poniedziałek, 30 listopada 2009

Łódź i okolice we Wrocławiu


Autor: Piotr Gajda

W najbliższy piątek, 4 grudnia o godzinie 20.00 w ramach imprez towarzyszących Wrocławskim Promocjom Dobrych Książek, odbędzie się wieczór literacki pt. „Łódzka Flota Poetycka”. W jego trakcie wystąpią poetki i poeci ze środowiska łódzkiego: Monika Mosiewicz, Izabela Kawczyńska, Krzysztof Kleszcz, Michał Murowaniecki, Piotr Gajda, Robert Miniak, Rafał Gawin i Przemysław Owczarek. Zagrają: Jacek Bieleński (lider łódzkich grup Plastic Bag i Pavulon) oraz zespół Agne's Band (również z Łodzi). Impreza odbędzie się w Restauracji „Teatralna” (Plac Teatralny 4 we Wrocławiu). Więcej informacji na stronach Wrocławskich Promocji Dobrych Książek:

http://wpdk.pl/content/blogcategory/20/58/lang,polish/


sobota, 28 listopada 2009

Mój wiersz tygodnia (7)




Autor: Piotr Gajda

Z Wojciechem Kassem miałem przyjemność spotkać się dwukrotnie. Po raz pierwszy w Ostrowie Wielkopolskim, przy okazji wręczenia nagród w OKP im. W. Bąka „Struna Orficka”, jesienią 2008 roku. Pamiętam, że nosił gustowny, czerwony szalik, i że podsumowanie konkursu odbywało się w foyer jakiegoś kina. Nie byłem wówczas w najlepszej formie, zmieniałem pracę z niejasnym poczuciem, że zamieniam tę gorszą, na równie dla mnie nieodpowiednią. Odebrałem nagrodę, wsiadłem do samochodu i wracałem 200 km do domu z poczuciem ścigającej mnie trwogi. Mam tak do dzisiaj…


Po raz drugi spotkaliśmy się przy okazji kolejnego konkursu, rok później, tym razem na Mazurach. Znowu była jesień, a my mieliśmy okazję poznać się bliżej, z bliska przyjrzeć się naszej wizji świata, choć była odbita od lśniącego, barowego blatu. Tak zastała nas noc. A potem, kiedy rano wracałem pociągiem do domu, Wojciech Kass zadzwonił, że szkoda, że nie mieliśmy więcej czasu… Przyznałem mu rację, chociaż teraz wiem, że u niego w Praniu czas płynie wolniej, pełniej i na pewno lepiej niż u mnie…


I tego mu zazdroszczę.

Tak się schowałeś, że nie potrafisz siebie znaleźć

Gdy zmęczy cię dekonstrukcja wracaj do puszczy,
a odnajdziesz swój głos. Przełączę odbiornik z deliryki na lirykę,
z serca wykroję ci propagandę. Zyskasz na czasie,
siadając o świcie w rzece.

Posłuchaj marzeń mojego synka: chce mieć ogródek, sadzić
kapustę i marchewkę, hodować szmaragdowe motylki i króliki,
które wypuści w las.

*
Z samolotu widać nocą miasta, które świecą jak wota.
Zobaczyłem powiatowy Pisz, gdy poeci zabrali z niego światło,
próżno-prószące światło. Nastał ciemny świt
i poranek przejechanych kotów.

Dlaczego piszę? By nie zapomnieć tego, o czym miałem napisać.
Moja potrzeba to czujność wobec wnikliwości – to co znika,
nadal trwa we mnie i dopomina się choćby migotliwej mgły.

*
Siedzisz skulony w kuchni między zimnym piecem
a zlewozmywakiem, słuchasz elektrycznych tam-tamów, ściskasz
kieliszek, mruczysz: trwam, trwam. Ironia jest brakiem miłości
a alkohol wykrada serca kochankom.

Wyjdź z tego ontologicznego szpitala, trupmiejsca –
na cóż nieboszczykowi śniadanie? Zabawimy się w podpalaczy
chmur, do tego trzeba ognisk w żyłach i zachodu jak się patrzy.

*
Pamięć młodszych ode mnie nie dłuższa niż zapałka, którą na
autostradę rzuciła Barbie z kabrioletu w kolorze różowy metali.
Powiedzieli mi umarli, że przekładają pamięć nad chryzantemy.

*
Przerzucasz programy w telewizorze, myszkujesz po Internecie,
czy to nie śmieszne, szukać siebie tej próżni?
Prawdziwa obecność odbywa się bez wiwatów i bywa w ciszy.

Nie udawaj, że nie obchodzi nas porzucona w trawie cegła,
która chce być domem, wieżą, remizą lub katedrą.
Po architekturze słów, ro9zpoznasz swoich – chichocze rumowisko.

*
Mogę więcej palić, chodzić od ściany do ściany, od okna do okna
ale nie wolno mi odwracać głowy od krajobrazu. Lis przebiegł
jak smuga październikowego światła. Ryczy jeleń.
To jeleń ryczy lirycznie.


Gdy jestem sam, tyle spraw się układa, oprócz samotności.
Kiedy bywam wśród ludzi, nic się nie układa, tylko ludzie.
Młodszym ex cathedra mówię o gospodarstwie poezji, o cegle do
cegły, słowie do słowa.

*
O, cierpliwości! która jesteś pierwszym przykazaniem
porządkowania. Ty kowboju bez lassa, rybaku bez sieci, łódko bez
wiosła, życie to nie kryształ, ale krew. Ma smak szmaty i padliny,
w czym zakosztował Baudelaire.

Miłosz powracał do Krasnogrudy, by złożyć przysięgę wierności
chłopcu, który w nim nie umarł. By razem spotkać się na linii
parku i jeziora – mokry młodzik i starzec laseczką
rysujący znaki na wodzie.

*
Moje zmęczenie łagodzi chłopiec we mnie, pomniejszają
jego duże oczy. I choćby zapłakał w ciemni podwórka, w środku
zdyszanego jęzora ulicy – będzie moim światełkiem.
Zyskam na czasie, siadając o zmroku w rzece.

Zaciągam się zapachem twoich włosów, żono, i zasypiam jak
dziecko. Zaciągam się truciznami świata i obracam w pościeli
jak dynamo, które nie daje światła. Co powiem, co ci powiem
wstrząśnięty swoim ostatnim obrotem.

Pranie, 21.05.2007.



* Wojciech Kass- ur. W 1964 w Gdyni. Poeta, eseista, krytyk literacki. Absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Gdańskim. Laureat m.in. Nagrody im. Kazimiery Iłłakowiczówny za najlepszy debiut poetycki 2000 roku. Oraz nagrody ”Nowej Okolicy Poetów” za całokształt twórczości. Odznaczony przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego brązowym medalem Gloria Artis. Członek redakcji „Toposu”, współpracownik „Nowej Okolicy Poetów”. Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Tłumaczony na ęzyki: niemiecki, włoski, litewski, serbski, czeski, słowacki, bułgarski. Od 1997 r. mieszka i pracuje w Muzeum K.I. Gałczyńskiego w Praniu na Mazurach.





wtorek, 24 listopada 2009

Spotkanie z Martą Podgórnik



Księgarnia „Mała Litera” (Łódź, ul. Nawrot 7) zaprasza na spotkanie z Martą Podgórnik, które odbędzie się 26 listopada (czwartek) o godzinie 18.30. Prowadzenie: Piotr Macierzyński. Wstęp wolny.

Marta Podgórnik - (1979). Poetka, w 2001 r. nominowana do „Paszportu Polityki". Wydała Próby negocjacji (1996), Paradiso (2000), Długi maj (2004), Opium i Lament (2005), Dwa do jeden (2006), Pięć opakowań (2008). Mieszka w Gliwicach.

(informacja nadesłana)

Czarne ballady, białe romanse



Autor: Piotr Gajda

Witold Adam Rosołowski postanowił tym razem opatrzyć muzyką i swoim śpiewem ”Rozkład jazdy”. Sądziłem dotąd, że moje wiersze nie nadają się do śpiewania nawet jako słowa smutnych piosenek. I oto proszę…jego autorska ”demówka” skrywa, nie napawający optymizmem przekaz tekstu pod skocznym, bez mała radosnym rytmem...

Rozkład Jazdy

Pies zdychał nieopodal dworca. Ulepione z innej
gliny
autobusy nie oglądały się za siebie
i kontynuowały cudzą podróż. Jeśli kiedykolwiek
śnił ci się kundel, którego obsiadły wrony,

to właśnie ten. Ja też go śniłem, a potem
wyminąłem obojętnie. Na jego skołtunioną sierść
z drzewa spadł liść i szeptał, że nadejdzie zima,
skróci nasze dni do lokalnego kursu.

A ty, co sobie wyobrażasz? Czerwone światełko
w tunelu będzie gasnącym psim okiem,
inne znaki pozostaną takie same.
Wiosną sukę w rui potrąci pośpieszny.

"Rozkład jazdy" - muzyka i wykonanie: Witold Adam Wesołowski, wiersz: Piotr Gajda

link: http://www.wywrota.pl/db/mp3/1110_rozklad_jazdy_witold_adam_rosolowski.html

poniedziałek, 23 listopada 2009

Mój Anioł Stróż



Autor: Piotr Gajda

„Istnieje powszechne wierzenie o istnieniu Anioła Stróża. Starożytni Grecy wierzyli w istnienie geniuszy, bóstw opiekuńczych. Sokrates pisał o swoim Dajmonionie, który inspirował go do dobrych uczynków, a karcił, gdy ten zrobił coś złego. Jest wiele opowieści w Biblii o opiece aniołów nad ludźmi. W historii o Tobiaszu, w opisie ucieczki Świętej Rodziny do Egiptu”.

„Panuje również przekonanie, że artyści i poeci potrafią wyrazić to, co niewidzialne. Chcemy aby ta wizja, wizerunek i poetycki opis Anioła były jak najbardziej osobiste. Aby twórca niekoniecznie sięgnął do konwencjonalnych ujęć tego tematu, jakie są mu znane z Tradycji, lecz znalazł własne rozwiązanie”.

„W świecie, który bulwersuje, straszy utratą wartości i duchową pustką, myśl o swoim Aniele Stróżu jest porcją nadziei, jaka może okazać się potrzebna. Jeśli pogoda duchowa dopisze, na otwarciu wystawy oprócz artystów i poetów oraz ich obrazów i wierszy pojawią się również Anioły”.

Tak zachęcali organizatorzy wystawy „Mój Anioł Stróż” do nadsyłania prac plastycznych i wierszy. Na wystawę nadesłano 94 wiersze i 51 prac plastycznych – obrazów olejnych, ikon, pasteli, rysunków, grafik, rzeźb, ceramiki, instalacji, witraży, fotografii, grafiki komputerowej, kolaży, prac w tkaninie, prac z gatunku rzemiosło artystyczne, lamp, aniołów zrobionych na szydełku, laleczek. Honorowe Jury pod przewodnictwem prof. Zofii Zarębianki (poezja) i Włodzimierza Palusińskiego (plastyka) dokonało wyboru prac i zdecydowało o przyznaniu nagród. Otwarcie wystawy odbędzie się w Galerii Audialna na krakowskim Starym Mieście, 5 grudnia o godzinie 17.00. Jej organizatorem jest wspomniana Galeria oraz Stowarzyszenie „Ja i Ty” zajmujące się integracją sztuk.

Oprócz prac plastycznych, w Audialnej znajdą się eksponowane na ścianie wiersze 13 autorów (w formie wydruków). Dodatkowo, wiersze 32 poetów znajdą się w brulionie na wystawie pośród innych wybranych wierszy o Aniele Stróżu i Aniołach (brulion jest maszynopisem dopiero przygotowanej publikacji). Pełna lista autorów, których poezja pojawi się w Krakowie (oraz wiele dodatkowych informacji) można przeczytać pod linkiem:

http://www.mojaniolstroz.blogspot.com/

Wystawa potrwa do końca stycznia 2010 roku.

niedziela, 22 listopada 2009

Mój wiersz tygodnia (6)






Autor: Piotr Gajda

Radosław Kobierski jest kolejnym poetą, z którym mogłem zetknąć się osobiście. W roku 2007 podczas Manifestacji Poetyckich w Warszawie, byłem na jego wieczorze autorskim (wspólnym z Romanem Honetem), który w ramach imprez towarzyszących Manifestacjom prowadził Jakub Winiarski. I właśnie to spotkanie zapamiętałem jako najlepsze, był to najjaśniejszy punkt tej imprezy obok projekcji filmu nakręconego przez organizatorów na ulicach Warszawy, obrazującego odbiór wierszy poetów zaproszonych na Manifestacje przez przypadkowych mieszkańców stolicy. Pamiętam, że ujął mnie wygląd Kobierskiego (wówczas przypominał nieco postać muzyka grającego w zespole rocka alternatywnego), jego skromność, brak jakiejkolwiek „pozy” i stoicki spokój, kiedy musiał odpowiadać na często prowokujące pytania Winiarskiego. Wówczas mówił, że nieco nuży go już poetycka formuła, i że chciałby teraz skupić się na prozie. Na szczęście nie spełnił do końca swojej obietnicy, w 2008 roku ukazała się „Lacrimosa”, bolesny zapis poczucia straty, bólu i pustki po śmierci ojca.

Któż bardziej może poczuć te strofy, niż ten, kto go utracił w wieku dwunastu lat, a więc o wiele za wcześnie, aby targające nim uczucia ułożyć choćby w skromny wierszyk? Czytając „Zapachy istnienia, po otwarciu szafy” przypomniałem sobie (nie, wcale nie musiałem sobie tego przypominać) jak zamykałem się w ubikacji i ukryty przed dorosłymi szlochałem, albo jak moczyłem łzami płaszcz ojca wiszący w szafie, kiedy nikt tego nie widział, jak przymierzałem jego buty, jakbym szukał tam ciepła. Do dziś czuję na ustach chłód jego czoła, na którym złożyłem pożegnalny pocałunek.

Wiersz Kobierskiego jest tym samym, czym było tamte pożegnanie – ostatnim pocałunkiem syna złożonym na ojcowskim czole.

* Radosław Kobierski - ur. 1971r., poeta, prozaik. Publikował m.in. w Twórczości, Odrze, Kresach, Res Publice, Opcjach, Akcencie. Opublikował tomy wierszy: Niedogony (1997), Rzeź winiątek (1999), We dwójkę płyną umarli (2002),Południe (2004), Lacrimosa (2008), zbiór opowiadań Wiek rębny (2000) oraz powieść Harar (2005). Jego wiersze i proza tłumaczone były na czeski, węgierski, włoski i angielski. W przygotowaniu powieść Nod (W.A.B, maj 2010).


"Stachura pozostałym"


Poetycki happening na pl.Kilińskiego

XVII Turniej Jednego Wiersza "Stachura pozostałym" - MOK Zgierz

Autor: Krzysztof Kleszcz


W smutne listopadowe popołudnie pojechałem z Piotrem do Zgierza na konkurs poetycki "Stachura pozostałym". Impreza rozpoczęła się w symbolicznym miejscu - na pętli tramwajowej na placu Kilińskiego. To o tym miejscu poeta pisał "... gdzie się szukać, to znaczy jak doprowadzić do tego, żeby stanęli naprzeciw siebie; wtedy już by się można, myślę, rozpoznać łatwo (...) ludzi sobie nieznajomych, ale tej samej konstelacji."

Konkurs odbył się po raz siedemnasty. Tradycją był też poetycki happening w wykonaniu młodych aktorów. Jeden z przypadkowych widzów (zapewne "pod wpływem") był wyraźnie "w temacie" i ogłosił zgromadzonym przyglądając się niecodziennym recytacjom: "Tak. Stachurski tu był."

Spacer po Zgierzu wśród nadgryzionych zębem czasu budynków robił, w ten ponury dzień, dość przygnębiające wrażenie. Dobrze, ze był krótki. Zaraz przywitały nas przyjazne bramy Miejskiego Ośrodku Kultury przy ulicy Mielczarskiego. Najpierw był wieczór poetycki Michała Kędzierskiego - autora książki "Kot w supermarkecie", w niecodziennej scenerii - wśród aktów na ścianie, a także w niecodziennej formie - nie było bowiem prowadzącego. Autor przeczytał wybrane wiersze ze swojej książki. Mówił, że ostatnio rzeczywistość "nie zmusza" go do pisania, tak jak kiedyś. Czytając wiersz "Linia życia", wspomniał, że został napisany tuż po tym jak dowiedział się, że zostanie po raz drugi ojcem. Kilkakrotnie podkreślił też swą fascynację poetyką Merrilla.

Turniej Jednego Wiersza odbył się w sali na piętrze. Uczestniczyło w nim ok.20 osób. Poziom wierszy był dość wysoki, poza kilkoma kiksami było czego posłuchać (zresztą kiksów, też się dobrze słucha - można się uśmiechnąć). Werdykt okazał się szczęśliwy dla mnie. Oto jego pełne brzmienie:

Jury w składzie: Artur Fryz, Michał Kędzierski, Maciej Robert przyznało następujące nagrody i wyróżnienia: I nagrodę (500zł) - Krzysztofowi Kleszczowi z Tomaszowa Mazowieckiego,dwa wyróżnienia (po 150zł) - Zuzannie Ogorzewskiej z Warszawy i Kamilowi Wojciechowskiemu ze Zgierza,wyróżnienie honorowe (pióro + długopis) - Michałowi Murowanieckiemu z Łodzi.

Skomentował go Piotr Macierzyński, dziękując wszystkim za słuchanie swoich "nieudanych wierszy". Jeszcze do Łodzi wracało się dobrze, ale za Łodzią mgła była gęsta, aż mdła.


Artur Fryz, Kacper Płusa, Maciej Robert, Piotr Gajda - ludzie tej samej konstelacji.


"A kiedy ona cię kochać przestanie..." - happening poetycki z tekstami Stachury


Gajda, Gawin, Murowaniecki


Michał Kędzierski

Krzysztof Grzelak

Wojciech Kądziela

Rafał Gawin

Michał Murowaniecki

Kacper Płusa

Zuzanna Ogorzewska

Andrzej Brzozowski
Krzysztof Kleszcz

Piotr Gajda

Piotr Macierzyński

Kamil Wojciechowski
Bogusław Nowicki dał występ w czasie oczekiwania na werdykt

"Fabrykanci"

Kot szukający hipermarketu

Artur Fryz czyta werdykt


Mój nagrodzony wiersz

sobota, 21 listopada 2009

"Namaszczeni"





Jacek Bierezin

Autor: Piotr Gajda

Komisja selekcyjna XV Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina ogłosiła listę 13 autorów, których tomy zostały nominowane do nagrody głównej. Nie ukrywam, że łódzki konkurs jest mi niezmiernie bliski zarówno ze względu na osoby organizatorów i miejsce jego odbywania się, jak i z całkiem osobistych pobudek – to pod jego „szyldem” nastąpiło moje poetyckie stand up.

Rozstrzygnięcie nastąpi 12 grudnia – dowiemy się wówczas, kto tym razem otrzyma szansę podobną tej, którą w latach ubiegłych otrzymali m.in. Krzysztof Siwczyk, Marta Podgórnik i Edward Pasewicz.

Domyślając się w zaledwie 10%, kto może kryć się godłami, chcę pogratulować wszystkim tegorocznym nominowanym i życzyć im, aby ta nominacja doprowadziła ich do jeszcze wielu nagród i wyróżnień! Niech umocnia w Was wiarę w to, czemu się poświęcacie a nam wszystkim przyniesie możliwość obcowania z Waszymi wierszami!

piątek, 20 listopada 2009

Śmierć ze spłatą rozpisaną na raty


Kazimierz Ratoń

Autor: Piotr Gajda

"Umarł w styczniu 1983 roku. Trudno jednak dokładnie określić dzień śmierci. Podaje się, iż stało się to 14 stycznia, ale równie dobrze mogła nastąpić trzy lub dwa dni wcześniej. Niektórzy mówią nawet o grudniu. Umierał samotnie, w samym centrum Warszawy, wśród butelek po wodzie brzozowej, odoru denaturatu, na posłanym szmatami tapczaniku. Poeta Kazimierz Ratoń." (B. Bocheński "Kloszard z Emilii Plater", Nowa Trybuna Opolska 1994 nr 12 s 11).

Kazimierz Ratoń (1942-1983), to chyba najbardziej dramatyczna z figur na biało-czarnej szachownicy „poetów przeklętych”. I nie myślę tu o symbolicznym miejscu śmierci (według jeszcze innej legendy dotyczącej jego zgonu poeta umarł na środku ulicy, w śnieżnej zaspie), ale raczej o chorobie, która stała się prawdziwym przekleństwem i determinantem zarówno całej twórczości jak i życiorysu poety. Ratoń chorował na najbardziej okrutną, śmiertelną postać gruźlicy pozapłucnej, bezlitośnie niszczącą ciało, kości i mózg. Ten typ tej strasznej choroby, odpowiednio wcześnie nie wykryty i nie leczony powoduje nieodwracalne zmiany neurologiczne i psychiczne. Może i chce „opętać” nie tylko ciało, ale i duszę. A duszę Ratonia dodatkowo w swoje „władanie” wziął także alkoholizm, który nie pozwalał mu na dokończenie żadnej terapii, i gnał od jednej warszawskiej meliny do drugiej.

Stąd twórczości Ratonia nie mogli zrozumieć ludzie zdrowi i silni, ponieważ opisywała proces gnilny, któremu towarzyszył smród i widok płynącej krwi i ropy. Poeta umierał żywcem, dosłownie „dekomponowany” przez postępujące objawy gruźlicy mózgu, odrażający i „widmowy”, niczym poszczerbiony tynk warszawskiej kamienicy w zapomnianych rejonach Pragi.

"w nocy którą znienawidziłem/ciało łamie się pęka i kiśnie/ zanieczyszcza powietrze śpiącym zwierzętom/urąga niebu swoją beznadziejnością/w nocy z której nie można wyjść/wyję duszony ciemnością/wyję jak kaleczony piespozbawiony narkozy i zastrzyków/pozbawiony litości."

Nigdy się nie ożenił, rzadko widywano go z kobietami. Ze swoją matką i siostrą nie utrzymywał kontaktów. W jego poezji kobieta ze zrozumiałych, fizycznych powodów była tylko mitem, wciąż przekształcanym i rozbudowywanym jedynie w jego „nadpsutym” umyśle. W końcu, śmiertelnie zmęczonego walką z własnym organizmem, pochłonął go wir który sam wzniecał w ostatnich latach życia, popijając leki psychotropowe denaturatem bądź wodą brzozową, aż opadł na samo dno ludzkiej nędzy. „Nieprzysiadalny” do ówczesnej rzeczywistości, chamski, wulgarny i głodny, odtrącał od siebie wszystkich, jakby podjął decyzję, że chce umrzeć jak dzikie zwierze - w ustroniu i samotnie.

"Przeklinaj życie swoje które nie jest życiem/Tylko niedorzecznym skowytem ślepego psa/Prowadzonego bez litości na krótkim łańcuchu/Przeklinaj życie swoje które nie będzie życiem/Tylko konwulsyjną agonią topielca/Uduszonego w gnijącej ziemi/Przekleństwo wyzwoli cię z cierpienia".

Umarł jak chciał. Towarzyszyło mu ostatnie stadium choroby i wydawałoby się, że tylko chwilowa legenda „poety przeklętego”. Jego umęczone ciało pochowała opieka społeczna na dalekim Żoliborzu, w Wólce Węglowej.


Tomy poetyckie Kazimierza Ratonia:


„Pieśni północne” (1972),
„Gdziekolwiek pójdę…” (1974),
„Pieśni ocalone” (1990),
„Poezje” (2002).




czwartek, 19 listopada 2009

Smutne pieśni o poranku



Autor: Piotr Gajda

Na początku grudnia tego roku ukaże się debiutancka książka radomskiego poety Pawła Podlipniaka. Autor podobnie jak i ja należy do „spóźnionego pokolenia” poetów debiutujących „po czterdziestce”. Wydawcą „Aubade triste” jest Miejska Biblioteka Publiczna im. J. i A. Załuskich w Radomiu i tam też tomik będzie można zamawiać. Pawle, Życząc Ci wielu czytelników z niecierpliwością czekam na wieczór autorski i egzemplarz!

Oto, co o książce napisali Piotr Müldner-Nieckowski i Leszek Żuliński:

Poezje Pawła Podlipniaka to liryka w pełnym tego szlachetnego słowa znaczeniu. Nie dramat i nie epika. Precyzyjna, ważąca słowa i nadająca im nowe znaczenia, całkowicie własna. Zapisuje nieustanne zdumienie - jak by to powiedziała Anna Kamieńska - dziwnością świata tego. Z łatwością notuje to, co dla zjadacza chleba jest tak trudne - paradoksy banalnej na pozór codzienności, które budują naszą wyjątkowość. Te wiersze chciałoby się znać wszystkie na pamięć, ale nie do pustej deklamacji, lecz dla siebie, na wieczną prywatność, żeby móc odświeżać refleksję nad sobą i nad naszym stosunkiem do innych. Gorąco polecam”.

Piotr Müldner-Nieckowski

Aubade triste - czyli smutna pieśń na powitanie poranka. To oksymoron - poranek jest przecież radosnym gubieniem nocy. Ale smutek niesie każda utrata. W tym splocie uczuć tkwi więc wszelka radość i wszelkie przygnębienie; pozy-tyw i negatyw, nierozerwalna symbioza sprzeczności. Kochankowie rozstający się nad ranem są nieszczęśliwi i szczęśliwi zarazem. Wszyscy bywamy takimi kochankami w różnych sytuacjach...Ten tomik opowiada o przemijaniu, starzeniu, przeobrażaniu, traceniu, oddalaniu... I o tej fenomenalnej niejednoznaczności dobra i zła, pogody i nie-pogody, piękna i zwykłości... Wszystkie te wartości nie istnieją osobno, bez sie-bie; tworzą komplementarną jedność. I to, z natury eseistyczne spostrzeżenie, Paweł Podlipniak potrafi wyrazić językiem wyjątkowo czułej i obrazotwórczej liryki, zachwycającej swoją wyobraźnią, skojarzeniami, nastrojem. Tak, to są po prostu piękne wiersze. Piękne i mądre; każdy, kto potrafi wniknąć w ich sedno będzie ujęty mnogością przesłań.Wiersze te mają dwa rozległe tła: kulturowe i filozoficzne. Ileż w nich odniesień do tradycji, estetyki, lektur - całego tego dorobku, który sztuka prze-kazuje kolejnym pokoleniom. I ileż tu treści egzystencjalnych odnoszących się do sensów życia i naszego "smaku na życie", tak wymieszanego z huśtawką do-znań, wyborów, wahań, zachwytów, smutku... - aubade triste, tak, tak..."

Leszek Żuliński


„Tropografia elżbietańska” (wiersz z tomu „Aubade Triste”)

Przypadkowe zniknięcia z mapy. Giną nam miasteczka,
miasta, klucze do mieszkań. Potem zmywa brzegi
rzek, więc nie mamy dokąd spłynąć. Zostajemy
tylko w pamięci. Blednie najwolniej. Strofuje
nas nieustannie gorzkim: tu było, co było.

Literowanie byłych nazw przynosi ulgę.
Za znakiem stoi inny znak, a za nim mieszka
słowo, czasem rzecz. Zwierzę nie do oswojenia.
Ucieka, zanim nadasz imię, pogładzisz w myślach.
Zniknie z mapy właśnie wtedy,
gdy zaczniesz rozpoznawać zarys zgubionego.

nie każde morze kończy się szczęśliwie



* Paweł Podlipniak, ur. 1968 (tożsamość sieciowa: "komnen/komnen kastamonu") - dziennikarz, historyk-bizantynista (studia na UŁ), nauczyciel jez. angielskiego. Zawodowy dysydent. Uczestnik portali poetyckich. Miłośnik filmów i rocka (ulubione zespoły - zagraniczne: Tool, Alice In Chains, Offspring, Korn; polskie: Dezerter, Farben Lehre, Coma, Ocean). W 2007 r., po latach przerwy, na dobre i na złe wrócił do pisania poezji. Laureat kilkunastu konkursów poetyckich m.in.: XV OKP im. Stanisława Grochowiaka w Radomiu (nagroda główna), XVIII OKP "O Dzban Czarnoleskiego Miodu" (nagroda główna), 39 OKP im. Jana Śpiewaka i Anny Kamieńskiej (nagroda II stopnia), I OKP im. Janusza Różewicza w Radomsku (II nagroda), wyróżnienia w II OKP „Chichot Chimery”, VII OKP im. C.K. Norwida, IV OKP im. Wojciecha Bąka „Struna orficka 2009”, V OKP „O wawrzyn Sądecczyzny”, XXI OKP im. Władysława Broniewskiego, OKP „Prawy brzeg” 2009 Warszawa. Publikacje: „Arterie”, „Notatnik Satyryczny”, „Miesięcznik prowincjonalny”, „Kozirynek”(w przygotowaniu). Mieszka w Radomiu

środa, 18 listopada 2009

Spraw niech żołądek da radę


Witold Adam Rosołowski


Autor: Krzysztof Kleszcz

Witold Adam Rosołowski nagrał nową piosenkę do mojego tekstu "Do Ciebie siebie znów". Zachęcam do posłuchania. Link prowadzi do strony wywrota.pl, gdzie umieszczony jest plik mp3.


Kliknij, by posłuchać.

Inne piosenki Witolda Adama Rosołowskiego do moich wierszy --> LINK


poniedziałek, 16 listopada 2009

Pan Cogito w grze










Foto: Chorea i Pola Amber

Autor: Piotr Gajda

„Gry (w) Pana Cogito”, spektakl Teatru Chorea – 9 listopada 2009 – sala kina „Włókniarz”, Tomaszów Mazowiecki.

Najnowszy projekt teatralny Chorei to rozpisanie myśli poety na przestrzeń sceny. Precyzyjne poetyckie konstrukcje zostają rozłożone na części. Taki zabieg prowadzi do odsłonięcia ich elementarnych, żywych znaczeń oraz do wydobycia autentycznej siły słów. Fragmenty tekstów Zbigniewa Herberta składane są w nowe związki. Widzowie wprowadzeni są w problematykę przedstawienia fragmentami „Dociekań filozoficznych” L. Wittgensteina, dotyczącymi jego rozważań nad definicją gry. Spektakl składa się z 17 scen, z których każda traktowana jest jako osobna „gra”. Ściśle ustalone reguły (zmieniające się w kolejnych sekwencjach) wynikają przeważnie z treści i charakteru wykorzystanych utworów.

Ludwig Wittgenstein „Dociekania filozoficzne”

„Uczymy się grać, patrząc jak grają inni.
Jak jednak obserwator odróżni błąd graczy od posunięcia prawidłowego? (…)

Przypatrz się temu co nazywamy grami.
Co jest im wszystkim wspólne?
A może wszędzie istnieje wygrana i przegrana albo współzawodnictwo graczy?
Zobacz jaką rolę grają sprawność i szczęście. (…)

W jakiż sposób zamknięte jest pojęcie gry?
Co jeszcze jest grą a co już nią nie jest?
Czy możesz podać granice?
Nie. Możesz je wytyczyć. Dotąd bowiem ich jeszcze nie wytyczono. (…)

Pojęcie gry jest pojęciem o rozmytych brzegach.
Czy jednak pojęcie rozmyte jest w ogóle pojęciem?
A czy nieostra fotografia jest w ogóle obrazem człowieka?
I czy zastąpienie nieostrego obrazu ostrym jest zawsze korzystne?
Czyż obraz nieostry nie jest często właśnie tym, czego nam trzeba?”

Trzy źródłowe środki teatralne – słowo, ruch, muzyka – budują rządzącą się własnymi prawami rzeczywistość sceniczną. Tworzą nierozerwalną jedność – „Nową Choreę”. Ruch nie ilustruje słowa. Muzyka nie odpowiada treści. Dopiero z ich równoprawnego połączenia rodzi się wielopoziomowy świat przewrotnych znaczeń i fizycznie odczuwanych napięć. Surrealizm przenikający obrazy sceniczne oddziałuje z jednakową siłą na zmysły, podświadomość i „cogito”.

Zmierzenie się z ideami Pana C. dokonywane jest w czasie kilkunastu rozgrywek, rozpisanych według zasad przewrotnej metody Chorei. Gra z myślami poety stanowi próbę odpowiedzi na pytanie o to co Herbert ma nam do powiedzenia w dzisiejszej rzeczywistości. Stwarza okazję, żeby poeta sam zapytał nas gdzie dziś jesteśmy. Do kogo mówi? Kto go dziś słucha?

Werdykt XXVI OTJW pt: "Kobieta"



Autor: Piotr Gajda

W dniu 10.11.2009 roku w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Tomaszowie Mazowieckim odbyło się posiedzenie jury XXVI OTJW pt: „Kobieta”. Jury w składzie: Dariusz Foks – przewodniczący, Piotr Gajda, Krzysztof Stefaniak – członkowie oraz Ewa Adamska – dyrektor MBP, po zapoznaniu się z 76 zestawami (205 wierszami) postanowiło przyznać następujące nagrody i wyróżnienia:

I nagroda – Janusz Radwański (godło; „Maciora Perłowa”)
II nagroda – Ela Galoch (godło: „Iwon”)
III nagroda – Urszula Kulbacka (godło: „Mauretanka”)

Wyróżnienia:

Jerzy Piekarski (godło: „GaPa”)
Piotr Zemanek (godło: „Petrarka”)
Aleksandra Bełz (godło: „ale handra”)


Protokół z obrad jury jest dostępny na stronie MBP w Tomaszowie Mazowieckim:

http://www.mbptomaszow.pl/images/konkursy/2009/Turniej_jednego_wiersza/protok%F3%B3%20obrad%20jury.doc

Serdeczne gratulacje!

niedziela, 15 listopada 2009

Re: Medium



Autor: Krzysztof Kleszcz

Przeglądając swą półkę z poezją natrafiłem na gruby tom "Tekstylia. O rocznikach siedemdziesiątych."
Wśród wielu tekstów był tam wiersz Klary Nowakowskiej. Natychmiast napisałem korespondencję.

Re: Medium

Klaro chwytaj nóż
i smaruj tłuszczem bloga,
niech Kleszcz będzie maślany.
Och szczęście mam od Boga,
że ostrze nie robi rany.


W "Forum Nauczycielskim"



Autor: Krzysztof Kleszcz


Kilka moich wierszy i parę słów o mnie ukazało się w piotrkowskim "Forum Nauczycielskim".

Gorzkie jezioro


Ryszard Milczewski-Bruno

Autor: Piotr Gajda

W którym miejscu znajduje się dzisiaj biografia i dzieło Ryszarda Milczewskiego-Bruno, zapamiętanego chyba najbardziej w roli przyjaciela Stachury? Z pewnością umiejscowiona jest w niezasłużonym cieniu, bo to poeta lepszy od Steda, bardziej wymagający, trudniejszy, a przez to mniej dostępny. Czyżby za kilkanaście następnych lat postać Bruna miała przetrwać jedynie w słynnej piosence, która w latach 80-tych rozbrzmiewała niemal na wszystkich obozach i biwakach, w domach kultury i wszelkiej maści „stachuriadach”?

„Ruszaj się Bruno, idziemy na piwo…”, pisał Edward Stachura, ale Milczewski-Bruno pozostał raczej „w domu”, w swoim rodzimym Grudziądzu, gdzie do dzisiaj jest pamiętany, ma tam ulicę swojego imienia i pamiątkową tablicę na kamienicy, w której mieszkał zdominowany przez własną prowincję, kochaną i nienawidzoną jednocześne. Grudziądz był usytuowany podówczas na granicy dwóch województw, stąd poeta często bawił zarówno w Bydgoszczy jak i w Toruniu, tu i tu postrzegany przez tamtejsze środowiska raczej jako alkoholik i grafoman, niż autor naginający język do skraju jego wytrzymałości, tak jak w dedykowanym Stachurze wierszu pt: "Dziedzictwo": „Trynko żyło moja i dziedzictwo /Tu worek królików mlecz i gorgula /Kopniak we mnie: nie róża /Śmieją się murarze ciszy w morwach /A we mnie tak mokro i muzycznie straszno/ Że żyłować teraz tylko mi te wiersze/Aby się rozbudzić i w deski dostać: /W trumnę albo do ogrodu - -/ Posłusznie się urodziłem bo z pępkiem /Akuszerka to przyzna choć dawno umarła /Na Twoje ręce będę składał zdania moje zbrzeżne/W Tarpnie kędy zacny Villon lży w pokrzywach/ Gdy wino pęka w ustach białym jabłkiem”.

Bruno był człowiekiem, który nie potrafił ukryć swych antypatii. Mówił wprost. Nie chował żalu w kawiarnianej plotce i dlatego był tak samotny. Buńczucznie szedł przez życie. Z sercem na ramieniu. Przyjaźń z nim do łatwych nie należała. W końcu ostatecznie zerwał kontakty ze Stedem, kiedy ten podobno „ukradł” mu tytuł „Białej lokomotywy” (ślad tego zerwania widoczny jest we wspomnianej piosence, w która w późniejszych wersjach brzmiała następująco: „Ruszaj się głowo, idziemy do słońca….”).

Kiedy jeszcze „szorstka” przyjaźń obu poetów trwała Stachura tak pisał o Milczewskim: „Pociągiem do Wrocławia 15.27 dwie i pół godziny jazdy. Padał śnieg, deszcz i grad. Wiatr porywisty. O 18.00 Klub Nauczycielski na Placu Grunwaldzkim. Wieczór Bruna. Wspaniałe wiersze Bruna jedyny „zarzut" - naciąganie rzeczywistości do własnego obrazu świata w tych wierszach. Przesada z tymi nożami. Ataki potem na Bruna ze strony nauczycieli. Zabrałem głos. Mówiłem. Jak zwykle nie miałem z kim rozmawiać. Ciężko jest cofać się z miejsca, skąd się jest, do siódmej klasy szkoły powszechnej. Bruno pokazuje „chwali" się po wieczorze kwitkami, nakazami kolegium. Nie podoba mi się to. Ciągle to samo. Ciągle to granie na jednej strunie. Ale co zrobić? Zaprasza mnie do P. Biorę adres, choć wiem, że nie pojadę”. A jeszcze kiedy indziej tak: „Z Brunem skoczyliśmy na poboki, do miejscowości Kłódka, gdzie Osa i „Bar nad Osą". Po wielu straszliwych dniach i nocach samogryzienia się, samozżerania się nawiedził mnie przepastny apetyt, co było jedną z oznak, z tych raczej nieomylnych, że może udać mi się kolejne zmartwychwstanie. Bruno zjadł gigant-golonkę, a ja, jak jeden głupkowaty, cztery talerze wołowych flaków. Potem zakupiliśmy butelkę wina i udaliśmy się nad rzekę. Rozsiedliśmy się na łące, przy śluzie z mostkiem i było tak jak powinno być. Wrześniowe sioneczko grzało nasze kości, blask głaskał po rysach, pasły się krowy, kwitły wysokie mimozy, na drugim brzegu trzyosobowa rodzina zajęta była bez reszty myciem i pucowaniem szyb i blachy samochodu, czyli „oczka w głowie", huczała woda jak wielkie roje os, ale nie przeszkadzając naszym z rzadka rzucanym do siebie słowom, nie wyrywaliśmy sobie butelki, przekazywaliśmy ją sobie najserdeczniej i naprzemianlegle z rąk do rąk, w powietrzu snuła się niesamowita, wstrząsająca łagodność”.

Milczewski-Bruno do śmierci zachowywał bezkompromisową postawę wobec wszelkiej prominencji pseudointelektualistów i „profesorków”, czym śmiertelnie zraził do siebie m.in. Artura Sandauera. Towarzyszyła mu „czarna legenda” poety przeklętego, który pomimo swojego wykształcenia pracował przede wszystkim w przemyśle rolniczo-spożywczym, najpierw jako fermentator w wytwórni tytoniu, agronom, ogrodnik-kwiaciarz, instruktor poradnictwa żywieniowego w mleczarni, inspektor plantacyjny w centrali nasiennej, klasyfikator żywca. W końcu osiadł na etacie w „Faktach”, do których pisał swoje reportaże. Z tego okresu pochodzi anegdota, jak to spędzony z innymi literatami do jednego z PGR-ów pod Inowrocławiem - w trakcie niekończącego się czytania przez dyrektora referatu na temat własnych osiągnięć nie wytrzymał i powiedział: "Gruby! Skończ wreszcie gadać, tylko pokaż te świnie!". Nastąpiła konsternacja, aż wreszcie ktoś chcący ratować sytuację powiedział, że jak się nie uspokoi, to go zamkną do chlewa. Na co Bruno odpowiedział, że tam na pewno będzie ciekawsze towarzystwo...

Nie interesowało go życie literackie według ściśle urzędniczych nakazów i formuł. We wniosku o członkostwo w Związku Literatów Polskich miał napisać: „Jednocześnie informuję, że jako członek ZLP będę pisał wyłącznie siebie”.

Ryszard Milczewski-Bruno, autor m.in. „Poboków” i „Nie ma zegarów” zginął tragicznie 17 maja 1979 roku podczas drugiego dnia Toruńskiego Maja Poetyckiego. Grupa literatów pojechała autobusem do Nowej Wsi Szlacheckiej, gdzie ZSP w zlokalizowanym tam pałacyku miało swój ośrodek kulturalno-szkoleniowy. Kilku z nich wraz z Brunem udało się nad jezioro po drodze kupując kilka butelek wina. Milczewski rozebrał się i wszedł do chłodnej tafli. Było ciepło, ale nie upalnie. Bruno zaczął płynąć i w pewnym momencie krzyknął: „Kochani, ja już nie mogę!”. Zaraz potem zniknął pod wodą. Skoczyło za nim dwóch kolegów, ale nie znaleźli go. Dopiero pod wieczór rybacy przeszukujący dno kotwiczką wyłowili jego ciało.

Pogrążył się w gorzkim jeziorze, czy raczej jego gorycz wypełniła jezioro? Któż dzisiaj to może wiedzieć?

piątek, 13 listopada 2009

Mój wiersz tygodnia (5)


Zdjęcie: "Ćpun"

Autor: Piotr Gajda

Mariusza Grzebalskiego spotkałem raz w życiu, w Łodzi, przy okazji TJW „O Puchar Wina” bodajże w 2008 roku. Przeczytałem wówczas wiersz „Sezon grzewczy”, który nie spotkał się z entuzjazmem jury (pamiętam, że obok niego drugim jurorem był Piotr Macierzyński). Nie noszę w sercu urazy, nie nosiłem jej także wtedy, kiedy Mariusz Grzebalski jako juror konkursu „na wiersz miesiąca” odbywającego się na portalu „poezja polska”, wyraził o przesłanych tam utworach jednoznacznie miażdżącą opinię. Takie prawo jurora. Nie pamiętam, a nie chciało mi się sprawdzać, czy także wówczas jakiś mój wiersz wysłałem i stawał w konkursowych szrankach, ale chyba tak. Stąd z powyższego i z tego, że wybieram na „wiersz tygodnia” utwór właśnie jego autorstwa wyciągam osobisty wniosek, że Mariusz Grzebalski jest dla mnie cenniejszy jako poeta, niż jako juror, który z racji swojej „ocennej” działalności nie uczynił mi wszak wielkich spustoszeń.

Prezentowany wiersz pochodzi z tomiku „Ulica Gnostycka”, który nabyłem na allegro jako egzemplarz dedykowany (adresata dedykacji, który pozbył się książki nie ujawnię - musiał ją sprzedać, bo nie miał na przykład na czynsz (?), a ja w swojej aktualnie komfortowej sytuacji pracownika etatowego książkę nabyłem) z naniesionymi ręką autora (?) poprawkami na wydrukowanym tekście.

GRAFFITI
Chłopiec, który na strzelnicy kupował
plastykowych motocyklistów i z matką
w Boże Narodzenie przebijał się przez śnieg
w drodze do stajenki - umarł.

Zszedł pod wodę i zarosła go trzcina,
ciemna i gęsta, jak wnętrze płuc zwierzęcych.
Teraz porusza się wewnątrz powietrznego pęcherzyka.
I ty byłeś chłopcem, przechodniu.

· Mariusz Grzebalski (ur. 1969 w Łodzi) polski poeta i prozaik. Studiował filozofię i polonistykę w Poznaniu. Laureat nagrody literackiej im. Kazimiery Iłłakowiczówny (za zbiór wierszy Negatyw, 1994) oraz nagrody Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek (za zbiór Ulica Gnostycka, 1997). Nagrodzony również przez Poznański Przegląd Nowości Wydawniczych (2001). Były redaktor naczelny Ogólnopolskiego Dwutygodnika Literackiego „Nowy Nurt”, były redaktor artzina "Już Jest Jutro". W 2001 roku ukazał się wybór jego wierszy w przekładzie na języ niemiecki - "Graffiti", w 2004 „Słynne i świetne”, w 2007 „Pocałunek na wstecznym”, w 2009 „Niepiosenki”. Wydany w 2006 "Człowiek, który biegnie przez las” jest jego debiutem prozatorskim. Obecnie pracuje jako redaktor w Wydawnictwie WBPiCAK, gdzie prowadzi Wielkopolską Bibliotekę Poezji i Bibliotekę Poezji Współczesnej, oraz jako redaktor "Dodatku LITERAckiego" Nagrody Literackiej GDYNIA. Mieszka w Koziegłowach koło Poznania.

(źródło: Wikipedia)

wtorek, 10 listopada 2009

Premiera książki "Życie świetnych ludzi" Kacpra Bartczaka



Wydawnictwo Kwadratura zaprasza na premierę długo oczekiwanej książki poetyckiej Kacpra Bartczaka „Życie świetnych ludzi”. Spotkaniu będzie towarzyszyć prezentacja prac Piotra Turka.

Kacper Bartczak
Urodzony w Łodzi w 1972 roku. Poeta, krytyk, tłumacz. Opublikował dotąd dwa tomy poezji: Strefa błędów urojonych (biblioteka, 2000) oraz Domy mediowe (biblioteka, 2003). Autor dwóch książek krytycznych: monografii poświęconej Johnowi Ashbery (Peter Lang 2006) oraz zbioru esejów z pogranicza teorii, filozofii i poezji Świat nie scalony (Biuro Literackie 2009). Wiersze, prozę i eseje publikował w wielu czasopismach, m.in. w Fa-Arcie, Twórczości, Kresach, Studium, Kwartalniku Artystycznym, Opcjach, Arteriach, Tyglu Kultury. Publikował również poezję i eseje za granicą, w Stanach Zjednoczonych i Europie. Współpracował z Literaturą na Świecie i Tygodnikiem Powszechnym. Z zawodu amerykanista. Zajmuje się też przekładem literackim. Stypendysta Fulbrighta i Fundacji im. T. Kościuszki. Tworzy pod różnymi wpływami, po wielu lekturach nie tylko poetyckich, po rozmowach, ale w absolutnej samotności. Prócz literatury interesuje się filozofią.

Piotr Turek
Urodzony w 1961 roku w Łodzi. W 1991 roku ukończył studia w PWSSP im. W. Strzemińskiego w Łodzi. Dyplom w zakresie grafiki warsztatowej w pracowni prof. Leszka Rózgi i w zakresie malarstwa w pracowni prof. Ryszarda Hungera.Trzykrotnie nagradzany w konkursie im. W. Strzemińskiego: 1989 – Nagroda Muzeum Historii Miasta Łodzi w dziedzinie malarstwa, 1990 - Nagroda BWA w dziedzinie grafiki, 1991 - Nagroda Muzeum Historii Miasta Łodzi w dziedzinie malarstwa.Stypendysta Wydziału Kultury miasta Stuttgart (1990/91) oraz Ministerstwa Kultury i Sztuki RP na rok 1997.Mieszka i pracuje twórczo w Łodzi. Wystawy w kraju (m.in Warszawa, Kraków, Łódź, Poznań) i za granicą (m.in. Stuttgart, Berlin, Kolonia, Bonn, Budapeszt, Nicea, Kopenhaga).

Spotkanie poprowadzi Piotr Grobliński.
Zapraszamy 23 listopada o godz. 18.00 do Łódzkiego Domu Kultury, ul. Traugutta 18, sala 221.

Wstęp wolny!

Więcej informacji pod nr tel. 042 633-98-00 wew. 241