A PERFECT CIRCLE „Eat The Elephant”, 2018.
Nikt nie powie, że A Perfect Circle to
jakaś gorsza wersja Toola. Dźga równie mocno i jeszcze przekręca
rękojeść.
Maynard James Keenan - lider zespołu
Tool - zapisał się w historii muzyki płytami "Undertow",
"Aenima" i "Lateralus". Płyty jego drugiego zespołu A Perfect Circle: „Mer de Noms” z 2000
roku i „Thirteenth Step” z 2003 roku - były bardzo udane, ale dopiero nowa - wchodzi na tamten poziom.
Przyznam, że zniechęcała mnie
obrzydliwa okładka. Tymczasem trzeba było od razu słuchać,
słuchać, słuchać!
Wszystko zaczyna się łagodnie, jakby
za oknem sypał śnieg i zbliżały się święta. Słuchanie
tytułowego utworu to kurs koncentracji albo motywacji – piękna,
posępna rzecz, zaśpiewana łagodnym (à la żeńskim) głosem.
Fragment "Just take the step / Just take the swing / Just take
the bite / Just go all in" to modlitwa za zły świat, w którym
ludzie są bierni i nieudaczni. „Zjeść słonia” czyli rozwiązać
problem, trzeba powoli krok po kroku.
W przepięknym "Disillusioned"
Maynard stawia diagnozę, że się pogubiliśmy, wgapieni w coraz
większe ekrany, coraz szybsze migoty. Wierzy, że możemy się
jeszcze odnaleźć w ciszy, przestać nurkować za byle błyskotką.
Pora na reset, by dostrzec ludzi obok, przestać żyć "krzemową
obsesją". Te dźwięki pianina w środku utworu! Jakby nas
chciały naprawić, pukać nas w czoła, gładzić nam czupryny.
Maynard zdaje się tu cytować
angielskiego poetę Johna Donne'a: "Żaden człowiek nie jest
samoistną wyspą; każdy stanowi ułomek kontynentu, część lądu.
(…) Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem
zespolony z ludzkością. Przeto nigdy nie pytaj komu bije dzwon.
Bije on tobie..."
Trzeci na płycie "The Contrarian"
brzmi złowieszczo. Przestrzega się przed kłamcą i odmieńcem,
który jest jak heroina.
Najlepszy na płycie jest "The
Doomed" - przygwoździł mnie i przybił. Już początek
zniewala - szczególnie odpalony z odpowiednią głośnością.
"Podziwiaj nowego Chrystusa, tę samą starą hordę",
"nowy początek, nowe słowo, a słowem była >>śmierć<<, i słowo
było światła pozbawione. Nowe błogosławieństwo: - Jesteście
zdani na siebie”. Ciężko się otrząsnąć z tego przeinaczenia
„Kazania na górze”: "błogosławieni cudzołożnicy /
możemy się pochylić, by być ich dziwkami / błogosławieni bogaci
/ możemy pracować, dostarczając im więcej". Nie pamiętam,
by komuś się udało tak załkać z bezradności: "Co z
pobożnymi, czystego serca, spokojnymi? Co z łagodnymi, opłakującymi
i miłosiernymi? Skazani na zagładę! Skazani na zagładę!"
W "So Long, And Thenks For All The
Fish" wieszczy się apokalipsę, która nastąpi wśród
okrzyków radości. Zmarnowano pieniądze na "diety, prawników,
psychiatrów, apki i flagi, i operacje plastyczne" - tymczasem
bohaterowie odchodzą (Gene Wilder, który grał Willego Wonka, David
Bowie - Major Tom, Carrie Fisher - księżniczka Leia), a pokaz
fajerwerków jest jak zwiastun atomowego grzyba.
W przejmującym "TalkTalk"
wokalista wyśpiewuje rozpacz. "Wiara bez uczynków jest
martwa!", skończcie więc gadać i bądźcie jak Jezus!
Druga część płyty jest nieco
słabsza. "By And Down The River" za każdym razem mnie
nuży. "Delicious" o tym, że zło dosięgnie złych ludzi
- tym razem nie ma takiej siły. Instrumentalny "DLB" –
to typowy wypełniacz. "Hourglass" – dużo ciekawszy, brzmiący jak Marilyn Manson -
straszy końcem wszystkiego – wszak wszystko się sypie. „Feathers” - ma dla nas
ukojenie i zapewnienia, że razem, może nam się udać. A ostatni
utwór zmienia A Perfect Circle w Portishead.
Fantastyczny powrót zespołu po 15
latach od poprzedniego autorskiego materiału. A o nową płytę Toola
możemy być spokojni.