środa, 19 maja 2010

Zaprzęgać



Autor: Krzysztof Kleszcz

RENATA PRZEMYK "Odjazd", 2009.


To wyjątkowa postać i niełatwo ją zaszufladkować. "Teraz Rock" właściwie dostrzegł tylko "Bliznę" z 2001 r., bo rzeczywiście był to ukłon w stronę czadu. Ale przecież duet z Nosowską, czy nagranie ze Strachami na Lachy na płycie "Zakazane piosenki" powinny przekonać dziennikarzy, że należy się jej status gwiazdy. Która to już płyta? Dziewiąta? Dziesiąta? Za każdym razem poetyckie teksty Anny Saranieckiej, kompozycje i charakterystyczny wokal Renaty - są gwarancją muzycznej satysfakcji dla wtajemniczonych.

Co stanowi o uroku przekazu? Najczęściej jakiś podskórny smutek i miłosny dramat, niedopasowanie... "Jakaś anomalia jest potrzebna mi" śpiewała, a potem jeszcze precyzyjnie określała swoje szaleństwo: "Szampan za drogi w butli tlen / A słowo miłość gówno warte". Tymczasem przebojami stały się właśnie dwie piosenki o miłości: spełnionej - "Ten taniec" z "Tylko kobieta" i tej niechcianej - "Zero (Odkochaj nas)" z "Andergrant" - obydwie przekonujące. Robienie hitów jednak nie było nigdy celem. Niech je sobie piszą piosenkarki w białych kozaczkach. Chociaż przyznać trzeba, że prowokacja nie była jej obca (sesja do płyty "Hormon").

Nowa płyta przynosi bardzo dojrzałe i refleksyjne słowa, i nastrój. Przy stukocie kół pociągu padają słowa: "Przecież to nie ty rozkładasz te tory / Nie masz na to wpływu gdzie ich koniec" - śpiewa je osoba pogodzona ze światem, która dawno zdjęła glany („Odjazd”).
Oto niewesoła konstatacja: "Co to da, że przy oknie usiądziesz / Nawet wśród niepalących / Podróż tak samo skończy się gdybyś / W korytarzu stał". Choć jesteśmy tylko pasażerami, to jednak podróż musi być dla nas najważniejszą rzeczą pod Słońcem: "O cały swój bagaż martwisz się / Nie zaśniesz skoro z tobą jedzie / Jakbyś się zachował gdyby on / Pozostał, ale zniknął przedział?"
Odjazd rozumiany być może jako doza szaleństwa. Bo "spokój czyni mnie niespokojną", bo "głupiej nudzie trzeba podciąć żyły, zabrać tlen...”(„To że jesteś”)

Renata zaskakuje tym, że po raz pierwszy sięga do wulgaryzmów, w najmocniejszym tekstowo "I człowiek, i mebel" padają słowa skurwysyn, dziwka, dupa, kurewsko mało. No ale jakimi słowami poczęstować "sprzedawczyków własnego sumienia"? Filozoficzne pytanie mieć czy być – znajduje tu formę: „Czy to są naczynia połączone / Im w kieszeni więcej w duszy mniej”.

Przy cymbałkowym akompaniamencie, chyba na złość świętoszkom, śpiewa w "Małym niebie": "Żałosny grzesznik, co nie grzeszy". A tu: "Choćbyś oszukał świat na chwilę / kłamstwo jak drzazga w oku tkwi / wypłynie /" chylę czoła przed autorką tekstów. Świetnie to jest napisane: to wypływające kłamstwo, wypływające jak oko.

W "Póki świeci słońce" zwraca uwagę fragment "Nie wiesz co się dzieje / przez weneckie lustro / widzisz ich a oni ciebie / chociaż to oszustwo", który wieńczy świetna muzycznie coda i dyskretne pytanie: "czy na pewno na umyśle / całkiem zdrowy jesteś?"

"Czystość i nadludzkie piękno / ktoś chciał znaleźć, ale w ciałach ich nie odnalazł" - to początek wyróżniającego się utworu „Polska biel” zaśpiewanego z emfazą, wybitnie niepodrabialnie.
To właśnie oryginalność sprawia, że piosenki Przemyk tkwią w pamięci. Tytuł „Odjazd” przypomina żartobliwą wstawkę z pierwszej płyty: „Zaprzęgać!”, a rytm naśladujący stukot pociągu zachęca do kolejnego odsłuchu, kolejnej podróży.

wtorek, 18 maja 2010

Love Will Tear Us Apart

Autor: Piotr Gajda

Dokładnie dziś mija 30 rocznica śmierci Iana Curtisa, lidera Joy Division. Zabawne, że o tej rocznicy przypomniał mi zupełny przypadek. Zaprzyjaźniony ze mną Paweł Podlipniak pokazał mi swój „okazjonalny” wiersz poświęcony wokaliście Joy Division, po którego wnikliwej lekturze, natychmiast „przyczepiłem się” do mniej udanych fraz, kompletnie nie orientując się, że rzecz dotyczy właśnie osoby Iana Curtisa.

Cóż, na mojej półce z CD „Closer” stoi wciąż samotnie, otoczony setkami innych tytułów, a jedyną natychmiast rozpoznawalną przeze mnie piosenką Joy Division jest „Love Will Tear Us Apart”, w dodatku w wykonaniach zespołów INXS, albo Swans. Tak, widziałem „Control”, obraz w reżyserii Antona Corbijna z muzyką New Order, ale nie mogę sobie przypomnieć, czy zrobił na mnie jakieś szczególne wrażenie. Być może w moim wieku, nie jestem już szczególnie wrażliwy na egzystencjalne problemy 23 letnich wokalistów post-punkowych kapeli a wówczas, kiedy były one także i dla mnie śmiertelnie ważne, nie słuchałem Joy Division. W moim przypadku, było to istotne „rozminięcie”, z powodu którego pozostaję znacznie uboższy duchowo, niż być może zdaję sobie z tego sprawę.

O tym, że Ian Curtis to wciąż ważna i inspirująca postać, świadczy wspomniany przeze mnie wiersz Pawła Podlipniaka zatytułowany „Atmosfera” („Atmosphere” - utwór Joy Division z 1979 roku) oraz tomik opatrzony jednoznacznym tytułem – „Elegia dla Iana Curtisa” autorstwa Artura Nowaczewskiego. Jeszcze przed pierwszą lekturą wierszy z książki Artura od razu zwróciłem uwagę na to, co napisał na jej końcu, w swoim do niej posłowiu:

W latach studenckich muzyka Joy Division towarzyszyła mnie i moim przyjaciołom podczas domowych imprez. Piliśmy wina domowej roboty, gadaliśmy o podróżach, historii, literaturze i słuchaliśmy z winylowej płyty kawałków zespołu Iana Curtisa. Wtedy muzyka była tłem, to był nasz świat, jeszcze bezpieczny, ale nad którym zbierały się czarne chmury. Przyszedł czas, że skończyły się nasze wielkie miłości, rozpadły małżeństwa i stałe związki a my sami rozproszyliśmy się po świecie. I tak muzyka Joy Division stała się elegią poświęconą nam samym. Widzieliśmy w niej siebie, kiedyś, sprzed naszych osobistych katastrof. Zmarły przedwcześnie, w wieku 23 lat, Ian Curtis okazał się odpowiednim partnerem dla tego utraconego czasu. Ian Curtis w moim życiu jako ktoś ważny, pokrewny, długo pozostał nierozpoznany. Dopiero dziś jakoś splatam go z własnymi latami chmurnymi, durnymi. Ian, na tle ponurych bloków Macclesfield. Pokój Iana, juwenalia na biurku. Bufonowaty nimb nastoletniego artysty. Ian recytujący wiersze. Ian wiążący swój los z Debbie. „Na zawsze”. Ale i Ian wykonujący nudną pracę biurową. Ian gapiący się w telewizor. Ian na zdjęciu z córką. Także i Ian nie chcący dojrzeć. To przecież ktoś będący jedynie potencjalnością jeszcze, nie skończony. Chłopak, nie mężczyzna. Ma dwadzieścia trzy lata, ale śmierć chodzi za nim krok w krok. Curtis to ktoś, kto różnymi gestami, decyzjami próbuje sobie udowodnić, że ma kontrolę nad swoim życiem. Ale nie ma…Kiedy zawalił się dotychczasowy świat słuchałem wciąż Control. Muzyka Joy Division z tła weszła na pierwszy plan – w samo życie, w wiersze, w ból. Love Will Tear Us Apart…”.

Przypomina mi się jeszcze jeden cytat. Znalazłem go w wydanej w Polsce książce pt. „Ziemia obiecana”, na kartach której Gino Castaldo, krytyk muzyczny włoskiego dziennika „La Republica”, podjął się próby zrozumienia fenomenu rocka, jako zjawiska wieloznacznego, na które złożyła się atmosfera i uwarunkowania młodzieżowej rewolty oraz niepokoje i rozczarowania kolejnych zbuntowanych generacji: „Stwierdzenie, że rock to najbardziej ekscytująca przygoda kulturalna naszych czasów, może wyglądać na przesadę, ale tylko niewielką. Kto w niej uczestniczył, wie, o czym mówię. Kto nie brał w niej udziału – lepiej by wcześniej lub później to zrobił”.

Ian Curtis rozdarty pomiędzy życiem rodzinnym, rosnącą sławą oraz miłością do innej kobiety popełnił samobójstwo 18 maja 1980 roku w wieku 23 lat. Wyobrażam sobie jak bardzo dzisiejszy dzień musi być ważny dla Pawła i Artura. I zdejmuję „Closer” z półki …

Zmrożona poręcz



Autor: Krzysztof Kleszcz


"Też byłem pielgrzymem i miałem najgorzej - niosłem twardy wrzynający się w łopatki głośnik. Mogłem powtarzać tylko w kółko: uświęć siebie, (...)" - to fraza, która utkwiła mi w głowie po "pierwszym czytaniu" nowego tomu poezji Łukasza Jarosza, który ukazał się w Biurze Literackim.
Jego okładkę zdobi rysunek "Wnętrze Ziemi" Stefana Żachowskiego z 1942 r. pochodzący ze zbiorów Muzeum Narodowego w Kielcach. W środku jest jeszcze mroczny rysunek - "Sieroty w kanale". Oczywiście towarzyszyło mi oczekiwanie na klimat "Białego tygodnia", książki, która zrobiła na mnie duże wrażenie.
Poetyka Jarosza jest specyficzna - krótkie oznajmujące zdania. Niektóre słowa albo obrazy powracają w kilku wierszach. Jak ból, (wielki jak hangar), jak wrony tłukące dziobami o beton.
Łukasz kilkakrotnie też używa formy cytatu, by w czyiś słowach szukać drugiego dna, metafory. "Mimikra" to lektura dla tych, którzy lubią stać w chłodnym wietrze, zanurzać rękę w zimnej wodzie. Trzymać się zmrożonej poręczy.

sobota, 15 maja 2010

Masz przed sobą gabinety luster, echo ciężkie jak pełnia














Autor: Krzysztof Kleszcz

Łódzki Dom Kultury 14.05.2010; Promocja książki "Światło powrotne" Marcina Zegadły

Spotkanie autorskie Marcina Zegadły będące promocją jedenastej książki Wydawnictwa "Kwadratura" było okazją, by posłuchać jego wierszy i podyskutować. Częstochowski autor swą trzecią książkę poprzedził dedykacją "Mojemu Ojcu, a także dla mojego syna". Podzielona na trzy części: "Imię ojca", "Rodowody" i "Księga imion" zawiera 45 wierszy. Ich melancholijna konfesyjna poetyka, pełna dygresji, bogata w różnorodne gry frazeologiczne zrobiła na mnie duże wrażenie już "od pierwszego czytania".

Poeta nie chciał interpretować wybranych metafor np. tej z wiersza "Karma. Krew": "To prawda, która tkwi w tobie jak tampon. Jeszcze przez jakiś czas będę// pociągał za sznurki.", wskazując, że to nie jego zadanie, a czytelnika. Pokusił się jednak o stwierdzenie, że pisze wiersze o "codziennym oswajaniu się ze śmiercią". Skoro jednak kluczowym słowem uczynił światło, skoro są tu wiersze opowiadające o narodzonym synu, to "śmierć" nie jest obsesyjna: w "Próbie luster (zapowiedź)": "Mężczyzna mówi: śmierć i już nie boi się wyrwać ci drzazgi / z oka, wsunąć pod paznokieć." a w "Pozytywie": "Śmierć trzymać z daleka, rozmieniać na drobne."
Kilka wierszy erotycznych np. "Kino domowe" ma naprawdę frywolną frazę, ale poeta widząc na sali pląsające dzieci zgrabnie uniknął wulgaryzmu zastępując go wersją light.
Piotr Grobliński zauważył, że ostatni wiersz dedykowany "na narodziny Julka Jamrozińskiego" ma klimat mojej książki "Ę". Wyłowiłem stamtąd świetną frazę: "Wiesz, że masz przed sobą gabinety luster, echo ciężkie jak pełnia, pulsujące chmury."

Marcin wpisując mi dedykację w książce podpisał ją "Częstochowa", czyli poczuł się w Łodzi jak u siebie w domu.







m.in. Dorota Bachmann, Przemek Owczarek, Marcin Bałczewski, Piotr Gajda

Masz przed sobą gabinety luster...

y

m.in. Tomasz Cieślak, Maciej Robert i Monika Marlicka

Demontaż dekoracji - "koniec balu"...
Posted by Picasa

poniedziałek, 10 maja 2010

Kipu
















Autor: Krzysztof Kleszcz

Kipu

Jednym duszkiem, żeby Brown mówił we mnie
ruchy, ruchy. Nie zastygnę, w kawę, aż po kurcz.

Będzie z ciebie dobra pięść. Pleć kosze z moich łydek,
plącz węzły, twórz sploty. Ciało namiękło i teraz

każde z naczyń, chce cudu, czeka na zmianę w wino.
Woda jest jak drapieżnik. Krąży i krąży, obserwuje z ukrycia.

Będzie się skradać, osiadać na szybach, mieszkać
w stawach. Kiedyś spróbuje cię złamać, a ty zanurzasz

w niej czubki palców, dotykasz czoła, piersi, ramion.
I tak cię rozmażę, już jesteś plamą - słyszę, po tafli

echo niesie szyderstwo. Woda jest wężem.
Zrzuca skórę i udaje łasiczkę na rękach damy.

Ale przecież się wije, meandry to śliska droga gada.
Strużka na plecach zimna jak lufa pistoletu.

Przyszedłeś z wody, woda dała ci imię, a teraz mętne
dyktuje twój strach?
Wiążę supeł, by pamiętać:

są miejsca na fali dokładnie dla stopy,
miejsca by odbił się kamień, miejsca na pałac.

niedziela, 9 maja 2010

Mój wiersz tygodnia (17)

Autor: Piotr Gajda

Gottfried Benn z jego nihilistyczną metaforą świata – Wielką Kostnicą (Trupiarnią) i głęboką rysą na własnej biografii - to poeta, któremu sławę przyniosły ekspresjonistyczne wiersze w baudelaire'owskim stylu, epatujące czytelnika swoim „chirurgicznym” wręcz turpizmem. W roku 1933 Benn opowiada się za faszyzmem dostrzegając w nim antidotum na postępującą gangrenę, opanowującą od zakończenia I wojny niemiecki ordnung. Ale już w pięć lat później zostaje wykluczony z Izby Literatury Rzeszy. Jej upadek zastaje go w Gorzowie Wielkopolskim w roli naczelnego lekarza w mundurze Wehrmachtu. „Od sierpnia 1943 do ostatnich dni stycznia 1945 r. w koszarach im. Hermanna Stranza w Landsbergu lekarzem był Gottfried Benn, niemiecki poeta ekspresjonista i intelektualista. Miał gabinet nr 66 w bloku nr 2. To dziś budynek hali sportowej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Gorzowie Wlkp. Z okien swojego gabinetu widział małe jarzębinki, a za nimi plac apelowy. Dziś jarzębiny są dużymi drzewami, a plac apelowy zmieniono na duży parking na samochody profesorów i studentów. Po generalnym remoncie budynku nr 2 trudno ustalić, z którego okna Gottfried Benn obserwował koszarowe życie”. (Krystyna Kamieńska – „Pegaz Lubuski” Nr 2 (25) 2007). Krzysztof Karasek w „Poezjach wybranych” Gottfrieda Benna wydanych w 1982 roku, napisał: „Moje zainteresowania Bennem datują się od dość dawna. Benn był jednym z niewielu naprawdę wybitnych literatury niemieckiej, którzy poparli faszyzm, co prawda przez krótki okres tylko, ale za to niezwykle aktywnie, używając do tego wszystkich atutów swego talentu. Sprawa Benna wydała mi się jedną z centralnych dla zrozumienia pisarskich uwikłań w XX wieku”. Na szczęście, i to nie tylko dla poezji niemieckiej, Gottfried Benn nie mógł zostać objęty infamią tylko z racji swojego krótkotrwałego flirtu z nazizmem oraz życiorysu zdeterminowanego przez obie wojny światowe. Na to był zbyt wielkim poetą, którego Zbigniew Herbert, inny wielki poeta, tak usprawiedliwiał (?) w rozmowie z Jackiem Trznadlem: „Gottfried Benn, jeden z najlepszych poetów XX wieku, wykonał pierwszy krok w kierunku szatana, pisząc list przeciwko Tomaszowi Mannowi. O co chodziło? My tutaj w gnoju, znoju, budujemy przyszłość, a oni, ci emigranci, tam sobie coś piszą, malują przeciwko nam, którzy dźwigamy na barkach ciężar historii”. Krzysztof Karasek, tłumacz i redaktor „Poezji wybranych” Benna, dokonał ich wyboru kierując się nie tylko rolą danych wierszy w hierarchii jego dzieła poetyckiego, ale i głosem własnego serca. Stąd też, najszerszą reprezentację w „Poezjach wybranych” stanowią utwory z wczesnego okresu twórczości Benna, bo jak powiada Karasek, po 60 latach od ich ogłoszenia wciąż wprawiają czytelnika w szok swoją furią i intensywnością. Ale też późne wiersze, w których poeta podejmuje dramatyczną próbę odzyskania swego miejsca na skali cywilizacyjnych wartości oraz próbuje pogodzić się z nieodwracalnymi skutkami towarzyszącymi jej przekroczeniu. Jakże pięknie pisze o tym we wstępie „Poezji wybranych” ich tłumacz i redaktor: „ Kiedy wszystko zawodzi, zarówno historia, jak i wiara przodków, a również własne wnętrze, pozostaje jeszcze wiersz. Wiersz bez nadziei, wiersz, który nikogo nie chce sądzić ani zniewolić. Wiersz, kierujący się tylko własną i żadną inną prawdą. Wiersz, który w swym etycznym posłannictwie staje się racją najwyższą, uwierzytelniającą sobą istnienie. Atrakcyjną w swych boskich przejawach dla innych”.

Gottfried Benn

Piękna młodość

Usta dziewczyny, która długo leżała w sitowiu
wyglądały jak ogryzione.
Kiedy otworzono klatkę piersiową, przełyk był dziurawy.
Wreszcie pod łukiem przepony
znaleźliśmy gniazdo młodych szczurów.
Mała siostrzyczka leżała nieżywa.
Inne żywiły się wątrobą i nerkami,
piły zimną krew, i przeżyły
tutaj piękną młodość.
I piękna, lecz szybka, zastała ich też śmierć:
wrzucono je wszystkie do wody.
Ach, jak kwiczały małe pyszczki!

* Gottfried Benn (ur. 2 maja 1886 w Mansfeld, Brandenburgia; zm. 7 lipca 1956 w Berlinie) –Studiował teologię, filologię i medycynę, w 1910 zaczął pracować jako lekarz wojskowy i publikować. W latach pierwszej wojny pracował jako lekarz w Belgii. Lata 1933-1938 to fatalny akces Benna na rzecz Trzeciej Rzeszy. W latach 1943-1945- służba lekarska w Landsbergu (Gorzów Wielkopolski), po 1945 praca lekarza w Berlinie; powstają kolejne utwory. W 1951 Benn dostaje Nagrodę Buchnera i wygłasza słynny wykład o problemach liryki. Umiera na raka kości. Dwie główne publikacje Benna po polsku to Poezje wybrane przeł. Krzysztof Karasek, LSW, Warszawa 1982 i zbiór Po nihilizmie. Eseje, szkice, fragmenty, oprac. Hubert Orłowski, przeł. Jerzy Kałążny, Jan Koźbiał, Ryszard Turczyn, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1998.

Silesius dla Matywieckiego i Mansztajna



Za: silesius.wroclaw.pl

8 maja podczas uroczystej gali we wrocławskim Teatrze Muzycznym Capitol przyznano nagrody za 2009 r. Jury Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej w składzie: prof. Jacek Łukasiewicz, prof. Przemysław Czapliński, Grzegorz Jankowicz, dr Adam Poprawa, prof. Tadeusz Sławek, Justyna Sobolewska i prof. Marian Stala przyznało nagrody SILESIUSA:

Piotr Sommer został laureatem Silesiusa za całokształt pracy twórczej,
•w kategorii książka roku laureatem został Piotr Matywiecki za książkę Powietrze i czerń (Wydawnictwo Literackie),
•w kategorii debiut roku laureatem został Jakobe Mansztajn za Wiedeński high life (Stowarzyszenie Artystyczno-Kulturalne "Portret").

Zatem nie zdobyły nagród nominowane książki: Mariusza Grzebalskiego "Niepiosenki",
Marcina Świetlickiego "Niskie pobudki", Jana Polkowskiego "Cantus", Bartosza Konstrata "Samochody i krew", Marcina Sendeckiego "22", Feliksa Netza "Trzy dni nieśmiertelności" Joanny Lech "Zapaść" i i Dawida Majera "Księga grawitacji".

sobota, 8 maja 2010

Wyjście w ciemno, łowienie spod lodu





























Autor: Piotr Gajda

Spotkanie z Robertem Rutkowskim - Śródmiejskie Forum Kultury, Łódź 07.05.2010 r.

Zamiast dokładnie opisywać przebieg wieczoru autorskiego Roberta Rutkowskiego, wykorzystam cytat z Kunzego (wybrany przez poetę na motto "Wyjścia w ciemno") oraz dwa wiersze autora "Łowienia spod lodu". Choć on sam pisze w jeszcze innym miejscu, że: "najsilniejszy/ mięsień człowieka/to język" - nie ma co go strzępić po próżnicy - wskazany cytat i wiersze powiedzą o poezji Roberta Rutkowskiego znacznie więcej, niż jakakolwiek jej definicja.

"Jeżeli po jakimś białym przeżyciu spróbuję napisać wiersz cały w bieli, a któryś czytelnik określi go jako czarny, przyczyną będzie zapewne zbyt skąpa dawka bieli. Znaczyłoby to, że wiersz wygląda szaro, a czytelnik, z góry już uosobiony mrocznie, wychwytuje przede wszystkim czarne tony." - Reiner Kunze, Wiersz w bieli (tłum. Jakub Ekier).

"każdy obcy człowiek mówi w obcym języku" - Robert Rutkowski "Zdanie".

"Nie wierzę poezji
która zostawia po sobie
jedynie popiół
i puste butelki po wódce
nie wierzę
upozowanym rimbaudom
z ostrym makijażem
nieprzespanych nocy
nie wierzę tym
którzy chodząc po kruchej tafli lodu
mówią
że chodzą po wodzie
poezja
to łowienie spod lodu"

- Robert Rutkowski "Łowienie spod lodu".

Na zdjęciach (od góry): Gajda i Miniak, "kultowe" wejście do siedziby ŚFK, główni bohaterowie wieczoru: Maciej Robert i Robert Rutkowski, Justyna Fruzińska i Iza Kawczyńska, Publiczność, Krzysztof Kleszcz, Gajda, Miniak, Owczarek, Kawczyńska, Przemysław Dakowicz i Tomasz Cieślak, Przemysław Owczarek i Iza Kawczyńska, Owczarek i Piotr Grobliński.

czwartek, 6 maja 2010

Światło powrotne Marcina Zegadły


Wydawnictwo Kwadratura zaprasza na wieczór autorski Marcina Zegadły promujący najnowszą książkę pt. "Światło powrotne". Spotkanie odbędzie się 14 maja 2010 r. o godz. 18.00 w Łódzkim Domu Kultury przy ul. Traugutta 18 w sali nr 6. Poprowadzi je Piotr Grobliński.

Warstwę plastyczną książki tworzą fotografie Roberta Rabiegi.

MARCIN ZEGADŁO - urodzony w 1977 roku, poeta, autor dwóch zbiorów wierszy: „Monotonne rewolucje” (Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego, Łódź 2003), „nawyki ciał śpiących” (Zielona Sowa, Biblioteka Studium, Kraków 2006), publikował m.in. w „Studium”, „Kresach”, „Czasie Kultury”, „Pograniczach”, „Pro Arte”, „Portrecie”, „Piśmie Literackim „Red”, „Tyglu Kultury”. Mieszka w Częstochowie.

„Czytanie jest zawsze przyjmowaniem pod swój dach obcego podróżnika, okazującego się często mordercą dla naszych wyobrażeń czy złodziejem energii. Zachęcam do otwarcia drzwi gorzkim pieśniom Marcina Zegadły, bo prawdziwa poezja musi niepokoić, ograbiać nasze myśli, przyzwyczajenia”. Arkadiusz Frania

Światło powrotne to światło wskazujące drogę. Jak blask odległej latarni morskiej pozwalającej snuć domysły o zarysie lądu. Chociaż ziemia, na którą się wraca z morza, nie jest już tym samym światem, który się opuszczało, i ten, który widzi światło latarni, nie jest też tym, który wyruszał w podróż. Wszystko jest powtarzalne i niepowtarzalne zarazem. To droga otwarta dla każdego. Nie każdy jednak potrafi pisać o niej tak jak Zegadło”.
Radosław Wiśniewski

ROBERT RABIEGA - malarz i fotograf. W latach 1986-94 studiował w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Pięknych im. Wł. Strzemińskiego w Łodzi (dyplom w Pracowni Technik Drzeworytniczych prof. Andrzeja Bartczaka i Pracowni Malarstwa prof. Jacka Bigoszewskiego). W 2006 roku jego wystawę „Studium przestrzeni” pokazała galeria „Atlas Sztuki”.


Poniżej jeden z wierszy Marcina:


PĘTLA

Dom jest pełen fantów. Posiadamy rzeczy. Wypełniamy pokoje
nowoczesnym drewnem, ciętym w zgrabne figury, lekkie formy.
To ważne: właśnie jest miejsce na dowolne ochy i na wszystkie
achy. Płacimy niskie raty, prawie bez procentu. Niemal zarabiamy,

beztrosko wertując lśniące katalogi, nęcące projekty – w nadziei,
że ominie nas Ciemność, którą przeczuwasz we śnie, którą prowokuję,
bawiąc się twoim światłem, niepewnym i bladym. Wciąż potrafimy
być oddani i wierni, chłonni jak gaza. Kołyszemy rzeczy gotowe do

upadku. Wnętrza jak poruszone zdjęcie. Nasza dobra ziemia. Ciemność
nam proponuje nowe rozwiązania. Płoną świąteczne kartki i cenne
kupony, omija nas losowanie nagród w pobliskim markecie, porzucamy
nowoczesne meble firmy Black Red White w wyjątkowym kolorze wenge.

Połykamy klucze. Niech trwa bez nas w zmarzniętych pokojach listopad –
jak zaniedbany cmentarz. Miejsca, które powinniśmy odwiedzić, wysyłają

niejasne sygnały.