LIMBOSKI "Ucieczka Saula", Polskie Radio S.A. Agencja Muzyczna, 2019.
Słone jezioro Bonneville. To ono spłynęło w dół. Było prawie tak duże jak Michigan, a dziś po wyschniętym płaskim dnie, ludzie różnymi pojazdami biją rekordy prędkości. Wizualizuję sobie to miejsce.
Piosenka "Na statku", wykorzystująca metaforę odpływającego morza, ma swoje własne miejsce w mojej głowie. Gra sobie tam w różnych sytuacjach. Uzależniający bit, świetny surrealny tekst. Statek, śpiewający księżyc, zabawa nożem i wadzenie się z Bogiem. Piosenka powinna hulać po wszystkich radiach świata, a liczniki wyświetleń wariować.
Równie wyjątkową zdaje mi się pieśń "Czy widziałeś już tę smugę?" O jakieś zadrze w sercu i utracie. Łajba jako ucieczka od świata w bezkres i bezmiar. Ten moment, gdy wchodzą chórki niosąc ukojenie jak budyń w salaterkach! Inspiracja powieścią Josepha Conrada "Smuga cienia", marlin z Hemingwaya (nie, nie Taco :D) i - mistrzowski wers o dyndającym nad szyją sznurze zmoczonym w morskiej pianie.
Płyta z konceptem "wypłynięcia w nieznane" nie ma słabych punktów. Z pozoru zbyt patetyczny utwór "Prośba", wyjątkowo nie autorski - tylko do tekstu Zbigniewa Herberta, ma moc pokonania beznadziei. Przeszył mnie tym "gdy czaszkę w czułe palce weźmiesz". I wyszył wzorek gdzieś pod skórą.
Bardzo lubię "Matce Ziemi" z pięknym chórem i fortepianem. To prawdziwy pocieszasz i nosidło do ukojenia, "Oddaj to matce Ziemi, dla której to jest jak słodki kwiat, dieta cud". Wyobrażam sobie blizny, którymi zarastają złamani, bo dr Limboski dobrze dobrał lekarstwa: zapisał pochylonym pismem przesłanie, by "przeboleć i iść dalej" - dwa razy dziennie, rano i wieczorem, a przykazanie "Kochaj i chroń, to co ci dane" - po każdym posiłku. Podpis i pieczątka. Następny proszę.
Inny nastrój mają "Chwile": luzackie i sztubackie: ("a ja zawyłem, gdy ją widziałem tyłem"), ale przecież z mądrym przekazem, by nie tracić czasu a "grać w najdziksze gry", wskakiwać na falę, a przecież "wszystko składa się z fal".
"W naszym nowym mieszkaniu" opisuje mękę życia, które nie jest takie jak się chciało. "Czarna noc duszy" tyka jak wielkie wahadło, co się porusza z niedowierzaniem jak głowa ze skrzywionym kącikiem ust. Poruszające "Kino nocne" pełne wyrzutu i westchnień, jest o życiowej porażce, o młodości, która tak nagle przeminęła, z czułym refrenem "Czy odjechał, czy to już? Jeszcze zdążę, tylko puść". Oto ból! Sącząca się do uszu, gorycz. Nie inaczej w "Gdzieś tam", gdy przemijanie ryje nam ogród jak kret. Rzewnie dość i niewesoło, plus radosny fortepianik wyjęty ze starego kina. "Idź przez rzekę" dobrze puentuje tę płytę. Niech głos jak dzwon - głos Limboskiego, będzie z Wami!