piątek, 5 maja 2017

Abrakadabry, kierat i kurdybanek

ZYTA BĘTKOWSKA „Dwa chutory”, Mamiko, Nowa Ruda 2016.


Ponad 10 lat temu autorka wklejała swe wiersze na kultowym portalu Nieszuflada. Stopniowo jej wiersze nabierały własnego stylu i zyskiwały grono fanów. Pomysł, by je zebrać po latach i wydać – jak sama mówi – był kaprysem. Nie towarzyszyło temu gestowi żadne ciśnienie. Żaden redaktor nie dłubał we frazach. Aż tu nagle! Tomik został uznany za najlepszy na Festiwalu Poetyckim Złoty Środek Poezji przez zacnych jurorów profesora Śliwińskiego, Jakuba Kornhausera i Adama Wiedemanna.

Ten pokaźny zbiór wierszy (może jest ich o kilka za dużo) z życia wziętych, pokazuje jak poetycki język potrafi rozszczepić zwykłą szarość na feerię kolorów. Oto wiersze: o codziennych załamkach, wspominki niebogatego dzieciństwa, refleksje nad przemijaniem. Misz-masz tematyk: erotyki obok fraz o przemocy domowej, o tym, że życie daje w kość. Albo np. o dziadku, który musi się pogodzić ze śmiercią ukochanego konia. Albo o grze w kierki, o wędrowaniu z kijkami - nordic walking...

Językiem u wagi jest metaforyka. Sztuką opisać romans (klimat Stasiuka) w istocie opisując łąkę po drugiej stronie Sanu. Sztuką zrelacjonować pogrzeb w taki sposób: „na szarfach mdły podmuch / kołysze miłość wypisaną fikuśnie zwietrzałym markerem”, „trzeba się roić, posłusznie i prędko wybrzęczeć” (czuję tu jakąś pszczelą konotację z Sylvią Plath).

Wyróżnikiem tej poezji jest używanie słów „lepszego miotu” (niekiedy może i ich nadużywanie). W niektórych tekstach aż się prosi o przypisy. Czy po to, by ocalić archaizmy przed niepamięcią? Czyż nie brzmią one jak zaklęcia, jak abrakadabry? Smaczne jak rodzynki wetknięte w sernik: kantar, brewiona, kiełzno, dewajtis, wyczyniec, marioneta... Język gładzi świat! W wierszu „oikos” - rzecz o tym, że łemkowskie chaty stawały się oborami – mamy takie nagromadzenie niełatwych słów, że wiersz staje się tajemnicą, którą trzeba wygooglać, czytelnik staje się trochę archeologiem z pędzelkiem: chyża, alkierz, sąsieki, plewnik, caryny, czuchanie, porohy, sadyba, zahata, jabłoń eleusa, buk pankreator, kondakia, jojkać, Maryja Oranta. To jak przygoda!

Zyta swoją zwyczajną przestrzeń stroi w ciekawe konteksty: np. „W kałużach – mozaiki Eschera.” Tworzy zapamiętywalne frazy: „Jaki jest sens wyrzeźbić drzewo z kawałka drewna?”, „Czasem żeby odnaleźć trzeba się oszukać”, „Jak gąbka nasączona do granic rozpadu / przestaje wiedzieć, czy bardziej ona jest / w wodzie, czy raczej to woda jest w niej.

W jednym z wierszy linia na monitorze sprawdzającym akcję serca zaczyna przypominać to kreskówkę Balum-Balum „La Linea”, a zaraz plenia - pełznącą masę, złożoną z tysięcy maleńkich larw muchówki.

Są tu urocze wersy pełne czułości: „Szukaj nisko, przy ziemi dwóch rąk oplecionych / tak ciasno, że paznokcie sinieją i krwawią.” albo „A ja wtedy myślałam, / że to pasieka pachnie tobą, i wiatr tobą, i rondelek / w kredensie spiżarki”. Bardziej znaczącym wątkiem wydają się jednak opisy smutków i deprecjacja: „Nigdzie nie będę szczęśliwa, jeśli zabiorę tam siebie.” Jak załamka to na całego: „Niech tchnienie / ominie torfowe pecyny, niech oddech ugrzęźnie w bulgocącej mazi.

Ale zawsze jest niebanalnie! Weźmy taką frazę z wiersza „Guernica” opisującego śmierć: „Dłoń wędruje szlakami wystudzonych słów, / rzucanych po łacinie, lub jeszcze bardziej / martwym językiem.

Lubię „pomysły Zyty”, w których „rozbraja słowa”: „Przecież Inson to tylko taki park.”, „Kiedy wiara postrada marną jotę, słyszysz: wara, wara...”, lubię humor: „biobokobrody – ekopretekst na niesłuchanie mojej modlitwy”, albo te zaskakujące zbitki słów: „jojczy najprawdziwszy monochord”, „podszyty wiatrem kierat”, „brudna nadzieja, / że z nasion ostu wzejdzie kurdybanek.”
Piękny jest wiersz „if”, o ojcu i synu, którzy trzymają „kciuki w ustach pełnych wody”.

Przenikają się w tej książce rustykalna, biedna przeszłość z teraźniejszością, nakłada się pianie koguta na „koszmarny wav'e” współczesności. Kombinuję sobie, że fragment wiersza „ablucje”: „Cicho czekałam, by mocno nadąć chwilę / jak kolorowy odpustowy balon.” w jakiś sposób opisuje metodę poetycką autorki „Dwóch chutorów”. Oto wybrzusza się materia świata, unosi się, uwodzi, cieszy oko.

1 komentarz: