GARY CLARK JR. - "THIS LAND", 2019.
Przyznam, że zainteresowałem się płytą, po tym jak otrzymała trzy tegoroczne nagrody Grammy. Dobrze zrobiłem. Genialny gitarzysta stworzył zachwycającą mozaikę stylów i konwencji: rock, soul, blues. W każdej piosence inny - trochę jak kameleon. Trochę jak czarodziej, który mówi: "a zobaczcie to".
Gary ze zdjęć wygląda jak dziecko szczęścia. Piękna żona i dzieci. Dołączam do jego fanów, muszę sięgnąć po wcześniejsze płyty.
Genialny jest utwór tytułowy, z cudnym intro. Wysłuchałem, go już ze sto razy. Kipi od słusznego gniewu, niesiony przez świetny riff. Użycie zakazanego słowa "Nigga" - wzmacnia przekaz, łamie tabu. Pada tu fraza: "Czarnuchu, wracaj skądś przyszedł." Gdzieś przeczytałem, że takich niepoprawnych politycznie tekstów nie wypowiada się publicznie, ale tu na prawach cytatu, bo problem rasizmu wciąż istnieje.
Song, który powstał ponoć jako reakcja, po rozmowie z kimś, kto nie mógł uwierzyć, że ktoś taki jak on, jest właścicielem wielkiej luksusowej posiadłości w Austin w Teksasie. Wkurw jest spory, bo po wspomnianym cytacie jest reakcja: "Fuck You! Jestem Amerykaninem, to stąd pochodzę!".
Drugi utwór, wydaje mi się trochę zbyt hałaśliwy, przekombinowany, przeprodukowany. Ale z teledyskiem pokazującym m.in. radość dziecka z wywijania na gitarze, radość starego małżeństwa ze wspólnych chwil i radochę dziewczyn w małym baseniku; robi wrażenie.
W trzecim "I Put My Eyes On You" mamy zupełnie inny klimat. Delikatny soul, który przypomina mi - hmm - Lenny Kravitza? A może Lauryn Hill z jej płyty "Misseducation..."? Bo we zwrotce jest kobieco i delikatnie. Przepiękne intro. Głos! Głos jak dzwon!
Ale to dopiero wstęp! Bo w czwartej piosence Gary śpiewa falsetem. Przypomina to Grega Dulli z Afghan Whigs. Wije się, błaga w poszukiwaniu uczucia, leku, twierdzi, że to jego wina, bo zawsze mówił: "przykro mi" i "jutro". Zostaje w głowie.
"Feelin' Like A Millionaire" to odchył w stronę reagge. Piosenka choć tekstowo jest miałka jak piosenki Zenona ("Czuje się jak milion baksów"), muzycznie jest w porządku, refren niesie na Jamajkę pod palmy. No i Garego można wokalnie pomylić z Bobem Marleyem. Gitara słusznie tam prawi, a zdanko z refrenu: "you're the one, you're the one, you're the one, girl."- brzmi jak zaklęcie. Przypomniał mi się od razu świetny projekt, który brzmiał w podobnym stylu - SuperHeavy (Jagger plus Dave Stewart).
Przy "Gotta Get Something" wkładamy koszulkę The Ramones i śpiewamy, że chcemy balangi. Miało być różnorodnie? Jest różnorodnie.
"Gotta Get Up" zaczyna się od niesamowitej trąbki. Piosenka oparta na powtarzanych dwóch frazach: "Muszę wstawać" i "Oni mówią: zabij ich wszystkich". Przekrzykujące się dobro i zło. Gitara i pobudkowa trąbka. Lepsze niż mocna kawa.
Trąbki i falset rządzą w "Feed the Babies". "Naucz dzieci kochać". Jest soulowo, jakiś Stevie Wonder mi się tu wyświetla.
"Pearl Cadillac" wzrusza. Gary śpiewa o miłości do swojej matki. W taki sposób, że można "spocić oczy". Śpiewa o "szukaniu sposobu, by spłacić miłość, którą otrzymał". Wysoki głos a la Prince, cudna solówka, jakby Slash z Guns'n Roses wywijał swoje solo pod kościółkiem. Dla mnie - cud, miód. Jestem jak popsuta zabawka, rozklejona.
"When I'm Gone" - wydaje mi się zbyt popowe. Przewijam. Zdecydowanie wolę kolejny kawałek, gdzie słyszę Stevie Wondera, gdzie słyszę gęste tłumaczenie zakochanego faceta, do dziewczyny, którą zawiódł: "Stoję na rogu ulicy, z sercem w dłoni". Albo kolejny, pełen samokrytyki, gdzie każde słowo podkreśla mocna gitara: "Dziewczyno leć jak orzeł, ja jestem tylko toczącym się kamieniem/błądzącym łachem"* (że skorzystam z tłumaczenia Filipa Łobodzińskiego piosenki Boba Dylana "Like a Rolling Stone").
To brzmi jak świetny finał płyty. Ale gdzie tam! Są jeszcze bisy. Rasowy bluesior: "The Governor".
I jeszcze lepszy, dramatyczny "Don't Wait 'til Tomorrow" - o szamotaniu się faceta, gęstym tłumaczeniu, że to nie tak. O! I jeszcze jeden bluesior: "Dirty Dishes Blues", jeszcze jeden cud.
A może jeszcze deser, dla nienasyconych? Trochę improwizacji gitarowych: "Higway 71". Jeszcze mało? To jeszcze jest "Did Dat" - cukierek taki, krówka.
Gary ze zdjęć wygląda jak dziecko szczęścia. Piękna żona i dzieci. Dołączam do jego fanów, muszę sięgnąć po wcześniejsze płyty.
Genialny jest utwór tytułowy, z cudnym intro. Wysłuchałem, go już ze sto razy. Kipi od słusznego gniewu, niesiony przez świetny riff. Użycie zakazanego słowa "Nigga" - wzmacnia przekaz, łamie tabu. Pada tu fraza: "Czarnuchu, wracaj skądś przyszedł." Gdzieś przeczytałem, że takich niepoprawnych politycznie tekstów nie wypowiada się publicznie, ale tu na prawach cytatu, bo problem rasizmu wciąż istnieje.
Song, który powstał ponoć jako reakcja, po rozmowie z kimś, kto nie mógł uwierzyć, że ktoś taki jak on, jest właścicielem wielkiej luksusowej posiadłości w Austin w Teksasie. Wkurw jest spory, bo po wspomnianym cytacie jest reakcja: "Fuck You! Jestem Amerykaninem, to stąd pochodzę!".
Drugi utwór, wydaje mi się trochę zbyt hałaśliwy, przekombinowany, przeprodukowany. Ale z teledyskiem pokazującym m.in. radość dziecka z wywijania na gitarze, radość starego małżeństwa ze wspólnych chwil i radochę dziewczyn w małym baseniku; robi wrażenie.
W trzecim "I Put My Eyes On You" mamy zupełnie inny klimat. Delikatny soul, który przypomina mi - hmm - Lenny Kravitza? A może Lauryn Hill z jej płyty "Misseducation..."? Bo we zwrotce jest kobieco i delikatnie. Przepiękne intro. Głos! Głos jak dzwon!
Ale to dopiero wstęp! Bo w czwartej piosence Gary śpiewa falsetem. Przypomina to Grega Dulli z Afghan Whigs. Wije się, błaga w poszukiwaniu uczucia, leku, twierdzi, że to jego wina, bo zawsze mówił: "przykro mi" i "jutro". Zostaje w głowie.
"Feelin' Like A Millionaire" to odchył w stronę reagge. Piosenka choć tekstowo jest miałka jak piosenki Zenona ("Czuje się jak milion baksów"), muzycznie jest w porządku, refren niesie na Jamajkę pod palmy. No i Garego można wokalnie pomylić z Bobem Marleyem. Gitara słusznie tam prawi, a zdanko z refrenu: "you're the one, you're the one, you're the one, girl."- brzmi jak zaklęcie. Przypomniał mi się od razu świetny projekt, który brzmiał w podobnym stylu - SuperHeavy (Jagger plus Dave Stewart).
Przy "Gotta Get Something" wkładamy koszulkę The Ramones i śpiewamy, że chcemy balangi. Miało być różnorodnie? Jest różnorodnie.
"Gotta Get Up" zaczyna się od niesamowitej trąbki. Piosenka oparta na powtarzanych dwóch frazach: "Muszę wstawać" i "Oni mówią: zabij ich wszystkich". Przekrzykujące się dobro i zło. Gitara i pobudkowa trąbka. Lepsze niż mocna kawa.
Trąbki i falset rządzą w "Feed the Babies". "Naucz dzieci kochać". Jest soulowo, jakiś Stevie Wonder mi się tu wyświetla.
"Pearl Cadillac" wzrusza. Gary śpiewa o miłości do swojej matki. W taki sposób, że można "spocić oczy". Śpiewa o "szukaniu sposobu, by spłacić miłość, którą otrzymał". Wysoki głos a la Prince, cudna solówka, jakby Slash z Guns'n Roses wywijał swoje solo pod kościółkiem. Dla mnie - cud, miód. Jestem jak popsuta zabawka, rozklejona.
"When I'm Gone" - wydaje mi się zbyt popowe. Przewijam. Zdecydowanie wolę kolejny kawałek, gdzie słyszę Stevie Wondera, gdzie słyszę gęste tłumaczenie zakochanego faceta, do dziewczyny, którą zawiódł: "Stoję na rogu ulicy, z sercem w dłoni". Albo kolejny, pełen samokrytyki, gdzie każde słowo podkreśla mocna gitara: "Dziewczyno leć jak orzeł, ja jestem tylko toczącym się kamieniem/błądzącym łachem"* (że skorzystam z tłumaczenia Filipa Łobodzińskiego piosenki Boba Dylana "Like a Rolling Stone").
To brzmi jak świetny finał płyty. Ale gdzie tam! Są jeszcze bisy. Rasowy bluesior: "The Governor".
I jeszcze lepszy, dramatyczny "Don't Wait 'til Tomorrow" - o szamotaniu się faceta, gęstym tłumaczeniu, że to nie tak. O! I jeszcze jeden bluesior: "Dirty Dishes Blues", jeszcze jeden cud.
A może jeszcze deser, dla nienasyconych? Trochę improwizacji gitarowych: "Higway 71". Jeszcze mało? To jeszcze jest "Did Dat" - cukierek taki, krówka.