Autor: Piotr Gajda
Książka całe lata temu wydobyta z upadłej biblioteki, uratowana za pomocą przysłowiowej „złotówki” od przemielenia na toaletowy papier. Nieatrakcyjna, w czarnej obwolucie, na której brzegu nikt nie pokusił się o umieszczenie nazwiska autora i tytułu. Kazimierz Brandys, „Dżoker”, Państwowy Instytut Wydawniczy (i tu data wydania zbieżna z rokiem mojego urodzenia), 1966. Pieczęć biblioteki Fabryki Artykułów Skórzanych w Tomaszowie Mazowieckim (a więc biblioteka, w której bywałem dobrych kilka lat temu wykupując sterty woluminów skazanych na zagładę, pozyskała tę pozycję z jeszcze innej biblioteki). Zaprawdę, zdumiewające są wędrówki książek, ich ostateczny los…
Nie zachowała się karta biblioteczna, stąd nie wiem, czy pozycja ta miała kiedykolwiek, choćby jednego czytelnika. Teraz ma; po latach czyśćca, po ciągnących się w nieskończoność miesiącach leżenia na półce mojej biblioteki, sięgnąłem wreszcie po nią doznając w czasie jej lektury olśnienia. Że oto Kazimierz Brandys prozą opisuje to, co i ja staram się opisywać w swoich książkach używając do tego celu języka poezji. Bez oglądania się na kogokolwiek i cokolwiek. Tuż przed zmieleniem, nie oczekując na wiele. „Panie Piotrze, pańskie wiersze są takie smutne”. Fakt, "fuckt"!
„O niepewności etycznej. Rozmowa we troje, długa i trudna do zanotowania. Zapisuję raczej to, co myślałem, niż to, co mówiłem. A mianowicie, że etyka współczesnego człowieka jest w mniejszym niż kiedykolwiek stopniu etyką zasad i coraz bardziej zbliża się do stanu niepewności, polegającego na ciągłych podejrzeniach w stosunku do siebie samego i nieustannym badaniu swych treści psychicznych. Jest to pełne wysiłku i nieprzerwane określenie się przed sobą, kiedy samoświadomość musi być w ciągłym ruchu i napięciu. Można być tchórzem i egoistą – i nie mieć odwagi o tym myśleć. Albo można to sobie uświadomić, złapać. I wtedy wykonuje się pierwszy gest etyczny. W tym przytrzymaniu siebie człowiek staje się jeszcze kimś ponad swoją słabością (tchórzostwem czy egoizmem), stwarza sobie nadwartość, swój pierwszy zarys moralny. Nie chcieć znać prawdy o sobie to współczesny stan grzechu; dziś człowiek usiłuje się zbawiać poprzez samoświadomość. A wiec nie etyka normatywna, lecz etyka poznawcza – z ja jako przedmiotem badań. Ludzie poprzednich epok mniej znali siebie niż reguły swego postępowania. Ich etyka była uwarunkowana ograniczeniem samoświadomości: byli uczciwi, nie wiedząc, jacy są; czuli się moralni, ponieważ nie docierali do swej psychologii. Ludzie współcześni mają do wykonania drogę niejako odwrotną: sprawdzać psychologię, aby być moralnym. Nazywam to „dowiadywaniem się etyki”, pisałem zresztą gdzieś o tym. Rzecz sprowadza się do tego, czy potrafi się być równorzędnym partnerem w stosunku do siebie. Introspekcja, ta czynność poznawczo-etyczna – staje się laicką spowiedzią współczesnych. W związku z tym sprawa rachunku sił . Chodzi tu o dalsze partnerstwo: w stosunku do okoliczności, do faktów. Proces samopoznawczy rozgrywa się w zanurzeniu, sytuacje i fakty stanowią nieustanne ciśnienie zewnętrzne, równocześnie z tym, jakie wytwarzamy sami w stosunku do siebie. Demaskując się przed sobą, jesteśmy demaskowani przy pomocy rzeczywistości; np. człowiek, który dowiedział się, że jest tchórzem - dowiedział się o tym w jakiejś sytuacji, z jakiegoś zdarzenia. Istotne jest wówczas, czy to zdarzenie lub sytuacja miały charakter niejako przedwstępny, ostrzegawczy, wiadomy tylko dla zainteresowanego – aby zainteresowany miał jeszcze czas przygotować się do sytuacji pełnej, która go określi społecznie. Można złapać swój strach czy egoizm w pierwszym migawkowym odruchu, jeszcze przed życiowym konfliktem (gdy trzeba się już w pewien sposób zachować) – i wtedy należy czym prędzej wykonać rachunek sił na przyszłość, w odniesieniu do okoliczności w pełni zobowiązujących. Istnieje wtedy kilka możliwych rozwiązań. Można się zredukować w stosunku do rzeczywistości, tzn. określić się przed sobą jako egoista czy tchórz, ale unikać wszelkich konfrontacji, które by mogły ów stan rzeczy ujawnić. Można się zidentyfikować z rzeczywistością, a więc być egoistą czy tchórzem, wiedzieć o tym i zachować się zgodnie z owym stanem rzeczy. Można też przeprowadzić rachunek fałszywy i wiedząc o swym tchórzostwie uznać się za człowieka odważnego. Wreszcie można rozpocząć grę ze sobą o siebie. Gra to ryzykowna i odpowiedzialna, wymagająca stałego pogotowia, polegająca na samowiedzy skrzyżowanej z samozaparciem. Człowiek, który odkrył swoje tchórzostwo lub egoizm, postanawia poddać się próbom rzeczywistości. Sądzi, że oprócz tchórzostwa i egoizmu ma w sobie pewną wyższą jakość, rodzaj nadświadomej formy, która w momencie decydującym stanie się jego treścią. Mówi więc sobie: mimo ze jestem egoistą i tchórzem, w sytuacji społecznie obowiązującej zdobędę się na stylistyczny wysiłek, aby postąpić inaczej niż egoista i tchórz; nie wiem, na ile mi się to uda, ale w tym „nie wiem” zawarte jest pytanie skierowane do mojego człowieczeństwa i właśnie na to pytanie muszę dać odpowiedź. Człowiek ten odpowiada sobie biologicznemu i subiektywnemu – sobą społecznie zobiektyzowanym; jest to odpowiedź kultury udzielana naturze. Z możliwych rozwiązań to wydaje mi się najbliższe portretu współczesnego, ponieważ wiąże czynnik zaangażowania się w siebie z włączeniem się w rzeczywistość. (…) Ale co: w praktyce bywa jeszcze inaczej, najczęściej zaskakiwanym jest się przez własne reakcje. Poza tym warto by się zastanowić nad jeszcze jednym rachunkiem: czy miarą człowieka jest zło, którego nie popełnił – czy dobro, jakiego nie przysporzył”.