niedziela, 23 października 2011

Fabryka wyrobów żelaznych




Łódź się budziła. Pierwszy wrzaskliwy świst fabryczny rozdarł ciszę wczesnego poranku, a za nim we wszystkich stronach miasta zaczęły zrywać się coraz zgiełkliwiej inne i darły się chrapliwymi, niesfornymi głosami niby chór potwornych kogutów, piejących metalowymi gardzielami hasło do pracy.*

Czy Reymont mógł przewidzieć, że ponad sto lat po opublikowaniu swojej powieści narodzi się w Łodzi projekt muzyczny, który będzie głosem industrialnego miasta, „innym” niż ten opisany w „Ziemi obiecanej”? Czy uznałby muzykę wariacji.pl za swoiste Kanaan? Nigdy nie poznamy odpowiedzi na te retoryczne i cokolwiek bezsensowne pytania. Musimy zabrać się do ich konstruowania w sposób zupełnie odmienny, aczkolwiek nadal związany z dawną fabrykancką Łodzią.

Jeśli muzykę wariacji.pl określać jako elektro-industrial, jakie obrazy jej towarzyszą? Czy są na nich dymiące kominy, para buchająca z pieców, pneumatyczne młoty tłukące metalem w metal, koła zamachowe? Tak, właśnie tak! Te dźwięki generują obrazy przedstawiające wielką fabrykę, która dzień po dniu wczesnym rankiem budzi do życia miasto. Wiadomo od razu, że muzyka ze „Stajni Augiasza” nie jest onirycznym jedwabiem poezji, to raczej ciężkie arkusze walcowanej blachy (poetyckiej).

„Raz, raz, marsz, teraz Ty, Ty pierwszy” – przez zaciśnięte zęby Ela Dul cedzi hasła dla pierwszej, porannej zmiany, która nie pozwoli stanąć raz uruchomionym maszynom. Słychać, że gitary mają tu swój gatunkowy ciężar, a elektronika w tle błyszczy metalicznie jak plamy oleju na lastrykowej podłodze w hali maszyn. Do pierwszej przerwy, kiedy w zakładowej stołówce można się już upomnieć o regeneracyjną zupę, jest głośno, jak być powinno. Za sprawą „Prawdziwej historii o początku” i „Za nawiasem” jesteśmy wtłaczani w industrialne klimaty jak chłodziwo w wytłaczarce. A gdzie są związki? Robotnik rodem z socjalistycznego podziału pracy, zmęczony dziesięciogodzinna zmianą, mógłby co prawda o to zapytać, ale zupełnie bez potrzeby. Związki są, nawet mocno liryczne. Choćby w utworze przekornie zatytułowanym „Na tytuł mnie nie stać”, z pojawiającą się niemal operową wokalizą w gościnnym wykonaniu Ewy Spornej.

Fabryczny romans robotnicy zatrudnionej w narzędziowni i robotnika z kuźni nie trwa jednak długo, pora wrócić do pracy. „Migawka z brudownika” mówi o jej charakterze więcej niż jakakolwiek instrukcja BHP. Nie ma już czasu na lirykę, trzeba ciężko harować w akordzie. Dawnym, nikłym wspomnieniem popularnego w PRL-u hasła „czy się stoi, czy się leży…” może być tutaj wyłącznie melorecytacja Roberta Świebodzińskiego (obok Spornej gościnnie na płycie) w utworze zatytułowanym „Teoretycznie każdy potrafi latać”, który przypomina nam, że pomimo tych wszystkich tokarek, frezarek, i imadeł mamy jednak do czynienia z projektem poetyckim. I tego się trzymajmy, nawet jeśli „Skazani na weekend” brzmią jak piosenka rodem ze stacji radiowej, która nie boi się puszczać muzyki dla kierowców ciężarówek (czytaj: melodyjnej i rockowej). „Etiuda na jeden palec” to kolejna melorecytacja, tym razem w wykonaniu Eli Dul. Ukryta pod ochronnym płaszczem elektro-industrialnych motywów wydobywa spod gumowanego materiału to, co należy – sprawną i poetycką w wyrazie robotę. No i słychać tutaj wiolonczelę, co wcale nie przeszkadza gitarzyście zespołu (nie można przecenić wkładu Janusza Jeżyńskiego odpowiedzialnego za „riffy” gitarowe na płycie) w pocięciu utworu za ich pomocą na jeszcze mniejsze kawałki.

Stąd w „Zaklinaczu deszczu” żartów już nie ma, rozpędzona motoryka tej kompozycji i jej „apokaliptyczny” tekst odsyła nas wprost na złomowisko. Dlatego tym trudniej uwierzyć w „Niepiosenkę” rozpoczynającą się jak zwiewna produkcja Starego Dobrego Małżeństwa, do chwili gdy po pierwszych akordach jej tempo (wzbogacone o niezłą solówkę Jeżyńskiego) wzmaga się do stopnia, w którym każdej innej grupie reprezentującej tzw. nurt poezji śpiewanej siła odśrodkowa wyrwałaby instrumenty z rąk. „Stajnię Augiasza” udanie zamyka instrumentalna kompozycja zatytułowana „Trzynasty kolor zimy”, jakby muzycy kończąc swoją zmianę, pragnęli odłączyć na chwilę maszyny od prądu, żeby ostygły.

Ciekawy, ambitny projekt. Obroniłby się nawet i u mnie, w Tomaszowie – w mieście, które w „przemysłowym wyścigu” z Łodzią przegrało swoją historyczną szansę – choćbym miał słuchać tego albumu w ruinach największej w regionie fabryki upadłej kilkanaście lat temu. Wkładając płytę ponownie do odtwarzacza, spełniam marzenia dzisiejszych spadkobierców tamtego upadku – tysiąca bezrobotnych: Olbrzymie fabryki, których długie, czarne cielska i wysmukłe szyje-kominy majaczyły w nocy, w mgle i deszczu – budziły się z wolna, buchały promieniami ognisk, oddychały kłębami dymów, zaczynały żyć i poruszać się w ciemnościach, jakie jeszcze zalegały ziemię.*

*Cytaty kursywą pochodzą z „Ziemi obiecanej” Władysława Reymonta.

wariacje.pl „Stajnia Augiasza”. MegaTotal.pl


Recenzja pierwotnie ukazała się na łamach Kwartalnika Artystyczno-Literackiego „Arterie” NR 1 (10) /2011. Aktualny numer pisma do nabycia w sieci „EMPIK”.
(p)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz