sobota, 20 lutego 2010

Mój wiersz tygodnia (13)


Autor: Piotr Gajda

Czy istnieje w ogóle coś takiego jak rockowa poezja? W antologii Marka Zgaińskiego „Poeci rocka”, tak o tym pisze Sławomir Magala: „Nie ma specjalnej tradycji pisania przedmów do poezji śpiewanej. Bo też poezja, którą się śpiewa, nie jest przez poetów do poezji zaliczana. Nie wiem, czy Bruce Springsteen albo Frank Zappa zostaną zaproszeni na jakieś forum w rodzaju „Poetry International”, a wiem, że Bob Dylan trafia na warsztat krytyków literackich dopiero dziś, kiedy już przestał być młodziutkim idolem młodzieży”.

Doskonałym przykładem prób zerwania z wizerunkiem „rockowej gwiazdy” był Jim Morrison, który jako frontman The Doors usiłował skończyć z emploi rockowego idola i skupić się na poezji; stać się po prostu poetą i to bynajmniej nie rockowym lecz lirycznym. Jako James Douglas Morrison opublikował m.in. „Władców. Nowe Stworzenia” i „Dzikie pustkowie”, tomy pełnoprawnej poezji. Jeszcze jako bożyszcze Ameryki takimi utworami jak „The End” czy „Celebration of the Lizard” przekraczał subtelną granicę dzielącą ambitną rockową kompozycję od poezji.

Jak bardzo to „cienka, czerwona linia” niech zaświadczą poniższe przykłady - wiersze połączone wspólnym tematem - z których jeden jest jednym z najbardziej znanych wierszy amerykańskich XX stulecia, drugi zaś pochodzi z płyty „The Final Cut” zespołu Pink Floyd - grupy niemniej słynnej niż The Doors i jest tym, co Amerykanie i Anglicy nazywają ładnie - "lyrics". Autorem "Śmierci strzelca z wieżyczki bombowca" jest Randall Jarrell, poeta amerykański, wykładowca literatury oraz jeden z czołowych krytyków poezji amerykańskiej, który zginął w nie wyjaśnionych okolicznościach, prawdopodobnie śmiercią samobójczą. Roger Waters, konfliktowy członek zespołu Pink Floyd i jego samozwańczy lider, to z kolei autor "Powrotu bohatera".

Uchylając się od odpowiedzi na pytanie postawione przeze mnie na samym początku tego posta napiszę tylko tyle, że na mnie działają one z tą sama siłą nalotu dywanowego w wykonaniu superfortec B-52.

RANDALL JARRELL

Śmierć strzelca z wieżyczki bombowca

Wprost ze snu matki wpadłem w Państwo; w jego brzuchu
Kuliłem się, aż mokrą sierść oszklił mi całkiem
Lód. Sześć mil ponad ziemią, śnionym przez nią życiem,
Zbudził mnie czernią ostrzał i koszmar myśliwców.
Po śmierci wypłukali mnie z wieżyczki szlauchem.


ROGER WATERS

Powrót bohatera

Jezu, Jezu, o co tyle szumu?

Tym niewdzięcznym malcom trzeba natrzeć uszu.
Kiedy byłem w ich wieku, światła zgasły tam i tu.
Czasu brakło na trwonienie westchnień, słów.
I nawet teraz jakaś część mnie
Leci nad Dreznem w Aniołku Jeden-Pięć.
Choć nigdy nie pojmą, że za moim sarkazmem
Kryje się rozpacz wspomnień.

Ukochana, czy już mocno śpisz? To dobrze.
Tylko wtedy mogę mówić z tobą szczerze.
Bo jest coś, z czym chciałem zdradzić się.
To wspomnienie zbyt bolesne
Aby mogło przetrwać w dzień.

Gdy w końcu wróciliśmy z wojny,
Na drzwiach wisiały proporce i flagi.
Ulice wypełnił taniec i śpiew
I zabiły kościelne dzwony.
Lecz w sercu moim płonie
Tli się wspomnienie słów
Konającego strzelca w interkomie.


czwartek, 18 lutego 2010

Baśń o bałwanie



Autor: Krzysztof Kleszcz

Dziś wreszcie ulepiłem synowi bałwana. Paradoksalnie, w dniu odwilży. Wcześniej choć nasypało go po kolana - śnieg zupełnie się nie lepił. Syn zauważył, gdy wracaliśmy nocą, że bałwan patrzy w gwiazdy. A mnie oczywiście w głowie kwitł wiersz Grzegorza Ciechowskiego.

BAŚŃ O BAŁWANIE

wiosna
topniejący bałwan
ze zdumieniem
odkrywa w sobie
czarny od sadzy
pogrzebacz
teraz umiera w spokoju

szczęśliwy kto dotknął
rozżarzonej granicy
swojej tęsknoty

wtorek, 16 lutego 2010

Muzyka modyfikowana genetycznie



MUSE "THE RESISTANCE", 2009.

Autor: Krzysztof Kleszcz

"Chcę być egzorcyzmem dla twoich demonów z przeszłości." - usłyszałem."A proszę bardzo, ale wątpię w czystość intencji, tu chodzi o wypełnienie Wembley."- mruknąłem, by potem z każdym przesłuchaniem miotać się między tezą, że to muzyczni geniusze, bracia w wierze, najlepszego zespołu świata - Radiohead, a tym, że to hochsztaplerka, podróba, genetyczna mutacja!
Jedno jest pewne Muse mają talent do melodii. Pierwsze dźwięki "Uprising", a już na pewno "powstańczy refren" zapadają w głowę od razu. Będziemy zwycięzcami! To hymn pluszowych misiów, które mają uwierzyć, że kiedyś zmienią się w niedźwiedzie. Przy każdym "hey!" czuć emocje tłumu, prawie jak w "We Are The Champions". Tytułowy "Resistance" zaczyna się tajemniczo, a potem tandetna solówka klawiszowa, prawie jak w "I Like Chopin" Gazebo. Pełna pompa, refren znów pod Queen. "Miłość to twój opór", czy jakoś tak.
Przebój "Undisclosed Desires" to bardziej pop niż rock. W teledysku: głośniki poruszają się po szynach, tancerka oddaje się zwariowanej ekstazie. Struny gitary są szarpane przez jakiś dziwny mechanizm: Jean Michel Jarre jako konstruktor dziwnych instrumentów był cieniasem.
W "United States of Eurasia..." jest pianinko, numer rozwija się powolutku... aż do 1:17 gdzie Bellamiemu rosną wąsy, wykrzywiają się zęby, kurtyna opada. Freddie Mercury is alive! Szaleństwo... Kopia? Pastisz? Błazenada? Nie wiem, ale wiem, że to działa! I to nie wszystko... struny gitary Briana Maya nagle zmieniają się w klawisze fortepianu. Jesteśmy na Mazowszu, w Żelazowej Woli albo nad Pilicą, Chopin wśród wierzb.
"Guilding Light" brzmi jak olimpijski hymn, "MK Ultra" ma świetny refren, tyle, że dość natrętnie przebojowy, zaś szaleńczy początek "Unnatural Selection" ciekawie, niespodziewanie przeradza się z w niepokój. W "I Belong To You (Mon Coeur S'ouvre A Toi") Bellamy zaczyna kabaretowo, by nagle wyciągnąć jokera z rękawa, czyli zaśpiewać manierą Thoma Yorke'a z "Pyramid Song"... (to "u-u-u-u-u-u-u-u-ooouu")...
No i jest jeszcze "Exogenesis Symfonia Part I-III" fuzja muzyki poważnej i rocka. Takie próby mają tylu zwolenników co przeciwników. Górnolotnie, pompatycznie jak u Jarre'a. Początek częsci III to nastrój godny stanu nieważkości.
Zatem przyklejam etykietkę "muzyka modyfikowana genetycznie". Nasyci cię, ale zostawi cię ze strachem o efekty uboczne.

Rajd Diego Maradony


JACEK DEHNEL „EKRAN KONTROLNY”, Biuro Literackie, 2009.
Autor: Krzysztof Kleszcz

Pierwszej lekturze "Ekranu kontrolnego" towarzyszyło mi wrażenie, że oto Jacek Dehnel to poetycki Diego Armando Maradona, który nie strzeli bramki zwyczajnie, tylko musi minąć sam sześciu przeciwników.

Konsekwentne stosowanie klasycznej poetyki z rymami to dziś rzadkość. Powszechny jest pogląd, że rymować mogą, oprócz fanów Asnyka i Konopnickiej, tylko hiphopowcy. Współcześni poeci boją się rymów jak kiczu (zgadza się, nie wszyscy, są jeszcze Suska, Różycki...). Ale tu tylko przez chwilę może się wydawać, że Jacek Dehnel przegrywa ("Piosenka o garstkach" z rymami dość oczywistymi np. rozumie/nie umie, tata/lata, nowa/słowa).

To już piąta książka młodego autora. Od dawna jego poetyka to znak jakości. Zawsze było w niej wiele charakterystycznych gadżetów - staromodnych słów. Jest też sporo słownictwa popkulturowego, potocznego np. you-tube, gajer, skejci, czteropak. Historie opowiedziane przez autora intrygują i prowadzą do przejrzystej, czytelnej puenty. O tak, to też znak jakości, bo wielu współczesnych poetów, treść i puentę zakopali w kompostniku.
Zatem historii tych jest duża różnorodność: spotkanie z bażantem, logowanie się na gejowską stronę www, wizyta w KFC, wrzucenie datku żebrakowi... Godnym fantastycznych pomysłów Stanisława Lema, jest wiersz „Posterity”: oto jest XXIII wiek i naszą ludzką marność uzmysławia niezwykły dialog.
Z innego wiersza "Ph.Glass: Glassworks - 5. Facades" nie sposób nie zapamiętać zachwytu nad świetlistym widmem we mgle: „Kiteź – myślałem – tak, Kiteź miasto pod taflą lodu, którą wznosi ta mgła, mgła i siódma trzydzieści, i słońce odbite: Jeruzalem Niebieskie, Atlantyda, Citta del Sole – dureń. Zwykłe załamanie światła (...)”

Jest cała gama środków poetyckich: metafor "Jakiś brzydki liszaj, czas, wdał się i nie puszcza.", błysk aliteracji: "i krzemień ostry i osty cierniste", ironii (o barze KFC) "Patrzysz znad paśników". Autor czasem szarżuje: "na prawo od erekcji plakat z Annie Lennox" , "ochłap ludziny".
Tej różnorodności może nawet za dużo. Na minus zapisuję kilka próz poetyckich (np. „Noc w Elizejskiej...”), które mnie nie przekonały, może tomik ich pozbawiony byłby celniejszy?

Zazdroszczę autorowi umiejętności obrazowania: np. w wierszu "Wizjer" jest patrzenie przez przerębel: „tutaj na kolanach, z okiem blisko tafelki, patrzy się i wierzy / w inne: obłe, oślizgłe, zmiennocieplne, denne."; w wierszu "Bażant": "spokojny jak na tej tablicy z łańcuchem pokarmowym, w książce od biologii. (zjadał stonkę, na niego za to się sposobił lis)." albo w "Pleśni (Warszawa Centralna)": "wrzucasz do kubeczka pięć złotych, szmaty mówią "Sto lat panu, sto lat!" i grają na organkach ta-da ta-da taaaa-da".
A historia podobna, do opowiedzianej przez Tomasza Pietrzaka o trylobicie, czyli „Urartu”, to dla mnie wiersz idealny. Bez zbędnej frazy. „Po sztuce kulinarnej Urartu nie został nawet pęczek rzodkiewek”, „Co byście powiedzieli, gdyby was wyrażał gipsowy święty Józef, pół szklanki z Ikei, ortalionowy strzępek przechowany w piasku?”.

No i wreszcie prawdziwym, że wrócę do piłkarskiej metafory, rajdem przez pół boiska, jest poemat, cykl 12 sonetów. O tym, co wulgarnie i celnie wyśpiewał Grabaż z Pidżamy Porno "Bomba trafiła w środek tłumu / Wcale nie chce mi się rzygać”.

Zatem "Nie masz słów na tę boleść, której nie przeżyłeś." brzmi tu znacząco. Można ją odczytać, jako pewną bezradność poezji wobec cierpienia. Poeta słyszy ("A w głębi, na schodach / szumi krew w żyle świata jak wysoka woda"), ale czuje, że słyszeć to za mało. Odpowiedź na pytanie postawione w innym wierszu: "Ale co jest prawdziwsze: czy to co przeżyte, czy to, co przeczytane?" jest oczywista. Zatem, czy tylko przechodząc przez osobiste traumy można napisać wielką poezję?

Jeśli przyjąć, że słowa z ostatniego sonetu to swoista samokrytyka: "I wszystko kwadratowe. I wszystko na siłę.", to zastanawiam się, czy gdyby świat poety nie był taki bezpieczny, czy napisałby jeszcze mocniejszą książkę?

niedziela, 14 lutego 2010

Zielona wyspa na mapie UE


Autor: Piotr Gajda

Remont nie ma nigdy nic wspólnego z twórczością Reymonta. To raczej przymusowe zesłanie w głąb piekła, w którym diabli wiercą dziury wiertarkami udarowymi, kują ściany pneumatycznymi młotami, kładą gładzie, docierają ściany, kurzą i pylą. Ziemia obiecana, to efekt końcowy – cisza, ład i porządek wokół, wreszcie wszędzie czysto i poukładane. Znów wiesz, gdzie co masz; ważny dokument, książkę o Lemie, płytę Genesis. Ale diabli wciąż zacierają ręce, ponieważ w tym kraju, żeby przeprowadzić się do większego lokum, by mieć jakieś lokum dla siebie i rodziny, trzeba podpisać własną krwią cyrograf z bankiem. A potem godzić się na wszystko; na ekonomiczny przymus, strach przed utratą pracy, na sny, w których wyrzucają cię z mieszkania wprost pod most. Na to, że odbiorą ci jakąś część człowieczeństwa, abyś w zamian mógł żyć jak człowiek. Stąd nowe regały, które kupiłeś za to, co zostało ci z pieniędzy pożyczonych od banku i z tego, co zabrał ci notariusz, żeby zalegalizować rozbój, dokonany na tobie w biały dzień i w świetle prawa. Półki, na których wreszcie zmieszczą się wszystkie twoje książki, filmy i płyty, od obcowania z którymi jesteś jaki jesteś. Będziesz miał w końcu swoje miejsce, gdzie napiszesz wiersz, stół, przy którym przyjmiesz przyjaciół od lat czytających te same co i ty książki i słuchających tych samych płyt. Paradoksalnie będziesz odrobinę bogatszy, choć z debetem na koncie, brzydkim strachem o etat i o to, że w razie czego będziesz musiał sprzedać to wszystko. Lecz zanim to się stanie (jeśli w ogóle) powstanie jeszcze trochę wierszy, które aby móc napisać musisz przecież jakoś żyć.

Wajchy Gregorija




Autor: Krzysztof Kleszcz


Publikacja w nr 3 (6) 2009 "Arterii"

Numer można nabyć w sieci Empik



czwartek, 11 lutego 2010

Wielkie litery



Autor: Piotr Gajda

Z prawdziwą przyjemnością pragnę zaanonsować najnowszą książkę Czesława Markiewicza. „Majuskuły” ukazały się w 2009 roku w krakowskim Wydawnictwie „Miniatura”.

Tom zawiera wiersze -„eseje” o literaturze. Otwierający tekst zaczyna się od słów: tadeusz różewicz wychodzi do pracy, ostatni wiersz otwiera incipit stary poeta miał dwadzieścia cztery lata. i ocalał; - tak więc Tadeusz Różewicz „prowokuje” narodziny i śmierć poezji. Pomiędzy znajdują się teksty-„rozważania” o charakterystycznych tytułach (m. in.: „Ziemia Tokarczuk”, „Dostojewski czyta Stasiuka”, „Rafał Wojaczek wychodzi z Cyganerii”, „Śniadanie u Chrystusa” czy „Kaprys Einsteina” ). Przewrotność idei tego tomiku „ucieleśnia” dystychiczny epigramat pt. „Joe Alex tłumaczy”: Podwójne życie Alicji nie jest/ pospolitą zdradą.// Lustro nie służy/ do żadnego dialogu.// Cała Odyseja to wyznanie Molly:/ Leopoldzie jestem wierna.// Królik jest Freudem/ Freud jest królikiem. Nie rzecz więc w ordynarnym „życiopisaniu”, ale w wyrafinowanej sublimacji tzw. życia w tzw. literaturze (albo odwrotnie) – zdaje się więc brzmieć przesłanie „Majuskuł”.

