niedziela, 5 września 2010

Poezja wśród nominowanych do Nike


Finałowa siódemka książek nominowanych do Nagrody Nike 2010 to: trzy książki poetyckie -
Jacek Dehnel "Ekran kontrolny", Piotr Sommer "Dni i noce", Julia Hartwig "Jasne niejasne",
biografia - Magdalena Grochowska "Jerzy Giedroyc. Do Polski ze snu", dramat - Tadeusz Słobodzianek "Nasza klasa", zbiór opowiadań - Janusz Rudnicki "Śmierć czeskiego psa",
i reportaż - Wojciech Jagielski "Nocni wędrowcy"

Co wyjątkowe, nie nominowano żadnej powieści.

piątek, 3 września 2010

W malinowym dżemie cz.2





Autor: Krzysztof Kleszcz



Część druga mojej publikacji w "Arteriach" nr 1(7)/2010.

Czy Wisława Szymborska w epoce "mózgów elektronowych wyjmowanych z teczki" napisałaby "Nic dwa razy" inaczej? Może pod wrażeniem dykcji pełnych niedomówień i znikań skróciłaby wiersz? A może przy okazji odwróciła znaczenia? W końcu rewolucja to rewolucja, inwersja to inwersja:







czwartek, 2 września 2010

W malinowym dżemie cz.1




Autor: Krzysztof Kleszcz


Pierwszy fragment mojej rubryki w "Arteriach" nr 1(7)/2010


To dobrze urodzić się poetą w czasach internetu? Czy Mickiewicz miałby konto na Facebooku, pisałby na GG ze Słowackim? Czy Norwid miałby własne www? Wyobrażam sobie klasyków logujących się na Nieszufladzie albo na Poezji Polskiej i komentarze pod ich utworami - np. pod wierszem "W malinowym chruśniaku":


wtorek, 31 sierpnia 2010

Teoria spisku






Autor: Piotr Gajda



THEM CROOKED VOLTURES - "Them Crooked Voltures", 2009.



Publikacja "Arterie" nr 1(7), 2010.






poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Optymizm na max



Autor: Krzysztof Kleszcz

Dopiero wczoraj dostałem swój egzemplarz autorski siódmego numeru „Arterii”. Ten z książką Piotra Gajdy „Zwłoka”.
W środku m.in. moja rubryka, a w niej, mam nadzieję ciekawe, przeróbki wierszy Leśmiana, Szymborskiej i Herberta. Są też oczywiście rzeczy Piotra: wywiad z tomaszowianinem Tomkiem Bąkiem i dwie recenzje płyt (Peter Gabriel i Them Crooked Voltures).

Poza tym m.in.: o niezwykłym artyście z Taraski koło Sulejowa - Wojciechu Słomce i o tomaszowskim Skansenie Rzeki Pilicy (tekst Andrzeja Kobalczyka).
Najbardziej rzucają się w oczy kolorowe grafiki Teodora Durskiego.
Jest spora dawka poezji: Tomka Bąka, Justyny Fruzińskiej, Kacpra Płusy, Dariusza Eckerta, Macieja Gierszewskiego, Grzegorza Kociuby, Janusza Radwańskiego, Igora Jarka, Michała Wróblewskiego, trochę recenzji m.in. książek: Jarniewicza, Jochera, Pułki, Dziechciarza, Dukaja, Suchanka. I wiele, wiele "dóbr wszelakich", wszak „Arterie” mają 160 stron.

Od spotkania promocyjnego minęły dwa miesiące, ale numer, inaczej niż dwa poprzednie, dotąd nie pojawił się w Empikach. Z tego co wiem, z winy „kogoś kto nie wykazał odrobiny chęci.” Dlatego rozumiem konsternację Piotra. Ciągle uzbrojony w cierpliwość.

W weekend „Arterie” będzie można kupić na Manifestacjach Poetyckich w Warszawie. Czy w końcu będą w dystrybucji? Ustawiam swój optymizm na max. Naiwnie?

niedziela, 29 sierpnia 2010

Szklane serce Archanioła





Autor: Piotr Gajda



PETER GABRIEL "Scratch My Back", 2010


Publikacja "Arterie" nr 1(7)/2010











środa, 25 sierpnia 2010

Będziem manifestować


Autor: Krzysztof Kleszcz

MANIFESTACJE POETYCKIE WARSZAWA 3-5 WRZEŚNIA 2010


A więc jedziemy na Manifestacje Poetyckie... Choć żal, że program imprezy nie uwzględnia (wg mnie) różnorodności poetyk i jest w pewnym sensie prezentacją środowiska warszawskiego, to sam fakt, że w samym centrum Polski, na Starym Mieście będzie się poetycko działo jest jakoś inspirujący.

Mamy zaproszenia i nocleg. Byłem dwukrotnie na Manifestacjach, za każdym razem doświadczając, że... są różne definicje poezji. Czy w tym roku zadziała to odświeżająco?

Rzut okiem w program: zadziwiająca zbieżność tytułu książki Alberta Sienkiewicza z tytułem książki Piotra Gajdy. "Hostel kakofonia". Jakieś krzywe zwierciadło? Zbieg okoliczności?

Najciekawszym wydarzeniem wydaje mi się być: "Spotkanie autorskie z debiutantami: Bianką Rolando, Przemkiem Witkowskim, Anną Wieser, Joanną Lech, Jakobe Mansztajnem, Dawidem Majerem i Natalią Malek – prow. Agnieszka Wolny-Hamkało"...
Mam nadzieję, że uda się pogadać z poetami, kupić parę książek.

W zapowiedziach brzmi to hucznie: warsztaty (teatralne, performerskie, artzinowe, krytyczno-literackie), seminaria o poezji feministycznej, debiutach, blogosferze literackiej; Liberatura, Poeci Cybernetyczni, spotkania autorskie, stoiska księgarskie; szafa audiobooków; performance Muzeum Niewinności, prezentacje multimedialne, koncert Młodzieżowej Orkiestry Kameralnej Divertimento. Codziennie od 20.00 w Klubie Festiwalowym słuchać będziemy slamerów i poetów, koncertów i improwizowanych aranżacji muzycznych. Podczas Manifestacji zaprezentujemy również pierwszy internetowy numer pisma Wakat i dwie pozycje z nowej serii wydawniczej SDK „Debiuty” – tomik Natalii Malek "Późne popołudnia" i Alberta Sienkiewicza "Hostel kakofonia".

Pożyjemy, zobaczymy.

Szczegółowy program:
http://www.sdk.pl/nocpoetow/manifestacje/program10.xml#pt

czwartek, 19 sierpnia 2010

Piękną deprechą w wiatrak


Autor: Krzysztof Kleszcz
STRACHY NA LACHY "Dodekafonia", SP RECORDS 2010


Grabaż nie mieszka już dawno w „Punk Rock City”. Wyprowadzka stamtąd była czymś naturalnym. Teraz u niego jest ciepło i nowocześnie. Jako jednemu z ciekawszych tekściarzy Lampa i Iskra Boża wydała książkę „Wiersze” (2008).
Od kiedy spodobała mi się jego płyta „Styropian” (1998) stałem się dość bezkrytyczny. Każde kolejne dzieło, czy to Pidżamy czy Strachów, przesłuchiwałem wielokrotnie. „Marchef w butonierce”(2001), „Bułgarskie centrum”(2004) oraz „Strachy na lachy” (2003) i „Piła tango” (2005). Duży szacunek też - za dwie ostatnie płyty: „Autor” z tekstami Jacka Kaczmarskiego i „Zakazane piosenki” z coverami. Były na pewno większym wyzwaniem, niż „łatwizna” zespołu Raz Dwa Trzy przy hitach Osieckiej i Młynarskiego.
Na nowej, po 5 latach, autorskiej płycie jest przebojowo. „Ostatki – nie widzisz stawki”, „Żyję w kraju”, „Twoje oczy lubią mnie” zasłużenie hasają po listach przebojów. W świetnej piosence „Cafe Sztok” odnalazłem klimat z „Taty Kazika” Kultu.

Zaskoczeniem jest żółć. Co się stało z „dzień dobry kocham cię, już posmarowałem tobą chleb”? Czy to ten sam syndrom, co u Kazika, który już zapomniał jak kiedyś wyśpiewywał „kocham cię, a miłością moją”? Dziś mocny wulgaryzm podkreśla, że Don Kichot ma pocharatany ryj („Moja poduszka – milimetr od szyn, więc mam twarz jak stary Bułgar”), jego towarzysz Sancho Pansa gwiżdże na wszystko, a kobyła zdechła.
45-letni Krzysztof Grabowski wykłada na stół wszystkie karty: „Jestem chory na wszystko” – i ta piękna deprecha towarzyszy każdemu dźwiękowi.
Wykorzystanie motywu Don Kichota jest przekonujące (wcześniej umieścił go Budzyński na okładce „Legendy”). Oto idealista – wiecznie smutny, o wybujałej wyobraźni, megaloman, inteligent, na próżno szukający „braterstwa dusz”.
A może poszukać innej interpretacji? Czy dziś tworzenie ambitnego dzieła muzycznego czy literackiego nie jest atakiem błędnego rycerza? Oto szturm na plastikowe wiatraki połyskujące zimnym ledowym światłem. Gdy trafiony jest jeden – pojawiają się cztery kolejne, a do każdego dopłaca Unia Europejska...

Śpiewam już tylko o Polsce i o złej miłości, złe piosenki o złym systemie” – brzmi jakby zwierzał się lekarzowi, z pełną świadomością nieuleczalnej choroby.
Będziemy jak ten deszczowy maj, jak ci wszyscy brzydcy ludzie z Tesco” – sam sobie stawia smutną diagnozę.
„Chory na Polskę” – wszędzie widzi zło: teczki, podsłuchy, wąsy, rżną go na kasę. („Żyję w kraju” – jeszcze nie było hitu z taką ilością wulgaryzmów). „Polska” jest płonącą stodołą, wódką, zakąską.
Pokłócony z płcią piękną („Cóż możesz mi dać? Wiśnie, piołun i curry?), pogniewany na pracę, na system („Jestem ostatni Bo nie mam siły biec”), przewiduje najgorsze („Do Cafe Sztok wpadam często by zobaczyć że to jeszcze nie my”.)
W jedynym niepesymistycznym tekście - „Dziewczyna o chłopięcych sutkach” rozpoznać można opis erotycznego snu (fajna aliteracja: „nasze usta z tortu tortury”).
Jego świat ratuje tylko muzyka: („odkąd w sobie beatyfikuję ten beat”).

I jeszcze ta fraza w codzie: „chce mi się spać”. Ale nie uwierzę, że Strachy pójdą lulu.
Z taką piękną deprechą szkoda czasu na sen.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Joker

Autor: Piotr Gajda

Książka całe lata temu wydobyta z upadłej biblioteki, uratowana za pomocą przysłowiowej „złotówki” od przemielenia na toaletowy papier. Nieatrakcyjna, w czarnej obwolucie, na której brzegu nikt nie pokusił się o umieszczenie nazwiska autora i tytułu. Kazimierz Brandys, „Dżoker”, Państwowy Instytut Wydawniczy (i tu data wydania zbieżna z rokiem mojego urodzenia), 1966. Pieczęć biblioteki Fabryki Artykułów Skórzanych w Tomaszowie Mazowieckim (a więc biblioteka, w której bywałem dobrych kilka lat temu wykupując sterty woluminów skazanych na zagładę, pozyskała tę pozycję z jeszcze innej biblioteki). Zaprawdę, zdumiewające są wędrówki książek, ich ostateczny los…

Nie zachowała się karta biblioteczna, stąd nie wiem, czy pozycja ta miała kiedykolwiek, choćby jednego czytelnika. Teraz ma; po latach czyśćca, po ciągnących się w nieskończoność miesiącach leżenia na półce mojej biblioteki, sięgnąłem wreszcie po nią doznając w czasie jej lektury olśnienia. Że oto Kazimierz Brandys prozą opisuje to, co i ja staram się opisywać w swoich książkach używając do tego celu języka poezji. Bez oglądania się na kogokolwiek i cokolwiek. Tuż przed zmieleniem, nie oczekując na wiele. „Panie Piotrze, pańskie wiersze są takie smutne”. Fakt, "fuckt"!

O niepewności etycznej. Rozmowa we troje, długa i trudna do zanotowania. Zapisuję raczej to, co myślałem, niż to, co mówiłem. A mianowicie, że etyka współczesnego człowieka jest w mniejszym niż kiedykolwiek stopniu etyką zasad i coraz bardziej zbliża się do stanu niepewności, polegającego na ciągłych podejrzeniach w stosunku do siebie samego i nieustannym badaniu swych treści psychicznych. Jest to pełne wysiłku i nieprzerwane określenie się przed sobą, kiedy samoświadomość musi być w ciągłym ruchu i napięciu. Można być tchórzem i egoistą – i nie mieć odwagi o tym myśleć. Albo można to sobie uświadomić, złapać. I wtedy wykonuje się pierwszy gest etyczny. W tym przytrzymaniu siebie człowiek staje się jeszcze kimś ponad swoją słabością (tchórzostwem czy egoizmem), stwarza sobie nadwartość, swój pierwszy zarys moralny. Nie chcieć znać prawdy o sobie to współczesny stan grzechu; dziś człowiek usiłuje się zbawiać poprzez samoświadomość. A wiec nie etyka normatywna, lecz etyka poznawcza – z ja jako przedmiotem badań. Ludzie poprzednich epok mniej znali siebie niż reguły swego postępowania. Ich etyka była uwarunkowana ograniczeniem samoświadomości: byli uczciwi, nie wiedząc, jacy są; czuli się moralni, ponieważ nie docierali do swej psychologii. Ludzie współcześni mają do wykonania drogę niejako odwrotną: sprawdzać psychologię, aby być moralnym. Nazywam to „dowiadywaniem się etyki”, pisałem zresztą gdzieś o tym. Rzecz sprowadza się do tego, czy potrafi się być równorzędnym partnerem w stosunku do siebie. Introspekcja, ta czynność poznawczo-etyczna – staje się laicką spowiedzią współczesnych. W związku z tym sprawa rachunku sił . Chodzi tu o dalsze partnerstwo: w stosunku do okoliczności, do faktów. Proces samopoznawczy rozgrywa się w zanurzeniu, sytuacje i fakty stanowią nieustanne ciśnienie zewnętrzne, równocześnie z tym, jakie wytwarzamy sami w stosunku do siebie. Demaskując się przed sobą, jesteśmy demaskowani przy pomocy rzeczywistości; np. człowiek, który dowiedział się, że jest tchórzem - dowiedział się o tym w jakiejś sytuacji, z jakiegoś zdarzenia. Istotne jest wówczas, czy to zdarzenie lub sytuacja miały charakter niejako przedwstępny, ostrzegawczy, wiadomy tylko dla zainteresowanego – aby zainteresowany miał jeszcze czas przygotować się do sytuacji pełnej, która go określi społecznie. Można złapać swój strach czy egoizm w pierwszym migawkowym odruchu, jeszcze przed życiowym konfliktem (gdy trzeba się już w pewien sposób zachować) – i wtedy należy czym prędzej wykonać rachunek sił na przyszłość, w odniesieniu do okoliczności w pełni zobowiązujących. Istnieje wtedy kilka możliwych rozwiązań. Można się zredukować w stosunku do rzeczywistości, tzn. określić się przed sobą jako egoista czy tchórz, ale unikać wszelkich konfrontacji, które by mogły ów stan rzeczy ujawnić. Można się zidentyfikować z rzeczywistością, a więc być egoistą czy tchórzem, wiedzieć o tym i zachować się zgodnie z owym stanem rzeczy. Można też przeprowadzić rachunek fałszywy i wiedząc o swym tchórzostwie uznać się za człowieka odważnego. Wreszcie można rozpocząć grę ze sobą o siebie. Gra to ryzykowna i odpowiedzialna, wymagająca stałego pogotowia, polegająca na samowiedzy skrzyżowanej z samozaparciem. Człowiek, który odkrył swoje tchórzostwo lub egoizm, postanawia poddać się próbom rzeczywistości. Sądzi, że oprócz tchórzostwa i egoizmu ma w sobie pewną wyższą jakość, rodzaj nadświadomej formy, która w momencie decydującym stanie się jego treścią. Mówi więc sobie: mimo ze jestem egoistą i tchórzem, w sytuacji społecznie obowiązującej zdobędę się na stylistyczny wysiłek, aby postąpić inaczej niż egoista i tchórz; nie wiem, na ile mi się to uda, ale w tym „nie wiem” zawarte jest pytanie skierowane do mojego człowieczeństwa i właśnie na to pytanie muszę dać odpowiedź. Człowiek ten odpowiada sobie biologicznemu i subiektywnemu – sobą społecznie zobiektyzowanym; jest to odpowiedź kultury udzielana naturze. Z możliwych rozwiązań to wydaje mi się najbliższe portretu współczesnego, ponieważ wiąże czynnik zaangażowania się w siebie z włączeniem się w rzeczywistość. (…) Ale co: w praktyce bywa jeszcze inaczej, najczęściej zaskakiwanym jest się przez własne reakcje. Poza tym warto by się zastanowić nad jeszcze jednym rachunkiem: czy miarą człowieka jest zło, którego nie popełnił – czy dobro, jakiego nie przysporzył”.

piątek, 6 sierpnia 2010

Ogłoszenia drobne

Autor: Piotr Gajda

Na lubocheński konkurs ubijania masła przybyło ponad półtora tysiąca ludzi…” – oznajmia na pierwszej stronie Tomaszowski Informator Tygodniowy, mój lokalny prasowy imperator. I jest to idealne résumé społecznych oczekiwań w temacie dostępu do kultury (a przy okazji – także i do poezji). Jednakże pomimo ogólnych jakże niesprzyjających tendencji, w bieżącym numerze jest także coś i o niej. Na ostatniej stronie, skromna cykliczna rubryczka – „Z księgi przysłów”, a w niej sentencja: „Znał kto kiedy poetę trzeźwego? – nie czynił taki nic dobrego”. I tego Państwu (poetom) i sobie życzę w ten duszny dzień: żebyśmy nie musieli ubijać masła.