czwartek, 11 października 2018

Na moment przed podaniem sobie rąk

KRZYSZTOF BIELEŃ "Pył zawieszony", Wydawnictwo Mamiko, Nowa Ruda 2017.


Bieleń przeczytany przed snem. By przyśnił się inny świat, gdzie ludzie rozmawiają o poezji, spierają się o sens wiersza Osipa Mandelsztama, rozmawiają o malarstwie Goyi, cytują bon moty greckich myślicieli.

O poranku włączyłem Bacha. W wierszu "Czekając na huragan" autor schronił się przed żywiołem i słuchał, zapewne, suity na wiolonczelę. Zanim wyłączyli mu światło i w półmroku ogołocony z myśli rozmyślał o obracaniu się w proch.

To są zwyczajne wiersze, bez kunsztownej poetyzacji. Trochę to zapiski dziennika albo listy. Jej autor to ktoś świadomie wycofany, kontemplujący rzeczywistość, wyśmiewający codzienną gonitwę. To ktoś kto, skoro ranny kruk ozdrowiał, oddala wizję końca, wyrzeka się złych snów, potrzebny mu "zapas wody z pobliskich źródeł, prostota liter". Dla niego "warstewka kurzu na książkach o życiu wędrownych ptaków, drapieżnych zwierząt, nieżonatych filozofów", piękno świata, rozgwieżdżone noce Andaluzji.

Oto opiewanie prostych czynności, prostego prowincjonalnego świata. Urwany szept jastrzębia, który straszy śmiercią, miesza się ze śpiewem kosa. Żyć to klepać kosę przed sianokosami "rytm, i rym w tym odnajdywać, powoli".

Klepanie kosy - przyznajmy - niewesoła to metafora, podobnie jak ta w wierszu "Przymiarka", w którym podmiot liryczny zahaczył o gwóźdź, aż z kurtki wyszła wata. Absolutne rozdarcie. I świadomość swojej małości.

Pył w powietrzu, który dał tytuł książce, to ten sam, który rządzi na plakatach wyborów samorządowych. Wszyscy walczą ze smogiem. A ludzie "byle taniej, byle cieplej i przyjemniej, a przynajmniej, by złamać powietrze, jak to mówią.". Poeta wyznaje dalej: "I choć dobrze wiem, że grozi to chorobą serca i dróg oddechowych, zawsze wracam tu na zimę, jak ptaki wędrowne na wiosnę."

Bieleń-obieżyświat doznaje olśnienia, że spacer na boso po szorstkim cieple piasku jest genialną nagrodą za wszystkie niespełnione pragnienia. Odnajduje boskość nawet w rozmowach z nieokrzesańcami z marginesu.

Nosi w sobie "oścień", "twardy orzech", cierpi na zaćmę, stąd ciągłe przecieranie oczu, lepi liryki, w których dwa karłowate drzewka, na tle zachodu słońca wyglądają jak krzewy gorejące. W tych lirykach jest pochwała życia - codziennej gonitwy, pochwała życia, w którym szwedzki agent telefonii streszcza filozoficzne rozprawy jednym słowem "skål". Jest w nich np. zachwyt nad fakturą kory brzozy, w której mech od północnej strony i mnóstwo "cudownych bruzd i zrostów".

Platońska jaskinia, do której w teledysku udawał się Thom Yorke, jest u Bielenia w wierszu "Wizyta w grocie". "Krok w krok, łeb w łeb, ramię w ramię.", "Mój cień ogromnieje".

I chyba dlatego wczytuję się w Bielenia, bo sam na prowincji siedzę, i choć mnie nie wizualizują się zaśpiewy dziadka, to poruszył mnie opis spotkania uśmiechów ojca i syna, przedzielonych szybą, na moment przed podaniem sobie rąk. 
Podobają mi się, i wiersz z grą słów "depresja", gdzie pojawia się "bydło rogate", i prowincjałki z takimi błyskami: "zagony żyznej ziemi, oranej końmi.", "gdzieniegdzie ludzie, kłęby pary z ust.", "czas wypasów i suszenia cegieł". Swojskość, przaśność - przyklaskuję im.







Recenzja książki Krzysztofa Bielenia "Błystki wahadłowe"
Recenzja książki Krzysztofa Bielenia "Wiciokrzew przewiercień"



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz