czwartek, 1 grudnia 2016

Drżenie ramion, pęcin i serca

FISZ EMADE TWORZYWO "Drony", Agora 2016

Po "Mamucie" projekt Fisz Emade Tworzywo nagrał równie udaną płytę.
Fisz odstawił gadanie, postawił na śpiewanie. W jego wokalu czuć luz, czasem robi to jakby od niechcenia, gdy gubi głoskę "a" w "jaki świat ci się marzy". Ważne, że ma w głosie to samo co jego ojciec: mądrość. Ufa się jego słowom. 

Oprócz braku gadania drugim zaskoczeniem jest przewaga refleksyjnych, powoli się snujących pieśni. Chociaż zaczyna się od rzeczy uzależniająco tanecznej. Piosenka "Telefon" ma dobry socjologiczny tekst. Fraza "Chciałbym bliżej być, jak ekskluzywne kosmetyki" to celny opis współczesności. W ciągu kilku lat małe urządzonka zawładnęły światem i dostają więcej czułości niż człowiek.

Numer dwa - "Parasol" jest pójściem za ciosem. Dyskotekowy bit, nastrój bliski moim ulubionym The Black Keys albo Broken Bells. Żadna tam "Umbrella" Rihanny, tylko znów bezbłędny wpadający w ucho szlagwort: "Słońce spali Ziemię nam / Słońce pali nas" i deklaracja, że co by się nie działo "aż po ciemną śmierć" będzie wspierał swoją drugą połowę, a jego "plecy są jak dach". (Śmieję się, że kudłaty ssak z Tybetu to ulubione zwierzę Fisza - jak parasol, jak dach...)

"Fanatycy" przypominają tematycznie "Wojnę" z poprzedniej płyty. Rzecz o jakimś podskórnym przeczuwaniu dramatu. Niepokój wywołują ciekawe smyki i żeński delikatny wokal. Być może refren jest zbyt banalny. 

Lansowany w Trójce "Biegnij dalej sam" wydaje mi się znakomity. Wysnuty z prostych pytań egzystencjalnych, płonie wykrzyknikami. Idealny na bieżnie rytm prowadzi ten utwór. Sporo tu smutku ("z krawędzi Ziemi w piach") i niewiary w wielkie idee. Biegający, których widuję z okien swojego samochodu, przyrównani zostają do łagodnych zwierząt. Bądźmy mistrzami, bohaterami, lecz niech nasze zwycięstwa nie będą tak tragicznie samotne - tak sobie pomyślałem słuchając po raz setny. I niech trasy naszych biegów nie zaciskają się tak mocno.
Z piątym utworem płyta zapada się w senność. Samochód, którym jedziemy włącza długie światła, które liżą ciemność. Echo, jakieś zawodzące wokalizy. To działa dość obezwładniająco. Ucieczka, zwątpienie, cierpienie.
"Duch" wyróżnia piękne brzmienia wiolonczeli. Na minus - zbyt prosty tekst.
"Samochody" z radioheadowym plumkaniem i przetworzeniami głosu robią ciekawe wrażenie, choć ta piosenka o zmęczeniu jest z lekka dołująca. To już wolę "Skąd przybywasz?", który zachęca do empatii wobec obcych. "Komputer" z melodią na jednej nucie - jest dobrze odrobioną pracą. Przekaz a la Kraftwerk "We Are The Robots" i fajnie rozhuśtany refren, trochę jak z bajki.

Kulminacją płyty są "Sarny". Powtarzany motyw i histerycznie brzmiąca opowieść o tym, jak jakiś dron zakłócił intymną chwilę. Motyw zagrożenia nowoczesną techniką, rodem z jakichś genialnie proroczych książek Lema, w niezwykły sposób puentuje recytowany wiersz Wojciecha Bonowicza o apokaliptycznej wymowie. To trzeba usłyszeć!

Olśniło mnie, że fraza "Nie mamy teraz tutaj żadnych szans" arcyciekawie koresponduje z piosenką ojca
Wojciecha Waglewskiego z lat osiemdziesiątych z płyty "Świnie": "Nie mamy broni, ani żadnych szans / najmniejszy oddział świata, ty i ja". "Pokój wre, a wojna trwa.", "Dobrze jest i słychać płacz" - tamte frazy dotyczyły zupełnie innych sytuacji, zupełnie innych czasów. To, że dziś Fisz i Bonowicz komentują rzeczywistość, używając podobnych zwrotów jak Waglewski komentował czasy komunizmu, wydało mi się autentycznie przejmujące.

Potem mamy jeszcze utwór instrumentalny i piosenkę o "bzykaniu pieniądza". Zwykle jednak zostaję "w drżeniu ramion, pęcin i serca" z wiersza, który recytuje autor "Ech". 

środa, 30 listopada 2016

Nagroda Fundacji im. Zbigniewa Herberta dla Michała Sobola

 
Źródło informacji: booklips.pl

Z powodu śmierci tegorocznego laureata Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. Zbigniewa Herberta, Larsa Gustafssona, organizatorzy odwołali uroczystość wręczenia nagrody. Zamiast tego 28 listopada w Muzeum POLIN w Warszawie odbędzie się wieczór poświęcony pamięci poety.

O wyborze Larsa Gustafssona na laureata Nagrody im. Zbigniewa Herberta 2016 jury zadecydowało na początku marca tego roku. W uzasadnieniu napisano, że „jego poezja to zaskakujące połączenie przejrzystości, prostoty i tajemnicy”. „Jury w osobie bodajże Michaela Krügera dzwoniło do niego. On się ucieszył, ale powiedział, że nie wie, czy będzie mógł przyjechać. Wtedy chyba jeszcze nie wyjawił, że jest bardzo chory. Uroczystość miała odbyć się w dniu jego 80. urodzin. Niestety nic z tego nie udało się zrealizować” – opowiadał w poniedziałek na antenie Programu 3 Polskiego Radia Adam Zagajewski. Gustafsson zmarł w Sztokholmie 3 kwietnia, na nieco ponad miesiąc przed planowaną galą wręczenia nagrody.


Fundacja im. Zbigniewa Herberta, pragnąc uhonorować wybitnego szwedzkiego poetę i przybliżyć polskim czytelnikom jego twórczość, postanowiła zorganizować wieczór jemu poświęcony. W spotkaniu udział wezmą przyjaciele, poeci, tłumacze – Anders Bodgård, Agneta Pleijel, Zbigniew Kruszyński i Adam Zagajewski. Maja Komorowska i Jerzy Radziwiłowicz przeczytają wybrane wiersze Larsa Gustafssona. Marcin Zdunik wykonana „Suitę” J.S. Bacha na wiolonczelę.

Kiedy Gustafsson już wiedział, że odchodzi, zasugerował, że ponieważ on nie może przyjąć tej nagrody, żeby fundacja dała ją polskiemu poecie, który łączy dwie jego wielkie pasje: poezję i filozofię” – mówił Zagajewski. Zgodnie z życzeniem Larsa Gustafssona, podczas wieczoru zostanie wręczona w jego imieniu nagroda ufundowana przez Fundację im. Zbigniewa Herberta. Jury w składzie Ryszard Krynicki, Paweł Próchniak i Adam Zagajewski przyznało to wyróżnienie Michałowi Sobolowi.



 O książce Michała Sobola "Pulsary" napisałem swego czasu kilka słów.
 

czwartek, 24 listopada 2016

Prezentacja Pańskiego płaszcza

Zapraszam na spotkania autorskie:

2 grudnia (PIĄTEK) o godz.18 - Brzeziny, Festiwal Puls Literatury
3 grudnia (SOBOTA) o godz. 17 - Dom Literatury w Łodzi.
8 grudnia (CZWARTEK) o godz. 18 - MBP w Tomaszowie Maz. pl.Kościuszki 18


Książka jest dostępna na Allegro

środa, 23 listopada 2016

Zachód i Płaszcz w ŁDK

15 listopada 2016r. ŁDK Promocja nowych książek Rafała Gawina i Krzysztofa Kleszcza

"Kwadratura Koła Młodych" - tak zatytułował spotkanie wydawca - Piotr Grobliński. Pod hasłem Młódź Poetycka kilkanaście lat temu ja i Rafał debiutowaliśmy, startowaliśmy w Konkursie im. Bierezina. Ciekawie - myślę - zabrzmiały nasze wiersze obok siebie. Piotr Grobliński (uparcie) dopytywał dlaczego podobieństwa brzmieniowe uznaję za interesujące, Michał - czego oczekujemy od czytelników i jaki jest cel naszego pisania. Spieraliśmy się o to, kto jest lepszy muzycznie - Maria Peszek czy Bob Dylan. Mówiliśmy o genezie  utworów, tytułów książek itd. Na koniec w sali zgasło światło. Czy to siła poezji? Awaria transformatora wyłączyła prąd w całej dzielnicy. Zatem na część nieoficjalną musieliśmy udać się spory kawałek od centrum.



niedziela, 13 listopada 2016

Jestem sypki jak piach

ORGANIZM "Plaża Babel", ThinMan Records", 2015.




Jest siła w niszy. Słusznie zaintrygowała mnie okładka - schowany pod fioletową narzutą człowiek. Zawstydzony? Zniszczony?

To płyta o rozpracowaniu miłosnych dołów. Piosenki o niekochanych lub nie umiejących kochać. Schowanych w siebie, nie rozumiejących siebie. Mentalne katharsis. O rozdwojeniu: "Mam podzielną uwagę, potrafię kochać i wciąż serce mieć jak kamień." O zagubieniu, pomieszaniu: "Ja naprawdę nie kłamię, chodzę po korytarzach mojej wieży Babel". Ciekawa muzyka, elektroniczny, mechaniczny, zimny sound - ale paradoksalnie, może dzięki dobrym tekstom - prawdziwy, ludzki.

Organizm nagrał już kilka płyt, ale jak to bywa nie słyszałem żadnej, nie wiem jak to się stało. Może dlatego, że - jak żartuje mój przyjaciel - "wciąż słucham Voo Voo" :D Aż nagle, idąc jakimś pokrętnym tropem, kliknąłem na YouTube w pieśń "Wydmy". I zostałem wciągnięty. Niesamowity rytm, podobnie uzależniający jak "Demon Cleaner" Kyussa, potem jakieś pokrzykiwania imitujące odgłosy tokujących ptaków. A więc gdy zamykam oczy, widziałem pawi ogon. Przy tym genialnie hipnotycznym wstępie można wizualizować sobie łatwo także połykaczy ognia albo tancerzy poruszających się w jakimś  transie (jak na fajnie zmontowanym obrazku). To piosenka, której można słuchać trzysta razy pod rząd, plus świetny tekst o chorych miłosnych układach: "Jestem sypki jak piach, wiatr już rozwiewa nas" , a potem: "Przecież długo i tak kleję się do obcych warg, paznokci i ud, włosów i stóp, które depczą mnie wspaniałomyślnie". Albo to: "Powiedz mi proszę, kogo mam udawać, żeby wreszcie poczuć się sobą".

Utworem, który od razu łatwo polubić jest "Doba hotelowa" - próba odnalezienia się, zdjęcia z barków ciężaru. Depresja i desperacja. Piosenka z głową w poduszce. "Mam dość. Łudzę się, łudzę się, łudzę się, łudzę się." Samotność jako lekarstwo na uczuciową paranoję. Odwyk od miłosnych histerii. Muzycznie - genialnie wykreowano tu chaos, jakiś skalpel nacina tkanki ciała... "Zużyłem wszystkie rodzaje miłości / Chodziłem w chmurach, brodziłem w mule, wzruszony do łez. Jadłem padlinę, uśmiechałem się gorzko, uśmiechałem się czule, już nie wiem czy umiem, czy rozumiem, czy chcę." Syntezatorowe efekty, które tu użyto, uderzenia w bębny - potęgują schizofreniczny nastrój.

Pierwszy na płycie, świetny na wstęp - "10 piętro"  - ma niepokojący, świetny bas. "Wychodzę od ciebie jakbym wychodził przez okno z dziesiątego piętra" brzmiący Wojaczkowo/Fonetykowo. Epifanijny tekst, próba zrozumienia chorego układu - "Ten chaos porządkuje nas". Muzycznie: świetny rytm i melodyjność, przebojowość!

"Promienie" - zaczyna się przyjemną melodią, ale kończy się to wiertarkowymi sprzężeniami. Jak co drugi związek w dzisiejszych czasach? "Chcę być promieniem, który chwilę świeci przez ciebie" - o pragnieniu oddania się drugiej osobie. W piosence "Nagrody pocieszenia" wersom "zrobiłem krok za długi, bo chciałem się zgubić", "nikt nie chce kochać, tylko chce być kochany" towarzyszy kosmicznie chłodna muzyka. W kosmicznych skafandrach robimy długie kroki.

Robią wrażenie traktujące o wypaleniu uczuć: "Odliczanie" i niepokojący "Kwiato-stan" - z frazami - "Dobrze, że pada, szybciej zmyje twój zapach" albo "Ja zostanę w tobie tylko w trzeciej osobie". Świat w rozsypce, tynki lecące na głowę: "Spraw, bym nie zakochał się już nigdy więcej".

Są jeszcze: przyjemnie monotonna "Oceania" - o tęsknocie za spokojem w duszy: "Ćwiczę się w chodzeniu po rozgrzanych węglach" czy "Babel" jak lądowanie na nowej planecie... Wieńczy płytę zimny jak sublimujący suchy lód: "Przegrałem" - ekshibicjonistyczne przyznanie się do życiowej klęski. Pytanie siebie "dlaczego coś czego nie ma, tak bardzo boli". Chłód z Depeche Mode. "Serce zawiodło mnie, serce teraz mam cię gdzieś". Fantomowy ból. Polecam posłuchać, aż do puenty, aż do oczyszczenia.

http://organizm.thinman.pl/


środa, 9 listopada 2016

"Ani ziemia jałowa, ani obiecana"



W piątek 11 listopada w Berlinie odbędzie się promocja książki "Ani ziemia jałowa, ani obiecana / Weder wüstes Land noch gelobtes".
W książce znalazły się dwa moje wiersze pt. "Bezwierzę" i "Kurort" i ich tłumaczenia autorstwa Bernharda Hartmanna.


 "Ani ziemia jałowa ani obiecana / Weder wüstes Land noch gelobtes" to tytuł polsko-niemieckiej antologii łódzkich pisarzy, ale też nazwa dwudniowej imprezy, w ramach której berlińskiej publiczności zaprezentowanie zostanie twórczość związanych z Łodzią artystów, reprezentujących różne dziedziny sztuki - literaturę, grafikę, muzykę i film. Tytuł wydawnictwa stanowi cytat z wiersza Przemysława Owczarka "sonnenaufang". Wydawcą książki jest Dom Literatury w Łodzi we współpracy ze SPP Oddział Łódź. 
Znalazły się wiersze następujących poetów:  Kacper Bartczak, Tomasz Bąk, Marek Czuku, Piotr Gajda, Rafał Gawin, Piotr Grobliński, Krzysztof Grzelak, Jerzy Jarniewicz, Zdzisław Jaskuła, Izabela Kawczyńska, Krzysztof Kleszcz, Monika Mosiewicz, Michał Murowaniecki, Przemysław Owczarek, Kacper Płusa, Maciej Robert, Robert Rutkowski, Andrzej Strąk, a także proza Marcina Bałczewskiego, Roberta Miniaka i Grzegorza Strumyka w tłumaczeniach Renate Schmidgall i Bernharda Hartmanna.

Noty o tłumaczach:
BERNHARD HARTMANN - ur. 1972 w Gerolstein (Eifel), studiował slawistykę, polonistykę i germanistykę w Moguncji, Wrocławiu, Roskilde i Poczdamie. Był pracownikiem naukowym uniwersytetów w Erfurcie i Wiedniu. Tłumaczy z polskiego na niemiecki teksty z dziedziny beletrystyki i humanistyki. Tłumaczył m.in. poezję Tadeusza Różewicza i Julii Hartwig oraz prozę Hanny Krall.

RENATE SCHMIDGALL - ur. 1955 w Heilbronn.1984-1996 praca w Deutsches Polen-Institut Darmstadt pod kier. Karla Dedeciusa, od 1996 samodzielna praca jako tłumaczka literatury polskiej (m. in. Chwin, Dehnel, Huelle, Kielar, Krall, Lawrynowicz, Nahacz, Sommer, Stasiuk, Szaruga). W 2001 otrzymała nagrodę Jane-Scatcherd-Preis Fundacji Ledig-Rowohlt, a w 2006 Europejską Nagrodę dla Tłumaczy miasta Offenburg i Fundacji Burda-Stiftung.

Informacje o imprezie



poniedziałek, 31 października 2016

Uwięzieni wewnątrz samochodu

PJ HARVEY "The Hope Six Demolition Project", 2016.



Tyle płyt się ukazuje, że nie nadążam. Moi bohaterowie nagrywają, a ja sobie słucham starego jazzu. Tak się porobiło. Wciąż nie przesłuchałem uważnie nowego Radiohead, Nicka Cave'a, Red Hotów... Wyjątkiem jest PJ Harvey. Jej tegoroczną płytę zakleszczyłem w odtwarzaczu i uważam za genialną. Ile to już lat minęło, gdy kupiłem jej album "Is this Desire?" w tomaszowskim sklepie płytowym naprzeciwko pedetu? Pamiętam w zatłoczonym autobusie miałem problem, by złożyć harmonijkę z książeczki płyty, wśród dziwnych polaroidowych zdjęć - było m.in. martwego ptaka. Właśnie sprawdziłem - to było osiemnaście lat temu! 

Z tym, że moje zauroczenie muzyką Poli, zaczęło się od "Down By The Water" - to było zapewne w 1995 roku. Od tamtej pory bezkrytycznie przyjmuję każde jej nagranie. Jej pierwsze płyty dotyczyły sfery intymnej, wystarczyło spojrzeć na okładkę "Dry" - zbliżenie na pokryte szminką usta. Ileż było emocji, gdy wzywała kochanka w "Oh My Lover", gdy groziła mu śmiercią jeśli odejdzie, gdy chciała go zatrzymać tylko dla siebie ("Rid of Me"), gdy tańczyła na pustyni wokół jego butów w "Send His Love To Me". Zasłuchiwałem się w jej hymny pękniętego serca, np. w genialny "The Dancer", w jej wariacki bunt, np. "Who The Fuck?" albo szepty, łkania. Czyż nie była genialna wyśpiewując euforię miłości, machając torebką w "Good Fortune"? Albo gdy skakała na dmuchanym materacu w "Black Hearted Love"? A jej niezwykłe wykonanie "Grow Grow Grow" z cytrą zamiast gitary? Tylko za to postawiłbym jej pomnik - Kościuszko musisz się posunąć!

Pola Janina - to dziś dojrzała kobieta. Przestała już opisywać swoje uniesienia, zajęła się reporterską obserwacją świata. To już druga taka zaangażowana płyta. Pierwsza - "Let England Shake" z 2011 roku, sięgała w tekstach do historii Anglii. Słuchaliśmy o ziemi nasiąkłej krwią. Szczególnie polubiłem podniosły "The Glorious Land" (ta myśliwska trąbka!) o tym, że tę ziemię nie orały pługi tylko czołgi i maszerujące stopy.

"Widzę i opisuję" - tak mogła kombinować PJ. Materiał powstawał w czasie jej podróży po nietypowych miejscach - Bałkany, Afganistan, ale i amerykański slums, z którego widać Capitol. Jej język jest brutalny: "dzieci wkładają patyki w ludzkie gówna", "w całej dzielnicy jest jedna restauracja, szkoły wyglądają jak gówniane nory, to jest miasto ćpunów i zombie, no cóż, takie jest życie".

Wszystko zaczyna się od typowego radiowego hitu. Przebojowa nuta tłumaczy tytuł - chodzi o koncepcję masowego wyburzania starych domów w Waszyngtonie. Puentą są słowa "teraz zbudują tam Walmart" - śpiewane przez chór gospel, jakby było to Alleluja! Oto lakoniczny komentarz do działań na rzecz najbiedniejszych. W polskich realiach brzmiałoby to jakoś tak: "Hura! Zbudują nam Biedronkę!"...
Duże wrażenie robi złowrogi "The Ministry Of Defence" - prawdziwie dźwiękowa apokalipsa. Jak soundtrack do zbliżającej się do Europy armady statków z uchodźcami z książki Jeana Raspaila "Obóz świętych"... Brrr...
Śpiewane jakby nieśmiało głosem małej dziewczynki: "A Line In The Sand" to relacja z jakiegoś przeklętego obozu dla uchodźców, gdzie ludzie wyrywają sobie porcje żywności, jedzą "zimne końskie kopyto". W jednej zwrotce: i wątpliwości, i wiara w ludzkość. 
Dźwięki saksofonu zaczynają czwarty utwór. "Chain Of Keys" to opowieść o kobiecie, która pilnuje piętnastu domów, których właściciele wyjechali i już nie wrócą. Ogrody zarastają, domy się rozpadają...
"River Anacostia" to dla mnie pieśń konających, którzy za chwilę zobaczą Boga... Niezwykle brzmią powtarzane "Wade in the water, God's gonna trouble the water"...
Piosenka "Near The Memorials To Vietnam And Lincoln" - sklejone dwie migawki: chłopiec udaje, że karmi szpaki, starszy człowiek grzebie w śmietniku, otwiera pokrywę do podziemnego świata... Refren i tyle.
"Orange Monkey" ma piękną melodię, a w tekście 50 milionów lat bólu, dziurawe drogi zmieniające się w autostrady i małpka wstająca na dwie nogi...
"Medicinals" - z saksofonem podkreślającym główną melodię i refrenem, w którym przekrzykują się rośliny zielne: sumak, oczar wirginijski, i sasafras, i trawa - palczatka preriowa...
"The Ministry Of Social Affairs" ma jazzowy klimat i dość monotonne bicie gitary. PJ opisuje tu piekło, które widzi ze swojego samochodu, żebraków, beznogie psy... "That's what they want, oh yeah / Money, honey" - wszystko to wwierca się w mózg...
"The Wheel" brzmi przyjemnie - ale tekstowo to znów przerażający przekaz o znikających dzieciach - porwanych, wywiezionych? W teledysku - albańska prowincja, PJ przyłącza sie do weselnego korowodu, widzimy karuzelę łańcuchową, wirujące postacie, chmary ptaków, śmietniska...

Z czym nas zostawia ta płyta? Słyszymy odgłosy jakieś zaludnionej ulicy, ktoś wyciąga ręce i powtarza "Dollar, dollar"... A my jesteśmy uwięzieni wewnątrz naszego samochodu. Jest jazz, jest nasza bezradność. Co z mądrością - nie jest do końca jasne.

środa, 19 października 2016

Pański płaszcz - moja nowa książka

42 wiersze. Po 4 latach (olimpijski spokój) wkrótce ukaże się moja książka "Pański płaszcz". Właśnie pojechała do drukarni...

Poniżej spis treści.



sobota, 15 października 2016

Liny windy w ustach.

BRONKA NOWICKA „Nakarmić kamień”, Biuro Literackie, Wrocław 2015.

Tegoroczna Nagroda Nike wywołuje – jak słyszę – różne emocje. Jeśli dobrze zrozumiałem dużą wątpliwość wzbudza sam rozmiar nagrodzonej książki – to zaledwie 53 strony prozy poetyckiej, strony nie zawsze wypełnione w całości. Autorka skondensowała jednak tak wiele zapadających w pamięć obrazów, że takie zarzuty mógł formułować tylko ten, kto książkę zaledwie przekartkował.
Te obrazy, które wylęgają się podczas lektury porównałbym do teledysków Toola. Te dziwne człekokształtne postacie trzęsące się, sięgające w jakąś pustkę, otwierające tajemne skrzynie... A tu przedmioty: mydło, grzebień, walizka... Na okładce taki toolowy gałganek. Przemoc, udręka, ból, smutek.
Najlepsza z próz ma tytuł „Guziki”. O chorej na Alzheimera mówi się tu „Babka” i się ją „hoduje”. Grube, potoczne słowa: „połowę urżnęła”, „zesrałam się”, żywe sformułowania typu:  rozbebeszyła szafę, „krecha pociętych drzwi” kierują nasze myślenie w stronę opisu bezsensownej mordęgi. Tymczasem ostatnie dwie linijki to niezwykłe zdania, które wyrażają istotę człowieczeństwa, obronę życia kochanej osoby, nieważne, że chorej, że nieświadomej. 
Dobrą prozę poetycką pisze się w ten sposób, by jakimś zdaniem przeszyć nas na wskroś: „Umarli słodzą tylko wtedy, kiedy wetkniemy im w ręce łyżeczki i sami zataczamy koła po dnach szklanek.” 
Nowicką interesuje szpetota. Wyobrażam sobie, że przygląda się zdaniom jak Beksiński, gdy malował jakiś surrealny koszmar: oto opis pana głupka - „Usta założył na lewą stronę, więc mówi sobie w brzuch”, „Gdy idzie, rozdziawia i zamyka usta, jakby nie posuwał się po ziemi, tylko przegryzał powietrze.” Niezwykłe są fragmenty opisane z perspektywy dziecka. Dziecko obserwuje opiekę nad chorym, widzi zmarłego dziadka, ssie swoje kolano, wyobraża sobie śmierć ptaków w locie, wkłada pod język kamień. Albo słucha o wojnie: „Lalkę miałam z pałki do ucierania ciasta. Nie było masła, cukru - pałka była na nic. Ciotka wypaliła jej oczy drutem rozgrzanym nad świeczką, na głowę dała gałgan, uszyła sukienkę. Ale myśmy nie mieli młotka. Jak trzeba było wbić gwóźdź w but, co się rozlazł, lalkę się rozbierało i taka goła to był młotek.” 
Mierzymy się z pokrętną, dziwną logiką: „Dziecko chce mieszkać w suczym brzuchu. Rodzić się w nocy, być lizane z krwi, rano wracać: czołgać się do domu przez tunel w psie”. „Kamień jadł ten widok razem z dzieckiem, które już wiedziało: wyżywi się kamień czymkolwiek, co przejdzie przez zmysły.” 
W tej logice zwierzęta śpią inaczej niż ludzie, ręce są bytem niezależnym od osoby... Zachwyca precyzja opisu: np. dramatu dziecka obserwującego śmierć ryby albo dziecka bitego przez ojca, oczekiwanie na śmierć jak na pociąg. Możliwe, że gdzieniegdzie jest za dużo patosu, np. gdy uosobiony jest smutek albo niedziela. Chybiony (efekciarski?) wydaje mi się tekst „Szafa”, ale wystarczy, że tę książkę czytałem inaczej, zapamiętałem więcej: „widzi w jego ustach liny windy, którą zjechał w dół” albo „Pewnego dnia ojciec znalazł ręce. Swoje własne.”
Gdy jestem w księgarni czuję się nieswojo – przerażają mnie te grube tomiszcza wypełnione watą. Wznoszę toast za  zwycięstwo cienkiej książeczki z poetycką prozą. Jej zwycięstwo biorę za zwycięstwo poezji.

piątek, 14 października 2016

Nobel dla Boba Dylana

Nobel dla Boba Dylana cieszy, bo mieszkam wśród jego dźwięków i słów. Słów.
W nowej książce taki dialog z Mistrzem: