sobota, 4 kwietnia 2009

Z Pruszkowa do Kanady


Fot.: Autor w Katedrze na Wawelu - przed urną z prochami Cypriana Kamila Norwida.

Autor: Krzysztof Kleszcz
W tym roku po raz drugi wziąłem udział w Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im.C.K.Norwida, który organizuje Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im.H.Sienkiewicza w Pruszkowie. Rozstrzygnięcie zaplanowano na 31. maja. Zestaw wierszy wysłałem w ostatniej chwili. Natchnienie spłynęło ma dwie godziny przed zamknięciem poczty. Trudność polegała na tym, że jeden z utworów miał być inspirowany twórczością lub życiem patrona konkursu. To niby proste - ale łatwo wpaść w banał.
Wiersze Norwida nie są łatwe, mają specyficzny kod, niedostępny dla nieprzygotowanego twórcy. Niedoceniony za życia, pochowany w zbiorowej mogile - dziś jest powszechnie szanowany; cytat z Norwida w swoim przemówieniu umieścił - jak pamiętam - Donald Tusk.
Uwielbiam wiersz "W Weronie" - w przepięknym wykonaniu Wandy Warskiej na płycie "Warska Niemen Kurylewicz" był w moich, odległych nastoletnich czasach bodźcem do zainteresowania się poezją. Nie sposób też nie wspomnieć o Norwidzie zinterpretowanym przez Czesława Niemena ("Bema pamięci rapsod żałobny") czy zespole Homo Twist na płycie "Moniti Revan". Klasyka i klasa. I jeszcze zespół De Press "Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba /podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów Nieba / Tęskno mi Panie / Do bez-tęsknoty i do bez-myślenia / Do tych, którzy mają tak - za tak / nie - za nie/ bez światłocienia". Niezwykły tekst, a w ustach emigranta brzmiący wyjątkowo autentycznie.
Fot.: Robert Miniak, Piotr Mitzner (juror), Michał Murowaniecki, Krzysztof Kleszcz
Fot.: Nagroda z rąk Prezydenta Pruszkowa - Jana Starzyńskiego
Fot.: Rozmowa z Bogumiłem Pacak-Gamalskim
Drugie miejsce - które uzyskałem w zeszłorocznej edycji rok temu - to jeden z laurów, które cenię sobie najwyżej. W dodatku uzyskany w pięknych okolicznościach w wiosennej aurze. Zjawiliśmy się z Robertem Miniakiem (również, tak jak ja nagrodzonym) sporo wcześniej zwiedziliśmy miasto, poznaliśmy dyrektora biblioteki pana Grzegorza Zegadło, planowaliśmy - pamiętam - nasze debiuty.

Przeszklona sala, spora nagroda finansowa, ozdobne dyplomy - czytaliśmy, słuchaliśmy, dyskutowaliśmy przy lampce wina. Została pamiątka - przepięknie wydana antologia (z trochę turpiczną okładką ;) ), a w niej oprócz mojego zestawu - wiersze zwycięzcy Michała Murowanieckiego (własnie! mŁódź zdominowała tą edycję - miejsca I-III były nasze), a także znajomych: Doroty Ryst, Agaty Chmiel, Aleksandry Zbierskiej, Piotra Nowaka, Przemka Owczarka.

Prawdziwą niespodzianką pokonkursową była informacja, iż pan Bogumił Pacak-Gamalski, którego poznaliśmy w Pruszkowie, redaktor polonijnego pisma literackiego "Strumień - Rocznik Twórczości Polskiej w Zachodniej Kanadzie", wydawanego w Surrey, zamieścił wiersze laureatów w nr 5/2009. Tak więc mam publikację po drugiej stronie Atlantyku. Hmmm to brzmi dumnie!

Poniżej mój wiersz - inspirowany życiem Norwida - nagrodzony w 2008 roku.

wtorek, 31 marca 2009

Wielka ropa gdzieś pod Łodzią

Autor: Krzysztof Kleszcz
Z pewną nieśmiałością - wklejam tekst autorstwa Piotra Groblińskiego z łódzkiego "Kalejdoskopu" (nr 3/2009)
Dywersyfikacja źródeł poezji

Kryzys gazowy sprawił, że wszyscy zaczęli się nagle interesować źródłami energii. Czym zasilać nasze elektrownie i domowe piecyki? Czym się ogrzać zimą, a schłodzić latem? Wszyscy pytają, niektórzy próbują nawet znaleźć odpowiedź. Dywersyfikacja dostaw zainteresowała też łowców metafor, którzy próbują coś z tego wycisnąć. Ja też próbuję.

Wyobraźmy sobie, że piękno, prawda i duchowość to energetyczne surowce, któe napędzają naszą cywilizację. Ogromne złoża rozmieszczone są na całym świecie, tyle że głęboko pod ziemią, głęboko pod powierzchnią zdarzeń. Poszukiwania są żmudne i kosztowne, a odwierty to wielka loteria. Dlatego większość stawia na import z rejonów artystycznie bogatszych. Rurociągami kulturalnych czasopism płyną z Paryża czy Nowego Jorku strumienie idei i powieści. Tankowcami obrazów przywozi się z Hollywood czy Bollywood miliony filmowych klatek. Eksploatacja rodzimych złóż jest podobno nieopłacalna.

Prowadziłem ostatnio w Tomaszowie Mazowieckim spotkanie poetyckie z Krzysztofem Kleszczem. Po przybyciu na miejsce - zupełne zaskoczenie. Na sali trzeba dostawiać krzesła, gdyż przygotowano tylko sto miejsc, a ludzi jest dużo więcej. Jest wiceprezydent miasta, są dyrektorzy instytucji kulturalnych, panie w eleganckich toaletach i młodzież licealna (mimo ferii). Ludzie słuchają, kupują książki, rozmawiają. Atmosfera święta.

Zaczynamy spotkanie. W swojej wypowiedzi wykorzystuję gazową metaforę. Szczęśliwe miasto, które ma poetę - parafrazuję Miłosza. To tak jakby w okolicy uruchomiono naftowe szyby. Jest praca, przyjeżdżają specjaliści, buduje się drogę i sklepy. Artysta jest właśnie takim urządzeniem do wydobywania poezji spod powierzchni zjawisk. Nie jest geniuszem, twórcą piękna, nadczłowiekiem. Potrafi sprawić, że wieczory takie jak ten dochodzą do skutku. Następnie poeta zaczyna czytać. Blok wierszy rozpoczyna piękny aforyzm: Budzę się na dobre i dobre przychodzi. Zaczynam wierzyć, że oto Tomaszów budzi się na dobro, piękno i prawdę.

Czasami słyszę głosy artystycznych maksymalistów, koneserów domowych bibliotek, którzy zaproszeni na spotkanie z debiutantem, uderzają w znajomy ton: mam w domu wspaniałe wydanie Rilkego, Eliota, Kawafisa, Lorki i Brodskiego - po co mi jeszcze młoda łódzka poezja? Ale tu możesz zobaczyć żywego autora, porozmawiać z nim, posłuchać jak czyta - argumentuję bez wiary w sukces. Nie słuchają. Niektórym wystarcza czytanie Rilkego, innym wystarcza nawet posiadanie go na półce. Ja wierzę jeszcze w rozmowę, w spotkanie, wierzę, że klasycy też kiedyś byli młodzi i mało znani, że talent może się rozwijać. Wierzę w wodne elektrownie na małych rzeczkach i poszukiwanie wielkiej ropy gdzieś pod Łodzią.
Piotr Grobliński



Zdjęcia z wspomnianego spotkania -> tutaj
A tu jeszcze kilka zdjęć z archiwum Marzeny Łukaszuk:

sobota, 28 marca 2009

Placek ze śliwkami

Autor: Piotr Gajda

Marianne Faithfull, „Easy Come, Easy Go”, 2009


Historia rocka pokazuje, że za nagrywanie coverów biorą się zazwyczaj zespoły zupełnie nieznane, albo te uznane, którym zabrakło chwilowo twórczej inwencji, żeby wydać swój kolejny, pełnoprawny album. Tak czy siak da się w takim posunięciu wyczuć pewien koniunkturalizm. W przypadku Marianne Faithfull możemy być pewni, że wydanie płyty z cudzymi kompozycjami nie miało być posunięciem koniunkturalnym – zbyt prawdziwe są bowiem emocje w głosie doświadczonej przez życie artystki i zbyt mocne piętno odcisnęła swą osobowością na każdej piosence. Z jednej strony to dobrze – pomimo eklektycznego zestawu utworów wziętych na warsztat (na płycie znajdują się nagrania Duke`a Ellingtona i Dolly Parton, a także współczesnych grup takich jak Decemberists czy Black Rebel Motorcycle Club) wciąż słychać, że to płyta Faithfull. Z drugiej jednak strony powyższy repertuar został podany przez wokalistkę w niezmiernie statyczny sposób (jakby nagle zabrakło jej energii, żeby tknąć w cudze piosenki oprócz własnego „zmęczonego i pijanego” głosu odrobinę muzycznego szaleństwa). W nagraniu płyty udział wzięli m.in. Nick Cave, Rufus Wainwright, Antony Hegarty i Keith Richards. I wszyscy gdzieś na tej płycie przepadli, nawet Hegarty, po którym po takiej kolaboracji spodziewałem się takiej dawki dramatycznego patosu, że musiałbym chyba zażywać prozac przez rok! Można się pocieszać i stwierdzić słuchając „Easy Come, Easy Go”, iż odnosi się wrażenie, że krążek jest zapisem kameralnego koncertu nagranego w wąskim kręgu przyjaciół. Ok., tylko czemu, zamiast szarpać swoje struny i żyły uprawiają oni muzyczne domino, albo zasypiają grając w bingo? Ja ocknąłem się tylko raz przy „Hold On, Hold On” a potem utwierdziłem się w przekonaniu, że gdyby na płycie było więcej kompozycji pokroju „The Crane Wife” byłoby smutno, ale i uroczyście i pięknie. Nie chciałem spijać smooth jazzu z ust ikony grzesznego rock’n’rolla, ale odurzać się takimi utworami jak „Children of Stone”! Czemu wymienieni wcześniej artyści przy Marianne tylko mruczą? A co z muzyką trzewi, która wydostaje się na świat przez ściśnięte i zdarte gardło? Tymczasem od takich kompozycji jak „The Phoenix” czy „Kimbie” wieje nudą. Ech, Marianne, Marianne, zaraz się wyleczę i posłucham jak kapitalnie odnalazłaś się w repertuarze Metallici („The Memory Remains”), bo TY jesteś ROCK i UNDERGROUND, bo TY jesteś „matką” Cave’a i babką Wainwrighta i Antony’ego, ale nie jesteś sąsiadką Dolly Parton!! A niektóre utwory brzmią, jakby powstały przypadkiem i od niechcenia – tak jest ze "Solitude" czy z "Sing Me Back Home" z udziałem Keitha Richardsa – bo akurat Parton dobijała się do drzwi z własnoręcznie upieczonym ciastem z zakalcem i utrudniała sesję. Dla fanów Duka Ellingtona i Bessie Smith to będzie „wypasiona” płyta. Dla ciem barowych dobra, ale tylko w tych fragmentach, na które swój cień rzucili panowie w ciemnych garniturach („The Crane Wife” – Nick Cave i „The Children of Stone" – Rufus Wainwright). Wstaję, wyjmuję płytę z odtwarzacza, wkładam następną – „przepłukuję” uszy frazą wziętą od Johny’ego Casha ”skaleczyłem się dziś,żeby sprawdzić, czy jeszcze czuję…”. I tak trzeba Marianne, i tak trzeba….

czwartek, 26 marca 2009

Słuchało się Sodom i Anthrax


Autor: Krzysztof Kleszcz

FISZ EMADE "HEAVI METAL", 2008

F.I.S.Z. wybrał sobie świetny temat: wspomnienia ze szkoły - szalony czas dojrzewania. Przecież buzujące hormony, pryszcze, wiążąca nogi nieśmiałość, granie w piłkę nożną, wczytywanie gier na komputer z kaset magnetofonowych (!) - to z dzisiejszej perspektywy prawdziwy surrealizm.
Zdaje się pytać "czy to na pewno byłem ja?" Słuchanie czarnych płyt, granie w śmieszne gry na Spektrum czy Atari - to jakiś inny świat, niepodobny do dzisiejszego.
W poezji podobne tematy opisywał Artur Nowaczewski w tomiku "Commodore 64" ("któż bowiem pojmie, że słaba grafika była bliżej / tego co niewidzialne").

Syn Wojciecha Waglewskiego od 2000 roku nagrał dziesięć płyt. Moim zdaniem, obok debiutu, najbardziej udana była trzecia - z takimi piosenkami jak "Portfel" ("...w portfelu mam niewiele..."), "Sznurowadła" ("Tęsknię, choć wiem nie powinienem, / Zostałem sam jak stoję z rozsznurowanymi butami / Mam pełen słoik słonych wspomnień o Tobie"). Do F.I.S.Z.-a w takiej formie tęskniłem, bo eksperymenty z płyt "Wielki ciężki słoń" czy "Fru!" nie przekonywały. Dobrą formę sygnalizowała płyta "Męska muzyka", do której napisał kilka tekstów m.in. genialne "Majty", "Wakacje" czy "Zimno".
Wielkie serducho z okładki czuć w tekstach i bitach. Fisz pisze o uczuciach - to go wyróżnia w tłumie hip-hopowców - jego teksty to przykłady tego, że hip-hop bywa poezją. Proszę spojrzeć, na ciekawy opis: "Pan Bóg cię stworzył, szatan opętał / słuchało się Sodom i Anthrax / twoja sukienka ogromny skandal". Dygresyjny opis czego się słuchało, brzmi prawie jak "za górami, za lasami" ;)

Bardzo mnie rozbawił fragment piosenki tytułowej, opis młodzieńczej nieśmiałości: "mówiłem sobie, ch*j tam podejdę / powiem w oczy, jak bardzo cierpię / z grubej rury od razu zacznę / poliżę szyję jak jakiś znaczek / lecz zamiast tego mrugnąłem nieśmiało / machnąłem ręką, poszedłem na Rambo".
W "Iron Maiden" - PL tęskni za dziewczyną charując gdzieś, po godzinach:("teraz pada śnieg, śnieg czarno-biały / kolorować chcesz, chcesz go kredkami / moje ręce to kable, stopy usb / na kolorowym ksero odbijam swoją krew"), w piosence "Wiosna 86" jest obsesyjnie zazdrosny, a w dynamicznym "Furiacie" deklaruje się jako romantyk, co ma serce na wierzchu: ("Jestem furiat oczekujący cudów / Bez trudu całą parą na cały regulator / Jestem furiat oczekujący cudów / Bez trudu całą parą nie dając spać sąsiadom").
Wierna konwencji hip-hopowej jest tekst-autoprezentacja w "Szef kuchni poleca": (" Kiedy pan Emade wali w werbel / Hi-hat to tętno, stopa to serce / Więc czas wypłukać Ci ucho cudowną nutą / Jak pędzel o płótno krew uderza w skronie / Panie panowie główne danie na stole /(...) Czujesz głód wilczy masz apetyt / Skurcz serca ściska Ci przełyk / Nie licz kalorii, nie marz o diecie / Hi-hat to tętno, stopa to serce". Wypada bardzo przekonująco! Właśnie! Najciekawiej wypadają utwory, w których Fisz wyrzuca swoje teksty z dużą prędkością.
Płytę polecam. Jeśli miałbym zgłosić jakieś wątpliwości to - do gościnnego udziału nijakiego Sqbass'a (nie dość, że zaśpiewane, to jeszcze banalne te szlagworty)... i jeszcze czy "Pani Bum Bum" nie jest zbyt nachalnie ściągnięta z Everlasta?

Radio Ga Ga



Autor: Piotr Gajda

19 marca, godzina 12.15 – Radio „Fama”.
Z Michałem Maruszakiem, redaktorem naczelnym stacji rozmawialiśmy o słabym poziomie czytelnictwa w Polsce, o tym czy książka to w tej chwili „towar luksusowy” czy można namówić młodzież do czytania poezji, trochę też o tym czy Tomaszów może stać się miastem poetów, a także (jakże by inaczej!) o naszych debiutach i pokładanych w nich nadziejach. Przemiła „radiowa załoga” (pozdrawiamy!) robiła nam zdjęcia, które teraz możecie obejrzeć (jeśli nie mieliście okazji nas posłuchać, he,he!).

Lotne Ptaki


Autor: Piotr Gajda
Zdjęcie: Rafał Bobrowski

Misja polega na tym, żeby poezja była wszędzie, a po drugie na tym, żeby ludzie nie pisali do szuflady. I tak, kiedy organizatorzy Linii Poetyckich jeździli do pracy autobusami, zaczęli rozmawiać o hałasie, który tam panuje i o tym, że w autobusach wiszą, niestety, tylko regulaminy, cennik biletów, ewentualnie jakieś reklamy. Czyli człowiek jedzie do pracy i gapi się bezmyślnie w okno. Co innego, jak na oparciu siedzenia przed nim albo na szybie jest przyklejony wiersz. Najlepiej taki jak napisany przez człowieka takiego jak i sam pasażer. I wymyślili, w jaki sposób poezja może trafić na ulicę, a ja obok 183 innych autorów kupiłem ich pomysł. Od 21 marca (Światowy Dzień Poezji) moje wiersze można przeczytać na przystankach i autobusach MZK w Opolu, Kędzierzynie-Koźlu, Brzegu i Nysie. Akcja trwa przez cały rok - gdybyście w czasie podróży napotkali na m.in. „Dzień Świstaka”, „HP” czy „Dreszcze” życzę miłej lektury!
O całości akcji: TUTAJ
Relacja video: TUTAJ
A tu można posłuchać relacji radiowej: TUTAJ

środa, 25 marca 2009

Trzecie oko (sequel)

Autor: Piotr Gajda

Oto grafika Agnieszki Kowalskiej-Owczarek, którą zainspirował mój wiersz. Ani Agnieszka, ani ja nie uczestniczyliśmy w spotkaniu poetycko-plastycznym zorganizowanym przez Piotra Groblińskiego w ŁDK-u. A jednak pewne rzeczy dzieją się…wiersze zaczynają żyć „własnym życiem”. Niezmiernie mnie to cieszy…
-------------------------------------------------------
Agnieszka Kowalska–Owczarek, ur. 1977. Artysta plastyk, ukończyła ASP im. Wł.Strzemińskiego w Łodzi, nominowana do nagrody „Dyplom 2004”, teatrolog (UŁ), wokalistka i współtwórca muzyki zespołu Agne’s Band. Autorka i współautorka projektów interdyscyplinarnych łączących przestrzeń teatru i sztuk wizualnych. Miała swoje wystawy i prezentacje w kraju i zagranicą. Uczestniczka projektów realizowanych przez Instytut im. J. Grotowskiego. Grafik Kwartalnika Artystycznego „Arterie”. Mieszka i pracuje w Łodzi.

wtorek, 24 marca 2009

Kurort (III)

Autor: Krzysztof Kleszcz
Nowy wiersz. Trzeci, który zatytułowałem "Kurort".



niedziela, 22 marca 2009

Lampa i mrok


Autor: Piotr Gajda

W najnowszym numerze „Lampy” w dziale „Książki” ukazała się recenzja mojego tomiku (obok książek Agnieszki Wesołowskiej, Sławomira Matusza, Iwony Kacperskiej, Dawida Markiewicza, antologii poetyckiej „Na grani”, Emilii Romaniuk i Bartosza Konstrata). Z jednej strony jest to dobra wiadomość, z drugiej nie bardzo, bo nie jest ona entuzjastyczna. Jej autorem jest Paweł Kozioł i chyba waśnie w tym tkwi cały problem (do recenzenta też trzeba mieć szczęście). Na samym początku własnej pracy recenzent deklaruje: „Sytuacje, w których pełnienie ról krytyka i poety przez tego samego osobnika pakuje go w poważne recenzenckie kłopoty, zdarzają się znacznie rzadziej, niż głosi popularna mitologia zawodów literackich”. Hmmm, znając poetycką twórczość Pawła Kozła osobiście uważam, że to nie on powinien recenzować „Hostel”. No cóż, posyłając własną książkę do redakcji pisma literackiego recenzenta się nie wybiera, a na pewno wypada uszanować jego opinię. Przyjrzyjmy się jej.
Najpierw mamy subiektywną opinię krytyka – „Poważniejszego rodzaju monotonią epatuje Piotr Gajda…Wypenił on cały tomik (…) wierszami, które z powodzeniem mogłyby znaleźć się w dobrej książce dobrego poety – ale w niewielkiej ilości i jako te słabsze.”. A więc według Pawła Kozła jestem poetyckim „średniakiem”, ok. – nie jest źle, bo publikuje się mnóstwo niedobrej poezji, ale dobrze wcale. O wiele poważniejszym zarzutem jest ten dotyczący monotonii, bo jak pisze recenzent; „W zasadzie trudno nawet powiedzieć, co zawiniło – nie da się w tej książce znaleźć linijki ewidentnie puszczonej, jest za to konsekwencja w emitowaniu głosu bądź z wnętrza nie do końca oswojonego pokoju, bądź ze środka sytuacji rodem z prognozy pogody (…)”. Stąd twierdzenie, że zrealizowałem swój zamysł poetycki, w sposób konsekwentny, warsztatowo poprawny jest zarzutem podobnym do tego, że wyjechałem na ulicę na rowerze, który miał dwa koła i sprawne hamulce, a powinienem jechać bez nich i z górki. Paweł Kozioł zupełnie nie rozpoznał konstrukcji mojej książki, której podporządkowałem wszystko – tematykę wierszy, ich układ i dykcję. A wszystko po to, żeby wydobyć z niej obrazy nieoswojonego domostwa, naszej w nim obcości, wnętrz, które nas wykluczając jednocześnie nas zamykają w sobie, nie dopuszczając do uczestniczenia w świecie podległym nieustannym, zbyt szybkim dla nas przemianom. Tego nie da się napisać w rytmie hip-hop, drogi Panie Pawle! Przy czym Paweł Kozioł wskazuje na dwie przyczyny, które powodują, że „Hostel” nie jest według niego udaną próbą poetycką; „jedną (…) jest składnia powodująca postępujące zmatowienie głosu (proste i krótkie zdania układane wobec siebie równolegle bez niczego, co znacząco zaburzy ich tok; analogiczny jest również sposób sytuowania względem siebie wierszy składających się na tomik)”. Znowu odsyłam krytyka do konstrukcji tomu i jednocześnie jestem mu niezmiernie wdzięczny za określenie „zmatowienie głosu” – o tu, tu, był Pan niespodziewanie blisko!!!
Czas na drugą przyczynę mojego niepowodzenia, którą jest; „…dominujące wrażenie bezcelowości tej poezji. PG jest człowiekiem, który umie pisać (…) ale chyba jeszcze nie znalazł właściwego by pisać powodu”. Świetnie, w tym miejscu wreszcie dostajemy czarno – na białym, dlaczego pomimo wszelkich cech udanej poetyki (w tekście są wskazania na niezwykle udane frazy), nie jest ona takową dla krytyka!!!! Spoglądając na metrykę Pawła Kozła jestem pewny, że w końcu dowie się, po co napisałem „Hostel”. Ale, czego ogromnie żałuję i biorę za swój „poetycki pech”, niestety, nie wcześniej niż za dwadzieścia lat…

W tym samym artykule Paweł Kozioł recenzuje antologię łódzkich debiutantów „Na grani” (dla porównania: recenzja Marcina Orlińskiego tutaj). Całość można przeczytać w marcowej „Lampie” nr 3 (60).

Dzień Poezji święcić będziesz

Autor: Piotr Gajda


21 marca upłynął pod hasłem Światowego Dnia Poezji (World Poetry Day) proklamowanego przez UNESCO jesienią 1999 roku. Główne uroczystości tego święta odbywają się w Paryżu. Hucznie świętuje się też Dzień Poezji w Grecji - w Delfach i Atenach, a także w Hiszpanii. W Polsce imprezom patronuje Stowarzyszenie Pisarzy Polskich. W całym kraju organizowane są spotkania autorskie, "Noce Poetów" turnieje jednego wiersza i konkursy "Slam Poetry" mające na celu zaprezentowanie twórczości już uznanych i początkujących poetów. Świętowałem i ja uczestnicząc w wieczorze autorskim Piotra Sommera, który odbył się w Kawiarni Literackiej Teatru Nowego w Łodzi. Był to niezwykle energetyczny wieczór. Piotr Sommer dysponuje niezwykłą siłą witalną i należy do tych poetów, którzy potrafią czytać swoje wiersze, a to poważny atut. Zgromadzona w foyer Teatru publiczność mogła usłyszeć wiersze z najnowszego tomu poety – „Dni i nocy” oraz z wyboru jego wierszy zatytułowanego „Rano na ziemi”. „W poezji Sommera znajdziemy ogromne skupienie na rzeczach powszednich, chęć opisywania codziennych sytuacji. Świat jego poezji to świat prowadzonej dla przyjemności rozmowy. Rozmowy prowadzonej tu i teraz, choć też często rozmowy żywych z umarłymi, zawsze ze szczyptą ironii, domieszką przekory, ale i ciepła, poszanowania cudzej obecności. Sommer lubi „melodię języka” i szukając jej bawi się zderzając słowa i intonacje z rozmaitych repertuarów języka; od patosu, aż do żartu. Jego poezja to często teatr głosów podsłuchanych i różnych gatunków mowy”(cytat z anonsu, który znalazł się w zaproszeniu). Wieczór autorski poety zgromadził około 30 osób, z których ponad 1/3 stanowili poeci.
W TJW nie było lepiej (taka frekwencja na łódzkich imprezach poetyckich to chyba już standard) – w poetyckie szranki stanęło 9 autorów (sic!). Po prezentacji utworów poetyckich jury w składzie: Zdzisław Jaskuła (który wcześniej poprowadził spotkanie z poetą), Maciej Robert i Piotr Sommer (przewodniczący) podkreślając wyrównany poziom turnieju przyznało następujące nagrody:
Dwie I nagrody otrzymali – Piotr Macierzyński i Piotr Grobliński
Dwa równorzędne wyróżnienia – Zuzanna Ogorzewska i Robert Rutkowski. TJW chyba był słabo reklamowany, bo z moich rozmów z Wieśkiem Przybyłą, Madzią Nowicką czy Izą Kawczyńską wynikło, że nic nie wiedzieli o mającym się odbyć turnieju i przyszli wyłącznie na Sommera.
Dzień poezji święcić będziesz, albo będziesz świecił oczami. Oto, co się nasuwa na myśl, kiedy widzi się taką frekwencję na spotkaniu z uznanym autorem, nie wspominając już o turnieju.
----
* Piotr Sommer (ur.1948) poeta i tłumacz współczesnej poezji amerykańskiej i angielskiej (tłumaczył m.in. Franka O'Harę, Charlesa Reznikoffa, Johna Ashbery'ego, Kennetha Kocha, Johna Berrymana, Roberta Lowella, Dereka Mahona, Seamusa Heaneya). Debiutował jako poeta tomem „W krześle” (1977). Laureat nagrody im. Kościelskich w 1988 roku. Opublikował kilkanaście książek: poetyckich (własnych i zrobionych z przekładów), książek krytycznoliterackich, antologii. Pisze także wiersze dla dzieci. Jest redaktorem naczelnym miesięcznika "Literatura na Świecie". Członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Mieszka w Sulejówku pod Warszawą. W marcu tego roku nakładem wrocławskiego Biura Literackiego ukazał się – po dziesięciu latach poetyckiego milczenia - jego nowy tom „Dni i noce”, a w poznańskiej Bibliotece Poezji Współczesnej wybór jego wierszy zatytułowany „Rano na ziemi”.