Po powrocie z piotrkowskiego targowiska (gdzie nabyłem skórzane buty wyposażone w „steel nose” – takie same mierzyłem kiedyś w Poole w UK, jako zagubiony emigrant – tamte były o numer za małe) przeglądam zeszłoroczne numery „Toposu”. W numerze z arkuszem poetyckim Ani Wieser znów natrafiam na fragmenty notesu literackiego autorstwa Wojtka Kassa. Przypominam sobie, że już podczas ich pierwszej lektury kilka miesięcy temu, zwłaszcza ten fragment jego zapisków (datowany na 02.12.2008 roku) utkwił mi w pamięci: ”Tylko w tym roku uczestniczyłem w gremiach ogólnopolskich konkursów poetyckich imienia Norwida, Kulki, Kajki, Bąka, Herberta i w kilku pomniejszych. Myślę o autorach, których wiersze znalazły się w finałowej puli lub tych, którzy przepadli w dyskusji o, dajmy na to trzecią nagrodę lub któreś z wyróżnień, i o tych, którzy mogli zostać laureatami lecz z różnych powodów – z roztargnienia, czy niedoczytania – nie otrzymali któregoś z mało istotnych punktów regulaminu. Wyniki konkursu są jawne, dowiadują się o nich laureaci i setki przegranych autorów. Reszta jest milczeniem, a więc debata nad ścisłym finałem, w którym znalezienie się, co by nie powiedzieć, jest także wywyższeniem. Dyskusje jury literackich konkursów przypominają targi bogów na Olimpie nad losem biednych ziemian. Autor-bohater nigdy nie dowie się, że był tuż, tuż od wzięcia udziału w uczcie wybrańców-laureatów, że jego wiersze bronił dajmy na to jakiś H., lecz utrącili jacyś D. z B. A od takiej wiedzy mogłoby wiele zależeć. Bo cóż znaczy zdanie D. i B. wobec faktu, że jego twórczość dostrzeżono w anonimowej masie literackiego chłamu?”
Bez fałszywej skromności przyznam się, że niejednokrotnie miałem okazje uczestniczyć w uczcie „wybrańców-laureatów” i zawsze, zawsze sprawiało mi to wiele satysfakcji. Towarzyszyło mi wtedy uczucie zdziwienia, że to akurat ja, że to właśnie moje wiersze…
Radość z „namaszczenia”, po lekturze powyższych zapisków wzmaga się, bo wiem już, że po drugiej stronie – po stronie „bogów” egzystują ludzie o wrażliwości Wojciecha Kassa – poety, o którym Wojciech Kudyba napisał, że „dochodzi on do ładu z ziemią i jej odwrotnością” oraz, że „ dochodzenie do ładu z ziemią, dogadywanie się z istnieniem, odkrycie osobliwej gotowości bytów do rozmowy są według poety możliwe wyłącznie dzięki specjalnemu rodzajowi uwagi”.
Wierzę w tę „uwagę”, sam byłem jej orędownikiem wtedy, kiedy życie obsadziło mnie w roli jurora konkursów poetyckich odbywających się w moim rodzinnym mieście. Mam w pamięci „dysputy i kontrowersje”, które przyszło i prowadzić ze świętej pamięci prof. Jerzym Poradeckim, i to uczucie, że ostateczny werdykt nie jest do końca taki, jaki powinien być albo, jaki chciałbym, żeby był. Wspominam ostatnią edycję „Kobiety”, i mój dyskurs z Dariuszem Foksem na temat miejsc I i II, dyskurs zakończony 20 minutową „telekonferencją” i lekkim „przytykiem” Dariusza Foksa (przewodniczącego jury), w czasie uroczystej gali wręczenia nagród, że to ja jestem personalnie odpowiedzialny za „nieoczekiwaną zmianę miejsc” w ogłoszonym, ostatecznym werdykcie.
Bez fałszywej skromności przyznam się, że niejednokrotnie miałem okazje uczestniczyć w uczcie „wybrańców-laureatów” i zawsze, zawsze sprawiało mi to wiele satysfakcji. Towarzyszyło mi wtedy uczucie zdziwienia, że to akurat ja, że to właśnie moje wiersze…
Radość z „namaszczenia”, po lekturze powyższych zapisków wzmaga się, bo wiem już, że po drugiej stronie – po stronie „bogów” egzystują ludzie o wrażliwości Wojciecha Kassa – poety, o którym Wojciech Kudyba napisał, że „dochodzi on do ładu z ziemią i jej odwrotnością” oraz, że „ dochodzenie do ładu z ziemią, dogadywanie się z istnieniem, odkrycie osobliwej gotowości bytów do rozmowy są według poety możliwe wyłącznie dzięki specjalnemu rodzajowi uwagi”.
Wierzę w tę „uwagę”, sam byłem jej orędownikiem wtedy, kiedy życie obsadziło mnie w roli jurora konkursów poetyckich odbywających się w moim rodzinnym mieście. Mam w pamięci „dysputy i kontrowersje”, które przyszło i prowadzić ze świętej pamięci prof. Jerzym Poradeckim, i to uczucie, że ostateczny werdykt nie jest do końca taki, jaki powinien być albo, jaki chciałbym, żeby był. Wspominam ostatnią edycję „Kobiety”, i mój dyskurs z Dariuszem Foksem na temat miejsc I i II, dyskurs zakończony 20 minutową „telekonferencją” i lekkim „przytykiem” Dariusza Foksa (przewodniczącego jury), w czasie uroczystej gali wręczenia nagród, że to ja jestem personalnie odpowiedzialny za „nieoczekiwaną zmianę miejsc” w ogłoszonym, ostatecznym werdykcie.
Wojciech Kass
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz