PJ HARVEY "The Hope Six Demolition Project", 2016.
Tyle płyt się ukazuje, że nie nadążam. Moi bohaterowie nagrywają, a ja sobie słucham starego jazzu. Tak się porobiło. Wciąż nie przesłuchałem uważnie nowego Radiohead, Nicka Cave'a, Red Hotów... Wyjątkiem jest PJ Harvey. Jej tegoroczną płytę zakleszczyłem w odtwarzaczu i uważam za genialną. Ile to już lat minęło, gdy kupiłem jej album "Is this Desire?" w tomaszowskim sklepie płytowym naprzeciwko pedetu? Pamiętam w zatłoczonym autobusie miałem problem, by złożyć harmonijkę z książeczki płyty, wśród dziwnych polaroidowych zdjęć - było m.in. martwego ptaka. Właśnie sprawdziłem - to było osiemnaście lat temu!
Z tym, że moje zauroczenie muzyką Poli, zaczęło się od "Down By The Water" - to było zapewne w 1995 roku. Od tamtej pory bezkrytycznie przyjmuję każde jej nagranie. Jej pierwsze płyty dotyczyły sfery intymnej, wystarczyło spojrzeć na okładkę "Dry" - zbliżenie na pokryte szminką usta. Ileż było emocji, gdy wzywała kochanka w "Oh My Lover", gdy groziła mu śmiercią jeśli odejdzie, gdy chciała go zatrzymać tylko dla siebie ("Rid of Me"), gdy tańczyła na pustyni wokół jego butów w "Send His Love To Me". Zasłuchiwałem się w jej hymny pękniętego serca, np. w genialny "The Dancer", w jej wariacki bunt, np. "Who The Fuck?" albo szepty, łkania. Czyż nie była genialna wyśpiewując euforię miłości, machając torebką w "Good Fortune"? Albo gdy skakała na dmuchanym materacu w "Black Hearted Love"? A jej niezwykłe wykonanie "Grow Grow Grow" z cytrą zamiast gitary? Tylko za to postawiłbym jej pomnik - Kościuszko musisz się posunąć!
Pola Janina - to dziś dojrzała kobieta. Przestała już opisywać swoje uniesienia, zajęła się reporterską obserwacją świata. To już druga taka zaangażowana płyta. Pierwsza - "Let England Shake" z 2011 roku, sięgała w tekstach do historii Anglii. Słuchaliśmy o ziemi nasiąkłej krwią. Szczególnie polubiłem podniosły "The Glorious Land" (ta myśliwska trąbka!) o tym, że tę ziemię nie orały pługi tylko czołgi i maszerujące stopy.
"Widzę i opisuję" - tak mogła kombinować PJ. Materiał powstawał w czasie jej podróży po nietypowych miejscach - Bałkany, Afganistan, ale i amerykański slums, z którego widać Capitol. Jej język jest brutalny: "dzieci wkładają patyki w ludzkie gówna", "w całej dzielnicy jest jedna restauracja, szkoły wyglądają jak gówniane nory, to jest miasto ćpunów i zombie, no cóż, takie jest życie".
Wszystko zaczyna się od typowego radiowego hitu. Przebojowa nuta tłumaczy tytuł - chodzi o koncepcję masowego wyburzania starych domów w Waszyngtonie. Puentą są słowa "teraz zbudują tam Walmart" - śpiewane przez chór gospel, jakby było to Alleluja! Oto lakoniczny komentarz do działań na rzecz najbiedniejszych. W polskich realiach brzmiałoby to jakoś tak: "Hura! Zbudują nam Biedronkę!"...
Duże wrażenie robi złowrogi "The Ministry Of Defence" - prawdziwie dźwiękowa apokalipsa. Jak soundtrack do zbliżającej się do Europy armady statków z uchodźcami z książki Jeana Raspaila "Obóz świętych"... Brrr...
Śpiewane jakby nieśmiało głosem małej dziewczynki: "A Line In The Sand" to relacja z jakiegoś przeklętego obozu dla uchodźców, gdzie ludzie wyrywają sobie porcje żywności, jedzą "zimne końskie kopyto". W jednej zwrotce: i wątpliwości, i wiara w ludzkość.
Dźwięki saksofonu zaczynają czwarty utwór. "Chain Of Keys" to opowieść o kobiecie, która pilnuje piętnastu domów, których właściciele wyjechali i już nie wrócą. Ogrody zarastają, domy się rozpadają...
"River Anacostia" to dla mnie pieśń konających, którzy za chwilę zobaczą Boga... Niezwykle brzmią powtarzane "Wade in the water, God's gonna trouble the water"...
Piosenka "Near The Memorials To Vietnam And Lincoln" - sklejone dwie migawki: chłopiec udaje, że karmi szpaki, starszy człowiek grzebie w śmietniku, otwiera pokrywę do podziemnego świata... Refren i tyle.
"Orange Monkey" ma piękną melodię, a w tekście 50 milionów lat bólu, dziurawe drogi zmieniające się w autostrady i małpka wstająca na dwie nogi...
"Medicinals" - z saksofonem podkreślającym główną melodię i refrenem, w którym przekrzykują się rośliny zielne: sumak, oczar wirginijski, i sasafras, i trawa - palczatka preriowa...
"The Ministry Of Social Affairs" ma jazzowy klimat i dość monotonne bicie gitary. PJ opisuje tu piekło, które widzi ze swojego samochodu, żebraków, beznogie psy... "That's what they want, oh yeah / Money, honey" - wszystko to wwierca się w mózg...
"The Wheel" brzmi przyjemnie - ale tekstowo to znów przerażający przekaz o znikających dzieciach - porwanych, wywiezionych? W teledysku - albańska prowincja, PJ przyłącza sie do weselnego korowodu, widzimy karuzelę łańcuchową, wirujące postacie, chmary ptaków, śmietniska...
Z czym nas zostawia ta płyta? Słyszymy odgłosy jakieś zaludnionej ulicy, ktoś wyciąga ręce i powtarza "Dollar, dollar"... A my jesteśmy uwięzieni wewnątrz naszego samochodu. Jest jazz, jest nasza bezradność. Co z mądrością - nie jest do końca jasne.
poniedziałek, 31 października 2016
środa, 19 października 2016
Pański płaszcz - moja nowa książka
42 wiersze. Po 4 latach (olimpijski spokój) wkrótce ukaże się moja książka "Pański płaszcz". Właśnie pojechała do drukarni...
Poniżej spis treści.
Poniżej spis treści.
sobota, 15 października 2016
Liny windy w ustach.
BRONKA NOWICKA „Nakarmić kamień”,
Biuro Literackie, Wrocław 2015.
Tegoroczna Nagroda Nike wywołuje – jak słyszę – różne emocje. Jeśli dobrze
zrozumiałem dużą wątpliwość wzbudza sam rozmiar nagrodzonej książki
– to zaledwie 53 strony prozy poetyckiej, strony nie zawsze
wypełnione w całości. Autorka
skondensowała jednak tak wiele zapadających w pamięć
obrazów, że takie zarzuty mógł formułować tylko ten, kto książkę
zaledwie przekartkował.
Te obrazy, które wylęgają się podczas lektury porównałbym do teledysków Toola. Te dziwne człekokształtne postacie trzęsące się, sięgające w jakąś pustkę, otwierające tajemne skrzynie... A tu przedmioty: mydło, grzebień, walizka... Na okładce taki toolowy gałganek. Przemoc, udręka, ból, smutek.
Najlepsza z próz ma tytuł „Guziki”. O chorej na Alzheimera mówi się tu „Babka” i się ją „hoduje”. Grube, potoczne słowa: „połowę urżnęła”, „zesrałam się”, żywe sformułowania typu: „rozbebeszyła szafę”, „krecha pociętych drzwi” kierują nasze myślenie w stronę opisu bezsensownej mordęgi. Tymczasem ostatnie dwie linijki to niezwykłe zdania, które wyrażają istotę człowieczeństwa, obronę życia kochanej osoby, nieważne, że chorej, że nieświadomej.
Dobrą prozę poetycką pisze się w ten sposób, by jakimś zdaniem przeszyć nas na wskroś: „Umarli słodzą tylko wtedy, kiedy wetkniemy im w ręce łyżeczki i sami zataczamy koła po dnach szklanek.”
Nowicką interesuje szpetota. Wyobrażam sobie, że przygląda się zdaniom jak Beksiński, gdy malował jakiś surrealny koszmar: oto opis pana głupka - „Usta założył na lewą stronę, więc mówi sobie w brzuch”, „Gdy idzie, rozdziawia i zamyka usta, jakby nie posuwał się po ziemi, tylko przegryzał powietrze.” Niezwykłe są fragmenty opisane z perspektywy dziecka. Dziecko obserwuje opiekę nad chorym, widzi zmarłego dziadka, ssie swoje kolano, wyobraża sobie śmierć ptaków w locie, wkłada pod język kamień. Albo słucha o wojnie: „Lalkę miałam z pałki do ucierania ciasta. Nie było masła, cukru - pałka była na nic. Ciotka wypaliła jej oczy drutem rozgrzanym nad świeczką, na głowę dała gałgan, uszyła sukienkę. Ale myśmy nie mieli młotka. Jak trzeba było wbić gwóźdź w but, co się rozlazł, lalkę się rozbierało i taka goła to był młotek.”
Mierzymy się z pokrętną, dziwną logiką: „Dziecko chce mieszkać w suczym brzuchu. Rodzić się w nocy, być lizane z krwi, rano wracać: czołgać się do domu przez tunel w psie”. „Kamień jadł ten widok razem z dzieckiem, które już wiedziało: wyżywi się kamień czymkolwiek, co przejdzie przez zmysły.”
W tej logice zwierzęta śpią inaczej niż ludzie, ręce są bytem niezależnym od osoby... Zachwyca precyzja opisu: np. dramatu dziecka obserwującego śmierć ryby albo dziecka bitego przez ojca, oczekiwanie na śmierć jak na pociąg. Możliwe, że gdzieniegdzie jest za dużo patosu, np. gdy uosobiony jest smutek albo niedziela. Chybiony (efekciarski?) wydaje mi się tekst „Szafa”, ale wystarczy, że tę książkę czytałem inaczej, zapamiętałem więcej: „widzi w jego ustach liny windy, którą zjechał w dół” albo „Pewnego dnia ojciec znalazł ręce. Swoje własne.”
Te obrazy, które wylęgają się podczas lektury porównałbym do teledysków Toola. Te dziwne człekokształtne postacie trzęsące się, sięgające w jakąś pustkę, otwierające tajemne skrzynie... A tu przedmioty: mydło, grzebień, walizka... Na okładce taki toolowy gałganek. Przemoc, udręka, ból, smutek.
Najlepsza z próz ma tytuł „Guziki”. O chorej na Alzheimera mówi się tu „Babka” i się ją „hoduje”. Grube, potoczne słowa: „połowę urżnęła”, „zesrałam się”, żywe sformułowania typu: „rozbebeszyła szafę”, „krecha pociętych drzwi” kierują nasze myślenie w stronę opisu bezsensownej mordęgi. Tymczasem ostatnie dwie linijki to niezwykłe zdania, które wyrażają istotę człowieczeństwa, obronę życia kochanej osoby, nieważne, że chorej, że nieświadomej.
Dobrą prozę poetycką pisze się w ten sposób, by jakimś zdaniem przeszyć nas na wskroś: „Umarli słodzą tylko wtedy, kiedy wetkniemy im w ręce łyżeczki i sami zataczamy koła po dnach szklanek.”
Nowicką interesuje szpetota. Wyobrażam sobie, że przygląda się zdaniom jak Beksiński, gdy malował jakiś surrealny koszmar: oto opis pana głupka - „Usta założył na lewą stronę, więc mówi sobie w brzuch”, „Gdy idzie, rozdziawia i zamyka usta, jakby nie posuwał się po ziemi, tylko przegryzał powietrze.” Niezwykłe są fragmenty opisane z perspektywy dziecka. Dziecko obserwuje opiekę nad chorym, widzi zmarłego dziadka, ssie swoje kolano, wyobraża sobie śmierć ptaków w locie, wkłada pod język kamień. Albo słucha o wojnie: „Lalkę miałam z pałki do ucierania ciasta. Nie było masła, cukru - pałka była na nic. Ciotka wypaliła jej oczy drutem rozgrzanym nad świeczką, na głowę dała gałgan, uszyła sukienkę. Ale myśmy nie mieli młotka. Jak trzeba było wbić gwóźdź w but, co się rozlazł, lalkę się rozbierało i taka goła to był młotek.”
Mierzymy się z pokrętną, dziwną logiką: „Dziecko chce mieszkać w suczym brzuchu. Rodzić się w nocy, być lizane z krwi, rano wracać: czołgać się do domu przez tunel w psie”. „Kamień jadł ten widok razem z dzieckiem, które już wiedziało: wyżywi się kamień czymkolwiek, co przejdzie przez zmysły.”
W tej logice zwierzęta śpią inaczej niż ludzie, ręce są bytem niezależnym od osoby... Zachwyca precyzja opisu: np. dramatu dziecka obserwującego śmierć ryby albo dziecka bitego przez ojca, oczekiwanie na śmierć jak na pociąg. Możliwe, że gdzieniegdzie jest za dużo patosu, np. gdy uosobiony jest smutek albo niedziela. Chybiony (efekciarski?) wydaje mi się tekst „Szafa”, ale wystarczy, że tę książkę czytałem inaczej, zapamiętałem więcej: „widzi w jego ustach liny windy, którą zjechał w dół” albo „Pewnego dnia ojciec znalazł ręce. Swoje własne.”
Gdy
jestem w księgarni czuję się nieswojo – przerażają mnie te
grube tomiszcza wypełnione watą. Wznoszę toast za zwycięstwo cienkiej książeczki
z poetycką prozą. Jej zwycięstwo biorę za zwycięstwo poezji.
piątek, 14 października 2016
Nobel dla Boba Dylana
Nobel dla Boba Dylana cieszy, bo mieszkam wśród jego dźwięków i słów. Słów.
W nowej książce taki dialog z Mistrzem:
W nowej książce taki dialog z Mistrzem:
środa, 5 października 2016
Kwadra-tura w Piotrkowie.
W piątek i w sobotę uczestniczyłem w II Forum Grup Poetyckich Województwa Łódzkiego „Kwadra-tura”.
Idea integracji środowiska poetów to idea ze wszech miar słuszna. Organizator - Łódzki Dom Kultury stanął na wysokości zadania! Poeci z okolic Łodzi spotkali się w przepięknym miejscu - piotrkowskim Centrum Idei Ku Demokracji. Oprócz poezji był też koncert jazzowy - Doroty Miśkiewicz. Zostałem zaproszony do jurorowania i razem z "kwadraturowymi" poetami: Arletą Cłapą i Rafałem Gawinem wybieraliśmy najlepsze wiersze. Po wysłuchaniu 24 wierszy przyznaliśmy nagrody: Rafałowi Ziębie, Janowi Rojewskiemu, Annie Baśnik i Marcinowi Kurcbuchowi oraz 6 wyróżnień: Kacprowi Płusie, Agnieszce Skolasińskiej, Paulinie Zawiei, Zdzisławowi Dziubeckiemu, Joannie Chachule i Joannie Antoniów-Banach.
Wiersze to nie zabawa - to ważna sprawa, ale liczy się też to co między wierszami. - Tak sobie kombinowałem, wierząc, że będą kolejne spotkania.
Etykiety:
poezja
poniedziałek, 3 października 2016
Nagroda Nike dla Bronki Nowickiej
Tegoroczną laureatką Nagrody Nike została debiutantka Bronka Nowicka – za najlepszą książkę roku jury uznało jej „Nakarmić kamień”.
Zbiór czterdziestu jeden krótkich poetyckich opowieści. „Nakarmić kamień” to portrety rzeczy i ludzi, wypełnione szacunkiem zarówno wobec tego, co żywe, jak i nieożywione, gdzie każdy człowiek oraz każdy przedmiot skrywa w sobie szereg emocji i wspomnień, gdzie kwestionuje się i podważa zastałe hierarchie.
„Nie pragnę, żeby martwe rzeczy były żywe. Chciałabym, żeby żywi ludzie byli mniej martwi. O tym jest dla mnie ta książka” – mówiła o nagrodzonym dziele autorka. Bronka Nowicka urodziła się w 1974 roku. Jej pola inspiracji i twórczości to intermedia, język i obraz w ruchu. Jest reżyserką i scenarzystką, absolwentką łódzkiej Filmówki i ASP w Krakowie.
O tym, kto zostanie laureatem tegorocznej Nagrody Nike, zadecydowało jury w składzie: Piotr Bratkowski, Tomasz Fiałkowski (przewodniczący), Irena Grudzińska-Gross, Rafał Marszałek, Stanisław Obirek, Maria Anna Potocka, Paweł Rodak, Andrzej Werner, Maria Zmarz-Koczanowicz.
Pozostałymi książkami-finalistkami 20. edycji Nagrody Nike były: „1945. Wojna i pokój” Magdaleny Grzebałkowskiej, „W lodach Prowansji. Bunin na wygnaniu” Renaty Lis, „Którędy na zawsze” Piotra Matywieckiego, „Uprawa roślin południowych metodą Miczurina” Weroniki Murek, „Skoruń” Macieja Płazy i „Tatuaż z tryzubem” Ziemowita Szczerka.
Nagrodę czytelników „Gazety Wyborczej” otrzymała Małgorzata Grzebałkowska za reportaż „1945. Wojna i pokój”.
Etykiety:
poezja
środa, 28 września 2016
Modyfikowanie kanonu
TACO HEMINGWAY "WOSK", 2016
Tytułowy utwór, zaczynający się dość groźnie, to autoprezentacja - zwierzenia gościa, który awansował do ekstraklasy, jego płyty leżą w Empiku, koncerty się sprzedają. Na tle niskich basowych dudnień, bardzo dobrze sklejona, dobrze podana, szybko wypowiadana opowieść o tym, gdzie jestem, co czuję. Co ciekawe sporo tu obaw i dominują minorowe nastroje. "Mam dwadzieścia sześć lat i się czuję staro / Już nie palę, bo mnie zawsze płuca kłują rano", "Jestem głosem pokolenia, które nie ma nic do powiedzenia / Mimo to relacjonuje wszystko / Wszystkie posiedzenia, każde wyjście, kino, szybkie piwo / Jeszcze szybszą miłość / Za tą szybką zbitą krążą oczy jak po osi Ziemia". Ech, podoba mi się styl, koronkowe frazy, brzmienia. Pełen szacunek!
Drugi utwór "BRX" - o podróży po Brukseli. Lęki po zamachach terrorystycznych zestawione z marzeniami o karierze hiphopowej, przynoszą zmianę planów: "już nieprawdą jest, że chciałbym mieć 6 zer"... Oprócz niepokoju, jest tu sporo tęsknoty za spokojem. Jakby od niechcenia wypowiedziany jest tu genialny fragment: "Nie chcę być nowym Tupakiem, chcę być nową Nosowską. Przyszłość leży w mojej krtani, składam mową horoskop."
Trzeci kawałek rozpoczyna intro wzięte z filmu z Kaliną Jędrusik "Lekarstwo na miłość" (te pomysły z dialogami z czarno-białych filmów są rewelacyjne). Przy okazji koniecznie obejrzyjcie gangsterów uczących się angielskiego, film jest na YouTube - fragment zaczyna się od 15:36. W tekście - zmyślny tekst z mantrą "szczerze mówiąc", pełen humoru, językowych przejęzyczeń, z zabawnymi beatami i chrząknięciami "o!".
"Wiatr" - jest szybszy, pogodniejszy. Szybko wyrzucany tekst przynosi jednak dość duszne refleksje o "świecie, ścielącym się trupem". Fajne wersy o specyficznym wyobcowaniu: "Dwudziestolatków całych biega stado / Właśnie powiedzieli 'pa' swoim dziekanatom", równie fajne wyznanie miłosne: "Patrzę na twe obojczyki, tak mi sierpień minie"...
"515" - o tym, że spokój ducha cenniejszy niż celebrycka gonitwa, no i znów o zakochaniu ("Oprócz tego jakieś sto tysięcy książek na półce / I szczerze mówiąc zobaczywszy je się zakochałem") i o przygodach alkoholowych.
"Koła" z gościnnym dialogiem od Dawida Podsiadło ("Że kwadraty i trójkąty robią tyle koła") o obsesji robienia coraz większej kasy i o strachu, że można nie zauważyć "żarówki spalonej przez złoty klosz". Czy lekiem na tę obsesję było opublikowanie tej epki za zupełną darmochę? "Pierd**ę kasę z empetrójek, przychodź na koncerty / Zależy mi, żebyś znał te teksty, jak się zna kolędy". Odważny gest. Oto nowa koncepcja sztuki, tak się modyfikuje kanon!
Przeczytaj też recenzję płyty "Umowa o dzieło" Taco Hemingway'a
Epka "Wosk" udostępniona za free na prywatnej stronie internetowej utwierdza mnie w przekonaniu, że hiphopowy flow Taco Hemingwaya wciąż jest interesujący. Wciąż pełno w nim ciekawych fraz, skojarzeń. Te sześć utworów odtworzyłem naprawdę sporo razy z dużą przyjemnością. Zatem to udana kontynuacja bardzo dobrych płyt "Trójkąt warszawski" i "Umowa o dzieło".
Tytułowy utwór, zaczynający się dość groźnie, to autoprezentacja - zwierzenia gościa, który awansował do ekstraklasy, jego płyty leżą w Empiku, koncerty się sprzedają. Na tle niskich basowych dudnień, bardzo dobrze sklejona, dobrze podana, szybko wypowiadana opowieść o tym, gdzie jestem, co czuję. Co ciekawe sporo tu obaw i dominują minorowe nastroje. "Mam dwadzieścia sześć lat i się czuję staro / Już nie palę, bo mnie zawsze płuca kłują rano", "Jestem głosem pokolenia, które nie ma nic do powiedzenia / Mimo to relacjonuje wszystko / Wszystkie posiedzenia, każde wyjście, kino, szybkie piwo / Jeszcze szybszą miłość / Za tą szybką zbitą krążą oczy jak po osi Ziemia". Ech, podoba mi się styl, koronkowe frazy, brzmienia. Pełen szacunek!
Drugi utwór "BRX" - o podróży po Brukseli. Lęki po zamachach terrorystycznych zestawione z marzeniami o karierze hiphopowej, przynoszą zmianę planów: "już nieprawdą jest, że chciałbym mieć 6 zer"... Oprócz niepokoju, jest tu sporo tęsknoty za spokojem. Jakby od niechcenia wypowiedziany jest tu genialny fragment: "Nie chcę być nowym Tupakiem, chcę być nową Nosowską. Przyszłość leży w mojej krtani, składam mową horoskop."
Trzeci kawałek rozpoczyna intro wzięte z filmu z Kaliną Jędrusik "Lekarstwo na miłość" (te pomysły z dialogami z czarno-białych filmów są rewelacyjne). Przy okazji koniecznie obejrzyjcie gangsterów uczących się angielskiego, film jest na YouTube - fragment zaczyna się od 15:36. W tekście - zmyślny tekst z mantrą "szczerze mówiąc", pełen humoru, językowych przejęzyczeń, z zabawnymi beatami i chrząknięciami "o!".
"Wiatr" - jest szybszy, pogodniejszy. Szybko wyrzucany tekst przynosi jednak dość duszne refleksje o "świecie, ścielącym się trupem". Fajne wersy o specyficznym wyobcowaniu: "Dwudziestolatków całych biega stado / Właśnie powiedzieli 'pa' swoim dziekanatom", równie fajne wyznanie miłosne: "Patrzę na twe obojczyki, tak mi sierpień minie"...
"515" - o tym, że spokój ducha cenniejszy niż celebrycka gonitwa, no i znów o zakochaniu ("Oprócz tego jakieś sto tysięcy książek na półce / I szczerze mówiąc zobaczywszy je się zakochałem") i o przygodach alkoholowych.
"Koła" z gościnnym dialogiem od Dawida Podsiadło ("Że kwadraty i trójkąty robią tyle koła") o obsesji robienia coraz większej kasy i o strachu, że można nie zauważyć "żarówki spalonej przez złoty klosz". Czy lekiem na tę obsesję było opublikowanie tej epki za zupełną darmochę? "Pierd**ę kasę z empetrójek, przychodź na koncerty / Zależy mi, żebyś znał te teksty, jak się zna kolędy". Odważny gest. Oto nowa koncepcja sztuki, tak się modyfikuje kanon!
Przeczytaj też recenzję płyty "Umowa o dzieło" Taco Hemingway'a
poniedziałek, 19 września 2016
Nagroda Kościelskich dla Macieja Płazy za "Skoruń"
Maciej Płaza został laureatem Nagrody im. Kościelskich za książkę "Skoruń" –
„Siedem opowieści o ziemi, rzece i robocie, o tęsknocie za nieznanym, o
radosnym i lękliwym żegnaniu się z dzieciństwem, i o olśnieniach, jakie
przynosi inicjacja" (z noty wydawcy). Książka ukazała się w 2015 roku
nakładem wydawnictwa W.A.B. i jest debiutem literackim autora. Maciej
Płaza za powieść Skoruń został nagrodzony Nagrodą Literacką Gdynia 2016, jest również nominowany do tegorocznej Nagrody Literackiej NIKE.
Nagroda Kościelskich przyznawana jest od 1962 roku przez Fundację im.
Kościelskich - jedną z najstarszych polskich instytucji kulturalnych,
działającą w Genewie. Celem Fundacji jest wspieranie rozwoju literatury
polskiej poprzez przyznawanie nagród młodym twórcom. Ostatnio Nagrodę Kościelskich wręczono poecie - Krzysztofowi Siwczykowi w 2014r. i Szczepanowi Twardochowi w 2015r.
sobota, 17 września 2016
O moich dwóch książkach w felietonie Izabeli Fietkiewicz-Paszek
Felieton Izabeli Fietkiewicz-Paszek w najnowszym "Elewatorze" (3/2016)
Znalazł
sposób, by z układania liter w wersy uczynić coś ważnego.
Krzysztof Kleszcz.
Wymyśliłem
sobie, że słowa
mogą
zmienić moje życie
i
okazało się, że miałem rację.
Poetycki
Tomaszów Mazowiecki kojarzy się w pierwszej chwili (pomijając
„Przy okrągłym stole” Tuwima) z Krzysztofem Kleszczem, Piotrem
Gajdą i Tomaszem Bąkiem. Z
poezją Krzysztofa Kleszcza (rocznik 1974) spotkałam się i
polubiłam wiele lat temu na internetowych portalach,
www.poezjapolska.pl i www.nieszuflada.pl. Jego przejście z Internetu
„na papier”, czyli tom pt. Ę (Kwadratura,
Łódź 2008), zostało dostrzeżone w Kutnie przez jury konkursu
„Złoty
Środek Poezji" na najlepszy debiut poetycki 2009 roku. Po 4
latach ukazała się kolejna książka pt. Przecieki
z góry (Kwadratura,
Łódź 2012). Kleszcz, trzykrotnie nominowany do nagrody
głównej Konkursu im. Jacka Bierezina, nagradzany w wielu turniejach
i konkursach, obecny w prasie literackiej i w antologii łódzkich
debiutantów Na grani (SPP o. w Łodzi, Łódź 2008), aktywny
jako felietonista łódzkiego kwartalnika literackiego Arterie,
a także na blogu (prowadzonym początkowo wraz z Piotrem Gajdą)
www.bialafabryka.blogspot.com
– wciąż jeszcze, mam wrażenie, nie jest wystarczająco dobrze
rozpoznany i czytany.
W
swojej pierwszej książce poeta „wypisał się” z trzech silnych
pragnień: Ę, podzielona na trzy części; zgodnie z ich
tytułami (Drzewo, Dom i Syn) wiersze skupione
są wokół tych symbolicznych, niejako archetypicznych i
uniwersalnych potrzeb, a jednocześnie są bardzo osobistym zapisem
codzienności. Najmocniej wybrzmiewają teksty o dziecku: oczekiwanie
(„Pięć lat ze słowem proszę. Pisanie ogonka w ę
/ z nieśmiałością, z przyzwyczajenia” [Proszę]),
euforia („Nagle kolorowo od czarno-białego zdjęcia. / Ja – nad
głową mam świetlistą aurę, ty – ciągle głodna / lub śpiąca.
Opowiadam bajkę, która ma dwa centymetry. / Samo żyli długo i
szczęśliwie” [USG]), wreszcie radość z narodzin i
pierwszych wspólnych lat („Królu mój, w foteliku
samochodowym / z grzechoczącym berłem, tego się nie da / zapisać.
Wciskam Shift, a ciągle zaczynam od małej” [Trójniak]).
Ojcostwo jest najważniejszym doświadczeniem, z jednej strony
naturalnym, z drugiej – mistycznym. I zgodnie z zapowiedzią w
pierwszym wierszu jest w poezji Kleszcza dzięki tej ambiwalencji
wiele zadziwienia – światem, jego skomplikowaniem i oczywistością,
która dociera w pełni i pozwala na zachwyt dopiero, jeśli
spróbujemy być bliżej natury, „prościej”. Jak ogrodnik, który
„krząta się i dziwi, dziwi się i kawę / pije – patrząc, a
patrzy pod światło” [Początek]. Dopiero ta perspektywa
pozwala widzieć sprawy „jasnymi” i widzieć je „jasno”.
Po
debiucie Krzysztofa Karol Maliszewski pisał: „szczery
i wrażliwy opowiadacz z prawdą w głosie i dziwną czystością
wyrazu, siłą i świeżością frazy przypominającą swą energią
wczesnego Podsiadłę. Cieszę się z takich poetów, przypominają,
że warto wierzyć w poetycko udane schadzki z rzeczywistością”
[„Topos"
nr 3 (106) /2009]. I pierwsze skojarzenie przy lekturze drugiej
książki Krzysztofa Kleszcza pt. Przecieki
z góry – to właśnie
Kra
Jacka Podsiadły oraz Geometria
wody Sławomira
Kuźnickiego. Woda sączy się przez niemal wszystkie wiersze, żywioł
jest wszechobecny – w postaci lodu, mgły, mżawki, pary, błota,
piany, oceanu, rzeki, jeziora. Ale nawet jeśli nie wprost, to mamy
wszelakie akcesoria wodne: meandry, klif, fosa, list w butelce,
mielizna, nurt, plaża, szanty, pokład, zacieki na suficie, statki,
przypływy, wycieraczki, wodorosty. Misterna, wielopiętrowa i
konsekwentna konstrukcja łączeń (mostów?) między wierszami.
Woda, symbol płodności, oczyszczenia, życia w ogóle, a przecież
jako substancja bez raz ustalonego kształtu – także
zmienności, przemiany,
różnorodności form, przez to cykliczności życia,
powtarzalności. Ale i zniszczenia, zagłady (motto: „Płyń, płyń
Noe i żyj, a utop to, kim byłeś”. Spięty) – po której może
przyjść nowe, lepsze. A czasem nie lepsze: „Plażowy grajdoł to
idylla, dopóki nie zobaczysz, / że wszystkie ślady stóp to
jeziorka szlamu” [Kurort].
Pośród
tej bardzo solidnie zagospodarowanej symboliki – jest miejsce i na
tytułowe, idiomatyczne przecieki z góry – niepokojący,
nie do końca legalny dostęp do tajemnicy? Trudno oprzeć się
pokusie hipotezy: może za wodną metaforą stoi jakaś fobia? Tym
bardziej, że topos wody przeplata się tu z innym mocnym motywem: ze
snem, idealnym środowiskiem, idealną pożywką dla ukrytych lęków.
Ale to pewnie zbyt daleko idąca teza.
Warto
odnotować, że obydwie książki są doskonale zilustrowane.
Niezwykłe prace Marzeny Łukaszuk nie tylko dopełniają i w sposób
daleki od dosłowności obrazują wiersze Krzysztofa Kleszcza –
połączenia słów i obrazów pozwalają wejść w tę poezję o
krok dalej. A wejść naprawdę warto.
Tytuł i motto
felietonu zaczerpnięte z wywiadu Marcina Balczewskiego z Krzysztofem
Kleszczem
15.07.2016
Etykiety:
ę,
poezja,
przecieki z góry
niedziela, 11 września 2016
Nagroda Literacka Gdynia 2016 - wśród nagrodzonych Klicka i Książek
Wczoraj na uroczystej gali wręczono Nagrodę Literacką Gdynia.
W kategorii eseistyka otrzymał ją Michał Książek za esej „Droga 816”
(Fundacja Sąsiedzi, Białystok). W kategorii poezja uhonorowano Barbarę
Klicką za tom poetycki „Nice” (Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum
Animacji Kultury w Poznaniu). W kategorii proza Nagrodę wręczono
Maciejowi Płazie za zbiór „Skoruń” (Wydawnictwo W.A.B., Warszawa). W
kategorii przekład na język polski Nagroda przypadła Annie Wasilewskiej
za nowe tłumaczenie „Rękopisu znalezionego w Saragossie” Jana Potockiego
(Wydawnictwo Literackie, Kraków).
Etykiety:
poezja
Subskrybuj:
Posty (Atom)