„Majuskuły” do nabycia u Wydawcy: miniatura@autograf.pl


* CZESŁAW MARKIEWICZ - Ur. 1954 r. w Zielonej Górze. Poeta i prozaik. Dziennikarz Radia Zachód. Opublikował m. in. zbiory wierszy Modlitwa oszukanych (1977), Moja wina (1998), Ale i tak (2007), opowiadania Made in life (1995) oraz powieści Przezroczysty (2002), Zemsta Fabiana (2004). Publikował m.in. w czasopismach: „Poezja”, „Literatura”, „Nowy Wyraz”, „Borussia”, „Pro Arte”, „Pro Libris”, „Autograf”, „Akant”, „Topos”, [fo:pa], „Wakat”, „Red”, „Śląsk”, „Wyspa”, „Poezja dzisiaj”, „Fraza”, „Portret”, a także w wielu antologiach (np. Poeta jest jak dziecko, Spalony raj). Laureat wielu konkursów literackich oraz Lubuskiego Wawrzynu Literackiego (1996) i dwukrotnie Nagrody Kulturalnej Prezydenta Miasta Zielona Góra (1992,2004).

wtorek, 9 lutego 2010

Ofelia w Piotrkowie



W najbliższy piątek w piotrkowskim Ośrodku Działań Artystycznych odbędzie się wernisaż wystawy Agnieszki Kowalskiej-Owczarek "JESTEM OFELIA – projekt Całuny”.

12 lutego 2010, godz. 18.00, Galeria ul. Dąbrowskiego 5, Piotrków Trybunalski

”Stworzyłam figurę kobiety – Ofelii. Wybory egzystencjonalne Ofelii są dla mnie równie ważne jak wybory Hamleta. W niespełnionym samobójstwie Ofelii jest coś, co przynosi zbawienie. Jeśli bowiem „nie przyjęła jej woda”, może przyjmie ją życie”.

Agnieszka Kowalska-Owczarek

„Całun jest dwuznaczny. Najczęściej bywa tkaniną, którą okrywa się zwłoki, ale pojawia się także jako źródło metafory, określenie ulotnej zasłony, która spowija byty: choćby „całun nocy”. Nazwa pochodzi od starofrancuskiego określenia (chalon) wełnianej tkaniny o wzorze sieciowym. Całun „przesłania” dwuznaczność. Jego przeznaczeniem jest tworzyć „granicę” między ciałami żywymi a ciałem martwym, które jeszcze nie uległo rozkładowi, ale utraciło życie. Całun „przesłania”, ale i „odsłania” tę zimną rzecz, którą staramy się usunąć sprzed naszych oczu, bo stała się oczywistym znakiem niebytu, czegoś, co nie posiada materialności ani istoty, bowiem taka jest w swojej „zjawiskowości” śmierć. Całun przesłania i odsłania, a taką potencjalność ma „prawda” w Heideggerowskim sensie. Zatem między etymologią a fenomenologią mieszczą się znaczenia, które przenikają „Całuny” Agnieszki Kowalskiej-Owczarek. Obiekty, które stworzyła artystka stanowią kontynuację wcześniejszych projektów – szczególnie wystawy „Zastygające pejzaże przemian”, na którą złożyły się formy przestrzenne między malarstwem a rzeźbą, formy między rośliną a kartą papieru, jak i formy, które przybrały postać grafiki komputerowej opartej na przetworzeniu abstrakcyjnej fotografii przyrody. Wystawie towarzyszyło także działanie muzyczno-teatralne artystki. „Całuny” kontynuują eksperymenty z przekształconym tworzywem roślinnym, z którego wyłania się swoisty obiekt „pomiędzy” Naturą i Kulturą. „Rzecz” to jeszcze nie ludzka, ale już nie roślinna, naturalna, pochodząca spoza symbolicznego uniwersum. Mediacja jest sferą stale interesującą artystkę, dlatego także inne opozycje pokrewne powyższym wyznaczają tkaninę sensu „Całunów”: realne / symboliczne, obecność / ślad, pierwowzór (ciało) / kopia (odlew), roślina / tkanina,rozkład / istnienie. Artystka w swoim działaniu wkracza więc w obszar mimesis, ale w sposób niezwykle przewrotny. O ile dawna sztuka naśladowała Naturę, sztuka współczesna przekształca ją poza granicę abstrakcji. Agnieszka Kowalska-Owczarek proponuje trzecią drogę polegającą na odwróceniu procesu definiującego dawną sztukę – w „Całunach” to Natura (wyręczona przez artystkę) naśladuje człowieka, wytwarza sferę ulotnych sensów między „mową” ludzkiego ciała a „milczeniem” rośliny. Natura nas „naśladuje”, „przedrzeźnia”. Może to paradoksalnie uczynić, kiedy odwróci się proces antropomorfizacji, kiedy to roślina zacznie „nazywać” ludzki kształt. Jest w tym też wiedza sięgająca aż do korzeni naszego gatunku. Gdyby nie rośliny, a zwłaszcza drzewa, nie bylibyśmy ludźmi. Rośliny są pionowe tak samo jak my, nasi przodkowie żyli na drzewach. Artystka przetwarza więc także „materię”, która pochodzi z samych źródeł sztuki, z naszej pradawnej, żyjącej w zgodzie z Naturą „historii”. „Naturalna” opowieść zaczyna się od ciała i kończy w ciele, chociaż jej główne rozdziały opowiadają o pracy śmierci, nieuniknionym rozkładzie, wtopieniu w materię, karmieniu roślin naszym ciałem, choćby drzew, które rosną na grobach. Embrionalne ułożenie modelek może oznaczać możliwość nadziei, obecność metafizycznych przekonań o ponownych duchowych narodzinach, a może, poprzez ludzkie ciało, wskazuje tylko na wieczny kołowrót natury, która rodzi i pochłania, pochłania i rodzi. Instalacji towarzyszy performance, który otwiera dodatkowe konteksty, jakie układają się wokół obecności i śladu. „Tanatyczne” gesty artystki wykonywanie są na linie (powiedzmy: lianie) między życiem a śmiercią. O śmierci nie da się niczego powiedzieć. W sztuce można ją tylko„przedrzeźniać”. Agnieszka Kowalska-Owczarek „przedrzeźnia” śmierć, zaś śmierć, okryta „Całunami” mistrzyni nieobecności, przedrzeźnia nas”.

Przemysław Owczarek

Agnieszka Kowalska-Owczarek ukończyła Akademię Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi Wydział Projektowania Tkaniny i Ubioru oraz Wydział Kulturoznawstwa(Teatrologia) na UŁ. Nominowana do nagrody “Dyplom 2004”. Nagrodzona w konkursie dla studentów im. Władysława Strzemińskiego. Zajmuje się m.in. sztuką instalacji, książką artystyczną oraz grafiką wydawniczą. Nierzadko budulcem jej form są rośliny. W swoich pracach łączy formy wizualne z działaniem, które wywodzi z poszukiwań w obrębie ciała i głosu. Uczestniczka wielu warsztatów i projektów Instytutu im. Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu. Wokalistka zespołu piosenki literackiej Agnes’band. Współautorka wielokrotnie nagradzanego projektu „Przyjdź” prezentowanego m.in. w Ośrodku Propagandy Sztuki w Łodzi. Autorka projektu „Ziemia” prezentowanego jako wystawa towarzysząca 12 Międzynarodowemu Triennale Tkaniny w Łodzi. Wystawy i prezentacje w kraju i zagranicą m.in. Łódź, Zgierz, Łęczyca, Sandomierz, Warszawa, Penzlin (Niemcy), Rostock (Niemcy), Aleksandria (Egipt), Singapur, Kuala Lumpur, Seul. Redaktor graficzny Kwartalnika Artystyczno-Literackiego „Arterie”.

Agnieszka Kowalska-Owczarek



Czterech muszkieterów w Kutnie




Sergiusz Sterna-Wachowiak w Pałacu Saskim

Spotkanie w Pałacu Saskim 12 lutego br. o godz. 18.00, na które zapraszają Kutnowski Dom Kultury i Fundacja Odbudowy Pałacu Saskiego będzie okazją do posłuchania wierszy poety, porozmawiania o jego eseistyce a także, w nawiązaniu do symboliki miejsca, o trudnych lecz fascynujących relacjach polsko-niemieckich: wczoraj i dziś.

Sergiusz Sterna-Wachowiaku to urodzony w 1953 r. w Lesznie poeta, prozaik, eseista, tłumacz i niestrudzony animator życia literackiego. W jego dorobku znajduje się siedem autorskich tomów poezji, dwie powieści, cztery tomy esejów. Ostatnim dotychczas wydanym tomem poetyckim jest "Papierowy lampion". Inspirująca myślowo jest eseistyka. Najbardziej znane tomy to "Głowa Orfeusza" i "Szyfr i konwencja". Po sierpniu 1980 r. publikował w obiegu niezależnym, po 13 grudnia 1981 r. w obiegu podziemnym. Od czerwca 2008 roku jest prezesem Zarządu Głównego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Jednym z nurtów jego działalności są inicjatywy związane z kulturalną współpracą polsko niemiecką. Jest między innymi współpracownikiem stowarzyszenia Stuttgarter Schriftstellerhaus. Opracował antologię dwudziestowiecznej poezji polskiej "Polnische Lyrik aus hundert Jahren" (Hamburg 1997). Jest bardzo aktywnym twórcą życia kulturalnego Poznania. Niepowtarzalną inicjatywą są wieczory dyskusyjne "Scena Verbum" Teatru Nowego i Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, które prowadzi od 1991 roku. W ponad 70. spotkaniach wzięły udział postacie tej miary, co: Czesław Miłosz, Mario Vargas Llosa, Jan Józef Szczepański, Hanna Krall, Szewach Weiss, Józef Tischner, Władysław Bartoszewski, Jacek Kaczmarski, Jan Nowak-Jeziorański, Julia Hartwig i wielu wielu innych.

Środek daleko od Centrum. Liryczne prowincje trzech poetów: Wojciecha Gawłowskiego, Jarosława Jakubowskiego i Artura Fryza.

W spotkaniu autorskim, które odbędzie się 4 marca 2010 r. na godz. 18.00 w Kutnowskim Domu Kultury (uwaga miejsce możesz podać inne!) weźmie udział trzech współczesnych poetów reprezentujących różne roczniki literackie i różne regiony Polski. Jedną z cech łączących ich drogi twórcze jest znacząca rola, jaką w materii ich wierszy pełni pejzaż prowincji - miejsca, z którego pochodzą bądź, w którym mieszkają.

Dla Wojciecha Gawłowskiego (rocznik 1953) taką liryczną prowincją jest Ostrów Wielkopolski. Słowo prowincja pojawia się nawet w tytułach dwóch spośród ośmiu tomów poetyckich, które wydał. Są to: "Prowincja zimowego zmierzchu" i "Prowincja Ostrów Miasta". Pozostałe tomy poety z Ostrowa Wlkp. to: "Błędnik równowagi", "Przypisy do przepowiedni", "Błędna losowa", "Zapach gasnącej świecy", "Podania, życiorysy, legendy i baśnie", "Głosy, obrazy i sny".

Arturowi Fryzowi (rocznik 1963) dzieje i teraźniejszość Kutna posłużyły jako źródło poetyckiej opowieści zawartej w jego pierwszej książce: "Miasto nad bitwą. 24 sonety municypalne", kutnowskie motywy pojawiają się też w kolejnych dwóch książkach autora: "przed zamknięciem" i "wspólne miejsca". Poeta, który dwadzieścia lat temu osiedlił się w Kutnie, będzie gospodarzem spotkania.

Mieszkający w Koronowie koło Bydgoszczy Jarosław Jakubowski (rocznik 1974) również w swoich wierszach i prozie czerpie ze źródeł swojego miejsca na ziemi. Autor siedmiu tomów poetyckich: "Wada wymowy", "Kamyki", "Marta", "Wyznania ulicznego sprzedawcy owoców", "Wszyscy obecni", "Pseudo" i "Ojcostych" wydał niedawno tom próz "Slajdy", w którym też można znaleźć odwołania do świata "małej ojczyzny".

Podczas spotkania będziemy mogli posłuchać autorów czytających swoje starsze i nowe wiersze a także porozmawiać o roli prowincji w ich twórczości i szerzej w kulturze polskiej. Będzie też pewnie okazja, by porozmawiać na inne interesujące publiczność tematy.



poniedziałek, 8 lutego 2010

Dreszcz jak deszcz. Przełknąć czerwie i glisty.



Autor: Krzysztof Kleszcz

Bohdan Sławiński "Sztućce do glist", Stowarzyszenie Literackie im. K.K.Baczyńskiego, 2008.

Komu potrzebne są sztućce do glist? Temu, kto co dzień patrzy na „czynną rzeźnię dymiącą od krwi” i szuka sensu w tym co stworzył „dobry bozia”?
Czesław Miłosz pisał „Nadzieję pokładamy w ludzkim Bogu. / A jeśli tak, to lituje się / Nad każdą schwytaną myszą, skaleczonym ptakiem. Wszechświat dla Niego jak Ukrzyżowanie.”
No więc jak przeżyć ten smród, przełknąć czerwie i glisty?

Pamiętam jak kilka lat temu posłuchałem „Uwag Józefa Baki” w wykonaniu Budzego i Trupiej Czaszki. Ostra muzyka wwiercała w głowę z pozoru naiwne i proste teksty XVII- wiecznego jezuity. Wykpiwane przez lata, w ustach wokalisty Armii zaczęły kąsać: „Łopata przeplata, wesele w łez wiele” ; „Stul ogona, stul ogona / stul ogona, stul...”; „Świat bałamut i fiut, fiut. / Nic po nim, nie gut, gut.” ; „Tu snem szczęście, chwała marą / Młodość, piękność, lat poczwarą. / Dzisiaj rozkosz i bogactwo, / Jutro ropa i robactwo.” ; „O bogaczu godnyś płaczu, / Masz sepety i kalety, / Masz gody, wygody / I futra - do jutra. / Źle żyjesz, zawyjesz.” Ciekawe czy Bohdan Sławiński ogłuszał się przy dźwiękach Trupiej Czaszki?

Jego tomik operuje rzadko dziś używaną formą poetycką. Niełatwą. Tu nie tylko gra się konsekwentną metaforą, która czerpie z baroku, zapewne też z Rymkiewicza, Leśmiana. Sławiński w jednym wersie zapisuje zwykle dwa trzy słowa, jakby skąpą haikupodobną frazą miał podkreślić marność opisywanego świata. Okrzyk Marność! to "znak wodny" tej poezji. („kość dodana do kości / z niej piję".)

Jej urodą jest prostota fraz, np. „Z klucza gęsi / opada rdza piór.”, „Wokół tatarak i raki w pamięci”. Zauroczyły mnie aliteracje, kunsztowne zestawienia słów („ażury róży z pajęczyn i rosy”, „noże mrozu rżną / ciała na płatki krwawe”, „boli boga ranna brzoza”, „kracze czarne”), synestezje („jak żuć pisk”, „leje się głos”). Dużo tu modlitewnego stylu: „podobno opuchnięte sklęśnie / a martwe ożyje”, „gdzie bozia wschodzi duszy ziarnem / hosanna!”, „drogę rozświetla próchno”.
Ten ponury, obleśny świat robactwa, najsilniej oddziaływuje tam, gdzie język jest wulgarny: „żryj rybę bez mięty”, „klep grzechów odpuszczenie / ciał zmartwychwstanie / już zdychanie”, „mysia mumia / lisie gówno”.

Metafory mają wywołać dreszcz: „księżyc przeguby rżnie”, „trzeszczą trumny burty”, „żrą larwy z ciała misy”, „bóg hebluje / czerwiem”, „trumną w zębach grzebie” , „coś tam umiera / inne żyje / to się rozmnaża / tamto gnije / zabłyszczy się zabieli / zaczerni zazieleni / zamarzy przy samej ziemi”, „szczebiocze gościec w kolanach / zdrowaś / zdrowaś”.

I czy ten dreszcz nas oczyści jak deszcz? Owszem, bo „Trup żywemu / namydla plecy”.