poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Sam w sobie nie potrafię się zmieścić

ANNA KALINA MODRAKIS "PRZEŚWIETLENIE"; Salon Literacki, Warszawa 2011.




Jakaś wcześniej znana, mocna kobieca poezja prześwituje mi przy lekturze wierszy z „Prześwietlenia”. W końcu zgadłem, że to Zuzanna Ginczanka:„Świat – gęstwa niepojęta i zlepek obrazów  - migotał pytaniami. (...) A pośród gwiazd, rzęsami sztywnymi tryskając, tkwi oko opatrzności. Czy może to pająk? Oto patrzę zbudzona z koszmarów i widzeń. Z chaosu, roztrącając mgły i tajemnice, wyłania się w umyśle świat wielki i prosty, metale magnetyczne, roślinne rozrosty i czyny bohaterskie.
Gdy czytam w "Prześwietleniu": „dolizać się / do soku wypuścić cierpkie światło z pestki uwolnić / arterie robaczywych chodników.”;”widzę jak / pęcznieją pęcherzyki magiczne triki montgolfierów” to czuję: gotyk tkwi w każdym kiełku, a balony na rozgrzane powietrze w jednej chwili mogą nas przerzucić gdziekolwiek. Kobiece szaleństwo, Ginczankowy "chaos leszczyn rozchełstanych po deszczu"... A tu?  „Gałęzie przez powiekę spełzają do brzucha.” i „może to ja jestem po niewłaściwej stronie kropli.” - jakbym słyszał Budynia (z Babu Król) śpiewającego Stachurę: „Przyjdź do mnie jawnogrzesznico / będę cię rozdzierał powoli / na wszelkie nadzieje kolorów i zespolenie // może zakwitniesz nad ranem / piękną duszą słonecznika.” Wniebowstąpienie, epifania, euforia. W wierszu „Nieciągłość” zaś inaczej: chore natręctwo z filmu „Pi”. Aronofskiego. Coś, co nie daje nam żyć, każe nam szukać matematycznych reguł. „kiedyś czaiłam się całą noc żeby przyłapać ten moment zamiany.”  To się może skończyć przebiciem skroni wiertarką! 
Modrakis lubi konfabulować, kazać szaleć rozbuchanej przyrodzie, aż: „niebo zmieści się pod jednym sklepieniem”. W arcyciekawym wierszu p.t. „Ojciec” pokazuje Boga jako szalonego staruszka, który był ”za stary żeby mu zabronić czegokolwiek”, który „był podobny do każdego człowieka na każdej rycinie” i teraz „jest zamurowany w każdym stołpie za magię”. Aż wizualizował mi się film „Katedra” Tomasza Basińskiego... Podobnie: „Oceanarium”: „wczesnoporonne gazety przyniosły rozkaz wymiany liści na rozgwiazdy. ocean sączy się kropla za kroplą po ich ciałach. w nasze ciała porzucone na brzegu. bezbrzeżne. jamochłonne”. Szalona wizja. Aż znów wziąłem książkę Ginczanki. I znalazłem taki fragment, gdzie podobnie przeraża obcość ciała: „w prześwicie słońca przez dłonie mogę pięć kości dostrzec – nad pomarańczą piersi jest suche jak gałąź żebro (...)”. W „Stwardnieniu” u Modrakis: „błądzimy do ślepo sklepionych bram do klatek schodowych. skamielin krętych schodów. i zwłaszcza drzwi. tych drzwi do których nie ma żadnych kluczy. są puste oczodoły dziurek.” Strach i niespełnienie, „pusty jak zero oczodół.”  Może za bardzo doszukuję się Ginczanki u Modrakis? Przecież to tylko podobnieństwo i to zupełnie nieświadome. Zatem, obiecuję, że już ostatni raz zacytuję autorkę, która w 1936 roku wydała „O centaurach”: "Sama w sobie nie potrafię się zmieścić, - już: przyciskam do ust chłodną obcość słowa, fonetyczny skrzep nieznanej jeszcze treści”, bo w tym cytacie znalazłem klucz do książki: przecież Anna Kalina Modrakis to Sławomir Płatek! To sztuka, tak bezczelnie powiedzieć: „Ja to ktoś inny". Sztuka nie bać się odrobiny patosu: „Trzeba żyć szybciej od drzew. (...) a później oderwać sobie stożek wzrostu i wetknąć w słońce (...)”, tego, że jest „białoszewsko” (a może miłobędzko): „Moja kuchnia kwadratowa...”. Sztuka korespondować z „Faustem” Goethego i „Ja, Faust” Żulińskiego (wiersz >>„F”(G) <<). Uwolnić wyobraźnię. Podziwiam. 
A szczególnie "bezdech", genialnie czysty wiersz z frazą: „wszystko co nieruchome na coś czeka”... który dotyka metafizyki, jest swoistym credo.


środa, 21 sierpnia 2013

Zimni ogrodnicy

Zimni ogrodnicy

Dmuchają w cypel, jest zadęcie. Policzki w jazz.
Słoma z buty w głosie. Oto są wiszące ogrody
zielonej wyspy, oto i sady z wizją szarlotki.
Dziesiątki zachodnich odmian. Czy wiesz

ile ryz papieru potrzeba, byś mógł wziąć gryz?
Że słodycz trzeba zanęcić, więc słodko,
aż do rechotu. Pozaciągani propagandzią
raz w nawozie, raz w powrozie. Maj,

robi się zimno i to nie jest klimatyzator
zza niedomkniętych drzwi gabinetu.
Słychać panikę. Co jeśli poznają nas
po owocach? Po naklejce Made in China?

piątek, 9 sierpnia 2013

Dziennikarz na Woodstock




Dziennikarz na Woodstock

Trwa larum: szturchnęli, jak mogli?. Trwa buuu.
A miał to być spacer. Tysiące razy
siali tu wiatr. Najlepsi podbijali tu słupki.
Dziś, zonk, podbite oko. A przecież

przestrzegano procedur: rockowe mięcho i brokuł,
którego dostajesz w gratisie, by potem w twoich ustach
rósł zielony kwiat. W tym szkopuł: żeby nawet
szczoteczka do zębów grała właściwą nutę,

by edytor tekstu podpowiadał jedynie słuszne słowa.
Gdy Pinokio dodaje subiektywnie, zauważ,
nie rośnie mu nos. To jest prosty trick: podbij bas,
by przeszły ciarki. Nie zauważysz ludzkiego pojęcia.

piątek, 2 sierpnia 2013

Ksiądz na Woodstock



Ksiądz na Woodstock

Lu cały jest z jasełek. Gną mu się palce i robi groźne hrr,
lecz poza tym jest w porz., jest formą sztuki, co daje fun,
piękny lot. Przez pogo, przez kocioł, nie wchodzi Lu.
   
Ponoć Świętą Księgę rwie? Włóż w ucho mp3 i bądź ponad to.
Nowa cyfrowa TV dyktuje przepis na luz: skacz jak Filip z.
Weź zimny browar, sącz. Odtąd niech ci się zapach wolności

myli z tym, że się spocisz. Lu, proszę, zaświadcz im:
Jest czad, jest rock and roll, jest zło? Moja koloratka
miga jak kolorofon: tak-siak, nie-się zobaczy.

   
    

wtorek, 23 lipca 2013

Świat wg hejtera

KRZYSZTOF VARGA "TROCINY", CZARNE, WOŁOWIEC 2012.


Mało jest rzeczy, o których zapomniała nienawiść Piotra Augustyna. W tym bystrym nurcie Gorzkiej Rzeki jest nienawiść do rodziców, do żony, do ojczyzny, do swego pochodzenia, do krajobrazu Mazowsza, do kunsztownie przyrządzanego jedzenia, do Kościoła, do pielgrzymek, do żużla, do joggingu, do skoków narciarskich, do picia kawy w Starbucksie, do architektury sakralnej, wyszukanych imion, kolei państwowych, etc.
Wręcz przejaskrawiona jest nienawiść do Polski "(...)zbyt wiele miejsca zajmuje, rozłazi się we wszystkich kierunkach, rozpełza, wylewa na wszystkie strony jak jesienne roztopy, a wszystko w niej grzęźnie, osadza się, tonie."
Oczy głównego bohatera wszędzie widzą chlew i stajnie. To świat wg hejtera. Jego istnienie tłumaczą tylko dzieła mistrzów muzyki poważnej: Pergolesiego albo Hildegardy z Bingen.

Frustracja jaką prezentuje główny bohater książki Vargi, jest początkowo niepokojąca, bywa skrajnie wulgarna i chamska (np. gdy kpi z sakramentu spowiedzi). Po kilkunastu stronach przyzwyczajamy się do jej groteskowości  (genialny wątek obserwacji swoich kontrahentów jak otwierają laptopy, jak logują się na Facebooku czy Allegro, jak sprawdzają wyniki i tabele;  s. 53)...

Język? Przypomniałem sobie, że Varga był redaktorem kultowej książki "Macie swoich poetów", bywa poetycko. "Wyjmują z tabernakulum lodówek wódkę święconą", "wstawał dzień jak z piosenki Niemena", "jestem komiwojażerem zbędności", "papierowy kubek z Cafe Latte awansuje ich z nikogo na nikogo plus". Varga dopracował styl do perfekcji. To sprawny strumień świadomości. I to wciąga. 
Odtąd czytelnikowi Piotr Augustyn będzie się jawił jako wzorcowy nieszczęśnik. Ja widzę go wyraźnie. Ma różne twarze. Czasem fryzurę a la Kevin Costner, czasem siwe włosy i jeża...

U Hitchcocka film zaczyna się od trzęsienia ziemi, by stopniować napięcie. Powieść Vargi - uwaga - zaczyna się biegunką... I dalej na ponad 300 stronach (bez wyodrębnionych dialogów) czytamy, do czego prowadzi bezbożne życie z pianą na ustach. Jak skończy zmiętoszony, rozczarowany, zgorzkniały, oziębły. 

Poczytać to ze współczuciem, z politowaniem dla głównego bohatera. Zobaczyć u siebie jakiś kawałek jego nieudaczności, usłyszeć u siebie mały ton jego skowytu nad "niesprawiedliwym światem". Tylko takie odczytanie wg mnie uczyni z "Trocin" książkę godną polecenia.

Usłyszałem starą piosenkę Elektrycznych Gitar "Byłem w Rio, byłem w Bayo, miałem bilet na Hawayo, byłem na wsi, byłem w mieście, byłem nawet w Budapeszcie, wszystko ch.". Śpiewał to Varga. Czysto. Aż do ostatniej linijki. Potem brzęczały kółeczka podręcznej walizeczki, którą Augustyn prowadził po (nierównym, a jakże) chodniku.

Wiersze z Antologii Ojczyzna i dziewczyna

Antologia wierszy współczesnych "Węzły, sukienki, żagle. Nowa poezja, ojczyzna i dziewczyna".; KDK, Kutno 2013

Ponad 250 wierszy 90 poetów, świetny pomysł Artura Fryza. Nie tylko okazja, by zobaczyć siebie wśród innych, porównać dykcje - ważny jest też temat.

Oto trzy moje wiersze, które znalazły się w antologii.

Polecam publikację, którą można zamówić pisząc   na adres: afryz@autograf.pl






niedziela, 21 lipca 2013

Zęby piranii, sińce, fantasmagorie

MARK LANEGAN BAND "BLUES FUNERAL", 2012; 4AD

Osiemnaście lat temu Mad Season nagrał, moim zdaniem, najlepszą płytę grunge'ową pt. "Above"(z genialnymi: "Wake Up", "I Don't Know Anything" czy "November Hotel"). Właśnie ukazała się reedycja tej płyty rozszerzona o DVD z koncertu. Gdy popatrzeć na video do piosenki "Long Gone Day" widać genialnego ś.p. Layne'a i lekko wycofanego nieśmiałego Marka Lanegana... 

Piękne to były czasy. Wśród zespołów z Seattle obok Nirvany, Alice In Chains, Pearl Jam i Soundgarden... był też zespół Marka - Screaming Trees. Przyznam, że załapałem się dopiero na płytę "Dust", wydaną 2 lata po śmierci Cobaina, wg mnie przepiękną. A, że nie odniosła sukcesu zespół się rozleciał.

Lanegan jest dziś powszechnie cenionym muzykiem. Nagrywał np. z Joshem Homme (jako drugi wokal na płytach Queens of The Stone Age), z Gregiem Dulli (w The Gutter Twins), z PJ Harvey (na swej solowej płycie "Bubblegum"), z Soulsavers (album "Broken"), z Twilight Singers, z UNKLE...

Ach, ten jego głos. Zwykle porównuje się go do Toma Waitsa. Rzeczywiście - szczególnie w takim "Deep Black Vanishing Train", gdy straszy porażką, końcem, rozstaniem, gdzieś na dworcu, wśród warlających się wszędzie gazet, brzmi jak mistrz od "Small Change got rained on with his own thirty-eight"...

Od "Blues Funeral" ciężko się uwolnić. Doskonale sprawdza się wieczorem, przy zaćmionym świetle. Radzę zacząć słuchać od nr 3, od "Gray Goes Black". Idealny początek: "Don’t you turn off my radio / please don’t turn off my radio"... Hipnotycznie, apokaliptycznie:  "oczy wieczności płaczą", "usta wieczności śpiewają", ale pamiętaj "szary robi się czarny". Cała płyta ma podobny klimat. Bardziej hałaśliwe są tylko "Riot in My House" i "Quiver Syndrome"... 
Wyróżnia się od pierwszego słuchania "Ode to Sad Disco". Brzmi jak prowokacja. Ten smętny beat, "ta góra gwoździ, która pali się w twoich rękach."... Przedziwnie intrygująco.

Wróćmy do nr 1: "Piosenka grabarza" - wybrana na singiel. W monotonnym hałaśliwym riffem, brzęczącym jak silnik.  "Z zębami piranii czekałem na ciebie". O miłości i śmierci, o zemście. "Magnolie kwitną tak słodko i tak samo bledną". Z francuskim wtrąceniem: "Tout est noir, mon amour / Tout est blanc / Je t'aime, mon amour / Comme j'aime la nuit" jak przez zaciśnięte zęby: ("Wszystko jest czarne, moja miłości / Wszystko jest białe / Kocham Cię, moja miłości / Tak jak lubię noc").
Potem : nr 2: "Bleeding Muddy Water" - wołanie o oczyszczenie. Gdzieś z głębokości. Nr 4: powiedzmy, że to pieśń o upadku, kogoś kto miał zbawiać. Piękny refren, smutny, pełen bólu. Nr 7: o żebraku, który chciał rządzić jak Karol Wielki... O miłości w sińcach i z żyletką przy nadgarstku. Ze złudą wolności. Nr 9: pięknie przebojowy, podniosły, z zapachem szpitalnego chloru i gitarą ukradzioną od The Edge z U2. Czy to jakaś wizja pobytu w wielkiej placówce szpitalnej dla poparzonych i chorych umysłowo? W nr 10 czai się lewiatan, straszą szkielety i pająki.

Zwidy. Fantasmagorie. Mrok nigdy nie był piękniejszy. Polecam.

Tu można odsłuchać kontrolnie
http://blog.kexp.org/2012/01/31/album-preview-mark-lanegan-bands-blues-funeral/

piątek, 12 lipca 2013

Rzeź


Rzeź

Powtarzać jak mantrę: nie zaogniać.
Niepotrzebny nam wróg, oni chcą do Unii.
Pani Gospodarka nie lubi, gdy jej kazać,
zdejmować buty przy drzwiach. A śmierć,

śmierć i tak nas czeka, śmierć jak sen.
Prawda - prababka jest stara, pomarszczona,
należy skłonić głowę, dotknąć zimnej ręki,
wybaczyć siedemdziesiąt siedem razy.

Nie grajmy ofiarami, nie nazywajmy ich ludźmi,
znajdźmy inne słowo. Nie zaogniać.
SMS, piątek, ładna pogoda, dyscyplina,
limuzyna, rutyna. Znamiona.





środa, 10 lipca 2013

Obudzona sprawiedliwość

SIXTO RODRIGUEZ "SEARCHING FOR SUGAR MAN", 2013

Rodriguez nie zrobił wielkiej kariery. Czy przechodząc obok Rock&Roll Hall of Fame odwracał wzrok?
Nagrał dwie płyty, sprzedał ich w USA ze sześć sztuk. Choć znali jego piosenki  w Australii i RPA (szczególnie w czasie gdy kończył się apartheid) i stał się tam legendą, nic nie miał z tego. Żył sobie gdzieś szarym życiem w Detroit.

Dokument Szweda Malika Bendjelloula o Rodriguezie zdobył zasłużoną popularność, łącznie z Oskarem za film dokumentalny. No i dał muzykę Sixto światu.

Piękną. Już tytułowy "Sugar Man" zachwyca. To piosenka - skowyt do dilera, by przywiózł kolejną porcję "silver magic ships, jumpers, coke, sweet mary jane". Wrażenie potęgują zgrzytliwe psychodeliczne dźwięki, które przypominają granie na pile: "Handlarzu, w samotnej ciężkiej drodze / Poznałem fałszywego przyjaciela / Straciłem serce, a gdy je odnalazłem / Było martwe i czarne jak węgiel".
Dlaczego taki song nie zapewnił mu popularności w 1970 roku? Zły menadżer, głusi prezenterzy? Krytycy, którzy nie dostali swej doli? A może to Rodriguez nie wydeptał swojej szansy? Może przez to, że był "from Mexico"? Może dlatego, że wtedy wszyscy szaleli w rytm Jackson 5?

Być może ta płyta zyskuje przez swoją historię. Wyobrażam sobie słuchając, że pokryta była dużą ilością kurzu. Ktoś zdmuchiwał nalot i pieścił specjalną szmatką z mikrofibry. Ścieżka po ścieżce.

Bo Sixto w każdym z 14 tracków trafia w serce. Gdy śpiewa o chłopcu, który wciąż gdzieś znika i świadomie rujnuje swoje życie (przebojowe "Street Boy"). Gdy dziwi się światu i sprytnie pyta "I wonder I wonder wonder don't you?", a bas gra tu piękny riff, który cieszy ucho. ("I Wonder"). Gdy bywa sentymentalny ("I Think of You"). Gdy przesyła dreszcz  "Bo straciłem pracę dwa tygodnie przed świętami / I rozmawiałem z Jezusem w The Sewer / A papież powiedział, że to nie jego przeklęta sprawa // Podczas gdy deszcz pił szampana / Mój Estoński Archanioł przyszedł i mnie sponiewierał " ("Cause"), albo odrobinę złośliwości ("Like Janis").

Kreśli smutne obrazki o zagubieniu, nieszczęściu ("Jane S. Piddy"), o "sprawiedliwości supermarketów i sędziach, którzy wypisują mandaty" ("Sandrevan Lullaby - Lifestyles"). Jest wyrzutkiem, widzi zło i nie chce mieć z nim nic wspólnego.Odtrącony bierze to za parszywy los, nie tragizuje.("I'll Slip Away").
W "Najobrzydliwszej piosence" kreśli dosadnie krajobraz nieszczęśników i freaków: "wszyscy piją środki czystości, które jednak nie zmyją ich bólu".("A Most Disgusting Song")... Piękny to bluesik, choć ponura refleksja. Sixto dołącza nim do grona moich ulubieńców: Cave'a, Waitsa, Dylana...

Bo brzmi jak Dylan w takim "Can't Get Away", czy - w moim ulubionym - "Crucify Your Mind". Dlatego zastanawiam się jak brzmiałoby jego własne "Desire", "Oh Mercy" czy "Time Out of Mind"?
Jakie płyty, by nagrywał, gdyby sprawiedliwość nie zasnęła na 40 lat? No, ale obudziła się, obudziła. Teraz umyła zęby, goląc się śpiewa "Sugar Man, Sugar Man"...

czwartek, 4 lipca 2013

Jak cudotwórca

JAROMIR NOHAVICA "TAK ME TU MAS", 2013.



Czeski film. Arabela zakłada na palec pierścień. A ja choć nie jestem fanem poetyckiej nostalgii zakochałem się w płycie Nohavicy. I gadam po czesku,  ten język wszystko bierze wszystko w cudzysłów.

Środki są proste: gitara i trochę akordeonu. Tekst prosty, ale taki co umie ścisnąć gardło. W "Minulost - z pozoru - banalnie: "Oto mnie masz / Taką mnie znasz / Uchyl mi drzwi /  Siądźmy dziś ty / I ja – Twoja przeszłość." ("A rekne tak me tu mas / Tak si me zvaż / Pozvi me dal / Jestli me znas / Jsem tvoje minulost")... Albo końcóweczka:  "Rozściel już pościel, zrób dla niej miejsce, ciepło przytuli cię / Cicho opowie o tych, co byli lecz już nie stawią się / Litania osób, wszystkie pamiętasz, gawędzić możesz do woli / Rano ją ujrzysz zwiniętą w kłębek i to cię uspokoi"...

Najlepszą wizytówką płyty jest: "Ja Chci Poezii": z genialnym pytaniem: "Dlaczego nie chce nikt dyskutować ze mną o sonetach Karla Hynka Máchy?" Z przepięknym refrenem: "Ja chci poezii / Jen trochu pochopeni / Ale tu kde żyji / Nic z toho neni / Co mam ze żivota ? / Same prizemnosti / Me srdce Don Quijota / Tim trpi dosti", co się tłumaczy: Ja chcę poezji / trochę zrozumienia / Ale tu gdzie jestem / Tych rzeczy nie ma / Co ja mam z żywota? / Same przyziemne sprawy / Me serce Don Kichota / Od tego krwawi"... W tej króciutkiej niespełna 3-minutowej piosence jest kilka nierealnych marzeń: np. chciałby z kimś przeanalizować rytm w sonecie...

Właściwie to propozycja Nohavicy jest dość smutna i melancholijna. To wyznania starego mądrego człowieka, zmęczonego, ale szczęśliwego, gotowego na wszystko, nawet na "odwalenie kity".

Zaczyna się ponuro. Nilem płynie łódź. Nil jako rzeka zapomnienia. Może po to, by mimochodem użyć słowo "niewolnik". A potem zaśpiewać "Na rzekę okiem rzuć / Imperium właśnie ginie / Zrodzi się nowy ład. (...) Na rufie tańczy tłum / Nikt nie pilnuje cum / Na dziobie tłumu ryk / I nie steruje nikt".

Drugi kawałek, jeden z moich ulubionych, wpada w ucho od razu. Nohavica miesza w nim rewelacje z internetu z serwisu www.Idnes z 22 kwietnia 2009 roku i swoje osobiste wyznania. Taka "Czarna kronika i ja", np. "Partia Robotnicza złożyła doniesienie do prokuratury na szefa czeskiego radia / A ja chcę znów gładzić twoje piękne włosy długie do pasa." Zaskakująco po tym misz-maszu wybrzmiewa puenta:  "Vše je to do prdele jenom záležitost boží protekce" / "To wszystko do dupy, wszystko zależy od bożej protekcji".

"Zło siedzi w rogu pokoju" to najczystsza poezja. Miód, panie. "Jsme to my anebo to nejsme my ? / Na fotkách z dovolené / Jsme to my anebo to nejsme my ? / Ty tváře opálené / Jsme to my anebo to nejsme my ? / Je to trošku rozmazané"...

Skoczna piosenka "U nas na Severu" z wesołą harmoszką okazuje się być nie peanem o miejscu skąd pochodzi, tylko złośliwą piosneczką o totalnej dziurze, gdzie psy żrą skrzypy, a każda rodzina ma dziesięć dzieciaków. "Praga daleko, a Pan Bóg wysoko, a po wypłacie panuje tu dzicz." Mocne.

Genialnie brzmi "Jine To Nebude". Możliwe, że Frank Sinatra jest boski ze swoim "Żyłem jak chciałem", ale ja wybieram Nohavicę. Za wersy: "Jinačí to nebude / Děkuju ti osude / Za všecko co se stalo /
Co nám na dně šálku po vypití kávy zůstalo" czyli: "Więcej szans nie będzie i / Losie mój dziękuję ci / Za te dni dobre i złe / Za to co po kawie pozostało mi na kubka dnie". Wzruszająco piękne to "Finito".

W "Telegramie" jest podobnie. Rozkleja mnie zupełnie."Gdzie są te czasy / Kiedym Ci pisał / Miła wróć do mnie / Trapi mnie żal // Osiem słów tylko / Tak samo jak dzisiaj / Za szesnaście koron /
Telegram pospieszny // PRZYJEŻDŻAJ SZYBKO STOP / KOCHAM CIĘ AŻ PO GRÓB / STOP // Człowiek się tu czuł / Jak cudotwórca / Listonosz to woził / Na motorku". Kocham Czechy.

Byłbym zapomniał o "Dezo", gdzie w żartobliwy sposób Nohavica trapi się, że jest łatwym celem w nocy: "Moja biała skóra, w ciemności jarzę / Jak łajno na ołtarzu / Złota moneta w salonie gier / Dlaczego nie urodziłem się czarny?" Hmm... nie jest to politycznie poprawne. Dodam, że Nohavica brzmi tu chwacko jak Tom Waits na płycie "Closing Time"...

"Zbloudivy Korab" chyba odrobinę zbyt patetyczny. Za to "Moskevska Virtualka" - zapis turystycznej przechadzki po Moskwie, na luzie, z celnym "daswidanja."


Przepiękna płyta kończy się wiarą w słowa ("Z minula do Budoucna"). Nie można piękniej. Arabela przekręca pierścień.