sobota, 31 maja 2014

Woda sięga mi po szyję


WAGLEWSKI FISZ EMADE – „Matka, Syn, Bóg”; Wyd. Agora, 2013.

Nieostra pomazana okładka. Rodzinna płyta mistrzów. Ojciec Wojciech– lider legendarnego VooVoo, jednego z najważniejszych polskich zespołów rockowych, i synowie – Fisz i Emade, którzy zaczynali od hip-hopu (mi szczególnie przypadła do gustu „F3”), stworzyli płytę-kanon.
Muzycznie – szlachetnie prosta, rockowo-bluesowa, ze smaczkami aranżacyjnymi (jazzujące pianino, damskie chórki, smyki). Najważniejsze: tekstowo – niezwykła, poruszająca.

Autorom udało się stworzyć płytę, która przez ponad pół roku trzyma się dzielnie w moim odtwarzaczu i wciąż działa na zmysły. Chyba nie tylko na moje, bo singlowy „Ojciec” utrzymuje się na Liście Przebojów Programu Trzeciego od ponad 30 tygodni.
Piosenka zaczynająca się od słów „Weź mnie nad rzekę synu” dotyka najczulszych strun. Ta smutna pieśń o pogodzeniu się z przemijaniem, oparta na zapętlonym riffie jest absolutnie genialna. Niezwykły efekt daje to, że syn i siwobrody ojciec wymieniają się mikrofonami.

Tytuł płyty przypomina mi konstrukcję mojej pierwszej książki poetyckiej: (u mnie: „Drzewo, Dom, Syn”), u Waglewskich: („Matka, Syn, Bóg”). Pełen szacunek dla rockowego bandu, który bierze się za bary z tak poważną tematyką. Tytuł wskazuje na najczulsze fragmenty płyty.
Piosenka „Syn” z takimi frazami jak „śnieg spadł ci na rękę / kiedy rodził się syn”, kim będziesz dla niego / kiedy dostrzeżesz jak / zamiast bić się i kopać / mówi do traw” jest wyznaniem, że nie ma większego sensu życia jak posiadanie dziecka.
Podobnie „Bóg” , który dyskwalifikuje płytę dla wszystkich ateuszy: „teraz stoję i się świecę”, „kiedy wsłucham się usłyszę”. Zupełnie odpływam przy epifanijnym zanurzeniu w metafizykę „woda sięga mi po szyję”. Zakończenie tej pieśni jest mistrzostwem, gdy pojawia się syreni żeński wokal i pianino. Cud-miód.
„Matka” – współczesna Pieta, to już smutek w czystej postaci.

Pozostałe utwory są w innym klimacie. Początek płyty to absolutny luzik - łobuzerka, jakby Fisz śpiewał z zapałką w zębach. „Mówią na niego Czarny Pocisk, mówią o nim tu i tam”. Muzycznie to wspaniały wstęp, zachęcający do przesłuchania płyty. Waglewski kłania się tu Stonesom. Pięknie samonapędza się „Posłuchaj”. Zawsze czekam na jazzowe pianino, które leje słodycz na monotonną rytmiczną pętlę.
„Wrze gąszcz” to znów „kazanie Wagla”: „nie chodź gdzie wrze i kipi tłum / swawolnej dość gawiedzi / skopie ci tył, opluje i / pójdzie do spowiedzi / idź dalej a, potem na wprost / i nie bądź zbyt ciekawy / zanurz się w gąszcz / uliczek co / pozwolą ci uciec od jawy”. Cudne są żeńskie wokalizy, gitarowa solówka, cudna jest też puenta.
„Trupek” (świetny riff!), krytykujący świat mediów („pewnie TVN” ;D ), z trochę dziwnym lekko surrealistycznym  tekstem. Uwielbiam za to jego psychodeliczną codę.
„Ile jeszcze życia?” ma kowbojski kapelusz i ostrogi. Są metafory wkręcania, posklejania i zbijania. Intryguje „Kometa” z mandoliną. W tekście: pogrzebowa karawana, zapach kawy, „ktoś na piętrze myje okna / patrzę jak wywieszasz pranie”.
Są jeszcze:„Żółty but” przypominający lekko QOTSA, jak lament, jak skarga; i „Człowiek ćma” jak pastisz, jak z Tarantino.
A na koniec stęknięcie:„w pracy słabo, ale Bóg ją dał / widać tylko tę miał”.(„Na okrągło”). Mówię Wam, kupcie tę płytę, jedźcie "w czyste białe światło".

czwartek, 29 maja 2014

Wieczór na krakowskim Kazimierzu. "Przecieki..." i "Ody..."

WIECZÓR AUTORSKI; KAROL MALISZEWSKI I KRZYSZTOF KLESZCZ; 24.05.2014; Kraków, Ogród na Dachu Kazimierza


To był bardzo sympatyczny wieczór autorski. Nie zawiedli fani poezji, którzy przyszli posłuchać poetów: mnie i Karola Maliszewskiego - autora dziewięciu książek poetyckich, kilku książek prozatorskich (ostatnio "Przemyśl-Szczecin") i krytycznych (np. "Rozproszone głosy").
Trudno o lepszy plener - krakowski Kazimierz. Organizator spotkania: Renata Radna z grupy Poeci po Godzinach dopięła wszystko na ostatni guzik. Prowadzący - Karol Samsel szukał pokrewieństw, dopytywał, próbował zestawiać moją książkę i "Ody odbite".
Sporo poczytałem, głównie z "Przecieków", ale i najnowsze wiersze, które być może ukażą się pod szyldem "Kleszczmy rękoma". Karol Maliszewski czytał wiersze z kilku książek i wspaniale opowiadał. Był też turniej jednego wiersza, który wygrał nominowany właśnie do Nike - Szymon Słomczyński.

 




poniedziałek, 26 maja 2014

Nike, Gdynia - nominacje poetyckie

Ogłoszono nominacje do dwóch nagród literackich. I oto: do Nagrody Nike nominowano 20 książek, w tym tomy poetyckie:
-Wojciech Bonowicz „Echa” (Biuro Literackie, Wrocław),
-Darek Foks „Rozmowy z głuchym psem” (Dom Literatury w Łodzi),
-Szymon Słomczyński „Nadjeżdża” (Biuro Literackie, Wrocław),
-Xawery Stańczyk „Skarb piratów” (Lampa i Iskra Boża, Warszawa),
-Marcin Świetlicki „Jeden” (EMG, Kraków).

Dziś Marcin Świetlicki poinformował, że nie jest zainteresowany nagrodą i prosi o wycofanie jego nominacji. ("Ja, Marcin Świetlicki, poeta i wokalista polski, proszę o chwilę uwagi. Moja książka poetycka JEDEN została nominowana do Nagrody NIKE, a ja WOLAŁBYM NIE. Toteż poinformowałem o tym Sekretarza Nagrody, a teraz informuję Ciebie, Narodzie. Nie chcę uczestniczyć w konkursie organizowanym przez instytucję, która wytacza procesy poetom za to, co myślą. I jest jeszcze kilka innych powodów. Bardzo proszę o uwzględnienie w swoich główkach i serduszkach tej informacji. Kłaniam się pięknie, Świetlicki")




Nominacje w Nagrody Literackiej Gdynia 2014 w kategorii poezja otrzymały tomiki:  
-"Rozmowy z głuchym psem" Dariusza Foksa (Dom Literatury w Łodzi),
- "Kir" Szczepana Kopyta (Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu),
- "Ladino" Joanny Roszak (Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu),
-"Pulsary" Michała Sobola (Nisza)
-"Jeden" Marcina Świetlickiego (EMG).

wtorek, 20 maja 2014

Bonowicz, Dehnel, Grzebalski, Hartwig i Sobol - nominowani do Nagrody Szymborskiej

Pięć książek zostało nominowanych  do II edycji Nagrody Wisławy Szymborskiej.
Są to książki:
-Wojciecha BonowiczEcha (Biuro Literackie)
-Jacka DehnelJęzyki obce (Biuro Literackie)
-Mariusza Grzebalskiego  W innych okolicznościach (Wydawnictwo EMG)
-Julii Hartwig  Zapisane (Wydawnictwo a5)
-Michała Sobola  Pulsary (Wydawnictwo Nisza).
W tegorocznej edycji Nagrody Kapituła wybierała spośród 171 tomów wydanych w 2013 roku.
25 października 2014 Kapituła ogłosi nazwisko laureata, który otrzyma statuetkę oraz 200 tysięcy złotych. Gala wręczenia Nagrody odbędzie się w Krakowie, w Centrum ICE Kraków przy ul. Konopnickiej 17.
Tu można zobaczyć fragmenty książek nominowanych: http://nagrodaszymborskiej.pl/nominowani.html

sobota, 17 maja 2014

Silesius dla Mariusza Grzebalskiego


Wrocławską Nagrodę Poetycką Silesius za książkę roku otrzymał Mariusz Grzebalski ("W innych okolicznościach", Wyd.EMG, Kraków). Nagrodę za debiut otrzymała Martyna Buliżańska ("Moja jest ta ziemia", Wyd.Biuro Literackie, Wrocław). Za całokształt Silesiusa odebrał Darek Foks.
Nagrody wręczono po raz siódmy. Laureaci otrzymali  - 100 tys.zł (za całokształt), 50 tys. zł (dla książki roku) i 20 tys.zł (za debiut).


Lista nominowanych : http://bialafabryka.blogspot.com/2014/04/nagroda-poetycka-silesius-2014.html  

czwartek, 15 maja 2014

Charles Simic z Nagrodą Herberta

14 maja w Teatrze Polskim w Warszawie Charles Simic odebrał Międzynarodową Nagrodę Literacką im. Zbigniewa Herberta 2014. Amerykański poeta serbskiego pochodzenia otrzymał czek na 50 tys. dolarów, ufundowany przez PKN Orlen oraz statuetkę. Laureat wyłoniony został przez Jury, w skład którego weszli poeci, eseiści, tłumacze i wydawcy z Europy i Stanów Zjednoczonych. Nagroda im. Zbigniewa Herberta, przyznana po raz drugi, honoruje całokształt twórczości w dziedzinie poezji.

Nowa książka Kwadratury "Wszystko jest kleptomania"

W Wydawnictwie Kwadratura ukazała się książka Samanthy Kitsch "Wszystko jest kleptomania. Autoremiks". To piąta książa w dorobku tajemniczej autorki, która publikuje pod autoironicznym pseudonimem.

niedziela, 4 maja 2014

Skorzystam z przepaści

MARCIN ŚWIETLICKI "JEDEN", Wydawnictwo EMG, Kraków 2013


Świetlicki dostał nagrodę za całokształt, ale obiecał, że to nie koniec. „Jeden”  - to 88 wierszy o nowym życiu w nowych okolicznościach (przyrody).
Wiele z tych wierszy nie udaje niczego poważniejszego – to luźne zapiski starego mistrza, który nie tylko „umie miłość”, ale „umie poezję” . Wystarczy, że weźmie słowo klucz jakim jest „miasto”, pokaże siebie „na granicy torów”, siebie pomiędzy. Gdy jest zobojętniałym, wytrawionym kochankiem, gdy staje się tym, który wziął się w garść i przeprowadził się „z ło, do bro.”

Spokojnie. Wśród tych notatek są wiersze, które przejdą do klasyki. Bo wszak Świetlicki to dziś numer jeden.

„Wyjdzie trup z bałwana”. Skoro się powiedziało kiedyś: „Ty jesteś anioł, ja jestem trup”,  teraz dudni to echem: „Nim zostanę kloszardem, nim się całkiem rozpadnę”; „Mieszkam sam, palę w łóżku, któregoś dnia spłonę.”, „Skorzystam z przepaści”. Brzmi to trochę jak poza: „Podwójny stock, ażeby podtrzymać legendę,”. No i mamy poetę  na rauszu: „euforia! fr!”.

Ten tomik mógłby się nazywać „Miłość – reaktywacja.” W nim „rzuca się porzucony i przerzuca się cytatami z niczego”. „Lecz teraz idę za nią po schodach. Jej nogi lśnią.– i zobaczyłem  nogi PJ Harvey z tylnej okładki „To Bring You My Love”.
Ubrudziła spódnicę chińskim sosem, ojej!” – można parsknąć. „Pocałunek w policzek i do swoich domów.”  Oto miłość – taki stan, gdy Bóg mówi ustami wariatki.

Świetlicki plącze swój koszyk. Są tu aliteracje, rymy, przesłyszenia, wyliczanki, wykrzykniki! Skoro Chandler rymuje się z gender! Skoro „nad morzem mrze orzeł”! Oto opisując pogrzeb Wisławy Szymborskiej , na którym „śnieg lukruje ceremonię” – zestawione są sprytnie „oko” z „oczkiem wyżej w sondażu”. Albo to: Potem wrócę w te nawałnice”. Albo: „Te wakacje w traumie, wakacje w tiurmie, w trumnie,”

Nie od razu polubiłem te wiersze. Dopiero gdy wyłuskałem z tego „czarnego gadania” takie pyszności jak ta: „Bóg tu był, ale to poniechał, patrzy przez palce,” – (już nie palec boży, ale palce!). Gdy doceniłem wypadnięcie za dywan w „Piosence Boga”, kwilenie w desce na klatce schodowej upiornego Pinokia, który „usiłuje wyrazić się”...

Za genialny uważam wiersz „Cały w psie”, także dlatego, że też mam czarną psinę. Ciekawą dywagacją jest „Nie się”, a żartobliwa „Kapusta” nieodmiennie śmieszy.
Wiersz „O.”, stał się dla mnie piosenką „O.”, bo czytając słyszę tam altówkę, jakby zespół Anawa przygrywał: „Jej nocne obyczaje są zaskakujące, długo by można na ten temat. (...) Znowu mam życie, ona mi je robi.”
Trudno nie przychylić się do wszechobecnych zachwytów nad frazą „OPUSZCZAM GOTHAM Z KOBIETĄ KOTEM! TAK!”. No i jeszcze ta prawda o tym, gdzie poszły wszystkie wartości!



czwartek, 1 maja 2014

Nie musisz trzymać, jadę sam

ARTUR ROJEK "SKŁADAM SIĘ Z CIĄGŁYCH POWTÓRZEŃ", Kayax, 2014

Mogło być inaczej? Wszak pierwsza próba wyrwania się ze sztywnych ram zespołu - projekt Lenny Valentino, była bardzo udana. Rojek objawił się od tamtego czasu jako świetny menager OFF- Festiwalu, znawca alternatywnego rocka. Byłem zdziwiony rozpadem Myslovitz, bardzo ciekawy, co zaoferuje solowo.

I już pierwszy singiel "Beksa" powalił na łopatki. Choć wierzyłem w wyobraźnię Rojka, efekt mnie zaskoczył totalnie. Nie przypominam sobie radiowego hitu - tak pięknie nietypowego, o outsiderze, o traumie. Może "Loser" Becka?  Piosenka zaskakuje, powtarzanym krzykiem, wstawkami dziecięcego chóru, bluzgiem "już / już / nie wytrzymuję tempa / wszystko kurw@ skręca", przeszywającymi frazami introwertyka "nie rozmawiam z nikim z nikim się nie dzielę / zachowaj resztę / wynoś się ze mnie".
Ale dalej jest lepiej! W "Krótkich momentach skupienia": "rakieta i lukrowy tort" rodem z instrumentarium "Uwaga! jedzie tramwaj", wysoki głos wrażliwca. Pięknie wyśpiewane rozczarowanie "Czekam i nic z nadziei", które może być hymnem zakochanych bez wzajemności.
Muzyczny majstersztyk: "Czas, który pozostał" zaczyna się nieziemsko od masochistycznych próśb o wyznaczenie pokuty, kończy się tanecznie. Tekst o potrzebie zwalczenia w sobie pokusy: "Mieć siebie resztę spalić / aż zostanie tylko, to co między nami / nawet jeśli to nie to / usiłuję uwierzyć w coś". W drugiej części utworu zaskakująco robi się dyskotekowo. Ja-fan rocka włażę na parkiet i tańczę. Dawno mnie tak nie poniósł rytm.
"Kot i pelikan" z cudnym tekstem. Wyznanie kogoś, kto się odnalazł jako ojciec. Kto zrozumiał, że samotność to tylko "łykanie wiatru". "A gdy słyszę Franka płacz / pelikanem mknę przez park / nie musisz trzymać / jadę sam".
"Kokon" to ukłon w stronę Thoma Yorka. Taki do samej ziemi, ukłon.
"To co będzie" z cokolwiek kolokwialnym tekstem jest przełamaniem dołującego klimatu. Rojek drwi ze swojej obsesyjnej perfekcyjności, dokładności. "Ciągle widzę w sobie jakiś błąd". Dziecięcy chórek nadał piosence ciekawej mocy.
Podobnie "Syreny" - ryzykownie dosłownie o kłótniach z żoną. Aż po żarliwe miłosne wyznanie, a klawisz naśladuje przebój MGMT.
Coda: bajkowa, przebojowa "Lekkość": drozd w sercu, gruby chłopiec, tłuczone szkła. 

Pominąłem dwa słabsze utwory. Od tych ośmiu powyżej ciężko mi się uwolnić. Wsiadam na pelikana i popylam przez park.