poniedziałek, 5 stycznia 2009

Zmywanie naczyń

Autor: Piotr Gajda; Publikacja w czasopiśmie ARTERIE nr 3/(2)/2008

WOJCIECH BRZOSKA, "PRZEZ JUDASZA" WYDAWNICTWO PORTRET, OLSZTYN 2008

W swojej najnowszej książce Wojciech Brzoska zmusza czytelnika do obcowania z osaczającym go subiektywnym poczuciem boskości: łaskawy jest pan, u którego zamieszkaliśmy. / łaskawe są jego ściany, wśród których sypiamy. / i hojna jest ręka naszego pana („modlitwa dziękczynna”). Dlatego właśnie mam z tymi tekstami problem – nie wiem, czy autor prowadząc mnie przez kolejne strony zapisane wierszami, ulokowanymi gdzieś pomiędzy biblijną stylizacją a moherowym beretem, nie chce mnie zdradzić jak tytułowy Judasz i wyprowadzić na manowce. Czy autor kpi, czy popada w autentyczną religijną egzaltację? buduje własną mitologię za pomocą wierszy pisanych na najwyższej nucie, czy bazując na liturgii, przenosi jej kulturowe znaczenia w rejony powszedniej egzystencji? albowiem pański jest porządek, który utrzymamy / i czyściec na klatce, święty spokój sąsiadów dopóki nie zasną z pilotem / w dłoniach („modlitwa godna polecenia”).
Nie demonizuje, a raczej wycisza patetyczny pogłos obiektów, zdarzeń i idei ustawionych na niedostępnym dla ironii postumencie religii. Słusznie zauważył to Karol Maliszewski, recenzując tom; jego Brzoska to agnostyk, który w dzieciństwie, owszem, na pielgrzymkach bywał i w domu babci święte obrazki oglądał, ale to było dawno i nieprawda. Dla autora przez judasza rytuał religijny jest w sposób ewidentny przyporządkowany otaczającej go rzeczywistości, mieści się w niej całkowicie, daje się opisać. Wystarczy przystawić oko do wizjera: spotkałem wczoraj pana na bordowych schodach. / i powitałem go w słowach: dzień dobry („modlitwa z sieci”). Jego atrybuty dewaluują się na naszych oczach, bo stęchły, a potem rozsypały się na proch, rozjechane przez cywilizacyjny postęp.
Wobec tego czy dla poety Bóg jest wciąż tym Bogiem, o którym opowiada nam Kościół? Kościół może w jego osobistej relacji to zaledwie „pan”, z którym można dyskutować, stawiać mu opór, podejmować dialog, powołując się na to, co się akurat wydarza? zadzwoniłem do pana / albowiem pora przyszła / najwyższa porozmawiać („modlitwa z początku”). Nawet jeśli nie dość boski, to nadal pozostaje tym, który wyznacza drogę, jak ojciec, który stracił autorytet w oczach swojego syna, ale wciąż pozostał ojcem: i pan, w domu którego zamieszkaliśmy, / obiecał nam strych i piwnicę, jak było zapisane / w umowie. / lecz nie dotrzymał słowa, albowiem w piątek zajęty był / innymi słowami (”modlitwa o niebo i piekło’).
Stąd też język Wojciecha Brzoski nieustannie coś parodiuje, nie oszczędza nawet motta, z którego jak to ujął Jakub Winiarski, płynie nauka, że Chrystus miałby dzisiaj większe uznanie, gdyby był luzakiem i lubił od czasu do czasu palnąć jakiś dowcip. Warto wspomnieć, iż owa „chwiejność w wierze”, w której wciąż znajduje się podmiot liryczny, dostaje coraz większej amplitudy, aż w końcu zawisa także i nad „poetyckim sacrum”, które często przybiera formę nieuzasadnionego patosu i niefrasobliwej egzaltacji sprawami w gruncie rzeczy dziejącymi się „przy ziemi” (dotykającymi bez wyjątku wszystkich) lub „tuż nad nią” (w pewnym stopniu uduchowionymi), sąsiadującymi z naszymi wyborami między niewiarą a nadzieją. A więc drogi Poeto, twa emfaza nie sprawi, że otrzesz się o świętość, świętość spowoduje, że twoja sztuka będzie postrzegana jako fabrycznie pomalowany świątek, pozłacany wizerunek świętego za szkiełkiem, ostrzega Brzoska.
I ja mu na koniec wierzę, także i w to, że dzisiaj wyłącznie takie modlitwy mogą zostać wysłuchane: albowiem pora najwyższa odrobić pańszczyznę. / albowiem zbawieni najprędzej będą ci, którzy nawet w dzień pański / pracują na moją chwałę. / i dyżur pełnią przy czarnych owieczkach. / nie sprzedają się za trzydzieści złotówek, / lecz dzień wolności / od zła wszelkiego za to mieć będą. („modlitwa w pańskiej służbie”). A potem idę pozmywać naczynia po winie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz