poniedziałek, 9 lipca 2018

Jednia z pełzaczem

MICHAŁ KSIĄŻEK "Północny wschód", Fundacja Sąsiedzi, Białystok 2017.


 
Już w pierwszym wierszu, który ma formę modlitwy albo medytacji słowami "Proszę pokaż mi północ / Bym znał wszystkie cztery przykazania świata / I nie zapomniał o nich przed telewizorem", autor zestawia świat współczesny, który go denerwuje, z idealnym światem swoich wyobrażeń.
Oto prosta (ale czyż nie genialna w swej prostocie?) prośba. Sami - skazani jesteśmy na błądzenie, potrzebujemy wskazówki, instrukcji, wytycznych, od Boga, brata, przyjaciela.
"Bym korzystał ze wschodu zachodu i południa / Jak ty rozsądnie z umiarem" - celnie, do rozumu, by poskramiał egoizm, zamiłowanie do wygody, niepotrzebnego przepychu. Jeśli wschód jest symbolem duchowości i sacrum, północ symbolem własnej drogi,  – północny wschód, który dał tytuł całej książce, staje się miejscem idealnym. Razem ze swoim biegunem zimna, lasami, jeziorami. Suwalszczyzna, Hańcza, Białowieża - cud, miód, piękno i dobro.
Dodam, że ów pierwszy wiersz ma świetną puentę. Duchowym przewodnikiem okazuje się latający reprezentant świata przyrody. Mnie, który rozkleił się przy „Makrokosmosie”, w to graj.

Konfesyjny ton daje szczególny walor. Samo wypowiadanie nazw polnych roślin nabiera rangi mistycznej, a wymienianie szczegółów anatomicznych ma wymiar adoracji. Podoba mi się, geografowi, ten fragment: „Proszę pokaż mi północ / Bym miał dla nich zawsze trochę geografii / Trochę szerokości i nieco długości”.

Wiersze obfitują w powtórzenia, ocierają się o lapidarność, banał. I nic im to nie szkodzi. Dają tlen jak spacer po lesie, przewietrzają umysł.
Dużo w nich dbałości o brzmienie fraz, by brzmiały jak zaklęcia, jak jakiś czar, a więc „coś się ruszało w pochewkach źdźbeł bździło noga o odnóże".

Bohaterowie mają żółte brzuchy, igłę dzioba, mają "spostrzeżoność", biel grzbietu.

Wiersze wychodzone po lasach, przyniesione z igłami sosny. Wiersze z zachwytu potęgą dębu, ze szczęścia bycia obserwatorem przyrody: „padając w obiegi i pod koła cykli”, „kosy wołają mnie na dwór. Jak chłopaki z podwórkowej drużyny.” albo „Podaj mi wzór na jawor. Na dąb, wiąz spójrz i oblicz ich obecność i wygląd.

Pomysłem na książkę jest wrzucenie w sielskość krajobrazu porcji zagrożenia. „Przywołanie świerków do porządku”, „nawpuszczanie linii prostych” to udane frazy, które mogą obudzić ekologiczną świadomość, wywołać metafizyczne drżenie.

Świetnie oddaje nasze ludzkie obojętnienie na świat przyrody wiersz „Za wsią”. Świetnie oddaje naszą trudną komunikację przyroda-człowiek wiersz „Hańcza". W „Zaniemeniu” natomiast mamy afirmujące świat konstatacje, które nagle się łamią  na tragicznym wspomnieniem z dzieciństwa. Bardzo dobrze zrobione wiersze!

W „Suwalskim parku krajobrazowym” frazom czegoś brakło, przemknęło mi, że to tylko proza poetycka.

I gdy wyświetliło mi się pytanie: "czy to nie jest zbyt banalne?", znów natrafiłem na prawdziwie kunsztowny fragment - w wierszu „Szetejnie” - o cudownej jedni z pełzaczem ogrodowym i mistycznym uniesieniu wyrażonym we wspólnym języku ptasio-ludzkim.

Dalej są wiersze-błyski, obrazy, które zostają w głowie. Jest parafraza, idealnego do przerabiania „Ocalonego” Różewicza, w którym obrywa się wszystkim kupującym w zatłoczonym dyskoncie, w którym jedzenie straciło pewien ważny wymiar. „Ocalałem prowadzony na zakupy” to wiersz, który dotknie każdego, precyzyjny, tak by zabolało, tak by poprosić o pokutę i rozgrzeszenie.

W części nazwanej „Ciągiem dalszym” mamy kilkanaście miniaturek wziętych z życia, z synem i córką. Te krótkie "poetyckie chwilki" - są niestety zbyt migotliwe, może oprócz tej ze strony 46: „macam własne pragnienie, czy nie jest już pożądaniem”, oprócz tej ze strony 47: „trzydzieści osiem czegoś”, oprócz tej ze strony 48: „pewnie pani dyktowała”... No i akt terroryzmu nasionami malwy, świetny!

Miniatura ze strony 58 to poetyckie manowce i gdyby miały kończyć książkę, czułbym się jak w bagnie zwyczajnym. Na szczęście jest jeszcze na tekturowym tle przejmujący wiersz „Blokada w oddziale 338”. Huczy harwester, padają zaklęcia o nietykalności terytorium lęgowego dzięcioła białogrzbietego, operator bluźni "Wypier*alaj stąd dziwaku", a podmiot liryczny mówi no pasaran. I zamyka się tomik, i otwierają się oczy.


Zobacz też recenzję "Drogi 816" i tomu "Nauka o ptakach".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz