DARIUSZ ADAMOWSKI "Gub, trać, porzucaj", Mamiko, Nowa Ruda 2012.
Trzecia książka Adamowskiego zwraca uwagę minimalistyczną oprawą graficzną. Kod kreskowy rozciągnięty jak na kartonie mleka z Kauflandu. Wewnątrz: tytuły pisane czcionką MaszynaAEG i jeszcze numery stron: czasem poprzewracane, potłuczone, powiększone, powtórzone. Buddyjskie odwołania, mudry, mantry. Podróż do Indii.
Żaden ze mnie buddysta, ale nieobca mi medytacja nad czystą kartką, klęska z powodu braku wiersza i "wiara w jutrzejsze wcielenie". Nieobce mi też wyzbycie się "chcieć/mieć". "Nie chcę tego, czego nie mam" - zatem jestem idealnym odbiorcą.
Mogę podziwiać buddyjską pokorę. I to powracające słowo: nic. Tak jak we frazie z poprzedniego tomu: "Większy niż hymny - Bezdruk, Niewydany. Jest tu od zawsze, przemawia spod wierszy (...)" (Ekran). Przypominam sobie "Adamowo": książeczkę z SLKKB: "uczę się języka / nieistniejącego / kraju: doskonały / opis stanu ducha" ("Tybetański dla początkujących"). Zaglądam do "Skraju": "Chmura wpłynęła we mnie", "Upraszczaj, upraszczaj!".
Perfekcyjny jest sonet, który dał tytuł nowej książce. O tym, żeby dać siebie, by "pisać prędzej", zostawiać ślady. Jest tam o "drobnej strużce DNA", gubieniu włosów, naskórka, plamce krwi, ale to piękne wezwanie do aktywności, na pohybel mrukom i zamartwiaczom. Bardzo dobry jest wiersz "Pętle" - o śmierci psa: "Czy zrozumiał, że wszyscy drepczemy w kółko, aż do ostatniego nawrotu? "
Po Rymkiewiczowsku zabrzmiała mi "Wielkanoc" - z opisem ogrodu. Wyraziste "odczytanie świata": "Ścieżka była tak mocno wydeptana, że brnąłem w niej / po kolana. Po pas.", świata, w którym tyle "marnacji": "nie będzie wina, aromatycznych powideł."
Sporo tu pogodzenia się z przemijaniem, losem: "Mój ruch jest pozorny, pozorowany przez wieki. Podążam, lecz nigdy nie nadchodzę. Ostrzegam, ale nikt nie drży" (Oko/Pełnia) Sporo interesujących wizji: "Natchnienie jest jak oddech na mrozie. Dusza ptaka / odlatująca do zimnych krajów." (Bajka). Jesteśmy w innej strefie czasowej: Góra Fudżi patrzy, Indus jest dłutem, rozwieszone są modlitewne flagi.
Pięknie jest tam, gdzie rządzi wyobraźnia i metafora: „Jestem morzem. Szepczę wam do ucha / zagadki drugich brzegów, a potem rozbijam się / o skały na waszych oczach.” (Pocztówka z Tunezji). Siłą tych wierszy bywa aliteracja: "są ekstremalne szczęścia i ekskrementy" (Tao?). Majstersztykiem zdaje mi się wiersz "Brzeg" (z odniesieniem do miasta Brzeg, gdzie Adamowski miał wieczór autorski) : "Czy je / steśmy sami? Czy samotność je z nami? Czy czy / tany wiersz odbija się czkawką i tworzy świat / za każdym razem (...)"
Wracam do wierszy z tej książki z przyjemnością. Oglądam to, co autor przywiózł ze Wschodu. Gdy pisze: „nie będzie prawdziwych podróży / w twoim długim życiu. Pozostanie ci zmiana / tapet i wykładzin. Obrazy w głowie, obrazy / na ścianach.”(Nie będzie), szukam plecaka i map. Gdy czytam: „Przychodzisz, ale jeszcze cię nie ma.”(Strażnik) parzę kolejną kawę, by się naprawdę pojawić. No i pozbywam się ciśnienia: „Zanim pierwszy raz zmrużysz oczy, by dalej śnić, panuje lato, jedyny smak. // Leżysz, oddychasz i piszesz po to, żeby nic.”