sobota, 15 maja 2010

Masz przed sobą gabinety luster, echo ciężkie jak pełnia














Autor: Krzysztof Kleszcz

Łódzki Dom Kultury 14.05.2010; Promocja książki "Światło powrotne" Marcina Zegadły

Spotkanie autorskie Marcina Zegadły będące promocją jedenastej książki Wydawnictwa "Kwadratura" było okazją, by posłuchać jego wierszy i podyskutować. Częstochowski autor swą trzecią książkę poprzedził dedykacją "Mojemu Ojcu, a także dla mojego syna". Podzielona na trzy części: "Imię ojca", "Rodowody" i "Księga imion" zawiera 45 wierszy. Ich melancholijna konfesyjna poetyka, pełna dygresji, bogata w różnorodne gry frazeologiczne zrobiła na mnie duże wrażenie już "od pierwszego czytania".

Poeta nie chciał interpretować wybranych metafor np. tej z wiersza "Karma. Krew": "To prawda, która tkwi w tobie jak tampon. Jeszcze przez jakiś czas będę// pociągał za sznurki.", wskazując, że to nie jego zadanie, a czytelnika. Pokusił się jednak o stwierdzenie, że pisze wiersze o "codziennym oswajaniu się ze śmiercią". Skoro jednak kluczowym słowem uczynił światło, skoro są tu wiersze opowiadające o narodzonym synu, to "śmierć" nie jest obsesyjna: w "Próbie luster (zapowiedź)": "Mężczyzna mówi: śmierć i już nie boi się wyrwać ci drzazgi / z oka, wsunąć pod paznokieć." a w "Pozytywie": "Śmierć trzymać z daleka, rozmieniać na drobne."
Kilka wierszy erotycznych np. "Kino domowe" ma naprawdę frywolną frazę, ale poeta widząc na sali pląsające dzieci zgrabnie uniknął wulgaryzmu zastępując go wersją light.
Piotr Grobliński zauważył, że ostatni wiersz dedykowany "na narodziny Julka Jamrozińskiego" ma klimat mojej książki "Ę". Wyłowiłem stamtąd świetną frazę: "Wiesz, że masz przed sobą gabinety luster, echo ciężkie jak pełnia, pulsujące chmury."

Marcin wpisując mi dedykację w książce podpisał ją "Częstochowa", czyli poczuł się w Łodzi jak u siebie w domu.







m.in. Dorota Bachmann, Przemek Owczarek, Marcin Bałczewski, Piotr Gajda

Masz przed sobą gabinety luster...

y

m.in. Tomasz Cieślak, Maciej Robert i Monika Marlicka

Demontaż dekoracji - "koniec balu"...
Posted by Picasa

poniedziałek, 10 maja 2010

Kipu
















Autor: Krzysztof Kleszcz

Kipu

Jednym duszkiem, żeby Brown mówił we mnie
ruchy, ruchy. Nie zastygnę, w kawę, aż po kurcz.

Będzie z ciebie dobra pięść. Pleć kosze z moich łydek,
plącz węzły, twórz sploty. Ciało namiękło i teraz

każde z naczyń, chce cudu, czeka na zmianę w wino.
Woda jest jak drapieżnik. Krąży i krąży, obserwuje z ukrycia.

Będzie się skradać, osiadać na szybach, mieszkać
w stawach. Kiedyś spróbuje cię złamać, a ty zanurzasz

w niej czubki palców, dotykasz czoła, piersi, ramion.
I tak cię rozmażę, już jesteś plamą - słyszę, po tafli

echo niesie szyderstwo. Woda jest wężem.
Zrzuca skórę i udaje łasiczkę na rękach damy.

Ale przecież się wije, meandry to śliska droga gada.
Strużka na plecach zimna jak lufa pistoletu.

Przyszedłeś z wody, woda dała ci imię, a teraz mętne
dyktuje twój strach?
Wiążę supeł, by pamiętać:

są miejsca na fali dokładnie dla stopy,
miejsca by odbił się kamień, miejsca na pałac.

niedziela, 9 maja 2010

Mój wiersz tygodnia (17)

Autor: Piotr Gajda

Gottfried Benn z jego nihilistyczną metaforą świata – Wielką Kostnicą (Trupiarnią) i głęboką rysą na własnej biografii - to poeta, któremu sławę przyniosły ekspresjonistyczne wiersze w baudelaire'owskim stylu, epatujące czytelnika swoim „chirurgicznym” wręcz turpizmem. W roku 1933 Benn opowiada się za faszyzmem dostrzegając w nim antidotum na postępującą gangrenę, opanowującą od zakończenia I wojny niemiecki ordnung. Ale już w pięć lat później zostaje wykluczony z Izby Literatury Rzeszy. Jej upadek zastaje go w Gorzowie Wielkopolskim w roli naczelnego lekarza w mundurze Wehrmachtu. „Od sierpnia 1943 do ostatnich dni stycznia 1945 r. w koszarach im. Hermanna Stranza w Landsbergu lekarzem był Gottfried Benn, niemiecki poeta ekspresjonista i intelektualista. Miał gabinet nr 66 w bloku nr 2. To dziś budynek hali sportowej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Gorzowie Wlkp. Z okien swojego gabinetu widział małe jarzębinki, a za nimi plac apelowy. Dziś jarzębiny są dużymi drzewami, a plac apelowy zmieniono na duży parking na samochody profesorów i studentów. Po generalnym remoncie budynku nr 2 trudno ustalić, z którego okna Gottfried Benn obserwował koszarowe życie”. (Krystyna Kamieńska – „Pegaz Lubuski” Nr 2 (25) 2007). Krzysztof Karasek w „Poezjach wybranych” Gottfrieda Benna wydanych w 1982 roku, napisał: „Moje zainteresowania Bennem datują się od dość dawna. Benn był jednym z niewielu naprawdę wybitnych literatury niemieckiej, którzy poparli faszyzm, co prawda przez krótki okres tylko, ale za to niezwykle aktywnie, używając do tego wszystkich atutów swego talentu. Sprawa Benna wydała mi się jedną z centralnych dla zrozumienia pisarskich uwikłań w XX wieku”. Na szczęście, i to nie tylko dla poezji niemieckiej, Gottfried Benn nie mógł zostać objęty infamią tylko z racji swojego krótkotrwałego flirtu z nazizmem oraz życiorysu zdeterminowanego przez obie wojny światowe. Na to był zbyt wielkim poetą, którego Zbigniew Herbert, inny wielki poeta, tak usprawiedliwiał (?) w rozmowie z Jackiem Trznadlem: „Gottfried Benn, jeden z najlepszych poetów XX wieku, wykonał pierwszy krok w kierunku szatana, pisząc list przeciwko Tomaszowi Mannowi. O co chodziło? My tutaj w gnoju, znoju, budujemy przyszłość, a oni, ci emigranci, tam sobie coś piszą, malują przeciwko nam, którzy dźwigamy na barkach ciężar historii”. Krzysztof Karasek, tłumacz i redaktor „Poezji wybranych” Benna, dokonał ich wyboru kierując się nie tylko rolą danych wierszy w hierarchii jego dzieła poetyckiego, ale i głosem własnego serca. Stąd też, najszerszą reprezentację w „Poezjach wybranych” stanowią utwory z wczesnego okresu twórczości Benna, bo jak powiada Karasek, po 60 latach od ich ogłoszenia wciąż wprawiają czytelnika w szok swoją furią i intensywnością. Ale też późne wiersze, w których poeta podejmuje dramatyczną próbę odzyskania swego miejsca na skali cywilizacyjnych wartości oraz próbuje pogodzić się z nieodwracalnymi skutkami towarzyszącymi jej przekroczeniu. Jakże pięknie pisze o tym we wstępie „Poezji wybranych” ich tłumacz i redaktor: „ Kiedy wszystko zawodzi, zarówno historia, jak i wiara przodków, a również własne wnętrze, pozostaje jeszcze wiersz. Wiersz bez nadziei, wiersz, który nikogo nie chce sądzić ani zniewolić. Wiersz, kierujący się tylko własną i żadną inną prawdą. Wiersz, który w swym etycznym posłannictwie staje się racją najwyższą, uwierzytelniającą sobą istnienie. Atrakcyjną w swych boskich przejawach dla innych”.

Gottfried Benn

Piękna młodość

Usta dziewczyny, która długo leżała w sitowiu
wyglądały jak ogryzione.
Kiedy otworzono klatkę piersiową, przełyk był dziurawy.
Wreszcie pod łukiem przepony
znaleźliśmy gniazdo młodych szczurów.
Mała siostrzyczka leżała nieżywa.
Inne żywiły się wątrobą i nerkami,
piły zimną krew, i przeżyły
tutaj piękną młodość.
I piękna, lecz szybka, zastała ich też śmierć:
wrzucono je wszystkie do wody.
Ach, jak kwiczały małe pyszczki!

* Gottfried Benn (ur. 2 maja 1886 w Mansfeld, Brandenburgia; zm. 7 lipca 1956 w Berlinie) –Studiował teologię, filologię i medycynę, w 1910 zaczął pracować jako lekarz wojskowy i publikować. W latach pierwszej wojny pracował jako lekarz w Belgii. Lata 1933-1938 to fatalny akces Benna na rzecz Trzeciej Rzeszy. W latach 1943-1945- służba lekarska w Landsbergu (Gorzów Wielkopolski), po 1945 praca lekarza w Berlinie; powstają kolejne utwory. W 1951 Benn dostaje Nagrodę Buchnera i wygłasza słynny wykład o problemach liryki. Umiera na raka kości. Dwie główne publikacje Benna po polsku to Poezje wybrane przeł. Krzysztof Karasek, LSW, Warszawa 1982 i zbiór Po nihilizmie. Eseje, szkice, fragmenty, oprac. Hubert Orłowski, przeł. Jerzy Kałążny, Jan Koźbiał, Ryszard Turczyn, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1998.

Silesius dla Matywieckiego i Mansztajna



Za: silesius.wroclaw.pl

8 maja podczas uroczystej gali we wrocławskim Teatrze Muzycznym Capitol przyznano nagrody za 2009 r. Jury Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej w składzie: prof. Jacek Łukasiewicz, prof. Przemysław Czapliński, Grzegorz Jankowicz, dr Adam Poprawa, prof. Tadeusz Sławek, Justyna Sobolewska i prof. Marian Stala przyznało nagrody SILESIUSA:

Piotr Sommer został laureatem Silesiusa za całokształt pracy twórczej,
•w kategorii książka roku laureatem został Piotr Matywiecki za książkę Powietrze i czerń (Wydawnictwo Literackie),
•w kategorii debiut roku laureatem został Jakobe Mansztajn za Wiedeński high life (Stowarzyszenie Artystyczno-Kulturalne "Portret").

Zatem nie zdobyły nagród nominowane książki: Mariusza Grzebalskiego "Niepiosenki",
Marcina Świetlickiego "Niskie pobudki", Jana Polkowskiego "Cantus", Bartosza Konstrata "Samochody i krew", Marcina Sendeckiego "22", Feliksa Netza "Trzy dni nieśmiertelności" Joanny Lech "Zapaść" i i Dawida Majera "Księga grawitacji".

sobota, 8 maja 2010

Wyjście w ciemno, łowienie spod lodu





























Autor: Piotr Gajda

Spotkanie z Robertem Rutkowskim - Śródmiejskie Forum Kultury, Łódź 07.05.2010 r.

Zamiast dokładnie opisywać przebieg wieczoru autorskiego Roberta Rutkowskiego, wykorzystam cytat z Kunzego (wybrany przez poetę na motto "Wyjścia w ciemno") oraz dwa wiersze autora "Łowienia spod lodu". Choć on sam pisze w jeszcze innym miejscu, że: "najsilniejszy/ mięsień człowieka/to język" - nie ma co go strzępić po próżnicy - wskazany cytat i wiersze powiedzą o poezji Roberta Rutkowskiego znacznie więcej, niż jakakolwiek jej definicja.

"Jeżeli po jakimś białym przeżyciu spróbuję napisać wiersz cały w bieli, a któryś czytelnik określi go jako czarny, przyczyną będzie zapewne zbyt skąpa dawka bieli. Znaczyłoby to, że wiersz wygląda szaro, a czytelnik, z góry już uosobiony mrocznie, wychwytuje przede wszystkim czarne tony." - Reiner Kunze, Wiersz w bieli (tłum. Jakub Ekier).

"każdy obcy człowiek mówi w obcym języku" - Robert Rutkowski "Zdanie".

"Nie wierzę poezji
która zostawia po sobie
jedynie popiół
i puste butelki po wódce
nie wierzę
upozowanym rimbaudom
z ostrym makijażem
nieprzespanych nocy
nie wierzę tym
którzy chodząc po kruchej tafli lodu
mówią
że chodzą po wodzie
poezja
to łowienie spod lodu"

- Robert Rutkowski "Łowienie spod lodu".

Na zdjęciach (od góry): Gajda i Miniak, "kultowe" wejście do siedziby ŚFK, główni bohaterowie wieczoru: Maciej Robert i Robert Rutkowski, Justyna Fruzińska i Iza Kawczyńska, Publiczność, Krzysztof Kleszcz, Gajda, Miniak, Owczarek, Kawczyńska, Przemysław Dakowicz i Tomasz Cieślak, Przemysław Owczarek i Iza Kawczyńska, Owczarek i Piotr Grobliński.

czwartek, 6 maja 2010

Światło powrotne Marcina Zegadły


Wydawnictwo Kwadratura zaprasza na wieczór autorski Marcina Zegadły promujący najnowszą książkę pt. "Światło powrotne". Spotkanie odbędzie się 14 maja 2010 r. o godz. 18.00 w Łódzkim Domu Kultury przy ul. Traugutta 18 w sali nr 6. Poprowadzi je Piotr Grobliński.

Warstwę plastyczną książki tworzą fotografie Roberta Rabiegi.

MARCIN ZEGADŁO - urodzony w 1977 roku, poeta, autor dwóch zbiorów wierszy: „Monotonne rewolucje” (Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego, Łódź 2003), „nawyki ciał śpiących” (Zielona Sowa, Biblioteka Studium, Kraków 2006), publikował m.in. w „Studium”, „Kresach”, „Czasie Kultury”, „Pograniczach”, „Pro Arte”, „Portrecie”, „Piśmie Literackim „Red”, „Tyglu Kultury”. Mieszka w Częstochowie.

„Czytanie jest zawsze przyjmowaniem pod swój dach obcego podróżnika, okazującego się często mordercą dla naszych wyobrażeń czy złodziejem energii. Zachęcam do otwarcia drzwi gorzkim pieśniom Marcina Zegadły, bo prawdziwa poezja musi niepokoić, ograbiać nasze myśli, przyzwyczajenia”. Arkadiusz Frania

Światło powrotne to światło wskazujące drogę. Jak blask odległej latarni morskiej pozwalającej snuć domysły o zarysie lądu. Chociaż ziemia, na którą się wraca z morza, nie jest już tym samym światem, który się opuszczało, i ten, który widzi światło latarni, nie jest też tym, który wyruszał w podróż. Wszystko jest powtarzalne i niepowtarzalne zarazem. To droga otwarta dla każdego. Nie każdy jednak potrafi pisać o niej tak jak Zegadło”.
Radosław Wiśniewski

ROBERT RABIEGA - malarz i fotograf. W latach 1986-94 studiował w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Pięknych im. Wł. Strzemińskiego w Łodzi (dyplom w Pracowni Technik Drzeworytniczych prof. Andrzeja Bartczaka i Pracowni Malarstwa prof. Jacka Bigoszewskiego). W 2006 roku jego wystawę „Studium przestrzeni” pokazała galeria „Atlas Sztuki”.


Poniżej jeden z wierszy Marcina:


PĘTLA

Dom jest pełen fantów. Posiadamy rzeczy. Wypełniamy pokoje
nowoczesnym drewnem, ciętym w zgrabne figury, lekkie formy.
To ważne: właśnie jest miejsce na dowolne ochy i na wszystkie
achy. Płacimy niskie raty, prawie bez procentu. Niemal zarabiamy,

beztrosko wertując lśniące katalogi, nęcące projekty – w nadziei,
że ominie nas Ciemność, którą przeczuwasz we śnie, którą prowokuję,
bawiąc się twoim światłem, niepewnym i bladym. Wciąż potrafimy
być oddani i wierni, chłonni jak gaza. Kołyszemy rzeczy gotowe do

upadku. Wnętrza jak poruszone zdjęcie. Nasza dobra ziemia. Ciemność
nam proponuje nowe rozwiązania. Płoną świąteczne kartki i cenne
kupony, omija nas losowanie nagród w pobliskim markecie, porzucamy
nowoczesne meble firmy Black Red White w wyjątkowym kolorze wenge.

Połykamy klucze. Niech trwa bez nas w zmarzniętych pokojach listopad –
jak zaniedbany cmentarz. Miejsca, które powinniśmy odwiedzić, wysyłają

niejasne sygnały.

Iluminacja



Autor: Piotr Gajda

W wydawnictwie „Iskry” ukazała się najnowsza książka Wojciecha Kassa. „41” (taki nosi tytuł) zawiera 41 wierszy nazywanych przez autora "pieśniami", które choć są wypełnione przemijaniem, śmiercią, samotnością i konfesyjną aurą, to jednocześnie nie ma w nich niepotrzebnej, "świętoszkowatej" powagi przy opisywaniu współczesnego świata. Jak mówi o tym sam poeta, język jego pieśni to ukłon złożony mistrzom poetyckim, którzy przez młode pokolenia zostali dziś zupełnie zapomniani. Aby przywrócić ich do pamięci, wszyscy zostali zaproszeni do wspólnego „śpiewu” - Jerzy Libert, Józef Czechowicz, Józef Baka oraz poeta z Mazur - Michał Kajka. „Język, którym się posługujemy, zawdzięczamy poetom. Kiedy ktoś mnie pyta: kim jest poeta? Odpowiadam, że dawcą języka, bo to jedyna rola poety: dać ludzkości język. Gdyby nie poezja, ludzkość schamiałaby do końca. Tam, gdzie ja żyję, jest inne stężenie czasu i przestrzeni – żyję w naturze i nie boję się być sam na sam ze sobą, natomiast Ci, którzy mieszkają w mieście, uciekają przed śmiercią – w mieście nie ma czasu na refleksję o śmierci. Ja kocham życie, lecz by tak ukochać życie, trzeba najpierw poznać śmierć – i to jest w pieśniach – balansowanie na tonie lamentacyjno-religijnym, ale też na tonie zmysłowym. Język jest zmysłowy. Cóż po języku, jeżeli nie jest zmysłowy?”. Wojtek Kass pieśni zawarte w tomie pisał w stanie „poetyckiej iluminacji” w przeciągu dwóch tygodni lutego. „1,2,3 marca powstały ostatnie wiersze, których już nawet nie włączyłem do tomiku – muszę sobie z dziesięć zostawić na przyszłość, żeby mieć dobry start”. Mając od tygodnia w rękach podarowany mi przez Wojtka maszynopis „41”, jestem przekonany, że każdy człowiek zainteresowany poezją powinien z bliska przyjrzeć się światłu emanującemu z duszy i ciała poety, a nawet wejść w jego jasny krąg.
* wszystkie cytaty pochodzą z wywiadu Pauliny Daneckiej z Wojciechem Kassem opublikowanego na łamach portalu "Kulturalny Toruń".

wtorek, 4 maja 2010

Kwinto



Autor: Krzysztof Kleszcz

MARCIN PERKOWSKI "Czarne / białe z odcieniem", Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury, Poznań 2007.


- Pan jest Henryk Kwinto. Największy kasiarz II Rzeczypospolitej.
- Wiedziałem, że bierzecie mnie za kogoś innego. Jestem muzykiem.”

(fragment filmu „Vabank”)

- Marcinie, nie wiem czy mnie pamiętasz, byłeś nominowany, podobnie jak ja, do Nagrody im. Jacka Bierezina w 2004 roku. To Ciebie pierwszego poznałem w barze Poleskiego Ośrodka Sztuki w Łodzi, gdzie okazało się, że jesteś wegetarianinem i nie zjadłeś pysznego żuru z kiełbasą. Wszystkich nas (np. Mirkę Szychowiak, Łukasza Jarosza, Szczepana Kopyta itd.) obfotografował wtedy Gill Gilling. Warto tam zajrzeć zobaczyć jacy byliśmy „wczoraj”.
W 2005 roku wygrałeś poznański konkurs poetycki im. Klemensa Janickiego i stąd ta książka-laureatka. W jury byli m.in. Jerzy Jarniewicz, Edward Pasewicz i Piotr Śliwiński. Chyba jakieś pokrętne losy zdecydowały, że „Czarne / białe z odcieniem” ukazało się dopiero w 2007 roku. Chyba bardzo się złościłeś tak długo czekając na druk? Ale opłacało się – byłeś nominowany do Silesiusa.
Twoje wiersze, gdy je dziś czytam, przypominają mi stare czasy gdy wszyscy byli zauroczeni poezją Świetlickiego. Jest w nich echo świetlikowych fraz z „Ogrodu Koncentracyjnego”, „z Cacy Cacy Fleischmaschine” czy z „Pereł przed wieprze”. Taką figurę poety „po przejściach”, który komentuje poetycko swoje przygody miłosne bez happy endu.
Widać, że lubiłeś też lirykę Piotra Macierzyńskiego skoro koncept z „Falstartu” („Polska, słowo klucz.”) jest podobny do wiersza Piotra z frazą „wylosowałem Polskę. // w pokerze po takim rozdaniu / mówi się pas”. No i chyba stąd fragment, z którego śmieję się do rozpuku: „Dałem Ance Macierzyńskiego do czytania. (Kuśmirek powiedział, że Macierzyński jest cienki jak dupa węża. Widziałem zdjęcie i twierdzę, że jest minimalnie grubszy. Chyba, że to dupa węża giganta – wtedy tak, wtedy zgoda.” („(XXX) akcja Znicz”). Przyznam, że Tobie udało się (może z wyjątkiem na str.47 i Big-Brotherowego „Telewizora”) , to na czym nie zależy Piotrowi, by liryka nie zbliżała się zbyt niebezpiecznie do dowcipu.
Ale język, język nie cofający się przed dosadnością, służy autentyzmowi twej książki. Tworzy jej gorzki klimat.: „kolejne mocne anioły srają mu na twarz”, „obliczy kiedy owulujesz i będzie ewoluować w kierunku prężnie postawionego wykrzyknika”, ”wykryto nowy rodzaj orgazmu: dotykanie do żywego.”, „punkt G to mit. Wczoraj znalazłem jeden wielki punkt G – był twoim ciałem. Drażniony narastał, tlił się pod palcem i przypalał końcówki włosów.” Na moje szczęście ta mocna kreska nie jest głównym środkiem wyrazu.
Już w pierwszym wierszu ustaliłeś czytelnikowi pozycję swojego PL-a.: „a gdy ktoś woła Marcin! Marcin! – to kilka martwych twarzy obraca się i wszystkie są blade, bez słońca.” Jest raz chłopcem wspominającym dzieciństwo („cienie miały wzrost koszykarzy NBA”), raz doświadczonym już mężczyzną, który obserwuje świat bez złudzeń: „dowiaduję się, że letnie pokolenie rusałki admirał z nastaniem zimy ginie bezpowrotnie”.
Refleksyjności twych wierszy np. „Przelejemy się z pustego w próżne. Spójrz gonią nas ćmy.”
towarzyszy jad ironii i wspomniany już „świetlikowy” cynizm: „Carassius Carassius (...) po wypatroszeniu pływa w wiadrze szukając światła i nie może go odnaleźć nawet w błysku noża przedstawiciela obcego gatunku.”, „Wynajęty, by robić za potop – przychodzę.”
Kłaniam się wielu frazom z twej książki: „utoczyć łzę. mentalny import z kopalni soli, wymienić na mentalny eksport surowców czarnych, łatwopalnych. w zetknięciu z ziemią poczuć się na miejscu.” albo „mamy dwie wielkie armie wzajemnych pretensji. mamy sztandary, dziwne rodzaje broni. posiadamy wbite w ciała legendarne przedmioty pogańskich bożków. przez bandaże przecieka psia krew.” Bezbłędne jest też to jak ukazałeś obawę przed zaangażowaniem w wierszu „Czwartek. Strach” .
Piękna jest inspiracja obrazem Bruegla: „Jestem myśliwym na śniegu. I jeśli na mnie patrzysz, nie wiesz nawet, ile psów za mną idzie.” Prawdziwy musi być opis badziewnych filmów, które musiałeś oglądać, by być z nią: „Już nie pamiętam połowy potworów spłodzonych na potrzebę tej znajomości. Odchodzą zabici zwiększając punkty doświadczenia i podnosząc poziom magii” („M.P. pisze listy do Kobiety Ryby”).
Najkrócej można opisać twoje zmagania słowami z piosenki „79” z płyty „Perły przed wieprze” „Oczywiście nie ma miłości. Nie ma i nigdy nie było. Można już odetchnąć, można wetknąć resztki swojego ciepła, w resztki ciepła świata.”
Ten konstrukt wykorzystałeś, imienniku Świetlickiego, po mistrzowsku w ostatnim wierszu „Chyba koniec”:
"Ty trzymałaś parasol, ja trzymałem ciebie, mokłem. A wszystko działo się w umownym mieście o kapryśnym klimacie. Oczywiście wiosna przyszła. Oczywiście dostałem pracę. Idąc miastem, pod czerwonym kościołem minąłem kobietę, z którą byłem prawie pięć lat. Oczywiście nic mnie nie ukłuło – dostałem mundur i przestałem być poetą. "
Powiedz, to tylko żart? Pracujesz nad nową książką?
-Wiedziałem, że mnie bierzesz za kogoś innego, ja fotografuję ptaki.

poniedziałek, 3 maja 2010

Metafizyka

Autor: Piotr Gajda

W niedzielny wieczór pozwalam sobie na odrobinę bezproduktywnego odpoczynku po ciężkich, zawodowych przejściach mijającego tygodnia. I zupełnie bez powodu przypominam sobie postać poety z kultowego filmu Marka Piwowskiego uosabiającą kwintesencję „poetyckiego freaka”, niezrozumiałego dla nikogo i kompletnie pokręconego. W książce „Rejs – czyli szczególnie nie chodzę na filmy polskie” Macieja Łuczaka (Prószyński i S-ka, Warszawa 2002) odnajduję więcej informacji na ten temat:

„Leszek Kowalewski (Poeta albo „Missisipi”). Rejsowego poetę przezywano „Missisipi”, bo o tej amerykańskiej rzece śpiewał podczas castingu do filmu: „Missisipi, moja rzeko”. W rzeczywistości również był poetą. Samodzielnie wydał własne „Wiersze niewybrane” w nakładzie jednego egzemplarza. Maszynopis liczył 196 stron. Otwierał go wiersz „Do matki”:

Nie zastaniesz mnie matko w domu
Nie zastaniesz mych oczu głębokich
Tylko płacz niepotrzebny nikomu
Da się słyszeć wśród dolin szerokich

W słynnej scenie poeta deklamuje zebranym, stojąc obok Kaowca, że chciałby własnym pisaniem zapobiec moralnemu upadkowi. Gdy kończy swoją kwestię, rozlegają się oklaski, a kamera pokazuje go wśród zebranych. Leszek Kowalewski zasługuje więc na miano poety metafizycznego...”.

POETA
Proszę państwa chciałem coś powiedzieć na temat właśnie... właśnie poezji, tego czym się właśnie zajmuję.Chciałem powiedzieć, że poezja jest to jakieś...
MAMOŃ
No panie nie można pana w ogóle zrozumieć no... Niech pan idzie na środek. I niech pan mówi głośniej no...No idź pan na środek.
POETA
Dzień dobry państwu. Chciałem powiedzmy opowiedzieć o sobie troszeczkę i zainteresować was swoimi... Swoją poezją, która w zasadzie jest jakoś... Yyyy... Jakimś czynnikiem, który po prostu pozwala mi na... Poznanie ludzi, wejście w ich prywatne troski ich życie...
GŁOS Z SALI
Niech wyraźniej pan mówi do pana może bo...
POETA
I dlatego też właśnie chciałbym po... powiedzieć jak... w jakim przypadku powstaje moja poezja. Jest to w zasadzie dziwna rzecz. Tak dziwny jak... jak ja sam jestem. Mam swój intymny świat, w którym żyję. I wszystkiego tego jest wam brak co ja mam: smutek i... i nostalgia.
INSTRUKTOR KO
Yyyy...
POETA
Smutek i nostalgia.
INSTRUKTOR KO
Smutek i nostalgia!
GŁOS Z SALI
Nie słyszymy...
INSTRUKTOR KO
Sm... Smu... Smu... Smutek i nostalgia!
POETA
Nie jest mi łatwo pisać na temat powiedzmy na... na pod... Podrzucony temat.
INSTRUKTOR KO
Na jaki? Przepraszam na jaki?
POETA
Na podrzucony temat.
INSTRUKTOR KO
Na podrzucony?
POETA
Tak.
INSTRUKTOR KO
Nie jest panu łatwo na podrzuc... na... na... na podrzucony temat pisać.
POETA
Dlatego też moim... moim tematem...
INSTRUKTOR KO
Tak.
POETA
Powiedzmy dłuższym tematem to, który kontynuuję w dalszym ciągu
INSTRUKTOR KO
I co? Co?
POETA
Którym... Który kontynuuję w dalszym ciągu.
INSTRUKTOR KO
Jak? Jak? Jeszcz...
POETA
Kontynuuję w dalszym ciągu...
INSTRUKTOR KO
Kontynuuję!
POETA
Jest piękno przyrody... Takiej przyrody jaką widzę ja.
INSTRUKTOR KO
Ptaki przyrody?
POETA
Takiej przyrody jakiej widzę... Jaką widzę ja. Powiedzmy takiej dzikiej natury. Nieokiełzanej. Zzzz... Powiedzmy z walorami właśnie tej ar... najbardziej artystycznymi.
INSTRUKTOR KO
Aha. Pan mówi teraz... mówi o przyrodzie teraz.
POETA
Trudno mi jest mówić tak od... Do was w tej chwili, bo znamy się parę... parę chwil, ale już potrafię z waszych twarzy...
INSTRUKTOR KO
Tak.
POETA
Dowiedzieć się... W zasadzie cząstkę waszego przeszłego życia.
INSTRUKTOR KO
Przesz... Przyszłego?
POETA
Przeszłego.
INSTRUKTOR KO
Przeszłego. Naszego przeszłego życia.
POETA
Gdybym był jasnowidzem mógłbym...
INSTRUKTOR KO
Gdyby pan był jasnowidzem.
POETA
Mógłbym... Mógłbym wam powiedzieć więcej.
INSTRUKTOR KO
Mógłby nam powiedzieć więcej.
POETA
Na przyszłość.
INSTRUKTOR KO
Przyszłość.
POETA
Ale nie jestem więc...
INSTRUKTOR KO
Ale nie jest więc...
POETA
Trudno.Nie będzie... Z tym... Mogę powiedzieć w tej chwili, pokazać palcem.
INSTRUKTOR KO
Może pokazać palcem.
POETA
Twarze, które najbardziej... Z których najbardziej mogę coś wyczytać.
INSTRUKTOR KO
Może pokazać... pan... Pan może pokazać palcem twarze, z których może... Yyyy... Najbardziej coś wyczytać.
POETA
Tak.
INSTRUKTOR KO
Pros... To chyba prosimy bardzo.Jeżeli państwo nie mają...
POETA
Więc... Nie chciałbym tego robić... To wyjdzie z moich wierszy...
INSTRUKTOR KO
To wyjdzie samo z pańskich wierszy?
POETA
Dlatego, że powiedzmy w każdym takim odczycie... Jak robię przeważnie w swoim gronie... Mam swoją ofiarę, która... Po pewnym czasie jest załamana absolutnie... Nawet dochodzi do pewnej... Ekstazy nerwowej.
INSTRUKTOR KO
Jakiej?
POETA
Ekstazy nerwowej.
INSTRUKTOR KO
Yyyy... Gdzie?
POETA
Na odczycie. Na odczycie. I...
NSTRUKTOR KO
Aha.
POETA
Kosztuje mnie to sporo zdrowia.
INSTRUKTOR KO
Kosztuje to pana sporo zdrowia.
POETA
Tak... Tak mnie... Taką... Taką. Powiedzmy ja...
INSTRUKTOR KO
Panu weszło w krew?
POETA
...chcę wejść w życie ludzkie, chcę znać ich troski.
INSTRUKTOR KO
Eche...
POETA
Po prostu jakoś... Jakoś zapom... Własnym powiedzmy... Włas... Własnym pisaniem zapobiec
INSTRUKTOR KO
Tak.
POETA
Jakimś kataklizmom powiedzmy. Czy... Czy... Czy nawet moralnej... Moralnemu upadkowi.
INSTRUKTOR KO
Pan chce zapobiec moralnemu upadkowi.No ale to są... Takie sprawy, których...
POETA[Zakasłał]
Przepraszam.
INSTRUKTOR KO
Słucham?
POETA
Przepraszam.
INSTRUKTOR KO
Proszę bardzo. Myślę, że wie pan... To są ... I chyba państwo też myślą, że są to sprawy...[PRZYPADKOWA OWACJA NA SALI]
SŁUCHACZ
Właśnie o takich ludziach, którzy są tutaj u nas... Pragnąłbym żebyśmy ZAINICJOWALI... Dla! Pasażerów znajdujących się na naszym statku! Wieczorek.
POETA
W ramach tego, chciałbym powiedzmy za... Zr... Zrobić coś, czego jeszcze nie było.
INSTRUKTOR KO
Chciałby pan coś, czego jeszcze nie było. Tak?
POETA
Tak.

A potem, już całkiem późno w nocy przeszukując sieć, natrafiam na komunikat Komendy Policji w Warszawie w sprawie zabójstwa Leszka Kowalewskiego:

„W dniu 18 sierpnia 1990 roku w Lesie Kabackim, na przedmieściach Warszawy, znaleziono zwłoki mężczyzny. Na ciele denata naliczono aż 41 kłutych ran. Nie zginął jednak w lesie. Zwłoki zostały tu przez zabójcę podrzucone. Szybko ustalono kim był zamordowany. Był to mieszkaniec śródmieścia Warszawy - Leszek Kowalewski.

Leszek Kowalewski był rencistą. Jego zamiłowaniem – i dodatkowym źródłem utrzymania – było rzeźbiarstwo i aktorstwo. Mieszkał na ulicy Kruczej, niedaleko Placu Konstytucji. W komórce urządził sobie warsztat, który odwiedzało wiele osób. Jak ustalono, pan Leszek miał bardzo szerokie grono znajomych. Pozostawał też w zażyłych stosunkach z kobietą, mieszkającą w centrum Warszawy, którą odwiedzał prawie codziennie. Był częstym bywalcem okolicznych kawiarni. Szczególnie upodobał sobie kawiarnię "Miodek", serwującą miody pitne.

Ostatni raz Kowalewskiego widziano 9 sierpnia 1990 r. Rano w mieszkaniu wypił butelkę wina z mężczyzną, którego personaliów nie udało się ustalić. Później – około 10-ej rano – widziano go w restauracji "Miodek". Późniejszych zdarzeń nie udało się zrekonstruować. Według jednej z hipotez przyjęto, że Kowalewski mógł zastać w niedwuznacznej sytuacji swoją znajomą i że doszło do bójki z jej kompanami. Dlaczego jednak został aż tak zmasakrowany? I jaki – tak naprawdę – był motyw zabójstwa?”

Podobno, podczas kręcenia „Rejsu” poeta zwany „Missisipi” zgubił gdzieś na pokładzie statku „Dzierżyński” płynącego po Wiśle, 44 ręcznie napisane wiersze… Zmęczonemu mijającym tygodniem i jutrzejszą perspektywą rozpoczęcia nowego dnia pracy, nie chce mi się już stawiać pytania: Metafizyka? Fatum?