PABLOPAVO I LUDZIKI "Marginal", 2018.
Gdzieś w niebiesiech Czesław Miłosz przed lustrem przeczesuje sobie brwi i rusza ustami do własnych słów, które wyśpiewuje Pablopavo z zespołem: "Jakakolwiek jest boleść, będzie więcej boleści" ("Piosenka").
Nobel Noblem, ale jeszcze nigdy jego tekst nie brylował na parkietach, nie połyskiwał na ścianach. A te sample z Kombi ("Przytul mnie")? Czyż to nie urocze? Od razu mam 10 lat i kupuję płytę "Nowy rozdział" wśród Rosjan na ryneczku w Legnicy - płacę 600 złotych.
Bo nic tak nie włącza nostalgii jak disko sprzed lat. Bas młóci jakiś niepełny kłos, bas każe więcej brać sobie do serca. Czterdziestka weszła na kark i teraz ona krzyczy "Heja!".
Cudna jest przewrotność tych fraz, marność tych bitów. Młodość podryguje, starość z niej drwi i puka się w głowę. Rozum podpowiada tekst "Gwiazda wzejdzie i zaraz przeminie", a serce chce pląsać jak John Travolta. Przy "I goryczą będzie ziemskie piękno" można pławić się we frustracji, papierosowym dymie (jeśli ktoś pali - Paweł Sołtys pali i to dużo) albo brać kolejny łyk mocnego espresso (ja nadużywam). W zmęczeniu i znużeniu trawić frazę "Kto jest mądry, będzie nieszczęśliwy, / A głupiemu szczęście jak pokuta."... Mieć świadomość czarnej nocy wśród migających błysków dyskotekowej kuli. Tak, dziesiątka tej płyty - "Piosenka" do słów Czesława Miłosza jest absolutnie po mistrzowsku zaaranżowana, zaśpiewana.
A "Karwoski"? Nie inaczej. Refren każe wycinać piruety, zatańczyć do tych słownych gier, mętliku skojarzeń, poetyckich mądrości. Słuchałem już tysiąc razy i wciąż zachwycają mnie te "gorzkie piany piw", "wyparte farsze", "ale gdzie przód, a gdzie spód?", "nic się nie broni, goni nas czas".
"A przecież stoisz taki młody, i podchodzi dziewczyna, i pyta: czy mogę od pana ogień? A ty wiesz, że to niegramatycznie. I tylko popiół masz." Ta fraza z popiołem, brzmiąca jak szalone "Oppa Gangnam Style", ma w sobie defetyzm, biedę i żal. I ta słodko-gorzka potrawa jest moją ulubioną, wpycham ją na podium i dekoruję. Piosenka roku.
Wcześniejsze płyty zespołu - "Polor" i "Ladinola" zachwyciły mnie, "Marginal" stawiam najwyżej. Wyliczam zatem:
"Światła na statku" - żenią nam nostalgiczną nutę, "uśmiech syrenki zza tarczy" i pijanych łapiących cienie. Smyki zaś brzmią radiowo.
"Szmerem" to łobuzerska, rapowa gadka, przechwałki o podpitym lelku, no i trochę dystansu do siebie.
"Ochota" to warszawski przewrotny pean: ciężki los mieszkańców dzielnicy. Pablopavo z życiowych zmagań wyciąga swoiste "mega".
"Agata" ma jakiś tajemniczy klimat z piosenek zespołu Komety. "Ten dla którego tańczy nie widzi wcale jej, / ten, dla którego tańczy to marny sukinsyn" - taki niewesoły przekaz.
Słuchając szóstki - "Brązowy i niebieski" ciężko się nie rozmarzyć - wszystko jest w domysłach, spojrzeniach i dreszczu z przypadkowego spotkania dawnej miłości.
"Kogo" - jakby chciało być nową wersją "Korowodu" Grechuty. Lubię grę słów "kwiaty/kwity", doceniam dobrą puentę. Gwiazdozbiór Wega godnie zastąpił "księżyc kwietnia".
W "Panie Inżynierze" czuję, że przywołany został Wojciech Młynarski. Pobrzmiewa jego tembr, czuje się jego styl akcentowania "r". Ten refren, te chórki! Celnie przeszyło mnie: "Miga mi to życie jak zielone przed czerwonym światło", celnie rozpruło "miałem kwiaty cięte na zanętę / wino z Kalifornii, ale zapał nagle zgasł". Czterdziecha jak decha.
"Niskie słońce" - do popłakania. Landrynka plus "dzień krótki jak życie / do zmierzchu chwila od południa".
W bezczelnym, szybszym "PKB" zestawiony został Netfix z refluksem, ha!
A na koniec bezbłędnie zaadoptowany tekst Szymborskiej "W przytułku" - starość rusza tu nogą założoną na nogę. W górę i w dół porusza się filcowy kapeć.