sobota, 24 lipca 2010

"Świtezianki" żałujesz mu?



Autor: Krzysztof Kleszcz

MAŁGORZATA REJMER "Toksymia", Wyd. Lampa i Iskra Boża Warszawa 2009 (Wyd.II, 2010).

Książka Małgorzaty Rejmer to świetnie napisana groteska. Karykaturalne postacie, które stworzyła autorka, toczą koszmar życia, nie radzą sobie ze sobą, są przegrane. Lektura raz bawi, raz przestrasza. Czasem jesteśmy pewni, że tacy ludzie nie istnieją, czasem – o zgrozo! – wydaje się, że to krzywe zwierciadło, to zwykłe lustro, które tylko powieszono krzywo.

Przy czytaniu tych absurdalnych historii przypomniały mi się dwie lektury z dzieciństwa: „Bajki Czeskie” Jana Drdy i „Baśnie angielskie” Josepha Jacobsa. Ten sam „ból istnienia” i potykanie się o własne nogi.

Rejmer debiutuje książką, której życzę jak najwięcej czytelników, choć faktycznie – jak zauważyła autorka, w jednym z wywiadów, to nie jest książka dla masowego odbiorcy.
Odradza się lekturę dzieciom i chorym leżącym w szpitalu. Krzywić i wić będą się ludzie bez poczucia humoru.

Ja zachowam w pamięci całą galerię bohaterów. Dałbym wiele za „Toksymię II”! Moi „ulubieńcy” to panowie: Longin i Jan Niedziela.
Longin, mogący się kojarzyć z polonistą z filmu „Dzień Świra”... poderwał żonę na wiersze Grochowiaka, a potem... już nic nie było takie samo:

Idźcie ode mnie, wymamrotała. Idźcie do tatusia, tatuś wam zaraz wierszyk opowie. Pieniędzy nie przyniesie, ale wierszyk wam może opowiedzieć. Longin! krzyknęła rozdzierająco, i w jednej chwili Longin już przy niej był.
No, Longin, przydaj się na coś, ja cię bardzo proszę, Adasiowi powiesz „Litwo ojczyzno moja”, a Julkowi to se może wybierzesz, ale ja ci proponuję „Balladynę”. Słyszysz, Longin?
Aluś, ale ja cię proszę, błagał Longin.
No to nie, kurwa, to mu powiesz „Świteziankę”, jaki jest problem? Synowi własnemu nie powiesz „Świtezianki”, żałujesz mu? Odpowiedz!
(...)
I dwa miesiące później ogłosił jej, że zostanie tramwajarzem. W dłoniach trzymał wielki bukiet róż.
No niech tak będzie, powiedziała Alicja. Na początek to, ale potem awansujesz, słyszysz? Na koniec masz być pilotem.”

Jan Niedziela zaś, ponurak, filozof o specyficznym podejściu do światła miał straszne przygody z internetowymi forami: „Poyebalo cię? odpisywali Janowi źli ludzie. Albo: Ic se umyj okno. (...) Ktoś szczególnie okrutny napisał nawet na forum „pedale, lubisz kakao”, co zdruzgotało Jana na dłuższą chwilę.”; z dziewczynami: „Niema międz y nami chemmi, napisała mu jedna po spotkaniu(...) Nie obraź się, ale czuć od ciebie kościołem i wieńcami.”;
z pracą: „po ukończeniu filologii klasycznej nie było mu łatwo. Właściwie to było mu trudno. Jan próbował zostać ochroniarzem, pakowaczem, a także sprzedawcą w sklepie z pieczywem, ale kiedy pracodawcy oglądali jego CV, zwątpienie wpełzało im na twarze jak owad.
Może nam pan peszyć klientów w tych swoich okularach, powiedział mu chłodno właściciel budki z lodami. Pan jest za poważny. Dzieci się będą bały odbierać od pana wafelki. Będą myślały, że pan je zacznie przepytywać z tabliczki mnożenia.” ,
by w końcu znaleźć zatrudnienie jako autor mów pogrzebowych, wycenionych przez właściciela firmy pogrzebowej Wojciecha Posiewa na siedemset pięćdziesiąt złotych...

"Toksymia" to dziwny świat, kalejdoskop nieudaczników i psycholi: Lucyna, która „posiada przeżycia mistyczne”, zakochany powstaniec – Tadeusz, wizażystka Patrycja, Anna, która ma masterplan „Po pierwsze umyje się, po drugie jutro wyjdzie z domu”, Maja, która stosuje dietę cud - „bardzo prosta, jesz tylko takie rzeczy, po których chce ci się rzygać.”
Kalejdoskop, w którym niby są kolory, ale wszystko obwiedzione jest grubą kreską czarnego humoru. Z tą książką „Żadna podróż tramwajem nie będzie taka jak przedtem. Po prostu jestem zjednoczony całkowicie, jestem jak żółtko w jajku.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz