibrystykę i spryt – biedny „Brzydgoszcz”. Przy czym nie ma w tym sztuczności, wszystko jest żywe - zdarzają się tu kolokwializmy i wulgaryzmy, ironia.

W wierszu „Fundamenty” wyznaje się uczucie językiem architektury i budowlanki: „Jesteś mi konstrukcją z żelbetu”. W ”Co ja paczę” jest o wypaczaniu, o budzie z żeber, która przecieka, przepuszcza wilgoć i chłód, o słabym rusztowaniu z żeber... „Niepewność murowana” pomysłowo rozgrywa słowo „mur”.

Przekonujące jest obrazowanie. Widziałem i nie zapomnę łatwo - wielki chłód - „lód ściął nas z nóg.”, płonący dom „do domu można iść jak w dym” albo smog w powietrzu „sadzimy sadzę, środę popielcową obchodzimy co tydzień. Świętujemy pogrzeby, oglądamy stare filmy.” Bywa plastycznie i surrealnie „czas ścieka po rękach”. Mochalska szepcze - „i nasze oczy to suche doliny, i nasze miejsce to suche doliny.” i wali z grubej rury - „żal dupę ściska, c'nie? c'mon, simon”.

Świetnie wymyślony jest wiersz inspirowany komunikatem windowsowym „czy na pewno chcesz zamknąć kreatora?” Powstał wiersz na rekolekcje, wiersz na dyskusje.

Kołysze się tu koty do wiecznego snu, zatwardziałym przypomina się o kruchości. O umieraniu jest poważnie „miejsca puste są pełne. pełne straty i braku.” i niepoważnie „śmierć jeździ czarną beemką”.

Coś dla oka, czytelniku: czytaj, aż znajdziesz: „anię w kąpieli, anię w pościeli”. Coś dla ciała - „wiersz przebija klatkę piersiową, otacza serce i sam staje się mięśniem” i coś dla ucha: „na wysokich wzgórzach dźwięk, którego szukasz, to napięta struna.” Wołam na cały głos, polecam.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz