Jane's Addiction "The Great Escape of Artist", 2011.
Jedną z płyt, które wydają mi się niesamowite, jest album o ucieczce Jane's Addiction.
Rozpoczyna go manifest - "Underground". Schować się w podziemie! Jak to śpiewał Maleńczuk? "W undergroundzie siedzi Andrzej, Jarek w popie robi bardziej." Mainstream to hajs, popularność, blichtr i sława. Jesteś jak Midas, wszystko zamienia się w złoto - jesteś przeszczęśliwy, a za chwilę nie możesz na siebie patrzeć, stajesz się własną karykaturą. Zatem to pieśń o świadomym wyborze bycia outsiderem - z dala od komercji, promocji, pierwszego nurtu, gdzie wszystko jest sztuczne, wypchane i odrealnione. Farrell upaja się tym uczuciem. Przypomniałem sobie od razu "Waiting Underground" Patti Smith i "Underground" Toma Waitsa. Patti chowa się pod podszewkę świata, pisze wiersze, modli się, znajduje prawdę, jedyne szczęście, Waits zaś pokazuje podziemie jako krainę dziwadeł, teatrzyk-cyrk fantasmagorię.
Muzycznie "Underground" ma świetny bas i rytm, Dave Navarro wywija tu kosmiczną solówkę, a Perry śpiewa jak natchniony.
Moim ulubionym utworem jest szósty - "Twisted Tales". Ma intymny tekst, coś w rodzaju pokrętnych tłumaczeń, spowiedzi. Perry się wije, plącze w zeznaniach, że ściemniał i kłamał, bo miał pokiereszowane dzieciństwo, nie miał matki, domu, więc musiał "coś kręcić", bo jak inaczej miał zdobyć miłość? Ton w jakim to wyśpiewuje jest tak przejmujący, że ja się rozczulam i rozgrzeszam.
Hipnotyczny "Curiosity Kills" przekonuje, że ciekawość zabija. Możliwe, że to o autodestrukcji, która pcha w używki i inne zło.
Zaś "End to The Lies" to psychodeliczny protest-song, przestrzegający, że piękne obrazki kryją kłamstwo.
Największy przebój z tej płyty to "Irresistible Force" - brzmiący nieco Red Hotowo. Perry roztacza aurę kosmicznej potęgi wokół siebie i zespołu. Oto siła miłości, zderzenie dwóch galaktyk. Nie wiem jak wy, ale ja włażę w ten zderzacz hadronów!
Prześwietnie się mieni "I'll Hit You Back". Wokalista ma ochotę po prostu się odwinąć, odpowiedzieć na prowokację.
Wali obuchem w łeb - "Ultimate Reason". Farrell zwierza się, że był robakiem, nie miał lustra, ale teraz znalazł miłość i ma powód, by żyć.
Słabsze, a przy tym nieco łagodniejsze są "Splash A Little Water On It" i "Broken People" - cóż często je pomijam, ale na pewno nie - końcowe szaleństwo: "Words Right Out of My Mouth" - o ptaszyskach, które zjadają słowa.
Dlaczego omawiam płytę z 2011 roku? Z dwóch powodów. Pierwszy - jest genialna! Drugi - cóż - wokalista Perry Farrell nagle na koncercie w Bostonie (13 września 2024) zaatakował jak ostatni buc gitarzystę Dave'a Navarro (to ten, co grał na płycie RHChP "One Hot Minute"w 1995 roku w zastępstwie Johna Frusciante). Wszyscy mówią, że wyglądał jak niespełna rozumu. Zatem oto puenta albumu o ucieczce. Artyści, których twórczość wielbimy, bywają palantami, burakami, mrukami. Życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz