czwartek, 19 lutego 2009

A psik!!!!!


Autor: Piotr Gajda
The Gutter Twins - "Saturnalia", 2008

Są takie płyty, w których zakochuję się od razu. Nawet, jeżeli nagrywający je muzycy funkcjonują w mojej świadomości jako osoby, które dotąd raczej nie przewartościowały mojego rockowego świata. Wcale nie kocham takich grup jak Afghan Wings, a stoner rock QOTSA przerobiłem w czystej postaci u jego protoplastów (w niedoścignionej szkółce Black Sabbath - „Ala ma kota, te sprawy”). Ok., ale liderzy wspomnianych powyżej grup - Greg Dulli i Mark Lannegan w roku 2003 stworzyli nową jakość pod szyldem The Gutter Twins – i nagle świat się zmienił. „Saturnalia”, bo taki tytuł nosi płyta, którą od ubiegłej niedzieli kocham miłością rockowego fana, zawiera muzykę mroczną i niezwykle emocjonalną. To zupa z rockowego trupa doprawiona rewelacyjnymi wokalami obydwu panów - Dulli’ego, który gdy kładzie wokalny akcent na słodkie słowo „baby” zmiękcza kolana (nie tylko kobiece), albo Lannegana, którego „zmęczony” głos brzmi tak jak wyglądał Charles Bukowski pod koniec życia. Oto kwintesencja rocka z elementami grunge, bluesa i gitarowego… popu(?). Nic nowego – perły z lamusa. Sporo gitar, krzyk, szept, cuuudowne, smutne smyki gdzieś w tle. I tęsknota, która jest tajemnym eliksirem służącym do wyczarowania genialnej muzyki. „The Stations”, „Idle Hands”, to utwory pełne gitarowych zgrzytów i szlachetnego „brudu”. Albo taki „God”s Children” z cudownym duetem obydwu gentelmenów w refrenie. Mam dalej zachęcać? „All Misery/Flowers” bardzo dobry hardrockowy kawałek czy „Each to Each” ze świetną melodią i współgrającymi, rasowymi głosami wokalistów. I tak snuje się ta płyta, na której Greg Dulli i Mark Lannegan zarażają mnie śmiertelnie niemal tak starym graniem jak ja. Wzniecają kurz i łzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz