środa, 28 sierpnia 2024

Ten gardłowy dźwięk, to straszenie powietrza!

 The Hu – Rumble of Thunder, 2023


Ech, ten charakterystyczny język mongolski. Ta zawziętość, ta złość. Zachwycałem się ich pierwszą płytą, druga jest równie dobra. Świetna rockowa moc!

Niestraszny step, niestraszna niepogoda czy za długa kolejka do kasy. Wrzucasz sobie czwarty na płycie „Teach Me”, pieśń o melodii tak nośnej jak „Belgijka”. Hymn do własnej siły, wiary i nieustraszenia. Przeżyjesz, przetrwasz. Góra? Rzeka? Przełęcz? Brzeg oceanu? Chcesz to wleziesz, przejdziesz, dotrzesz. Ten zaśpiew, te postękiwania „Hu! Hu! Hu!” i ten gardłowy dźwięk, straszenie powietrza.

Przełączmy na numer trzeci: „Triangle”. Nie wiem czy nie jeszcze bardziej przebojowy. Zaczyna się jakby jakiś pasterz ogarniał wzrokiem swoje stado, rozkładał ręce i chwalił sobie swój stan. Tekst jest enigmatyczny. Zaczyna się tak: „Latawiec, wrona i gęś. Czy wszystkie trzy mają wspólny brzeg?” Można to rozkminiać do rana albo dać się unieść genialnie dynamicznej melodii. No i ten refren: „Ee yeh buuvuu... Ee yeh buuvuu... Ee yeh buuvuu...”. Ja mogę tego słuchać z dziesięć razy pod rząd. Po prostu genialny utwór.

Może uspokójmy się trochę. Numer „Mother Nature”. Posłuchałem tego na YouTube, patrząc w oczy muzykom. I pozazdrościłem im wiary, piękna i dobra, które mają w sobie. Od wersji płytowej różni się to wykonanie tym, że nagle pojawia się pani z niezwykłym głosem – LP (cenię sobie jej płytę z hitem” Lost On You”). Ale jak kto woli bardziej rockowo, niech wybierze wersję bez LP. W obu teledyskach, chwali się matkę Ziemię. Mamy kochać i szanować planetę jak własną mamę. Ekologiczna pompa, aż po ciarki.

Drugi na płycie „YUT Hovende” brzmi jakby muzycy chcieli kogoś wystraszyć. Okrzyki mongolskich wojowników gdzieś w tle i główny wokal, mogą płoszyć sarny w lesie albo suhaki wśród traw.

Numer 1 - "This is Mongol" z autoprezentacją „Hu! Hu!” - to idealny początek. Sławi się tam Mongolię i duch mongolskiego narodu. Ech, jak dobrze, że to nie czasy pradawnych podbojów; ech, jak dobrze, że istnieje NATO.

Mongolię w tytule ma też „Upright Distined Mongol”, no i w tekście jest cokolwiek nacjonalistycznie. Że ponad wszystko, że bogata i potężna.

„Sell The World” to śpiewany przez zaciśnięte zęby, niesamowitym głosem – wielki wyrzut sumienia: „niszcz, plądruj, aż nie zostawisz nic swoim dzieciom”, „handluj wszystkim, żywym i martwym, dopóki rzeki nie znikną!”, „lej dalej, dopóki nie będzie wody do zwilżenia ust!”.

„Bii Biyelgee” z dużą ilością folkowych instrumentów, to wesoły utwór – o tym, by się cieszyć, radować. Tam się potrafią bawić - hasają wokół ogniska, wznoszą dziwne naczynia z mocnym trunkiem. Ciesz się zgnuśniały człeku, póki los sprzyja!

Może jeszcze wypada, bym wspomniał o złowieszczym, potężnym "Black Thunder" (skrzypeczki przycinają tu zawodowo!).

Płyta jest długa. Ale właściwie wszystko już wiadomo, koniecznie - spojrzeć na wschód, słuchawki na full, zrobić sobie Ułan Bator.

sobota, 24 sierpnia 2024

Łona umie w język polski! Łapcie ten kurs!

 Łona Konieczny Krupa „Taxi”, 2023




    
Ciągle słyszę, że rap to takie kłapanie jęzorem. Że to rymy i bluzgi, że to nawijanie słów, jak łańcucha na kołowrót studni z wiadrem – no i że w tej studni nie ma wody. Że to „dla dzieciów”, dla młodzieńców, którzy czekają na „ch#j” w tekście, że to patologiczne, niemądre i niedorzeczne.

Jeśli ktoś tak uważa, to ten album może go wyleczyć z tego ograniczenia. Słuchasz i mówisz pod nosem: „Łona umie w język polski”, słuchasz i mówisz: „To jest wielkie, to jest Literatura, to jest sztos.

Łona to uznany raper (pierwsza płyta 2001 r.) – mocarz rapowego rzemiosła. Gaduła cedzący frazy, w których nie ma bzdetu, tylko błysk i polot, żonglerka cytatami ze świata kultury. Ma niezwykłą umiejętność posługiwania się słowem i świadomość możliwości języka.

Łona w duecie z Webberem nagrali wiele płyt. Najbardziej osłuchałem: „Nawiasem mówiąc”, „Śpiewnik domowy” i „Łona, Webber & the Pimps w S-1” (uwielbiam: „Do Ciebie, Aniu, szłem”). Łona postanowił tym razem nagrać coś bez Webbera. Jego współpracownicy to jazzmani!

I płyta jest rapowo-jazzowa. Muzycznie gęsta, nie taka przebojowa – dla przyzwyczajonych do łatwo wpadających w ucho utworów, może być pewnym wyzwaniem. Warto poświęcić jej trochę czasu. Potraktować pierwsze odsłuchy z uwagą, skupieniem. Podkłady przypominają mi jazzujące płyty Beastie Boys. I stąd pomysł, by wydać też wersję instrumentalną płyty, by „paszczowe dźwięki” nie przykrywały detali muzyki.
           
Płyta koncepcyjna. Traktująca o zawodzie taksówkarza. Nie bez odniesień do „Zmienników” Barei, „Taksówkarza” z rolą De Niro, czy „Nocy na Ziemi” Jarmuscha... Obserwacje taksówkarskie, rozmowy z pasażerami – to wszystko zostało przetworzone na genialne teksty pełne ikry i rezonu.

Wszystkie obłędne - więc po kolei:

1. 
„Bym poszedł” - zawiera obserwacje biedy. Taksówkarz wspomina lata transformacji ustrojowej, bezrobocie. Lombardy, pułapki kredytowe...
Niech mnie pani nie pyta o miasta tętno? Co ja wiem? Człowiek wrasta w obojętność (...)”
Ja problemy głównie wożę, kto by nie był. Nie pytam, czy coś w domu zaszło, czy przez kredyt.”
Więcej nie powiem – taksówkarskie RODO. Ale wiem pani, różnie jest u ludzi z głową.”
  ...by podzielić się refleksją, że widział protesty młodych, którzy „głośno i na temat szli”, i że nie przyłączył się do nich, bo trafił mu się kurs.

2. „Jedziesz” - zaczyna się „przyczajeniem”, by potem wypluć świetny refren. Refleksja o kieracie, w której nietaksiarze też mogą spokojnie się odnaleźć.
Jedziesz, jedziesz, jedziesz... 24/7 mordo, przez ten ciąg czwartków, niedziel i wtorków, co się tam napatoczy bierz na korpus. Po co to wiedzieć?”

 3. Żartobliwy i lekki - jest „Kocyk”. Z „Co jest źródłem stylu, gdzie jest krynica mocy? Kocyk, ryju. Trzeba mieć kocyk.” To, jak jest utkany z szaleństw językowych ten dowcipny tekst, powinno się pokazywać młodzieży, by zakochała się w języku polskim. Jeśli straciła takie uczucie przy przeciążonej podstawie programowej.

4. „Biegnij” - taki żywy, idealny pod harce na parkiecie. O ucieczce od niechcianych klientów, gdy czuje się, że to będzie kurs do Rygi.

5. Spowolniony trochę - „Godzina wilka” o nocnych kursach z niemowami, niechętnymi do interakcji.

6. „Kimaj” - o żalu do ludzi, że tak nisko oceniają taksiarza. Że jest „złotówą”, „parą oczu w lusterku”. Celne.

7. „Kiedyś to było” - pełny smutnych konstatacji o upadku ludzkości. I pełny zmyślnych fraz, niby żarcików. „Zimy były lepsze, że jak mróz był, to mróz był.”; „No, to się idzie zarżnąć przy tych cenach. Kiedyś to było. Teraz to nie ma.” "Czas upływał bardziej na figlach, papieros był smaczny, wódka zimna i pożywna.” O! Cytat ze Świetlickiego!

8. „Kolęda” - o tym, że taksówkarz widzi różne rzeczy, o których może lepiej nie wiedzieć, tu: zaskakujący splot kursu pod ten sam adres.

9. Nie napisałbym tej recenzji, gdyby nie przeżyty katharsis przy piosence „10 pytań”. Muzyka dociska, a potem ten tekst o Ukraińcu, który jeździ jako taksówkarz po Szczecinie i opowiada historię, o tym jak po „symbolicznych 100 gramach” podjęli z bratem decyzję, kto pojedzie walczyć. Trzeba tego posłuchać. Tych świstów, dudnień i tej puenty.

10. „Pan Darek” - jak wyjęty z filmu „Fanatyk wędkarstwa” z Netflixa (gdzie wybitną rolę fanatyka wędkowania grał Piotr Cyrwus) o tym, że gburowaty przypadkowy kierowca taksówki, nagle okazuje się mistrzem słów, gdy go spytasz o to, co lubi, gdy go docenisz. Zapytany o ryby, staje się mówcą, piewcą, wykładowcą.

Zakończę recenzję rapowym flow:   
11. „Żeby nie skłamać” porównuje kierowcę taxi do spowiednika. Jakaś transcendencja, jakaś wspólnota dusz. "Co by tu powiedzieć, żeby nie skłamać?" Cud liryka! Łapcie ten kurs!


Przeczytaj też moją recenzję płyty "Śpiewnik domowy" Łona i Webber


czwartek, 22 sierpnia 2024

Gęsta nawijka

 Tau "Remedium 2", Bozon Records, 2024



    Tau to raper z misją. Sam uważa, że "W rapie flexem jest zło, wstydem zaufanie Bogu", a także iż "Ludzie wolą wielką ciemność niż promienie światła", ale daje słowa wiary, nadziei i życia. Pod prąd. Z przekonaniem, z posłannictwem. Wśród rapowych gaduł wyróżnia go nie tylko świetny tembr głosu i szybkość, ale chęć  dawania świadectwa. 

    Wiele utworów wpada w ucho od pierwszego słuchania, bo i bity niezłe i zacna żonglerka słowem: w "AI", że sztuczna inteligencja nie dorówna człowiekowi, bo nie ma serca; w "Nie znamy się" (z raperem Łoną) o tym, że oceniamy się błędnie po wyglądzie. Najlepsza jest "Grawitacja" (w udanym teledysku w roli Jokera - Michał Koterski), ma i dowcip, i mądry przekaz o naszej marności. Jest tu sporo zawadiackiej pewności siebie, że pokora jest lepsza niż pycha; że pomimo zła, trzeba być zdrowym, bo "wystarczy, że świat jest chory". Tau śmiało prezentuje się w kontrze do typowego rapera: "Nie imponują mi hajsy, nie imponuje mi sława. / Podoba mi się, gdy walczysz, żeby podnosić się z bagna." Szacunek i za to, i za hip-hopowe rzemiosło na najwyższym poziomie. Posłuchajcie na przykład: jak w refrenie "Ciszy" słowa pięknie płyną: "To życie płynie szybkim tempem / Kłócili się i bili, ale znikli we mgle". Albo na rymy: "Mamy fana Pana - wiem to na pewno. / Nienawidzę zła, kocham rap, kto jest ze mną?!

    Tak mi się spodobała ta gęsta nawijka, że polecając płytę, polecę jak raper: „Posłuchaj Tau, będzie raźniej - dość już strat / otuchę dla serducha, znajdziesz brat!”


poniedziałek, 12 sierpnia 2024

Toczek z lisa

 ŁUKASZ JAROSZ "Wietrzna pamiątka", AFRONT, Bukowno 2024


Tradycyjnie, kilkanaście razy już to przerabiałem, czytając "Wietrzną pamiątkę" zacząłem "myśleć Jaroszem", zestawiać obrazy przyrody z jakąś natrętną myślą. Odmieniać śmierć, miłość.  

Przypominam sobie jego wiersze: "Piękna! Nie opuszczaj jej! Nie opuszczaj jej!" - wołał pijak w wierszu z tomu „Kardonia i Faber”. I znów łowię jakieś strzępy zdań od przechodniów. Wiersze jak liście na głowie. Wiersze jak rzepy, gdy łazisz po lasach, bezdrożach. Podobno Łukasz ma materiał na kolejnych siedem książek.

„Wietrzna pamiątka” sugeruje refleksje o przemijaniu. Jakaś mantra, przyśpiewka o marności?

Książka zaczyna się tak: „Schylam się, podnoszę piłkę / lekarską i rzucam za siebie /najdalej jak potrafię. Najmocniej, / jakbym rzucał całą swą niechęcią do świata.” Czy to więc próby zawalczenia o spokój ducha?

W kunszcie poetyckim Jarosz staje na wysokości zadania. Tworzy migotliwe obrazy. Zestawia często dwie sytuacje, dwa opisy. Jakby istniał świat i antyświat. Zatrzymuje go jakiś detal, jest precyzyjny: np. w brzuch siatkarki wtula się ciemność; wstawanie o świcie, wilgotny tropik namiotu; sąsiad po wylewie krąży przy boisku i ugniata za plecami gumową piłkę...

Nie ma tu popisu erudycji, nie ma polityki, nie ma zaangażowania. Wiersze są pisane w podobny charakterystyczny sposób. Można to uznać za wadę. Nieprzekonani będą marudzić, że to już wszystko było, że to powtórka powtórki. 

Ich nie przekona umiejętność wydobycia z opisanej sytuacji jakiegoś surrealnego szczegółu. Gdy pisze o śmierci „pojawia się jak szybki samochód we wstecznym lusterku”, gdy opisuje samotność - „nie wie, co zrobić ze swoimi tragicznymi, samotnymi rękami”. No i trudno - na zdrowie!

Te wiersze to migoty, przebłyski. Jakbyśmy w jednej sytuacji, widzieli świat w pigułce. Dla mnie to jest poezja – kondensat, blik świadomości. 

Takie wiersze chcę czytać. Takie jak „Noc” (strona 21), w którym nie dzieje się nic wielkiego. Kobieta maluje się, choć nie zamierza wychodzić. Dalej jest krótki opis przyrody z księżycem (akurat się trafia metafora dopełniaczowa - „klatka piersiowa lasu”). Czekanie, aż wszyscy się oddalą i zasną, by móc się rozpłakać. I puenta: „Na jej głowie śmieszny toczek z lisa.”. Dekor głowy martwym zwierzęciem. Marność i niedorzeczność naszych wyborów. Widzę to jak z obrazów Boscha. Ten absurd i groteska naszych pragnień. Teatr rytuałów, pozorów, nieszczęść.

Albo wiersz „Didaskalia” - z typową u Jarosza metaforą „mięsną”: „Samolot rozpłatał niebo”, ze zwykłym opisem dziecięcej zabawy w ciuciubabkę, który kończy olśnienie: „też dotknąłem Boga, ale go nie rozpoznałem.

Ech, znajdziemy tu niejedno takie odkrycie: „żołnierz wytrzepuje z trąbki pozostałości po hymnie”, „moja była dziewczyna nie może odmachnąć, bo nieruchomo pozuje do portretu”, „Mylę cel z drogą, niewinność z naiwnością”. Jest przewrotność słów, znaczeń. Urzekł mnie paradoks haiku w wierszu „Diament”, historia wuefisty w wierszu „Obecność”. 

Jarosz wyjątkowo często pisze o Bogu; są tu pretensje, metafizyczne drżenia. „Rozbroiłem w sobie Boga, podniosłem Go i przeniosłem w bezpieczne miejsce.” Znajdując takie frazy, nie mam pytań, proszę o kolejnych siedem tomów.



Przeczytaj też inne recenzje książek Łukasza Jarosza:

Recenzja książki "Dzień Liczby Pi"

Recenzja książki "Kardonia i Faber" 

Recenzja książki "Świat fizyczny" 

Recenzja książki "Spoza"

Recenzja książki "Biały tydzień"