
Poezji zarzuca się hermetyczność, słynne: "co poeta miał na myśli?". W narzekaniu na poezję słychać: że patetyczna, że nadmiernie ironiczna, że wydumana, że mętna, trudna, niepotrzebna. Słyszałem nie raz: "Nie rozumiem poezji, nie znam się na poezji." albo "Nie lubię poezji."- nawet z ust prowadzącej wieczór autorski. Prowadząca audycję literacką wypowiedziała na antenie radiowej: "Przepraszamy państwa, że tak długo o tym, [o poezji] - wreszcie wyczekana przez państwa piosenka."
Ale są tacy, którzy nie tylko czytają, ale jeszcze chcą spotkać się z autorem, a nawet posłuchać jak czyta.
Media nie czują zupełnie potrzeby informowania o takich wydarzeniach jak spotkania autorskie. Ale poezja, choć dziś zepchnięta na margines kultury, umie zwyciężać: nad plastikiem, popem, drętwą gadką polityka, kabaretem, grillem, kryminałem i tysiącem innych rzeczy, które przeminą. Zwycięstwo książki poetyckiej jest przesądzone. To prawda, że większy nakład ma gazetka z Lidla, czasopismo z modą, tygodnik, który przez wszystkie przypadki odmienia nieistotne zdarzenia. Zwycięży nad newsem z Sosnowca, nad newsem z Wiejskiej, nad przepisami kulinarnymi z telewizji śniadaniowej, nad nokautami Pudziana, rzutami karnymi, nad "Koko koko Euro spoko".
Dla tych, którzy wierzą w takie zwycięstwo odbyło się czwartkowe spotkanie. Prowadził je Piotr Grobliński. Przeczytałem wybrane wiersze z mojej książki "Przecieki z góry", tłumaczyłem się z "akwatycznych motywów", mówiłem o inspiracjach poetyckich i muzycznych, o ilustracjach Marzeny Łukaszuk. Podrwiłem trochę ze świata popkultury, mówiłem: "Wszystko dodzi się, saleci", ale gdy się poszuka, można pokonać popowy chłam. O swoich wierszach mówił też Grzegorz Ryczywolski, zwycięzca konkursu na debiutancki tomik w konkursie skierowanym do studentów, organizowanym przez Kwadraturę i UŁ, autor „Wiosennych porządków”.

Z pozytywnym odzewem na wszelkiego rodzaju spotkania poetyckie, czy to wieczory autorskie czy inne, jest naprawdę trudno. Wczoraj w Częstochowie odbyło się spotkanie z okazji rocznicy urodzin Haliny Poświatowskiej. Cóż, przybyła tylko grupka osób. A większość tylko dlatego, że była zaangażowana w przygotowanie tego spotkania. Nie można się dziwić co do tradycyjnego spaceru śladami poetki, bo pogoda nas nie rozpieszczała i w ulewnym deszczu staliśmy nad grobem. Ale jak widać, dla chcącego nic trudnego. I zamiast siedzieć w ciepłym domu przed telewizorem, lepiej było się wysilić i przemoczyć buty...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Michał