niedziela, 19 czerwca 2011

Skutki uboczne (18)




„(…) Dla nas, uczniów Arystotelesa i świętego Tomasza, najwyższym z wszelkich pojęć jest byt konieczny. Bytem idealnym jest Bóg. Wszystko inne, co istnieje, jest tylko połowiczne, jest częściowe, jest w stanie stawiania się, jest złożone, składa się z możliwości. Ale Bóg nie jest złożony, jest jednością, nie posiada możności, lecz cały i zupełnie jest aktem. My zaś jesteśmy przemijający, jesteśmy stającymi się, jesteśmy możnościami, nie ma dla nas doskonałości, nie ma pełnego bytu. Ale tam, gdzie od możności przechodzimy do aktu, od możliwości do urzeczywistnienia, bierzemy udział w prawdziwym bycie, stajemy się o stopień podobniejsi do doskonałości i boskości. To znaczy: urzeczywistnić się. Musisz przecież znać ten proces z własnego doświadczenia. Jesteś przecież artystą i zrobiłeś wiele posągów. Jeśli więc posąg jakiś naprawdę ci się udał, jeśli uwolniłeś wizerunek człowieka od przypadkowości i doprowadziłeś do czystej formy – wówczas jako artysta urzeczywistniłeś ten wizerunek ludzki.”


Hermann Hesse, "Narcyz i Złotousty" (tłumaczenie Marceli Tarnowski). Oficyna Wydawnicza MOST, 1991.


(p)

sobota, 18 czerwca 2011

Nagroda Literacka Gdynia 2011 - Laureaci



Tegoroczną laureatką Nagrody Literackiej Gdynia w kategorii poezji została Ewa Lipska za tom „Pogłos” (Wydawnictwo Literackie).

Pozostałe kategorie:

Justyna Bargielska „Obsoletki” (Wydawnictwo Czarne) – proza
Stefan Chwin „Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni” (Wydawnictwo Tytuł) – eseistyka

Ponadto:

Andrzej Sosnowski – Nagroda Osobna NLG

(p)

Muzyczny uniwersalizm







Podstawą każdej spektakularnej kariery jest odpowiednio mocny i zauważalny debiut, a potem jego odpowiednia kontynuacja poprzez tzw. syndrom drugiej i trzeciej płyty. Drugie wydawnictwo zespołu potwierdza jego potencjał, wskazuje drogę, którą muzycy będą podążać, trzecie definiuje jego styl na całe lata. Wie o tym grupa Carrion, która po mocnym debiucie potwierdza drzemiący w niej potencjał kolejną płytą „El Meddah”.

Już debiutancka płyta grupy zatytułowana po prostu „Carrion” ujmowała słuchaczy dynamiką, melodyjnością i ciekawymi kompozycjami. W utworach w rodzaju „Zapachu szarości” skupia się to, co muzycy mają nam do zaproponowania – urozmaicone w swoim muzycznym wyrazie, ekspresyjne utwory z nieźle rozchwianą sinusoidą klimatów (od mocnego, hard rockowego grania, aż do fragmentów wyciszonych, akustycznych). Znalazł się na niej niemal gotowy hit – cover przepięknej piosenki „Wonderful Life” zapomnianego dziś zupełnie Blacka (Colina Vearncombe′a) tu podany w odświeżonej, dopieszczonej produkcyjnie (podobnie jak cała płyta) i stylowej wersji.

Podobnie rzeczy się mają w przypadku drugiej płyty – „El Meddah”. Warto przy tym zwrócić uwagę, że produkcje Carrion są dopracowane nie tylko pod względem produkcji, ale również poligrafii i promocji (wydawanym płytom towarzyszą ciekawie zrobione teledyski). Widać, że aspekt promocyjny jest w przypadku artystycznych dokonań grupy ich niezwykle istotnym elementem. Nad całym zespołem krąży „duch radomskich”, a ściślej dokonania ich starszych kolegów z innej kapeli z Radomia – podobni jak czyniła to IRA, tak i muzycy Carrion, gdzieś z tyłu głowy mają zakodowany imperatyw skrojenia utworu w taki sposób, który nie eliminowałby go jednocześnie z możliwości zaistnienia na antenie radiowej. Oczywiście, nie jest to żaden zarzut, zwłaszcza, że takie podejście sprawdza się w sposób znakomity – ile innych zespołów hard rockowych może jeszcze pochwalić się tak częstym umieszczaniem ich utworu na radiowych „playlistach” jak jest to w tym przypadku – znane wszystkim radiosłuchaczom utwory Carrion „Sztandary Eloi” i „Nie bez wiary”?

To właśnie we wspomnianej przebojowości muzyki najwyraźniej widać zawarty przez zespół kompromis. Muzycy potrafią zagrać mocno i gęsto („Nun”), wokalista ma ciekawą barwę głosu i umie czasem się „wydrzeć”, a kiedy na chwilę się zapominają tworzą mocno pokręcone kompozycje „El Meddah/Thennis Chimera/Ragnarok” (ale wtedy nie myślą o presji mediów i popularności). Zwykle grają w średnich tempach ciężkie rockowe, i jak już wspomniałem, nie pozbawione melodii piosenki o wręcz metalowym, a dokładniej nu-metalowym („Władca snów”) zabarwieniu. Ot, chłopaki pomimo mocnego emploi (zarówno tego muzycznego jak i „dizajnerskiego”) postawili na granie typowego, mainstreamowego rocka, w którym czują się jak ryby wodzie. Ze względu na prezentowany poziom wykonawczy nie ma obawy, że Carrion „utopi się” na głębokiej wodzie podobnych mu produkcji.

Cechą charakterystyczną zespołu są apokaliptyczne teksty, które nie do końca dotrą do fanów Łez, ale za to mają szansę zaistnieć w głowach nabywców płyt Comy (no i od razu słychać, że mocniejsze granie w naszym kraju nie tylko Comą stoi). Utwory na płycie w rodzaju „Sołdata” charakteryzują się potężnie brzmiącą sekcją rytmiczną i rasowymi riffami gitarowymi, które korelują z ciekawymi fakturami instrumentów klawiszowych. W „Dex” w warstwie aranżacyjnej królują natomiast elektroniczne brzmienia. Na płycie próżno szukać ekwilibrystycznych popisów instrumentalnych, dominuje raczej uporządkowane brzmienie, jak już wspomniałem – „mięsiste”, ale jednocześnie na tyle przebojowe, żeby można je było bez przeszkód absorbować z radia podczas jazdy własnym samochodem.

Mając w pamięci dawne, „siermiężne” produkcje rodzimych zespołów metalowych udokumentowane płytami winylowymi z wczesnych edycji Metalmanii, trzeba oddać sprawiedliwość, że Carrion to mercedes „okularnik” przy rdzewiejącym wartburgu. A o tym przecież zawsze tu w Polsce marzyliśmy, żeby jeździć mercedesami…

Carrion, „Carrion”. MJM Music PL
Carrion, “El Meddah”, MJM Music PL

Recenzja ukazała się pierwotnie na stronach codziennej gazety internetowej NaszTomaszow.pl

(p)

piątek, 17 czerwca 2011

No bo komu ma



MAQAMA - "Maqamat"; 2009







Autor: Krzysztof Kleszcz









Duszność w powietrzu, wszędzie pył. Nie trzeba cierpieć na nadmiar wyobraźni, by ta muzyka włączała jakieś pustynne wizualizacje. Sahara, Marakesz, wędrujące wydmy, karawany wiozące jakieś udręczenie, przekleństwo. I w każdą czynność wpisana daremność. Słychać, że chłopaki kochają Toola, bas i puls perkusji jest z zakochania ponurym klimatem np. z "Undertow". Podobnie grał też Sweet Noise.

Słychać świetną produkcję zespołu i mix (Adam Toczko). Koncept album przenosi nas w pustynną burzę, duszny arabski slums.

Płyta wciąga. Wystarczy raz pozwolić się wwiercić się w głowę refrenowi "Czas nie leczy ran/ Zmysły tępi tłumi strach", raz posłuchać religijnej buty "Przed Bogiem strach nie powstrzyma nas/ no bo komu ma wybaczyć jak nie nam" (Alaska), raz dać się ukoić czułemu wyznaniu z zaświatów "Będę blisko kiedy przyjdzie jesień podła i złe stwory wyjdą z szafy tylko śpij" , by zostać fanem zespołu. Mnie wciągnęło w piotrkowskim Media Markcie. Że pracują tam czujni sprzedawcy - to pewne.
Mam nadzieję wkrótce ujrzeć tam nowy album zespołu - już zapowiadany "Gospel of Judas"

Na pewno wyróżnia się utwór "Kartki na wietrze" z fajnie przetworzonym wokalem, zaś w "Darfur" udziela się Gutek z Indios Bravos. Hipnotyzująco brzmią utwory pierwszy i ostatni. Chyba najpiękniejszy moment to kojące zakończenie "Alaski" zapewne inspirowane brzmieniem z płyt Lecha Janerki. W mojej surrealistycznej wizji - na środku pustyni mijają się dwa wieloryby.

Na spokojnych wodach Styksu




Wyobraźmy sobie, że w każdym bez wyjątku mieście, miasteczku i wsi w naszym kraju działają kluby kultury, klubokawiarnie albo przynajmniej wiejskie świetlice. A w każdym z takich miejsc ma swoje próby przynajmniej jedna kapela grająca rocka, hip-hop, metal, alternatywę albo rap. Gdyby naszą wyobraźnię przerosło dawne wyobrażenie „stu tysięcy gitar”, to jednak spokojnie zmieści się w niej dziesięć tysięcy zespołów, z których przynajmniej co setny będzie w stanie w sposób profesjonalny zarejestrować swoją płytę. A co tysięczny wejść do historii polskiego rocka.

To już się dzieje – wiele dotąd nieistniejących na rockowej mapie Polski miast, dziś już może pochwalić się jakąś mniej lub bardziej znaną kapelą. Niektóre z nich starają się nawet, aby ich lokalne bandy miały ułatwiony start w muzyczną przyszłość, a przy tej samej okazji one same wyjątkową promocję. I taki też przykład pochodzi z Inowrocławia, znanego dotąd przede wszystkim z uzdrowisk. Lecz przecież tam, gdzie uzdrowiska, tam też solanka i wzmożony ruch turystyczny. Może też stąd taka, a nie inna nazwa inowrocławskiej grupy – Charon Taxi? No, cóż, każde miasto potrzebuje przewoźnika, a akurat ten wydaje się zarówno pod względem kulturowym i promocyjnym jak znalazł.

Kiedy zapoznaję się obwolucie informacją umieszczoną na obwolucie płyty „Uwolnić siebie” – „Wydanie płyty zostało dofinansowane ze środków budżetu Miasta Inowrocławia przeznaczonych na stypendia dla osób zajmujących się twórczością artystyczną” – od razu przychodzi mi do głowy myśl, że w Inowrocławiu dwa podmioty: artystyczny i urzędowy, w którymś tam momencie musiały spotkać się na kursie kolizyjnym. Chlupnęła solanka…

Efekt tej „kolizji” od strony artystycznej nie jest jednak jednoznaczny. Jak na mój gust muzyka Charon Taxi jest odrobinę zbyt zachowawcza, jakby muzykom zabrakło pomysłu (zabrakło im przysłowiowego obola) na bardziej urozmaiconą produkcję i nieco lepsze, mniej sztampowe kompozycje. Z drugiej jednak strony słychać, że jest w tej grupie potencjał zdolny wynieść ją z głębin Styksu na świeże powietrze.

Po niezbyt zachęcającym utworze otwierającym płytę, usłyszymy piosenkę „Nie wołaj mnie już nigdy” z ciekawie zaaranżowaną partią klawiszy, przebojową melodią i solówką gitary, jak gdyby żywcem ściągniętą ze złotych lat progresywnego rocka. Słuchając takich kompozycji jak „To nie jestem ja”, „Sterowany” i „Od zawsze kradnę twój świat”, dochodzę do wniosku, iż muzykom nagrywających ten materiał zabrakło zdecydowania. Słychać, że to rockowy band, ale jednocześnie brakuje w nim jakiegoś wyraźnego opowiedzenia się po stronie rockowego pazura. I nie mam tu na myśli „orła cienia”, który brzmieniowo przez cały czas unosi się nad tą muzyką. Wolę, kiedy Charon Taxi zmierza w trochę ostrzejsze klimaty, jak w utworze „Zrób to!” lub w całkiem niezłą „neoprogresję” w „Jesteś?” i „Nie kochasz mnie”.

Nieco inne, eklektyczne granie usłyszeć można w piosence „Ostatni”, która niebezpiecznie (lub wręcz przeciwnie – bezpiecznie) zbliża się do rejonów zarezerwowanych dla wykonawców z tzw. kręgu poezji śpiewanej. Stąd zaskakuje utwór z nią sąsiadujący („Nie wierz snom”), który choć zagrany w podobnej jak jego poprzednik konwencji, to jednak wykonawczo został „rozpracowany” na modłę zdecydowanie rockową. Ubocznym efektem wspomnianej „eklektyczności” jest balladowa kompozycja „Niczego nie mam”, która momentami brzmi jak zespół Universe (który nota bene nadal ma mnóstwo fanów). Płyta kończy się utworem „Ratuj mnie!”. Brzmi dosyć dramatycznie, ale dramatu nie ma. Po pierwsze – znów mamy do czynienia z utworem zdecydowanie rockowym, ozdobionym naprawdę niezłą solówką…


Gdybym to ja miał podpowiadać muzykom Charon Taxi, w jakim kierunku powinni dalej pójść – paradoksalnie wskazałbym palcem na ciemny nurt rzeki Styks. Podskórnie czuję, że w ich żyłach płynie art. rockowe granie, trzeba tylko odważnie przyjąć to dziedzictwo! Po drugie – włodarzom Inowrocławia należą się gratulacje! Mimo wszystko dobrze zainwestowali miejskie pieniądze, czego nie zakwestionuje im żadne RIO. A jeśli jakimś dziwnym trafem zakwestionuje, wystarczy wsadzić ekipę kontrolną na pokład Charon Taxi. Na pewno odpłynie z urzędu ukontentowana …

Charon Taxi, „Uwolnić siebie”. Wydawnictwo EKB.


Recenzja pierwotnie ukazała się na stronach codziennej gazety internetowej NaszTomaszow.pl


(p)

czwartek, 16 czerwca 2011

Nowa seria poetycka







Dzięki uprzejmości Doroty Ryst i Sławomira Płatka mogę odnotować na „BF” nową serię poetycką, której wydawcą jest Stowarzyszenie Salon Literacki z Warszawy. Oto, co piszą o swojej idei wydawniczej władze SSL – „Jednym z celów stowarzyszenia jest promocja twórców. Chcemy umożliwić debiuty oraz pomóc osobom po debiucie wypromować się lepiej. Planujemy pokrywać koszt wydawania nowych książek oraz zapewniać im nagłośnienie. W zamian nie oczekujemy żadnych zobowiązań finansowych, jednak spodziewamy się, że osoby które podejmą współpracę zaangażują się także w promocję całego przedsięwzięcia. Uważamy, że pisarz ma do zrobienia więcej niż napisać i czekać, aż ktoś go zacznie czytać lub sprzedawać. To samo dotyczy promocji literatury w ogóle - panuje ogólna bierność i skłonność do narzekania. Żeby się przebić trzeba mieć przede wszystkim szczęście, a czytelnikami są i tak głównie krytycy, inni poeci i rodzina. Średni nakład tomiku poezji to 500 sztuk (w 38 milionowym kraju), z czego zwykle około 100 trafia do recenzentów i na konkursy, a z pozostałych - połowę rozdaje się znajomym, którzy często nie czytają, ale kurtuazyjnie przyjmują, bo tak wypada. Będziemy więc promowali twórców, którzy spełnią dwa warunki: dobrze piszą i chcą w jakimś zakresie promować literaturę z korzyścią dla siebie i innych. Pierwszym narzędziem tej promocji jest forum Salon Literacki. I pierwszymi książkami w serii będą tomiki poezji osób zaangażowanych w działalność forum i publikujących na nim. To najprostsza droga do pokazania się z dobrej strony oraz zaprezentowania jakości swojego pisania”.

Dotychczas we wspomnianej serii ukazały się książki Sławomira Płatka „Bez imienia”, Izabeli Wageman „W oszukiwaniu snu” oraz Anny Kaliny Modrakis „Prześwietlenie”. Stowarzyszenie promuje swoje książki na Portalu Salon Literacki. Redaktorami projektu są wspomniani wcześniej: Sławek Płatek i Dorota Ryst, którym życzę szybkiego dojścia do okrągłej „setki” wydanych tomików, wśród których znajdą się wiersze przyszłych laureatów prestiżowych (cokolwiek to znaczy) konkursów na książkę poetycką.

(p)

środa, 15 czerwca 2011

Zawsze bądź po stronie słabszych



Błękitny Nosorożec, „Barykady”. Stowarzyszenie Miłośników Kultury Ludowej w Czeremsze.



Jaki jest najlepszy sposób na zachowanie bezkompromisowej postawy w świecie zdominowanym przez złotego cielca i profity pochodzące z wyprzedaży własnych ideałów? Wydaje się, że jest nim bezpretensjonalne podejście do tworzonej przez siebie muzyki, bez oglądania się na bieżące notowania na takim, czy też innym targowisku próżności. Można grać przez dwadzieścia lat wyłącznie dla siebie, dla najwyżej kilkuset fanów i przy tym zachować niezależność i odpowiedni artystyczny poziom. Można nazwać zespół „Błękitny Nosorożec”, płytę „Barykady”, i w dodatku od zawsze stać po ich właściwej stronie. Po stronie szczerej radości z grania, zamiast zajmować miejsce w szczerozłotym orszaku króla Midasa.
I co z tego, że w dzisiejszym polskim „showbizie” rockowy band grający solidnego punk-rocka z elementami reggae przypomina bardziej minotaura niż nosorożca? Że muzyka musi przypominać talk-show, być przegadana i efekciarska, skandalizująca i głupia? Że nikt nie ma czasu na szukanie drogi wyjścia z labiryntu, gdy wszystko musi być podane na tacy, ładnie zapakowane i wyposażone w instrukcję obsługi zrozumiałą nawet dla półanalfabety? I co na to zarośnięci muzycy Błękitnego Nosorożca w przepoconych koszulkach?
Zarówno w sferze muzycznej jak i tekstowej zespół ma w czterech literach polityczną poprawność. Ich muzyka to mocne i męskie granie połączone z elementami reggae (nie bez powodu płyta „Barykady” została umieszczona w dużych sklepach internetowych w zakładce „polskie reggae”). Ciekawe, gdzie ich zdaniem powinno być odtwarzane publicznie „regałowe” „Serce” (utwór drugi na płycie)? Według mojej skromnej opinii, ze względu na wymowę tekstu przynajmniej trzy razy dziennie w kuluarach Sejmu RP, albo nawet na głównej sali obrad. „Jeżeli chcesz usłyszeć bicie swego serca / Zawsze bądź po stronie krzywdzonych / Zawsze bądź po stronie słabszych / Zawsze bądź po stronie przegranych / Niech władza Cię nie omami”. Dalej też nie ma dobrych wiadomości; także i w kolejnej piosence zwolennicy aktualnych zawartych polskich sojuszy nie będą ukontentowani. Bowiem „Ameryko” to utwór bynajmniej nie proamerykański.
I jaki fajny jest tekst w piosence „A może lepiej?”! Punkowy wokal, nieco rwane, jakby wywodzące się ze szkoły Black Sabbath riffy – nie ma to nic wspólnego z „pierdołami” opowiadanymi publicznie i do znudzenia przez „pop-gwiazdki” i spadające z celuloidowego firmamentu sławy celebrytki. Jest za to niemal wyczuwalne prawo ciążenia i egzystencjalny ból, który każdego z nas i tak w końcu złamie i pochyli ku ziemi.
Z utworem „200 lat” Błękitny Nosorożec zostanie gwiazdą każdego bez wyjątku festiwalu muzyki chrześcijańskiej, z „oldskulowym” „Powiedz dlaczego?” muzycy mogą zagrać wszędzie, nawet w Mrągowie. Balladowo-rockowe „Dla Taty” pokazuje, że mamy do czynienia z kapelą mocno stojącą obiema nogami w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, co bynajmniej nie przeszkadza, ale wręcz przypomina o tradycji polskiego, rockowego grania.
Punkowy, o konsystencji białka służącego do stawiania piór jest utwór „Partie”. W swojej estetyce przypominający Kazika Na Żywo, a najbardziej jego legendarną piosenkę „Artyści”. Równie mocny w przekazie, nie pozostawiający „suchej nitki” na tak zwanych aktualnie przewodzących nam siłach narodu.
Prawdopodobnie wielu młodych członków dzisiejszych partyjnych przybudówek, gdyby tylko wzięło sobie ten utwór głęboko do serca, w ramach przechodzenia od polityki do buddyzmu, albo ultra-wegetarianizmu zjadłoby wszystkie karty do głosowania ze swojego obwodu. „Za siedmioma górami / Za siedmioma rzekami / Był naród, który upajał się dwoma partiami / A partie s....c z góry na lud / Mówiły, że naród kochają / A po cichu dmuchają. / Zobacz wódka biało-czerwona po trzynaście złotych / Czy chcesz jeszcze wyjechać do Irlandii na roboty?”. A Ty, na kogo oddasz swój głos?
Do samego końca „Barykad” będziemy mieli do czynienia z muzyką bezkompromisową i bezpretensjonalną, zgodnie z przyjętym przez muzyków sposobem na nie zmienianie granej przez siebie muzyki w złoto, które niemal zawsze okazuje się być tombakiem. Czy to w kompozycjach w stylu post-punkowym, rockowym lub reggae, wciąż mamy do czynienia z odpowiednim poziomem ekspresji. Mirosław „Wujcia” Wojciuk, Klaudiusz „Klaudi” Borys i Romuald „Rakoś” Rakowski mieszając podziały punkowe z reggae i z bardziej nowoczesnymi, niemal nu-metalowymi brzmieniami, tworzą pełnotreściwy, artystyczny komunikat. Piosenki takie jak „Polowanie”, tytułowe „Barykady” czy kontrowersyjne z pewnego (dogmatycznego) punktu widzenia „Klęcząc”, w normalnym (idealnym) świecie byłyby przebojami.
„Fallen Fallen Babilon” – zaklina rzeczywistość Błękitny Nosorożec „kowerując” przy okazji swoich zaklęć Brygadę Kryzys. I co? I nic się nie zdarzy? Poczekajmy! Jak uczy nas historia, nie takie imperia upadały…



Recenzja pierwotnie ukazała się na stronach codziennej gazety internetowej NaszTomaszow.pl



(p)

wtorek, 14 czerwca 2011

Jeźdźcy


Habakuk


TSA





Dni Tomaszowa (dzień drugi). Tomaszów Maz. 12.06.2011 r.

Kiedy dotarłem na tomaszowskie błonia, do szarży gotowali się wściekli szwoleżerowie niczym zdublowani, zwielokrotnieni czterej jeźdźcy apokalipsy: tłum, piwo, diabelski młyn, kurz i skwar. I tratowali jak leciało, nie oszczędzali nikogo, jakby znowu pędzili przez przełęcz Samosierry. Nie oparło im się legendarne TSA, które po zaledwie kilku musiało skrócić swój koncert, wrócić do początków historii zespołu i zagrać instrumentalnie – bez wokalisty – bo ten nagle zasłabł na scenie. Tak, zimne ognie naprawdę były zimne. Późno w nocy wracałem do domu, za moimi plecami „jeszcze było słychać śpiew i rżenie koni”…

(p)

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Anton Globba od kuchni




Kiev Office, „Anton Globba”. Nasionorecords.



Kochajmy chudzielców, tak szybko tyją (podpisują kontrakty z „majorsami”)! Prawda jest jednak taka, że prawdziwy tygiel, w którym od pewnego czasu „gotuje się” i „kipi” naprawdę interesująca muzyka, znajduje się gdzieś daleko poza mainstreamem (kuchnią z aluminium). I akurat sporządzanemu w nim wywarowi nie są absolutnie potrzebne przyprawy oparte na emulgatorach – to zupa z prawdziwych muzycznych kości. Jeżeli myślicie, że polski rosół (przepraszam!), rynek muzyczny niemal w całości mieści się w dwóch garach; tym opolskim i tym sopockim, to ja Wam mówię: opróżnijcie ich zawartość na trawnik, a przez okno wyrzućcie cały zapas maggi, kucharka, kostek rosołowych i mięcha z supermarketu!

Stołując się poza restauracją, w której szefową kuchni jest Marta Gessler, naturalnie obejdziemy się bez panującego w niej smaku i będziemy szczęśliwi, że możemy zjeść uroczystą kolację pod gołym niebem. Towarzyszyć nam będzie wyłącznie muzyka z „Antona Globby” zespołu Kiev Office, która jest w stanie przyćmić swoim blaskiem nawet najelegantsze menu, serwis i dekoracyjne świece.

I nie zdarzy się tu żadna „ściema”, że w przydrożnym zajeździe na trasie Warszawa-Katowice uda nam się zamówić i zjeść jakieś danie autentycznej kuchni orientalnej. Wypracowanie rozpoznawalnego brzmienia i klimatu, przy jednoczesnym odcięciu się od muzyki z radia i windy jest w przypadku propozycji Kiev Office, nie tylko podejściem „orientalnym”, ale wręcz oryginalnym. Oto kelner stawia nam przed nosem talerz zupy nie dość, że egzotycznej, to w dodatku ugotowanej nie na palniku elektrycznym, a eklektycznym.

Czego w tym daniu nie ma! Są noisowe penetracje, jest post-punkowe podejście grupy nie tylko do muzyki, ale wręcz do filozofii grania, bywa nieskrępowane sondowanie rozmaitych klimatów muzycznych – od tych najbardziej ekstremalnych (pieprz), do tych nieco bardziej klimatycznych, przestrzennych (wanilia). Wystarczy porównać ze sobą dwa kawałki – singlową „Karolinę Kodeinę” z „Life’s So Tigh/Woolen Touch” – i mamy mniej więcej cały spis produktów, których używa w swojej garkuchni Kiev Office.

Stąd proponowana przez nich „zupa” nie jest gęsta, zawiesista, to bez wątpienia lekkie, łatwostrawne i nowoczesne granie, w którym odnaleźć możemy składniki związane z kuchnią przyszłości, gdzie liczy się nie tylko kalorie serwowanych posiłków, ale także ich atomy. Gdy przyjrzymy się im przez mikroskop, będziemy umieli je nazwać i określić: eksperyment, psychodelia, przestery i bity – grane w czasem przebojowej, choć „przypalonej” i celowo „zabrudzonej” oprawie brzmieniowej („Dwupłatowce”, „Ultraviolent Light”) – a czasem granie wręcz transowe („Anton Globba”, „Hexengrund”). Choćby nam przyszło spożywać posiłek na poszczerbionych talerzach pochodzących z upadłego dwadzieścia pięć lat wcześniej baru mlecznego „Słoneczko”, to i tak powinno smakować.

Bo Kiev Office eksperymentuje z kulinarną materią bez ograniczeń, ale przy tym po mistrzowsku. Za pomocą wody („Around The Globba”) i ognia („Przygoda Na Mariensztacie”). Że to artyści dań raczej undergroundowych przekonacie się smakując utwór „Mężczyźni w Strojach Kosmonautów”, który na dziś wydaje mi się być specjalnością tego konkretnego zakładu gastronomicznego, serwowanego w jego menu pod zbiorczą nazwą „Anton Globba”.

I nie jest przy tym ważne, czy wspomniane zestawy z karty dań, akurat podaje nam „śpiewający kelner” Michał Migoń (vocal, gitar, additional bass, synth) czy „śpiewająca kelnerka” (nomen omen!) Joanna Kucharska (vocal, bass) – i tak na długo zapamiętacie zimnofalowy, post-punkowy smak ich oryginalnej kuchni, w której nad rytmicznym i czasowym wydawaniem zamówień czuwa Krzysztof Wroński – drums and percussion. Ponadto, jeśli nie lubicie wszędobylskich celebrytów i „lanserskich” restauracji, jej smak odtąd kojarzył się wam będzie z ponętnym widokiem Nigelli Lawson serwującej waszym przyrośniętym do krzyża żołądkom bajeczne w smaku, domowe specjały. Smacznego!

Recenzja pierwotnie ukazała się na stronach codziennej gazety internetowej NaszTomaszow.pl




(p)

sobota, 11 czerwca 2011

Pociąg do poezji




Nakładem Kutnowskiego Domu Kultury ukazała się zapowiadana publikacja książkowa –antologia wierszy współczesnych z motywem podróży „Pociąg do poezji. Intercity” pod redakcją Artura Fryza. Publikacja towarzyszy VII Festiwalowi „Złoty Środek Poezji” w Kutnie i tam też, w dniu 25 czerwca o godzinie 16.00 odbędzie się jej oficjalna premiera.


We wstępie do antologii zatytułowanym „Wersy na szynach” pisze Artur Fryz: „Gdyby Stephenson nie wynalazł lokomotywy, musieliby ja skonstruować Cendras, Czechowicz, Tuwim lub jakiś inny znakomity poeta. Pociąg, jak żadne inne odkrycie współczesności, nadaje się do poezji. To właściwie Pegaz na szynach. Oferuje niespotykane gdzie indziej formy czasu i przestrzeni. Ekspres PKP Intercity ma strukturę nowoczesnego poematu. Przesuwające się krajobrazy, przypadkowe dialogi, mieszanina jawy i snu, rytm, stukot, kołysanie i śpiew syren. Kiedy to piszę zza ciemnego okna dobiega conocne wołanie kolejowych dróg. Tam taaa ta tam ta ta tam taaa ta tam. Przekonanie o nieodzowności pociągu w poezji współczesnej potwierdzili poeci, których zaprosiliśmy do udziału w niniejszej antologii. Okazało się, że niemal każdy z nich ma wśród swoich wierszy takie z motywem kolejowym, a przynajmniej z motywem podróży (…). W antologii „Pociąg do poezji. Intercity” prezentujemy wiersze 63. poetów z siedmiu krajów i kultur Europy: Białorusi, Bretanii, Czech, Polski, Rosji, Słowacji, Ukrainy. Wszyscy oni byli gośćmi Festiwalu „Złoty Środek Poezji” organizowanego od roku 2005 w Kutnie przez Kutnowski Dom Kultury we współpracy ze Środkowoeuropejskim Stowarzyszeniem Społeczno-Kulturalnym Środek”.

Wspomniana książka mogła powstać dzięki szczęśliwemu spotkaniu wydawcy – KDK, mecenasa państwowego – MkiDN oraz otwartości spółki „Intercity” jako mecenasa prywatnego. „Wielokrotnie z pozoru zwyczajna przestrzeń pociągów stawała się zaskakującą przestrzenią sztuki. Wagony zmieniały się w sale teatralne, sceny muzyczne, saloniki literackie, sale kinowe...” – piszą przedstawiciele „Intercity”.

W publikacji znalazł się wiersz Krzysztofa Kleszcza „Nurt” oraz dwa moje wiersze: „Nadbagaż” i „Spinki”. Oprócz tego poezja m.in. Wojciecha Banacha, Krzysztofa Bąka, Marka Czuku, Przemysława Dakowicza, Tadeusza Dąbrowskiego, Artura Fryza, Piotra Groblińskiego, Mariusza Grzebalskiego, Romana Honeta, Jarosława Jakubowskiego, Łukasza Jarosza, Wociecha Kassa, Izabeli Kawczyńskiej, Krzysztofa Kuczkowskiego, Wojciecha Kudyby, Małgorzaty Lebdy, Joanny Lech, Dawida Majera, Karola Maliszewskiego, Jakobe Mansztajna, Miłosza Kamila Manastarskiego, Sławomira Matusza, Roberta Miniaka, Macieja Meleckiego, Artura Nowaczewskiego, Przemysława Owczarka, Jana Polkowskiego, Doroty Ryst, Karoliny Sałdeckiej, Jakuba Przybyłowskiego, Izy Smolarek, Jerzego Suchanka, Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, Wojciecha Wencla, Mariusza Więcka, Anny Wieser, Marka Lobo Wojciechowskiego, Macieja Woźniaka, Bohdana Zaduty, Patryka Zimnego, Andrzeja Adamowicza, Michaiła Ajzenberga, Andrija Bondara, Hałyny Kruk, Olega Pastiera, Bereza Tangi.

(p)