Dokładnie dziś mija 30 rocznica śmierci Iana Curtisa, lidera Joy Division. Zabawne, że o tej rocznicy przypomniał mi zupełny przypadek. Zaprzyjaźniony ze mną Paweł Podlipniak pokazał mi swój „okazjonalny” wiersz poświęcony wokaliście Joy Division, po którego wnikliwej lekturze, natychmiast „przyczepiłem się” do mniej udanych fraz, kompletnie nie orientując się, że rzecz dotyczy właśnie osoby Iana Curtisa.
Cóż, na mojej półce z CD „Closer” stoi wciąż samotnie, otoczony setkami innych tytułów, a jedyną natychmiast rozpoznawalną przeze mnie piosenką Joy Division jest „Love Will Tear Us Apart”, w dodatku w wykonaniach zespołów INXS, albo Swans. Tak, widziałem „Control”, obraz w reżyserii Antona Corbijna z muzyką New Order, ale nie mogę sobie przypomnieć, czy zrobił na mnie jakieś szczególne wrażenie. Być może w moim wieku, nie jestem już szczególnie wrażliwy na egzystencjalne problemy 23 letnich wokalistów post-punkowych kapeli a wówczas, kiedy były one także i dla mnie śmiertelnie ważne, nie słuchałem Joy Division. W moim przypadku, było to istotne „rozminięcie”, z powodu którego pozostaję znacznie uboższy duchowo, niż być może zdaję sobie z tego sprawę.
O tym, że Ian Curtis to wciąż ważna i inspirująca postać, świadczy wspomniany przeze mnie wiersz Pawła Podlipniaka zatytułowany „Atmosfera” („Atmosphere” - utwór Joy Division z 1979 roku) oraz tomik opatrzony jednoznacznym tytułem – „Elegia dla Iana Curtisa” autorstwa Artura Nowaczewskiego. Jeszcze przed pierwszą lekturą wierszy z książki Artura od razu zwróciłem uwagę na to, co napisał na jej końcu, w swoim do niej posłowiu:
„W latach studenckich muzyka Joy Division towarzyszyła mnie i moim przyjaciołom podczas domowych imprez. Piliśmy wina domowej roboty, gadaliśmy o podróżach, historii, literaturze i słuchaliśmy z winylowej płyty kawałków zespołu Iana Curtisa. Wtedy muzyka była tłem, to był nasz świat, jeszcze bezpieczny, ale nad którym zbierały się czarne chmury. Przyszedł czas, że skończyły się nasze wielkie miłości, rozpadły małżeństwa i stałe związki a my sami rozproszyliśmy się po świecie. I tak muzyka Joy Division stała się elegią poświęconą nam samym. Widzieliśmy w niej siebie, kiedyś, sprzed naszych osobistych katastrof. Zmarły przedwcześnie, w wieku 23 lat, Ian Curtis okazał się odpowiednim partnerem dla tego utraconego czasu. Ian Curtis w moim życiu jako ktoś ważny, pokrewny, długo pozostał nierozpoznany. Dopiero dziś jakoś splatam go z własnymi latami chmurnymi, durnymi. Ian, na tle ponurych bloków Macclesfield. Pokój Iana, juwenalia na biurku. Bufonowaty nimb nastoletniego artysty. Ian recytujący wiersze. Ian wiążący swój los z Debbie. „Na zawsze”. Ale i Ian wykonujący nudną pracę biurową. Ian gapiący się w telewizor. Ian na zdjęciu z córką. Także i Ian nie chcący dojrzeć. To przecież ktoś będący jedynie potencjalnością jeszcze, nie skończony. Chłopak, nie mężczyzna. Ma dwadzieścia trzy lata, ale śmierć chodzi za nim krok w krok. Curtis to ktoś, kto różnymi gestami, decyzjami próbuje sobie udowodnić, że ma kontrolę nad swoim życiem. Ale nie ma…Kiedy zawalił się dotychczasowy świat słuchałem wciąż Control. Muzyka Joy Division z tła weszła na pierwszy plan – w samo życie, w wiersze, w ból. Love Will Tear Us Apart…”.
Przypomina mi się jeszcze jeden cytat. Znalazłem go w wydanej w Polsce książce pt. „Ziemia obiecana”, na kartach której Gino Castaldo, krytyk muzyczny włoskiego dziennika „La Republica”, podjął się próby zrozumienia fenomenu rocka, jako zjawiska wieloznacznego, na które złożyła się atmosfera i uwarunkowania młodzieżowej rewolty oraz niepokoje i rozczarowania kolejnych zbuntowanych generacji: „Stwierdzenie, że rock to najbardziej ekscytująca przygoda kulturalna naszych czasów, może wyglądać na przesadę, ale tylko niewielką. Kto w niej uczestniczył, wie, o czym mówię. Kto nie brał w niej udziału – lepiej by wcześniej lub później to zrobił”.
Ian Curtis rozdarty pomiędzy życiem rodzinnym, rosnącą sławą oraz miłością do innej kobiety popełnił samobójstwo 18 maja 1980 roku w wieku 23 lat. Wyobrażam sobie jak bardzo dzisiejszy dzień musi być ważny dla Pawła i Artura. I zdejmuję „Closer” z półki …
Cóż, na mojej półce z CD „Closer” stoi wciąż samotnie, otoczony setkami innych tytułów, a jedyną natychmiast rozpoznawalną przeze mnie piosenką Joy Division jest „Love Will Tear Us Apart”, w dodatku w wykonaniach zespołów INXS, albo Swans. Tak, widziałem „Control”, obraz w reżyserii Antona Corbijna z muzyką New Order, ale nie mogę sobie przypomnieć, czy zrobił na mnie jakieś szczególne wrażenie. Być może w moim wieku, nie jestem już szczególnie wrażliwy na egzystencjalne problemy 23 letnich wokalistów post-punkowych kapeli a wówczas, kiedy były one także i dla mnie śmiertelnie ważne, nie słuchałem Joy Division. W moim przypadku, było to istotne „rozminięcie”, z powodu którego pozostaję znacznie uboższy duchowo, niż być może zdaję sobie z tego sprawę.
O tym, że Ian Curtis to wciąż ważna i inspirująca postać, świadczy wspomniany przeze mnie wiersz Pawła Podlipniaka zatytułowany „Atmosfera” („Atmosphere” - utwór Joy Division z 1979 roku) oraz tomik opatrzony jednoznacznym tytułem – „Elegia dla Iana Curtisa” autorstwa Artura Nowaczewskiego. Jeszcze przed pierwszą lekturą wierszy z książki Artura od razu zwróciłem uwagę na to, co napisał na jej końcu, w swoim do niej posłowiu:
„W latach studenckich muzyka Joy Division towarzyszyła mnie i moim przyjaciołom podczas domowych imprez. Piliśmy wina domowej roboty, gadaliśmy o podróżach, historii, literaturze i słuchaliśmy z winylowej płyty kawałków zespołu Iana Curtisa. Wtedy muzyka była tłem, to był nasz świat, jeszcze bezpieczny, ale nad którym zbierały się czarne chmury. Przyszedł czas, że skończyły się nasze wielkie miłości, rozpadły małżeństwa i stałe związki a my sami rozproszyliśmy się po świecie. I tak muzyka Joy Division stała się elegią poświęconą nam samym. Widzieliśmy w niej siebie, kiedyś, sprzed naszych osobistych katastrof. Zmarły przedwcześnie, w wieku 23 lat, Ian Curtis okazał się odpowiednim partnerem dla tego utraconego czasu. Ian Curtis w moim życiu jako ktoś ważny, pokrewny, długo pozostał nierozpoznany. Dopiero dziś jakoś splatam go z własnymi latami chmurnymi, durnymi. Ian, na tle ponurych bloków Macclesfield. Pokój Iana, juwenalia na biurku. Bufonowaty nimb nastoletniego artysty. Ian recytujący wiersze. Ian wiążący swój los z Debbie. „Na zawsze”. Ale i Ian wykonujący nudną pracę biurową. Ian gapiący się w telewizor. Ian na zdjęciu z córką. Także i Ian nie chcący dojrzeć. To przecież ktoś będący jedynie potencjalnością jeszcze, nie skończony. Chłopak, nie mężczyzna. Ma dwadzieścia trzy lata, ale śmierć chodzi za nim krok w krok. Curtis to ktoś, kto różnymi gestami, decyzjami próbuje sobie udowodnić, że ma kontrolę nad swoim życiem. Ale nie ma…Kiedy zawalił się dotychczasowy świat słuchałem wciąż Control. Muzyka Joy Division z tła weszła na pierwszy plan – w samo życie, w wiersze, w ból. Love Will Tear Us Apart…”.
Przypomina mi się jeszcze jeden cytat. Znalazłem go w wydanej w Polsce książce pt. „Ziemia obiecana”, na kartach której Gino Castaldo, krytyk muzyczny włoskiego dziennika „La Republica”, podjął się próby zrozumienia fenomenu rocka, jako zjawiska wieloznacznego, na które złożyła się atmosfera i uwarunkowania młodzieżowej rewolty oraz niepokoje i rozczarowania kolejnych zbuntowanych generacji: „Stwierdzenie, że rock to najbardziej ekscytująca przygoda kulturalna naszych czasów, może wyglądać na przesadę, ale tylko niewielką. Kto w niej uczestniczył, wie, o czym mówię. Kto nie brał w niej udziału – lepiej by wcześniej lub później to zrobił”.
Ian Curtis rozdarty pomiędzy życiem rodzinnym, rosnącą sławą oraz miłością do innej kobiety popełnił samobójstwo 18 maja 1980 roku w wieku 23 lat. Wyobrażam sobie jak bardzo dzisiejszy dzień musi być ważny dla Pawła i Artura. I zdejmuję „Closer” z półki …
"Love will..." jest przede wszystkim dosyć synestezyjnym tekstem o emocjach. Tym bardziej tekst o tekście o emocjach podoba mi się, Panie Piotrze.
OdpowiedzUsuńO Ianie Curtisie: próbował żyć i umierać.
OdpowiedzUsuńnim rozwiniesz
skrzydła,
by wzbić się
nad lękiem,
tłum już wie,
że krwawisz,
odrzucając ciało,
kroki jak tam tamy,
uderzają w scenę,
by wyzwolić
z ziemi,
wieczny bunt
wszechświata.
MS
Panie Piotrze proszę usunąć wiersz,pomyłka.MS
OdpowiedzUsuńi dla mnie Piotrze, Joy Division to kawał mojego życia i pewnie gdybym potrafiła, sama bym dla Iana napisała wiersz, może kiedyś. Usłyszałam Joy Division kiedy miałam chyba 14 lat i są ze mną do dzisiaj, bez przerwy, jako jedno z ważniejszych objawień. U siebie wstawiła Decades z "Closer", obok New dawn fades z "Unknown pleasures" to jeden z najpiękniejszych utworów jakie słyszałam w życiu. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDzięki Piotrze
OdpowiedzUsuńpp vel komnen
My Lady, "Centaura" Updike'a już szukam na allegro ;)))
OdpowiedzUsuńMS, niech zostanie jak jest :)))
Magdo :)))))
Pawle, to ja Tobie dziękuję :)))
Pozdrawiam zbiorowo :)
piotr
Pogrzeb Iana Curtisa
OdpowiedzUsuńTrochę wódki wypitej jakby ze strachu
przed długim lotem i szalik na szyję.
Tego pogrzebu właściwie nie było.
Któż chciałby grzebać ciało
niespełna dwudziestotrzyletnie?
Nawet, jeśli to tylko urna z popiołem.
Paweł Ty też? :)))
OdpowiedzUsuńpiotr