Autor: Krzysztof Kleszcz
5. 03.2010, POS, Łódź. Z cyklu Łódzka Premiera Literacka promocja tomu wierszy "Zapaść" Joanny Lech oraz 6 numeru kwartalnika artystyczno - literackiego "Arterie".
W kuluarach rozmawialiśmy, że to smutne: takich imprez nie nagłaśniają dzienniki, np. "Wyborcza" (Wcześniej nie napisała nic o Festiwalu Puls Literatury...) Pisanie o kulturze przegrywa z przepisami na zupę i informacjami o dziurach w jezdni.
Przegrywa i jest to porażka sromotna.
Wieczór zaczął się od dowcipnego animowanego filmu o Łodzi - naprawdę fajna rzecz! Świetne pomysły! Tak pokazana Łódź może się spodobać!
Potem na scenie rządził duet krytyczny Murowaniecki-Gawin. Dwaj "Młodzianie" czytali wiersze i zajawki wojennego numeru Arterii, który można znaleźć w empikach. Arterie nr 6 (właściwie nr 7, bo ukazał się numer zero) wyrobiły sobie już, myślę, dobrą markę.
W nowym numerze bardzo podoba mi się wojenne opowiadanie "Pułapka" Dariusza Eckerta.
Warto przeczytać wiersze nominowanych w konkursie Bierezina m.in.: Jakuba Sajkowskiego, Przemysława Witkowskiego, Rafała Barona, Tomasza Bąka, Joanny Borzęckiej.
Wieczór autorski Joanny Lech prowadził Przemek Owczarek i Jarosław Zaręba. Jarosław był wyraźnie stremowany, pytał m.in. o tytuł, przytoczył komentarz z portalu poezja-polska, jakoby kopiowała Magdę Gałkowską... (nie jestem pewien, czy warto się pochylać nad niemądrymi tezami). Przemek zaś wnikliwie analizował tomik, przytaczał mnóstwo cytatów. Za najciekawszą frazę uznał "Bliznę po wewnętrznej stronie powieki", za ważne słowa-klucze "światło" i "przełykanie". Doszukiwał się podobieństw do poetyki Romana Honeta.
Joanna mówiła o konfesyjności swej poezji, o tym, że wiele mrocznych wizji z jej książki pochodzi ze snów. Nie chciała wymienić żadnego nazwiska jako inspiracji, mówiąc, że chce wierzyć w autentyczność swojej poetyki, a zapożyczeniom z Honeta stanowczo zaprzeczyła.
Mnie przekonała. Przyznam, że mi początkowo miałem problem: jak może tej urody dziewczyna kreować w wierszach tak ponury nastrój, w którym "niebo jest rozdęte"?
Dobrym pomysłem - godnym opatentowania - było wpisywanie pytań od publiczności w zeszyt. No tak, ale jedno z pytań brzmiało: czy autorka wolałaby spotkać wilkołaka czy wampira?
No i jeszcze pół-żartem pół-serio mówiła, że nad książką ciążyła klątwa. Że wydawnictwa, które ją chciały wydać padały. Dobrze, że Przemek klątwy się nie przestraszył.
"Nie zostaną po nas nawet puste miejsca" - napisała mi Joanna w swojej książce obok autografu. A ja przypomniałem sobie fragment z mojego wiersza "Zostaną po nas słoje, ktoś je policzy i powie, to był dobry rok, dobry dzień."