ARTUR ROJEK - "KUNDEL", KAYAX, 2020.
Udało się Rojkowi wymyśleć siebie na nowo - tańczącego w teledysku do "Bez końca"! Taką specyficzną choreografię - introwertyczną, na przekór światu, widziałem chyba tylko u Michaela Stipe'a z R.E.M. w "Losing My Religion". Tyle, że Stipe, tam gubił swoją "religię", a tu Rojek znajduje "właściwą stronę". Drobi swoje kroczki we własnym dobrym miejscu, bo znalazł powód, który unieważnia siedemnaście pretekstów do dołów i załamek.
Jest na tej płycie hymn zmęczonych i wyjałowionych: "A miało być jak we śnie". Ach, jakaż piękna katastrofa tu jest wyśpiewana (teksty napisał Radek Łukaszewicz - z Pustek i Bisz/Radex)! Jakaż niewiara w siebie i w ludzkość - jaka totalna deprecha i odzierka ze złudzeń! Jak celne uderzenie w przeponę. Niezwykle brzmi ta bezradność pocieszycielskiego "doceń". Moc tej piosenki zwiększa jeszcze bluzg - podany w podobny sposób jak w "Beksie" na poprzedniej płycie, co naprawdę "odcina tlen".
Pomiędzy znalezieniem odpowiedzi na pytanie "Jak się trzymać w pionie kiedy wieje?", a leżeniu na betonie przy "I tak stracisz wszystko" jest pochwała skromności, zwyczajności: "jestem lepszy, wrzucam wsteczny". Jest też myśl, że sami sobie wymyślamy "końce świata". A puenta to zwyczajna, nierasowa piosenka z fortepianem o pozbieraniu się dla miłości. Płyta "Kundel" przynosi sporą satysfakcję.
Zobacz też recenzję płyty Artura Rojka ""SKŁADAM SIĘ Z CIĄGŁYCH POWTÓRZEŃ"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz