sobota, 8 kwietnia 2017

Wwierca się w serce. Cymes polskich fraz

DYLAN PL. "Niepotrzebna pogodynka, żeby znać kierunek wiatru", 2017.


To płyta specjalnie dla mnie, gościa, który zauważył zabawne podobieństwo swojej fryzury na zdjęciu z legitymacji studenckiej do fryzury Dylana z płyty "Highway 69 Revisited".

Przyznaję się do ignorancji. Zbyt długo znałem oprócz wykonań Gunsów, Jimiego Hendrixa, U2, Rodowicz, Brygady Kryzys czy Martyny Jakubowicz, właściwie jedną płytę - zachwycające "Oh Mercy", która służyła mi do kontemplacji nocnego nieba, ale nie skłoniła mnie do poszukiwania innych.

No ale przyszedł czas, że za szyję chwycił mnie "Love Sick" z "Time Out Of Mind", potem "One More Cup of Coffee" z "Desire". W 2009 roku polubiłem bożonarodzeniową "Christmas in the Heart", a w 2012 roku - "Tempest". 

Gdy trzy lata temu mój facebookowy znajomy powiedział, że płyty typu "Highway 69 Revisited" nie zniosły próby czasu, bo kto dziś słucha takiego brzdąkania i harmonijki, odpisałem, że ja słucham i to z satysfakcją.
I słuchałem faktycznie - np. piosenkę "Shelter From The Storm" (od kiedy ją usłyszałem w filmie "Mów mi Vincent") codziennie - była dzwonkiem telefonu... Całą "Blood on the Tracks" - z "You're a Big Girl Now" - w końcu zacząłem uważać za cud, całą "Highway..." i "Desire"...

Dylan.pl to projekt Filipa Łobodzińskiego - dziennikarza muzycznego, którego artykuły czytywałem jako nastolatek w "Non Stopie" i "Rock'n'Rollu", krytyka, tłumacza (m.in. książek Artura Pereza-Reverte), prowadzącego program "Xięgarnia" na TVN24. Wszyscy chyba znają też dziecięce role w filmach "Podróż za jeden uśmiech" czy "Stawiam na Tolka Banana". Nie wszyscy zaś wiedzą, że nagrał siedem płyt z Zespołem Reprezentacyjnym (m.in. do tekstów francuskiego barda George'a Bressensa). Skąd Dylan? Od zawsze. W jednym z wywiadów wspominał: "W marcu 1979 roku przełożyłem pierwszy tekst. Była to piosenka Dylana „Don’t Think Twice, It’s All Right” z 1963 roku. Kilka miesięcy później powstały kolejne przekłady. A potem samo poszło."

Sięgnąłem do moich pudeł z gazetami i z łatwością znalazłem czasopismo "Rock'n'Roll" nr 1 z 1990 roku, a tam recenzję Filipa Łobodzińskiego mojej ulubionej płyty "Oh Mercy": "Głos Dylana wszystko załatwi. Tak głos. (czy - jak kto woli - rzężenie zaspanej antylopy gnu na przednówku) (...) Facet, który śpiewa nie jest gówniarzem, nie znajdziecie tu rewolucji. Znajdziecie drobne zdania, słowa mówiące w prosty sposób to, co wielu paple w piętnastu zwrotkach. (...) Szczere Wyznania, piosenki."
A w numerze 9 z 1990 roku - relację z koncertu w Berlinie. A tam takie zdanie: "... być na koncercie Dylana znaczy dla mnie po prostu być." Zresztą nie znając tych artykułów, też wiedziałbym, że Dylan dla Łobodzińskiego to całe życie. To słychać.

Muzycy Dylan.pl asekurują się, że to „podwórkowo-werandowe" wykonania Dylana. Rzeczywiście - Łobodziński nie ma tej charyzmy. Ale uwzględniając tytaniczną robotę tłumacza i żarliwość każdej nuty, tej płycie trzeba przyklasnąć. To "wwierca się w serce". A gdy utwór wchodzi w krew, chce się posłuchać oryginału. To co Zembaty z Cohenem, Kazik z Waitsem, Łobodziński zrobił z noblistą. Świetna robota.

Z 29 utworów 20 uznaję za wybitne i od dnia premiery zapętlałem je w odsłuchach. Oto one:
- "Tęskny jazz o podziemiu" - polska wersja "Subterranean Homesick Blues" (z kultowym teledyskiem, w którym Dylan przerzuca kartki ze słowami zamiast śpiewać). Wypluwany z dużą prędkością tekst (jakoś przypomina się "Wolność słowa" Maleńczuka z frazą "Trąf trąf misia bela", czy nawet "Dwanaście groszy" Kazika) w pierwszej chwili sprawia wrażenie chaotycznego zlewu, ale to interesująca wyliczanka zaklęć i obserwacji świata, w którym "nic się nie zgadza". Hicior, który się nie znudzi.
- "Adam dał imiona zwierzętom" - tu udało się stworzyć pieśń przewyższającą oryginał. Co Hendrix uczynił z "All Along the Watchtower", tu udało się Dylan.pl! Świetny pomysł, by każdą zwrotkę śpiewał ktoś inny: Łobodziński - o lwie , Organek - o koniu, Marysia Sadowska - o byku, Muniek - o psie, Pablopavo - o wieprzu. Dzięki aranżacji z sekcją dętą - piosenka wystrzeliła w kosmos, jest radosnym hymnem, pomimo smutnej puenty.
- "Czasy nadchodzą nowe" - ponadczasowy song, który dedykowałbym tym, którzy nie nadążają za erą laptopów i smartfonów, tym, którzy za bardzo wierzą w constans. Genialnie zaśpiewane (Muniek nie tylko na koszulce ma Dylana): "potępiacie to, czego nie pojmiecie i tak", "świat nie myśli już jednakowo".
- "Firma Ziuty" - country, które mogą sobie podśpiewywać zatrudnieni w korpo,
- "Mistrz wojennych gier" - gniewny protest-song, który producentom broni życzy śmierci i obiecuje tańczyć na ich grobie, brr!
- "Port Czarnych Łez" - wybuchający wulkan przerywający samobójstwo, biznes, romans, rozdanie w kasynie, wszystko gęste i pełne świetnych fraz,
- "Ballada o Cieniasie" - Jones stał się Wąsem, który "nie wie o co chodzi",
- "Jak błądzący łach" - wielki hit został tu podany ryzykownie, ale działa! Trochę słyszę tu styl Zembatego. Są tu świetne pomysły tłumacza: "nie chciałaś z tym guru, żadnych umów" albo "gdy dom daleko masz i przezroczystą twarz jak błądzący łach". Ja już tytułową frazę zaadoptowałem do swojego języka, np. by skomentować miejsce poezji w Polsce.
- "W szarych pętach dżdżu" - (dżdżu to chyba z Kabaretu Starszych Panów?) jest tu prawdziwy cymes polskich fraz np. "ich dawni przyjaciele poszli w biznes, w tango, w piach" albo "Najmował się za dniówki jako kucharz, goniec, drwal".
- "Romance in Durango" - dzięki wokalowi Marysi Sadowskiej piosenka nabrała harcerskiego klimatu, ale przy tym refrenie "hasam po wrzosowisku" z przyjemnością. Kowbojski klimat, zbrodnia, ślub, twarz Boga i pytanie: czy uda się przejechać pustynię?
- "Miłość bez zera / Żadnych ograniczeń" - z wesołą melodią, o kobiecej mądrości, która nie ekscytuje się męskim światem. Cudne cytaciki: "herosi z zapałeczek / roztrzaskują się o siebie / ma miła mruga i ma gdzieś to / wie zbyt dużo, by osądzać ich",
- "Bez słowa" - genialna piosenka "Ain't Talkin'" i znów cmokam nad "bez słowa od nowa", nad "w tym podłym mieście łykam podły łój". Smutna pieśń o upadku ludzkości, o samotności i o tym, że nie ma końca bólu.
- "Izis" - barwna historia o powrocie do żony po błędach młodości,
- "Ojciec nocy" - ascetyczne, mistyczne "Ojcze nasz",
- "Pan z tamburynem" - pieśń o poszukiwaniu rytmu, czegoś co nada sens życiu, tęskne słowa,  interpretowane jako pragnienie "narkotycznego odlotu", choć może tylko "zapomnienia o dniu dzisiejszym",
-"Czas mija z wolna" - rajska wizja szczęścia i z fajnym lalala, chwała za te wersy np.:
"Miałem raz ukochaną, była to cud dziewczyna / wzdychaliśmy do gwiazd, spacerując po dolinie / w domu nas witała matka jej i stosy ciast",
-"Jest mi miłość" - świetne, chociaż brakuje tu "tego bólu" w głosie. Wers "me stopy spętał ból / me rany goi sól" ("My feet are so tired, my brain is so wired") - zdobywa kolejny punkt dla tłumacza!
- "Higlands" - dwanaście minut - najdłuższy utwór świata, potok myśli o tęsknocie i o irytacji otoczeniem, w bonusie: zdenerwowanie drętwą gadką kelnerki,
- "Gdy przypłynie okręt nasz" - szanty, country&western w religijnej ekstazie,
- "Senor (z dziejów jankeskiej potęgi)" - wyimkiem "powiedz, co jest naszym celem / spór o honor czy też Armagedon?" poczęstowałbym naszą klasę polityczną. Nostalgiczna to pieśń, aż po ciarki. No i puenta każe nam ruszyć tylną część ciała "Powyrywajmy druty / wywróćmy te ich budy".

Zatem dziewięciu pozostałym piosenkom muszę jeszcze pozwolić działać:
- "Burza" - monotonne 11 minut o tym jak Titanic poszedł na dno, - "Na twardy deszcz zbiera się", -"Arlekin", -"Oj tam, stara (Tak sobie krwawię)", -"Musisz służyć komuś", -"Ramona", -"Północ minęła"
- "Odpowiedź unosi wiatr" - chyba osłuchałem ten utwór za bardzo w oryginale, - "Każde trawy źdźbło" - melodia brzmi trochę jak Kazik Śpiewa Waitsa "Tuż za oknem mym" / "(In The Neighbourhood)".

W książeczce zamiast tekstów (trzeba nabyć zatem książkę wydaną w BL: "Duszny kraj" - polecam) tekst Stasiuka i wg mnie niepasujące tu zdjęcia graffiti. Mniejsza o to, ważne - Dylan.pl naprawdę mnie trafił. Jestem jak "błądzący łach". Wystawiam głośniki na werandę. Wiosna, wiosna panie Wąs!




 Recenzja koncertu Boba Dylana w Rock'n'Rollu z 1990 roku.
 Archiwalne numery Non Stopów i Rock'n'Rolli
 Recenzja "Oh Mercy" z Rock'n'Rolla z 1990 roku
Zestaw "Duszny kraj" i Dylan.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz