piątek, 28 maja 2010

Maj w maju











Autor: Piotr Gajda

Chociaż lekko spóźnieni (przebić się autem w godzinach popołudniowych z Widzewa na Polesie nie jest łatwo), to jednak ostatecznie dotarliśmy z Tomkiem Bąkiem na spotkanie z poetą Bronisławem Majem w Poleskim Ośrodku Sztuki. Było warto. Bronisław Maj, mimo że poetycko „nieczynny” od drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych, wciąż dysponuje dorobkiem, który stworzył w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i na początku lat dziewięćdziesiątych. I właśnie ten prezentował licznie zgromadzonej publiczności. Jak sam mówi: „wiersze do niego przestały przychodzić, a samą sprawnością w ich pisaniu, nie chce się już posługiwać”. Prowadzący spotkanie Jerzy Jarniewicz od razu celnie „zdiagnozował” stan poetycki poety nazywając go „głębokim poetą lirycznym”, „poetą półcienia”. Równie łatwo przyznał się do tych określeń sam Bronisław Maj za pomocą zaprezentowania pokaźnej ilości wierszy „lirycznie smutnych”. Ale ten wieczór nie był smutny. Świetny kontakt poety z publicznością, mnóstwo krakowsko-łódzkich anegdot, dyskretne prowadzenie Jerzego Jarniewicza, wszystko to razem spowodowało, że spotkanie z Bronisławem Majem uważam za najlepsze z tych, w których dotąd mogłem w Łodzi uczestniczyć, i którego nawet "słynny" Henryk Zasławski nie był w stanie skutecznie zakłócić. Na koniec wieczoru Bronisław Maj, człowiek o inklinacjach rockowych, na „umówiony” sygnał Jerzego Jarniewicza odczytał swój wspomnieniowy felieton opublikowany w „NaGłosie” o koncercie zespołu The Animals w Łodzi, w roku 1965, na który musiał z nadmiaru czułości rodzicielskiej udać się z własnym ojcem. Rzecz tak zabawną i napisaną tak lekkim piórem, że przypomniałem sobie swój pierwszy „wielki” koncert, i oto już unosiłem się nad sufitem Poleskiego Ośrodka Kultury, bez (AAA) aplikowania i absorpcji absolutnie żadnych środków halucygennych, albo zmiękczających (jaźń). Za co obu Panom serdecznie dziękuję!

Łódź się cementuje



















Autor: Piotr Gajda

27 maja 2010 r. (czwartek) o 20:00 w Poleskim Ośrodku Sztuki, po spotkaniu autorskim Bronisława Maja, odbyło się spotkanie założycielskie Towarzystwa Literackiego w Łodzi.

Celem Towarzystwa jest m.in: kultywowanie tradycji literackich i artystycznych ziemi łódzkiej, aktywizowanie i integrowanie literackiego, kulturalnego i humanistycznego środowiska ziemi łódzkiej, tworzenie warunków dla rozwoju osobowości, formacji, grup i ruchów literackich, artystycznych i społeczno-kulturalnych związanych z ziemią łódzką, inicjowanie oraz wspieranie wszelkich działań na rzecz sztuki słowa i życia literackiego w Polsce, zwłaszcza w zakresie tworzenia ram prawnych i materialnych dla uprawiania i upowszechniania literatury oraz sztuk z nią powiązanych, kształtowanie przyjaznej dla rozwoju kultury polityki władz państwowych i samorządowych, umacnianie więzi między osobami i instytucjami zainteresowanymi kulturą, literaturą i jej promowaniem,

Towarzystwo zrealizuje swoje cele między innymi poprzez: samodzielne lub we współpracy z innymi instytucjami organizowanie dyskusji, odczytów, wykładów, wystaw, konkursów, zjazdów, konferencji, sympozjów, plenerów, warsztatów, kursów, festiwali, koncertów, szkoleń, ankiet itp., publikowanie dzieł z zakresu literatury, literaturoznawstwa i humanistyki, zwłaszcza w postaci czasopism i książek, także w formie elektronicznej i z wykorzystaniem wszelkich innych, nowoczesnych nośników multimedialnych, realizowanie zadań publicznych (w tym samorządowych, państwowych i unijnych programów operacyjnych) zgodnie z celami Stowarzyszenia, a także współprowadzenie z odpowiednimi władzami samorządowymi na zasadach umowy wojewódzkich, gminnych i miejskich instytucji kultury o profilu związanym z celami i ideami Stowarzyszenia, prowadzenie i wspieranie programów pomocy pisarzom, badaczom literatury, animatorom życia literackiego i wydawcom przede wszystkim poprzez stypendia, subwencje i dotacje celowe.

Zebranie założycielskie było pierwszym krokiem na drodze rejestracji wspomnianego Stowarzyszenia. Projekt ten jest rozwinięciem idei Koła Młodych („mŁodzi literackiej”) działającej dotąd przy łódzkim oddziale Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i redagującej Kwartalnik Artystyczno-Literacki „Arterie”. W spotkaniu założycielskim wzięli udział: Katarzyna Knapik-Gawin, Ela Dul, Agnieszka Kowalska-Owczarek, Bogumiła Jęcek, Rafał Gawin, Michał Murowaniecki, Przemysław Owczarek, Andrzej Strąk, Zdzisław Jaskuła, Monika Mosiewicz, Tomasz Bąk, Michał Świątek, Robert Miniak, Piotr Gajda, Jerzy Jarniewicz, Kacper Płusa.

Według statutu Stowarzyszenia jego członkiem może zostać każdy, kto legitymuje się dorobkiem w zakresie oryginalnej lub przekładowej twórczości literackiej, a także osoby wyróżniające się w poświęconych literaturze i sztuce dziedzinach działalności naukowej, krytycznej, edytorskiej, dydaktycznej, popularyzatorskiej, animatorskiej, menadżerskiej, społecznej itp.

Fabryka konserw



















Autor: Piotr Gajda



W „8 Arkuszu Odry” ukazała się kolejna recenzja „Hostelu” autorstwa, tu cytat z Witkowskiego i Sadulskiego: „świeżego nadwornego rzeźnika - Filipa Fidlera”. „Rzeźnik Filip” obok mojej, uporał się także z „półtuszami” Kacpra Bartczaka, Piotra Cielesza i Marka Lobo Wojciechowskiego. Smakoszy krwistych befsztyków z czterdziestoletniego mięsa w puszce zapraszam do konsumpcji.

czwartek, 27 maja 2010

Poezja, jej suche oko


Autor: Krzysztof Kleszcz


„PEŁNE MORZE” – Wojciech Bonowicz, Biuro Literackie 2006.

Wojciech Bonowicz ma swoją rubrykę z felietonami w „Tygodniku Powszechnym”, napisał książkę o ks. Tischnerze, a także kilka tomików poezji. Jego „Pełne morze”, za które zdobył Nagrodę Literacką Gdynia, trafiło w moje ręce dopiero niedawno, tuż przed premierą nowej książki pt. "Polskie znaki".

Czytając werdykty i laudacje bywa, że powątpiewa się z góry, że książka rzeczywiście warta jest splendoru. Wybierając wiersze na chybił trafił – potknąłem się o dopełniaczowe metafory „ciężka głowa dymu”, „brudny śnieg zdrady”, „złoty kurz nadziei”, o niejasne frazy, w których „sens znowu wklęsł” (np. „Deszczu mój! W naszej straży byłbyś ostatnim.”, „Wysłać i zadzwonić że jaka jest sprawa. A także odświeżyć się przypomnieć by także potwierdzić że się zajmowało”). Ale potem przyszła uważna lektura i znalazłem „polanę w lesie”.

„Wiersz o wierszu” to podobno spalony temat. A przekonał mnie do książki: „Wiersz najpierw zamyka cię w sobie.”, ”Bezbronny pogodzony nie oddychasz. Wiersz nie pozwala”.
Bo czy to „co wyprawia z nami poezja” nie daje nam czasem prawdziwego szczęścia, nowego życia? „W końcu wiersz otworzy się. Kamień wypuści cię: kartkę papieru która zacznie oddychać.” („Noc”)

Nieprzypadkiem na początkowych kartach książki pojawiają się Emil Cioran i Alfred Kubin. Obaj mieli specyficzne spojrzenie na twórczość: "Pisanie to terapia fikcją słów. Tworzyć! Przelewać swą depresję, schizofrenię na papier, swoją ciemność, ból. " To właśnie pod mottem od Kubina znajduje się niezwykła fraza: „Przykłada usta do piasku. Czeka aż piasek odwzajemni pocałunek.”(„Miasta wschodu”)

„To nie duch tchnie, to raczej ziemia woła” – pisze Bonowicz w „Dyskusji zamkniętej”, zapowiadając nam „suchy chleb wiersza”, odmawiając nam marcepanów.
Zatem: ból, Bóg i szatan, czyściec, a wszystko to w języku biblijnej paraboli. Lekki temat tylko z rzadka np. w wierszu o twardzielach celna fraza: „chcą mieć swoje pięć minut w każdym ciele”(„Kronika”)

W wierszu „Region”, który wydaje mi się najważniejszy w książce, Bonowicz definiuje poezję: to „Pieśń uciekinierów, spłoszonych krwią bagna”. Pieśń ta musi być dzika, nieszczęśliwa i ma mieć „suche oko”. I rzeczywiście emocje w wierszach są wygaszone. Mam wrażenie, że powstały przez zmazywanie niedoskonałych wersów, czasem ostają się jeno puenty.
Jakieś podobieństwa? „Podróżnicy śmierci” z frazą „Kryją się w pismach jak w schronach” mają w sobie coś z poezji Herberta. „Niedobre wie” zaś przypominają mi piosenkę Świetlików „Złe mi się śni”

Jeśli wiersze Bonowicza są religijne, to nawracają nas takimi frazami: „Mój umysł zelżały: jak gruszka, która od ciągłego sprawdzania czy zmiękła rzeczywiście robi się miękka.” („Elel”), „Bóg nie ma już tego listu: drze o co prosimy(...) wymazuje uprzejmie wyznania które dyktowała młodość i naiwna wiara.” („Przebaczenie”).

Tytułowe „Pełne morze” to szczęście znalezione w bólu i trudzie. Czy ten wiersz rzeczywiście potrzebuje więcej słów? „Jeszcze przez chwilę siedzi w cieple / wśród rozrzuconych ubrań. / Myśląc o ojcu którego tu przed chwilą kąpał.”

Zaskoczył mnie podmiot liryczny w ostatnim wierszu pt. „Latający bohater” (lot jak zapowiedź raju). Wobec widzianego z okien samolotu: wschodu słońca, ludzi, którzy przypominają rząd wojowników, „dżemu na szyi tej ślicznej pani co tak się godnie nosi”, podmiot liryczny wyraźnie się wzrusza. Jego oko przestaje być suche.


niedziela, 23 maja 2010

"Aubade Triste" - dwie recenzje

Pozwalam sobie "zaszczepić" na naszym blogu "ciała obce", dwie recenzje z "zewnątrz". Dotyczą one ważnego z mojego punktu widzenia debiutu poety, o którym na pewno nie będzie można niczego przeczytać na stronach "Biura Literackiego"... Paweł Podlipniak, "Aubade Triste"! Wprost z Radomia, czyli spogladając na "aktualną" mapę współczesnej poezji polskiej, całkiem znikąd... (Piotr)


Niepokoi mnie słowo „kruchość” – o tomie wierszy Pawła Podlipniaka "Aubade triste".

Ewa Kołodziejczyk

Tom wierszy Aubade triste zachęca do postawienia kilku pytań. Pierwsze dotyczyłoby tytułu zbioru. Zawiera on nazwę gatunku liryki prowansalskiej, z powodzeniem uprawianego później w poezji anglosaskiej, w wieku XX na przykład przez Philipa Larkina, którego Paweł Podlipniak chętnie czyta. W polskiej literaturze aubadę napotkamy najczęściej w przekładzie poezji języka angielskiego, dominującej dziś jako źródło oddziaływania. Czy także Podlipniakowi twórczość anglosaska dostarcza najwięcej inspiracji? Warto przypomnieć etymologię słowa aubade. Oznacza ono dokładnie kocią muzykę, a zaprojektowana przez autora okładka tomu z czarnym kotem odbijającym się w snopie światła wyraźnie ten trop uwiarygodnia. Na marginesie: obraz czarnego kota jako figury pecha, ale i magii, w nieomal Heideggerowskim prześwicie daje do myślenia...
Już tytuł i okładka zbioru – jako zaproponowana forma autoprezentacji – podsuwają jeden z wielu możliwych kierunków jego odczytywania. Jakim chce się Podlipniak zaprezentować, jak chce, żeby go postrzegano? Z tego pytania wynika kolejne – o to, kto w tych wierszach – jeśli założyć, że poezja jest zachętą do współmyślenia i do współodczuwania – mówi, kto i po co pragnie zatrzymać naszą uwagę? Na to pytanie niejako z definicji nie ma odpowiedzi. I nie dlatego, że – jak każdy dobry poeta – Podlipniak ukrywa się w sprzeczności. Rzecz w tym, że są to antynomie na nasze czasy i idzie nie tylko o zarysowanie kłopotów, z jakimi zmaga się jego bohater, ale również o mnożenie sprzeczności, tak by ostatecznie wymknąć się czytelnikowi. Jeśli bowiem stwierdzę, że dostrzegam w Podlipniaku czystego liryka o subtelnej wrażliwości, skłonnego do czułej i intymnej mowy poetyckiej, natychmiast natknę się na zaprzeczenie tej intuicji w obrazie kociej muzyki, w przejawach autoironii i autodeprecjacji, w koncepcie, paradoksie i celnej poincie. Zbudujcie mój obraz poprzez wybór elementów, które wam podsuwam - zdaje się zachęcać poeta. Będę, jakim chcecie – ukryty w syntezie przeciwieństw lub po prostu taki, jakim mnie zdołacie rozpoznać. W ten jednak sposób autor może mówić coś więcej. Może za filozofami postmodernizmu wyznawać niewiarę w istnienie silnego podmiotu i – na wzór Johna Ashbery – proponować grę powierzchniowych odbić w salonie krzywych zwierciadeł, jak w wierszu Król owocowych galaretek:

Hej, jestem królem owocowych galaretek
tego, co półprzejrzyste i stanowi wejście
pomiędzy obce dykcje, stępione języki,
słowa, w których na chwilę zastyga zdumienie.

Hej, jestem panem kolażowych niepewności,
przyczepiam się zbyt łatwo do powierzchni, sunę,
nie dotykam istoty, sklejam nieporadnie
strzępki nic nieznaczących smaków i obrazków.

Może – inaczej – sygnalizować zasadnicze kłopoty z istnieniem, z tożsamością. Jeszcze inaczej – czując się nieprzygotowanym na odsłonięcie w tym tomie – może próbować różnych głosów i odwlekać moment innego spotkania z czytelnikiem. Wszystkie te możliwości uruchamia już pojedynczy wiersz pod tytułem Noli me tangere, w którym czytamy najpierw: „Jest pogoń, żar, i smutek pod jego powierzchnią”, następnie: „Niesie nas ciągle naprzód. Bez wytchnienia. Gładko.”, a na końcu: „Szukam nas po omacku. Szukam bezustannie”.
Praktykowaniu sprzeczności sprzyja kompozycja zbioru. Jest on zbudowany z czterech cykli poprzedzonych mottami: Sztuka tracenia z mottem z wiersza Elizabeth Bishop, Raport ze snów z mottem z Radosława Wiśniewskiego, Noli me tangere z mottem z Dariusza Adamowskiego i Ścieżka na sam koniec opatrzona fragmentem wiersza W.H. Audena. Jak bohater tomu daje się poznać w wielu autoportretach i autokreacjach, tak autor śmiało zarysowuje krąg ważnych dla siebie poetów – od klasyków i klasycystów po twórców znajomych bywalcom internetowych salonów literackich. Ten dobór patronów zbioru jest tyleż jego zaletą, co znakiem naszych czasów, a Podlipniak bardzo bystrym malarzem obyczajów.
Choć w kolejnych cyklach bohater tomu znajduje się w innych sytuacjach, występuje w innych rolach, podejmuje inny temat, w rzeczy samej rozważa kilka pytań, które przewijają się w całym tomie. W cyklu pierwszym jest to upływ czasu, przemijanie, niemożność pogodzenia przeszłości i teraźniejszości, przygotowywanie się na odejście, zniknięcie w porozumieniu ze zmarłymi lub umierającymi. Bohatera widzimy tu często w roli syna. Nie jest tajemnicą, że ćwiczenie się w śmierci rozumianej także jako codzienna akceptacja doświadczenia utraty zbiegło się z odejściem Matki poety, stąd kilkakrotnie wyrażona prośba o pocieszenie w wierszach, których tytuł jest zarazem tytułem całego tomu. Tematem cyklu drugiego jest próba uporania się z żałobą, graniczną sytuacją utraty i śmiercią ujmowaną jako problem egzystencjalny. Sposobem radzenia sobie z naporem rzeczywistości bywa tu sen albo ogólniej: czynność zanurzania się. Zanurzanie się w sen, wodę, noc jest metaforą oddalenia od świata, przeniesienia w inną, może lepszą i prawdziwszą rzeczywistość, oczyszczenia oraz wyparcia negatywnych przeżyć: „Noc jest wtedy, kiedy odpadamy od życia/ na chwilę, pod spód. Mruczymy razem ciepło. (Noc). Odczytane po freudowsku symbolizuje także pragnienie powrotu do łona matki, a tym samym wyraża niezgodę na jej śmierć. Tytuł cyklu Noli me tangere nawiązuje do słów Jezusa wypowiedzianych do Marii Magdaleny po zmartwychwstaniu, słów, które zainspirowały wielu malarzy do przedstawienia tej sceny na obrazach, ołtarzach i freskach. Gra dwojakim tłumaczeniem tego nakazu jako „nie dotykaj mnie” i „nie zatrzymuj mnie” pozwoliła Podlipniakowi zbudować arcyciekawą sytuację dla jego bohatera. Portretuje go w ruchu, a jest to ruch rozumiany jako podróż w przestrzeni, w czasie, w wyobraźni oraz jako dojrzewanie. Pokazuje go także w miłosnej relacji z kobietą, której śmiałość i dotyk przywracają mu smak istnienia. Erotyki Podlipniaka są odważne i odkrywcze, celnie i zmysłowo obrazują dramaturgię uczuć mężczyzny i kobiety, wreszcie są poezją wysokiej próby, gdy idzie o portretowanie miłosnej namiętności. Bohater cyklu – kochanek w miłości doznaje ukojenia i wyzwolenia. Kobieta – figura opiekuńcza także w tej poezji dzieli się z nim siłą życia. Tom Pawła Podlipniaka nie kończy się na szczęście konkluzją o ozdrowieńczej sile miłości. Cykl ostatni Ścieżka na sam koniec przywraca obraz bohatera uwieranego przez świat, niepogodzonego ze sobą. Cykl ten w stosunku do pozostałych jest w największym stopniu poświęcony poezji, zawiera najwięcej wierszy autotematycznych, w których bohater stawia pytania o twórczą tożsamość. Nieprzypadkowo w tej części znajdują się trzy wiersze zatytułowane Huśtawki, bohater powraca także do praktyk autoironicznych i gry z czytelnikiem.
Warto poświęcić nieco uwagi konstrukcji zbioru – zwrócić uwagę na fakt ujęcia wierszy z różnych okresów w cykle tematyczne i nastrojowe, by tworzyły myślowe całości, na to, że jak w skomplikowanych formach muzycznych, w cyklach tych powracają wspólne, choć przetworzone motywy, na piękną frazę poetycką Podlipniaka ujętą w kunsztowne i trudne strofy. Aubade triste dowodzi, że Podlipniak jest czuły na brzmienie, rytm, szczodrze, choć wybrednie gospodaruje bogatym, a zarazem dyskretnym rymem. Mówiąc krótko: jest poetą o wyraźnie ustawionym głosie, sympatyzującym z tymi, którzy za Jackiem Dehnelem cenią kunszt, warsztat, formalne wirtuozostwo. Jeśli podsuwa kolejne wizerunki, przymierza różne maski i przebrania, aranżuje rodzaj literackiej gry w chowanego, czyni to także po to, by ćwiczyć i jednocześnie tworzyć swój styl.
Wspomniana gra wymaga niemało sprawności w rozpoznawaniu jej reguł. Podlipniak oczekuje od czytelnika sporej erudycji w odczytywaniu aluzji, cytatów i kryptocytatów literackich, orientacji w sztukach plastycznych, zamiłowania do kina i różnych gatunków muzyki. Na przykład w wierszu Zawsze na południe nawiązuje do Wyprawy na południe Jacka Dehnela, który z kolei polemizował w swoim tomie z poezją Marcina Świetlickiego. W wierszu Utomlonnyje Sołncem uruchamia skojarzenia z filmem Nikity Michałkowa. W dyptyku Meta–fora medytuje nad poezją, wspominając życie i twórczość Vincenta van Gogha. Aubade triste jest jak potrawa przyrządzona z wybornych składników, dobrze przyprawiona i pięknie podana – jej wyrafinowany smak docenią ci, których kulturalny jadłospis jest na co dzień bogaty i zróżnicowany. Bo to, co na pewno wiemy o bohaterze wierszy Podlipniaka, to że dla zrozumienia i opowiedzenia siebie używa języka kultury w jej wielu dziedzinach, obiegach i idiomach.
Poezja polska XX w. rozwijała się – mówiąc bardzo grubo – w symbiozie dwu tradycji: Peiperowskiej wiary, że wiersze robi się ze słów i Miłoszowskiego wyznania, że skoro jest prawdą, powstaje z podszeptu dajmoniona. Paweł Podlipniak dowodzi, że umie robić poezję ze słów w tym znaczeniu, w jakim ów awangardowy postulat przefiltrowany przez teorię i praktykę postmodernizmu jest dziś aktualny. Jednak autor Aubade triste – choć nie chce tego przyznać w tym tomie – jest moim zdaniem poetą mającym fascynującego dajmoniona. Ten głos wewnętrzny, który nie ulega melodii bezradnych pozytywek chciałabym usłyszeć wyraźniej w jego przyszłym zbiorze wierszy.



* Ewa Kołodziejczyk - Doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Zastępca Dyrektora Instytutu Filologiczno-Pedagogicznego Politechniki Radomskiej.

"Smutek sztukmistrza". O wierszach Pawła Podlipniaka.

Anna Spólna


Tom Aubade triste Pawła Podlipniaka jest dopracowany w każdym szczególe. Poczynając od kompozycji, przypominającej mapę nawigacji, poprzez motta naprowadzające na interpretację poszczególnych partii książki, aż do przemyślanej estetyki całości.

Pieśń poranna, śpiewana ze smutkiem...
Tytuł zbioru zaprasza do słuchania, sugerując jednocześnie elegijny ton wyśpiewanej opowieści. Czarna okładka z czarnym kotem w uchylonych drzwiach, nieco przewrotna w swej niejednoznacznej symbolice, wzbudza jednak ostrożność – i słusznie. Uważnie przeczytany, zbiór ujawnia szczególny talent jego autora: wiersze będące dowodem niezwykłej, bardzo przy tym nowoczesnej wrażliwości, skutecznie opierają się sentymentalizmowi. Podlipniak szuka równowagi pomiędzy intymnością śmiałych (i dowcipnych) erotyków czy dramatycznych wierszy o swoich najbliższych, a obroną własnej prywatności. W gruncie rzeczy raczej uchyla drzwi do siebie, niż je otwiera. „Ja” jest w jego liryce czujne i zdystansowane, „ty” – niejednoznaczne, lekko rozmyte, czasem zapraszające do współodczuwania, czasem - wymykające się dookreśleniom. Konwersacyjność tej poezji, wyraźna i angażująca czytelnika, realizuje się poprzez aluzje literackie, nie personalne.

Cztery ścieżki
Ułożenie książki według czterech obmyślonych starannie kręgów tematycznych wprowadza porządek w lekturę tych skomplikowanych, bogatych w odniesienia filozoficzne i literackie utworów; wariacyjność w ich obrębie, niespodziewane wolty tematyczne i chwiejność wpisanych w nie nastrojów uniemożliwia znużenie czy gnuśne zadowolenie czytelnika.
Część pierwsza - Sztuka tracenia – gromadzi wiersze poświęcone umieraniu, zanikaniu, ubywaniu. Odchodzą bliscy ( to śmierć Matki staje się rdzeniem doświadczenia kruchości świata), zmieniają się relacje rodzinne, zamazują wspomnienia, życie traci swą wyrazistość, przechodzi w majak, sen. Stąd tytuł drugiej części – Raport ze snów – w której bohater tomu zdaje relację ze swojej egzystencjalnej bezdomności, ujawnionej w całym dramatyzmie wobec traumy utraty. Śmierć wyrzuca go poza obręb zwykłości, bo, jak pisze francuski antropolog Michel Vovelle „piętno śmiertelności odbija się w naszym pojmowaniu życia”. Intensywne poszukiwanie odpowiedzi o sens odbywa się w zaszyfrowanych wierszach religijnych, którymi są w istocie wszystkie zebrane w tej grupie liryki. Podlipniak wskazuje na rytualizm zbiorowych uniesień, zderzony z prywatnymi lękami ich uczestników; posługuje się dwuznaczną symboliką miodu (jego słodycz, zalepiająca rany, prowadzi do zatonięcia – warto zresztą przypomnieć bogatą tradycję utożsamiania pszczół z królestwem Persefony, tak w mitologii, jak poezji). Oskarżycielską siłę mają w sobie zarówno wiersz Dżizas, jak Paintballs. Najlepsze są powroty – należące do najdojrzalszych w zbiorze. Część trzecia tomu, Noli me tangere, tytułem przewrotnie nawiązująca do Ewangelii, gromadzi intymne wiersze jak zapis miłosnej podróży do prywatnego edenu, który jawi się jako „królestwo, obiecana ziemia,/ bezwstydu, bezbożności i bez zapomnienia”. Erotyki odtwarzają próby zbudowania więzi, wbrew goryczy, lękowi, poczuciu winy. Zastąpienia ciosu - pocałunkiem. Ostatni blok utworów, Ścieżka na sam koniec, najbardziej niejednoznaczny, jest dla mnie przede wszystkim medytacją nad naturą języka: jako (zwykle nieskutecznego lub niewiarygodnego) narzędzia komunikacji, tak w codziennych próbach porozumienia się ze światem, jak w poezji.

Wyzwalanie wyobraźni
Tytuły wielu wierszy tomu sugerują istnienie większych całości, tworzących rozbudowane cykle, z których wyimki tylko opublikowane są w debiutanckim tomie (Huśtawki, Wilki i przebiśniegi, Pociągi, zabawki, Faberże, opatrzone numerami). W ich obrębie prowadzony jest intrygujący wewnętrzny dialog, pozwalający szukać podobieństw na poziomie powtarzających się obrazów. Prostota składni zderzona zostaje z nagłymi zwrotami wyobraźni, co uważam za szczególną wartość tej poezji. Odwaga obrazowania, odrealnianie wycinków rzeczywistości, prowadzące ku niejasnym, symbolicznym skojarzeniom, kryjąca się za nią siła sugestii spokrewniają liryki Podlipniaka z dokonaniami polskich imaginistów, zwłaszcza Romana Honeta:

Lata spalone słońcem jak dzieci na brzegach
rzek, zapomnianych jezior, wciąż ścigają lotną
śmierć ważek i kijanek. Pełzniemy za nimi
Zawieszeni, zastygli, zaczepieni w świetle
jakby było nadzieją. Bezwolni. Zbyt wolni.
(Utomlonnyje Sołncem)

Dziś znowu jesteś. Rzeka znacznie krótsza. Strachy
ja wypełniają ciasno - od brzegu do brzegu.
Będzie nas kołysała, póki nie spłyniemy
śpiąc w ogniu, śniąc wraz z nurtem, wezbrani powodzią.
(Huśtawki II. Rzeka)

Najlepsze wiersze zbioru uderzają w czułe miejsca, bolą - ciąg skojarzeń odsłania dramatyczną ludzką bezdomność, bezradność, prowadzi przez puste miejsca po Kimś (śmierć Matki, umieranie Boga), czymś (miłość tracona, dzieciństwo rozmywające się we wspomnieniach, poczucie wspólnoty, kontrapunktowane smutkiem rozstań). Aubade triste to pustka nie do wypełnienia, której nie unieważni zasypywanie jej słowami, która woła o nową treść, o obecność (czy może Obecność).

Wspólnota głosów
Aubade triste wskazuje na wyraźne, powiedziałabym nawet – świadomie eksponowane - zadomowienie autora w kulturze. Imponuje jego wiedza, oczytanie, swoboda, z jaką porusza się zwłaszcza w anglojęzycznym kręgu nawiązań estetycznych. Poprzez aluzje literackie, mikrocytaty, motta, szersze odwołania kulturowe Podlipniak otwiera swoją poezję, pozwala ją czytać w kontekście dokonań E. Bishop, A. Sexton, P. Larkina (jego Aubade wydaje się szczególnie ważną poetycką inspiracją), W. H. Audena. Wiersze radomskiego poety przywołują pesymizm Eklezjasty, samobójczy gest lidera Nirvany, depresyjne malarstwo późnego van Gogha, poczucie osaczenia, utrwalone w filmie Michałkowa... Toczy się rozmowa zapośredniczona w tekstach kultury, co komplikuje ją – i wzbogaca. Nieco manieryczne wydaje się nadużywanie w tytułach liryków „wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych”. Kryje się za nią, mam wrażenie, pewna kokieteria autora. Książka, jak jej okładka, wyraźnie ma się podobać – ale to ostatecznie jej zaleta, nie wada.

Sztukmistrz
Krystalizowanie się własnego stylu wymaga czasu. Autor Smutnej porannej pieśni trochę chowa się za plecami swoich mistrzów (naśladując w tym bliskiego sobie Jacka Dehnela), musi jeszcze nabrać odwagi w pokazywaniu własnej twarzy. Forma tych wierszy jest już dopracowana, wycyzelowana. Widać staranność, sprawność, niewymuszoną łatwość wyszukanych rymów, kontrolowanego rytmu. Podlipniak udowadnia, jak plastycznym narzędziem jest język, który przylega do myśli, rzadko stawia im opór. Jego liryki bywają bardzo piękne, niektóre – uderzająco prawdziwe. Świetne pointy, przyszpilające uwagę czytelnika, zapadają w pamięć na długo.

Podlipniak żegna się z czytelnikiem grymasem przekory. Zbiór spointowany został bowiem wierszem pozornie błahym, kuglarskim, naprawdę zaś będącym prywatnym manifestem twórczych poszukiwań. Król owocowych galaretek, „władca bakaliowych przyjemności” odsłania tu swój warsztat poetyckiego sztukmistrza, przedzierającego się wśród obcych sobie dykcji, strzępków obrazów i smaków, uległego „melodii/ bezradnych pozytywek”, by za chwilę nadać im własny rytm. Uchyla się w niepowagę, pozornie bagatelizuje swoje poetyckie gesty, żeby autoironicznie koronować się na „pana kolażowych niepewności”. Jakby mówił: przeczytaj raz jeszcze, inaczej, uważniej. Sprawdź, co ukrywam.

Paweł Podlipniak, Aubade triste, Miejska Biblioteka Publiczna w Radomiu, Radom 2010.

* Anna Spólna - Doktor literaturoznawstwa, adiunkt w Instytucie Filologiczno - Pedagogicznym Politechniki Radomskiej. Zajmuje się przede wszystkim polską poezją powojenną (magisterium na UJ z liryki Jacka Podsiadły, doktorat tamże, na temat ewolucji poezji żałobnej na przestrzeni ostatnich 60 lat). Opublikowała szkice krytyczne i recenzje w "Kresach", "Twórczości", stale współpracuje z "Miesięcznikiem Prowincjonalnym"(kilkadziesiąt recenzji dotyczacych najnowszej poezji i prozy polskiej). Jest autorką książki "Nowe Treny? Polska poezja żałobna po II wojnie światowej wobec tradycji literackiej"(2008), w druku duży artykuł "Na skrzyżowaniu głosów. Poezja polska w l. 1989-1999", owoc Jesiennej Akademii Literatury w Radomiu.

czwartek, 20 maja 2010

Nominacje do Nike 2010

Jak słusznie zauważył to „Epid” w komentarzu pod postem o Nagrodzie Literackiej Gdynia, znamy już dwadzieścia książek nominowanych do 14. edycji literackiej nagrody Nike.

Wśród utworów nominowanych do tej prestiżowej nagrody odnaleźć można sześć tomików poezji, sześć książek przynależących do literatury faktu, sześć utworów prozatorskich oraz jeden dramat. Nowy sekretarz nagrody, Juliusz Kurkiewicz, zauważył, że "ten rok okazał się wyjątkowo dobry dla poezji". Nominowane tomiki to: "Czarny kwadrat" Tadeusza Dąbrowskiego (a5), "Dni i noce" Piotra Sommera (Biuro Literackie Wrocław), "Ekran kontrolny" Jacka Dehnela (Biuro Literackie Wrocław), "Intencje codzienne" ks. Jana Sochonia (Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu Rzeszów), "Jasne niejasne" Julii Hartwig (a5), "Powietrze i cień" Piotra Matywieckiego (Wydawnictwo Literackie), "Tutaj" Wisławy Szymborskiej (Znak). Wśród tytułów reprezentujących literaturę faktu znalazły się: "Frascati" Ewy Kuryluk (Wydawnictwo Literackie), "Jerzy Giedroyc. Do Polski ze snu" Magdaleny Grochowskiej (Świat Książki), "Nocni wędrowcy" Wojciecha Jagielskiego (WAB), "Proszę bardzo" Andy Rottenberg (WAB), "Wyspa klucz" Małgorzaty Szejnert (Znak), a także Ryszarda Przybylskiego "Uśmiech Demokryta. Un presque rien" (Sic!). Nominowane utwory prozatorskie to: "Pensjonat" Piotra Pazińskiego (Nisza), "Piaskowa góra" Joanny Bator (WAB), "Prowadź swój pług przez kości umarłych" Olgi Tokarczuk (Wydawnictwo Literackie), "Rzeczy uprzyjemniające. Utopia" Tamary Bołdak-Janowskiej (Borussia), "Walce wolne, walce szybkie" Adama Poprawy (Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu), tom opowiadań Janusza Rudnickiego "Śmierć czeskiego psa" (WAB). I jedyny spośród nominowanych, dramat "Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka (słowo/obraz terytoria). Zgodnie z tradycją nazwisko laureata zostanie ogłoszone w pierwszą niedzielę października. Zwycięzca otrzyma czek na 100 tys. zł oraz statuetkę Nike autorstwa Gustawa Zemły. Fundatorami nagrody są "Gazeta Wyborcza" oraz Fundacja Agory.

Łodzią do Gdyni

Kapituła Nagrody Literackiej Gdynia pod przewodnictwem prof. Piotra Śliwińskiego już po raz piąty ogłosiła nominacje w trzech kategoriach: "Poezja", "Proza" oraz "Eseistyka". Zgodnie z tradycją, uczyniła to w pierwszym dniu Międzynarodowych Targów Książki w Warszawie.Decyzją Kapituły wybrano piętnaście poniższych tytułów, wydanych w 2009 roku:

Poezja:
1. Justyna Bargielska, Dwa fiaty, Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu

2. Szczepan Kopyt, Sale Sale Sale, Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu

3. Jakobe Mansztajn, Wiedeński high life, Stowarzyszenie Artystyczno-Kulturalne "Portret"

4. Piotr Matywiecki, Powietrze i czerń, Wydawnictwo Literackie

5. Przemysław Owczarek, Cyklist, Wydawnictwo Kwadratura / Stowarzyszenie Pisarzy Polskich - Oddział w Łodzi / Łódzki Dom Kultury

Proza:
1. Wojciech Albiński, Achtung! Banditen!, Wydawnictwo W.A.B.

2. Joanna Bator, Piaskowa Góra, Wydawnictwo W.A.B.

3. Małgorzata Rejmer, Toksymia, Lampa i Iskra Boża

4. Janusz Rudnicki, Śmierć czeskiego psa, Wydawnictwo W.A.B.

5. Andrzej Stasiuk, Taksim, Wydawnictwo Czarne


Eseistyka:
1. Jacek Hugo-Bader, Biała gorączka, Wydawnictwo Czarne

2. Ryszard Koziołek, Ciała Sienkiewicza, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego

3. Jacek Leociak, Doświadczenia graniczne. Studia o dwudziestowiecznych formach reprezentacji, Instytut Badań Literackich PAN / Fundacja Akademia Humanistyczna

4. Adam Lipszyc, Ślad judaizmu w filozofii XX wieku, Fundacja im. prof. Mojżesza Schorra

5. Anda Rottenberg, Proszę bardzo, Wydawnictwo W.A.B.

Laureaci poszczególnych kategorii zostaną ogłoszeni 19 czerwca 2010 r. podczas uroczystej Gali Finałowej w Gdyni, która odbędzie się przy scenie plenerowej w Porcie Jachtowym.

Nagroda Literacka Gdynia została powołana do życia w 2006 roku przez Prezydenta Gdyni Wojciecha Szczurka w celu uhonorowania wyjątkowych osiągnięć żyjących twórców. Jest przyznawana rokrocznie autorom najlepszych książek wydanych w poprzednim roku. Zwycięzcy otrzymują pamiątkowe statuetki "Gdyńskie Kostki Literackie" oraz po 50 tys. złotych. Wybór zarówno nominowanych, jak i laureatów to decyzje Kapituły Nagrody złożonej z wybitnych znawców i badaczy literatury, której przewodniczy prof. Piotr Śliwiński.

(za: http://wiadomości.onet.pl , http://www.poezja-polska.pl , http://nieszuflada.pl/)

Cieszy zwłaszcza nominacja dla Przemka Owczarka. Po nagrodzie im. K. Iłłakowiczówny za debiut („Rdzę”), kolejna jego książka ma szansę na otrzymanie cenionej w środowisku literackim nagrody. Warto przypomnieć, że w ubiegłym roku nominację do Nagrody Literackiej Gdynia otrzymała Monika Mosiewicz, również związana poetycko z Łodzią.

Stary miejsko-leśny włóczęgo! Trzymam(y) za Ciebie kciuki i spoglądam(y) w stronę Gdyni!

środa, 19 maja 2010

Zaprzęgać



Autor: Krzysztof Kleszcz

RENATA PRZEMYK "Odjazd", 2009.


To wyjątkowa postać i niełatwo ją zaszufladkować. "Teraz Rock" właściwie dostrzegł tylko "Bliznę" z 2001 r., bo rzeczywiście był to ukłon w stronę czadu. Ale przecież duet z Nosowską, czy nagranie ze Strachami na Lachy na płycie "Zakazane piosenki" powinny przekonać dziennikarzy, że należy się jej status gwiazdy. Która to już płyta? Dziewiąta? Dziesiąta? Za każdym razem poetyckie teksty Anny Saranieckiej, kompozycje i charakterystyczny wokal Renaty - są gwarancją muzycznej satysfakcji dla wtajemniczonych.

Co stanowi o uroku przekazu? Najczęściej jakiś podskórny smutek i miłosny dramat, niedopasowanie... "Jakaś anomalia jest potrzebna mi" śpiewała, a potem jeszcze precyzyjnie określała swoje szaleństwo: "Szampan za drogi w butli tlen / A słowo miłość gówno warte". Tymczasem przebojami stały się właśnie dwie piosenki o miłości: spełnionej - "Ten taniec" z "Tylko kobieta" i tej niechcianej - "Zero (Odkochaj nas)" z "Andergrant" - obydwie przekonujące. Robienie hitów jednak nie było nigdy celem. Niech je sobie piszą piosenkarki w białych kozaczkach. Chociaż przyznać trzeba, że prowokacja nie była jej obca (sesja do płyty "Hormon").

Nowa płyta przynosi bardzo dojrzałe i refleksyjne słowa, i nastrój. Przy stukocie kół pociągu padają słowa: "Przecież to nie ty rozkładasz te tory / Nie masz na to wpływu gdzie ich koniec" - śpiewa je osoba pogodzona ze światem, która dawno zdjęła glany („Odjazd”).
Oto niewesoła konstatacja: "Co to da, że przy oknie usiądziesz / Nawet wśród niepalących / Podróż tak samo skończy się gdybyś / W korytarzu stał". Choć jesteśmy tylko pasażerami, to jednak podróż musi być dla nas najważniejszą rzeczą pod Słońcem: "O cały swój bagaż martwisz się / Nie zaśniesz skoro z tobą jedzie / Jakbyś się zachował gdyby on / Pozostał, ale zniknął przedział?"
Odjazd rozumiany być może jako doza szaleństwa. Bo "spokój czyni mnie niespokojną", bo "głupiej nudzie trzeba podciąć żyły, zabrać tlen...”(„To że jesteś”)

Renata zaskakuje tym, że po raz pierwszy sięga do wulgaryzmów, w najmocniejszym tekstowo "I człowiek, i mebel" padają słowa skurwysyn, dziwka, dupa, kurewsko mało. No ale jakimi słowami poczęstować "sprzedawczyków własnego sumienia"? Filozoficzne pytanie mieć czy być – znajduje tu formę: „Czy to są naczynia połączone / Im w kieszeni więcej w duszy mniej”.

Przy cymbałkowym akompaniamencie, chyba na złość świętoszkom, śpiewa w "Małym niebie": "Żałosny grzesznik, co nie grzeszy". A tu: "Choćbyś oszukał świat na chwilę / kłamstwo jak drzazga w oku tkwi / wypłynie /" chylę czoła przed autorką tekstów. Świetnie to jest napisane: to wypływające kłamstwo, wypływające jak oko.

W "Póki świeci słońce" zwraca uwagę fragment "Nie wiesz co się dzieje / przez weneckie lustro / widzisz ich a oni ciebie / chociaż to oszustwo", który wieńczy świetna muzycznie coda i dyskretne pytanie: "czy na pewno na umyśle / całkiem zdrowy jesteś?"

"Czystość i nadludzkie piękno / ktoś chciał znaleźć, ale w ciałach ich nie odnalazł" - to początek wyróżniającego się utworu „Polska biel” zaśpiewanego z emfazą, wybitnie niepodrabialnie.
To właśnie oryginalność sprawia, że piosenki Przemyk tkwią w pamięci. Tytuł „Odjazd” przypomina żartobliwą wstawkę z pierwszej płyty: „Zaprzęgać!”, a rytm naśladujący stukot pociągu zachęca do kolejnego odsłuchu, kolejnej podróży.

wtorek, 18 maja 2010

Love Will Tear Us Apart

Autor: Piotr Gajda

Dokładnie dziś mija 30 rocznica śmierci Iana Curtisa, lidera Joy Division. Zabawne, że o tej rocznicy przypomniał mi zupełny przypadek. Zaprzyjaźniony ze mną Paweł Podlipniak pokazał mi swój „okazjonalny” wiersz poświęcony wokaliście Joy Division, po którego wnikliwej lekturze, natychmiast „przyczepiłem się” do mniej udanych fraz, kompletnie nie orientując się, że rzecz dotyczy właśnie osoby Iana Curtisa.

Cóż, na mojej półce z CD „Closer” stoi wciąż samotnie, otoczony setkami innych tytułów, a jedyną natychmiast rozpoznawalną przeze mnie piosenką Joy Division jest „Love Will Tear Us Apart”, w dodatku w wykonaniach zespołów INXS, albo Swans. Tak, widziałem „Control”, obraz w reżyserii Antona Corbijna z muzyką New Order, ale nie mogę sobie przypomnieć, czy zrobił na mnie jakieś szczególne wrażenie. Być może w moim wieku, nie jestem już szczególnie wrażliwy na egzystencjalne problemy 23 letnich wokalistów post-punkowych kapeli a wówczas, kiedy były one także i dla mnie śmiertelnie ważne, nie słuchałem Joy Division. W moim przypadku, było to istotne „rozminięcie”, z powodu którego pozostaję znacznie uboższy duchowo, niż być może zdaję sobie z tego sprawę.

O tym, że Ian Curtis to wciąż ważna i inspirująca postać, świadczy wspomniany przeze mnie wiersz Pawła Podlipniaka zatytułowany „Atmosfera” („Atmosphere” - utwór Joy Division z 1979 roku) oraz tomik opatrzony jednoznacznym tytułem – „Elegia dla Iana Curtisa” autorstwa Artura Nowaczewskiego. Jeszcze przed pierwszą lekturą wierszy z książki Artura od razu zwróciłem uwagę na to, co napisał na jej końcu, w swoim do niej posłowiu:

W latach studenckich muzyka Joy Division towarzyszyła mnie i moim przyjaciołom podczas domowych imprez. Piliśmy wina domowej roboty, gadaliśmy o podróżach, historii, literaturze i słuchaliśmy z winylowej płyty kawałków zespołu Iana Curtisa. Wtedy muzyka była tłem, to był nasz świat, jeszcze bezpieczny, ale nad którym zbierały się czarne chmury. Przyszedł czas, że skończyły się nasze wielkie miłości, rozpadły małżeństwa i stałe związki a my sami rozproszyliśmy się po świecie. I tak muzyka Joy Division stała się elegią poświęconą nam samym. Widzieliśmy w niej siebie, kiedyś, sprzed naszych osobistych katastrof. Zmarły przedwcześnie, w wieku 23 lat, Ian Curtis okazał się odpowiednim partnerem dla tego utraconego czasu. Ian Curtis w moim życiu jako ktoś ważny, pokrewny, długo pozostał nierozpoznany. Dopiero dziś jakoś splatam go z własnymi latami chmurnymi, durnymi. Ian, na tle ponurych bloków Macclesfield. Pokój Iana, juwenalia na biurku. Bufonowaty nimb nastoletniego artysty. Ian recytujący wiersze. Ian wiążący swój los z Debbie. „Na zawsze”. Ale i Ian wykonujący nudną pracę biurową. Ian gapiący się w telewizor. Ian na zdjęciu z córką. Także i Ian nie chcący dojrzeć. To przecież ktoś będący jedynie potencjalnością jeszcze, nie skończony. Chłopak, nie mężczyzna. Ma dwadzieścia trzy lata, ale śmierć chodzi za nim krok w krok. Curtis to ktoś, kto różnymi gestami, decyzjami próbuje sobie udowodnić, że ma kontrolę nad swoim życiem. Ale nie ma…Kiedy zawalił się dotychczasowy świat słuchałem wciąż Control. Muzyka Joy Division z tła weszła na pierwszy plan – w samo życie, w wiersze, w ból. Love Will Tear Us Apart…”.

Przypomina mi się jeszcze jeden cytat. Znalazłem go w wydanej w Polsce książce pt. „Ziemia obiecana”, na kartach której Gino Castaldo, krytyk muzyczny włoskiego dziennika „La Republica”, podjął się próby zrozumienia fenomenu rocka, jako zjawiska wieloznacznego, na które złożyła się atmosfera i uwarunkowania młodzieżowej rewolty oraz niepokoje i rozczarowania kolejnych zbuntowanych generacji: „Stwierdzenie, że rock to najbardziej ekscytująca przygoda kulturalna naszych czasów, może wyglądać na przesadę, ale tylko niewielką. Kto w niej uczestniczył, wie, o czym mówię. Kto nie brał w niej udziału – lepiej by wcześniej lub później to zrobił”.

Ian Curtis rozdarty pomiędzy życiem rodzinnym, rosnącą sławą oraz miłością do innej kobiety popełnił samobójstwo 18 maja 1980 roku w wieku 23 lat. Wyobrażam sobie jak bardzo dzisiejszy dzień musi być ważny dla Pawła i Artura. I zdejmuję „Closer” z półki …

Zmrożona poręcz



Autor: Krzysztof Kleszcz


"Też byłem pielgrzymem i miałem najgorzej - niosłem twardy wrzynający się w łopatki głośnik. Mogłem powtarzać tylko w kółko: uświęć siebie, (...)" - to fraza, która utkwiła mi w głowie po "pierwszym czytaniu" nowego tomu poezji Łukasza Jarosza, który ukazał się w Biurze Literackim.
Jego okładkę zdobi rysunek "Wnętrze Ziemi" Stefana Żachowskiego z 1942 r. pochodzący ze zbiorów Muzeum Narodowego w Kielcach. W środku jest jeszcze mroczny rysunek - "Sieroty w kanale". Oczywiście towarzyszyło mi oczekiwanie na klimat "Białego tygodnia", książki, która zrobiła na mnie duże wrażenie.
Poetyka Jarosza jest specyficzna - krótkie oznajmujące zdania. Niektóre słowa albo obrazy powracają w kilku wierszach. Jak ból, (wielki jak hangar), jak wrony tłukące dziobami o beton.
Łukasz kilkakrotnie też używa formy cytatu, by w czyiś słowach szukać drugiego dna, metafory. "Mimikra" to lektura dla tych, którzy lubią stać w chłodnym wietrze, zanurzać rękę w zimnej wodzie. Trzymać się zmrożonej poręczy.