wtorek, 21 sierpnia 2018

Całe szczęście

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

MIRKA SZYCHOWIAK "Trzeci migdał", Wydawnictwo J, Wrocław 2018.


Ostatnio trafiałem na poezję, której czytanie zdało mi się intelektualną mordęgą. Mam szacunek dla popisów erudycji, ale akurat potrzebowałem wierszy, w których czuć oddech, znać człowieka. Może tak to ujmę: od ekstatycznej wyprawy samochodem pod górę przez zakręty śmierci, wolę przebieżkę z włączonym Endomondo do kapliczki i z powrotem.

Co to za świst z gardła? Trzeci migdał to trzecie oko? Oto strumień świadomości - przeciek z głowy. Zawroty, pomieszania, rozszczepy wewnętrznego "ja". Monologi z doktorem. Konfesyjna poezja, bez obawy o przesadny ekshibicjonizm i deprecjację ("Co mam zrobić z głową, obcą ziemią, na której nic nie chce wzejść?"). Trudno jej nie polubić np. za puentę w "Bez zapowiedzi (wizyty domowe)".

Wiersze o nadczynności, gdy samoświadomość ogłasza swoje rozbuchane dzikie wiosny, gdy doprowadza do rozdwojenia jaźni. Wiersze - ślady rozterek, zapisy zabłąkań; prowincja w jakiej żyje podmiot liryczny okazuje się miejscem, w którym życie się jąka i paprze. Wiersze - bystrym okiem czynione obserwacje ("on tylko dotyka swojego wagonu").

Wersy o ludziach, którzy nas rozczarowują ("wygolone małpy niskopienne", "małe, wredne muszki wpadają na człowieka, wchodzą do nosa"), i o ludziach, za którymi się tęskni. O pewnym wulgaryzmie, które wpycha się na usta, i o tym, że cisza lepsza od wrzasku. O tym, że znosi się niesprawiedliwość z godnością - "nie wchodzi w drogę, tym, którzy są jej coś winni", i o akceptacji - "lubieniu kawałków". O radości z życia, gdy przyśni się śmierć.

Trudno nie poczuć mięty do wiersza "Czekać", o rozdziawionej gębie kogoś, kto patrzy w górę, i czeka, aż coś spadnie z nieba.

O zmianach, wybuchach. O tym, że "nie ma, babo, widoków", że czyściec fajniejszy od piekła i nieba, że "psa kocha się w całości", albo że jak ślimak dźwiga się dom. Bo księżycowa prowincja - "wygrany trylion", okazuje się miejscem o innej grawitacji, z pękniętym sufitem, gdzie "każdemu może przydarzyć się wszystko", a całe szczęście prowincjuszki - ślimaka to "żeby nikt nas nie znalazł i nie wziął pod but, do ust".



Zobacz też recenzję książki Mirki Szychowiak "Jeszcze się tu pokręcę"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz