Autor: Krzysztof Kleszcz
DAWID MAJER "Księga grawitacji", Wyd. Mamiko, Nowa Ruda 2009.
DAWID MAJER "Księga grawitacji", Wyd. Mamiko, Nowa Ruda 2009.
Tomik Dawida Majera – 28-letniego debiutanta to dowód na dobrą kondycję poezji polskiej. Powinien czekać na czytelnika nie tylko w internetowym sklepie, ale w księgarniach w centrum miast. Majer pisze o swoich przeżyciach, uczuciach i choć mówi o tym co wielu poetów: o śmierci, miłości, narodzinach dziecka – jest oryginalny, wzrusza, zaskakuje.
Pochować psa „w kartonie po wieży marki pionieer” –„ poczuć niepojęty sens tej gry.”
Tak zaczyna się poetycka opowieść o młodości pełnej testosteronu, której przytrafia się obserwacja śmierci. Choć młody Bóg ("Niedziela palmowa") budzi się w zajezdni tramwajowej „wyzutej z pożądania” i zamiast palemek i okrzyków ma tylko sosnowy las i świt, to ciągle egocentryczne prawi: „Kochaj siebie nad życie”. No i jeśli cytuje słowa Papieża, to po to, by z nich zadrwić: „za to z anetą (...) na zaszczanej wydmie (...) – odnawia mnie oblicze ziemi, tej ziemi.”
W najważniejszym wierszu „Sen Marty” wartościuje świat: „Mięso jest czerwone i szminka też, ale szminka w rzeźni to rzecz niebywała.” Tematy: seks i śmierć kilkakrotnie zderzają się w tej książce. I słychać: „Ptak śpiewa, wyraźnie. W tej ściętej mrozem smole, śpiewa z całych sił.”
Zachwycił mnie wiersz o zauroczeniu pewną maturzystką: „gdyby drzewa / oprócz korzeni i wiatru / posiadały płeć / i inteligencję / wszystkie bez wyjątku / dałyby jej // ogień”. Majer umie przywieźć świetny obraz np. z wycieczki w Beskidy: dwukolorowi mężczyźni pijący piwo („Biali pylą pola, (...) Czarni wypalają węgiel”). Ryzykowna metafora dopełniaczowa pochodzi z Bieszczad i jest równie udana: „stare dobre małżeństwo nieba i ziemi”.
Po lekturze „Znieczulenia” nie dziwią nagrody dla tej książki (I Nagroda w „Złotym Środku Poezji”, nominacja do Silesiusa): poród, guz, akty Modiglianiego, „twoje ciało jest pięścią, którą obieram jak owoc”, „Drzazgę wyciąga się igłą, kulę nożem”.
Wzruszył mnie „Testament Matki”. Proste zdanie wypowiedziane przez umierającą: „weź mango co mi babcia zostawiła” – wywołuje ciarki – genialne. Albo to: „W ostatniej chwili / z wieka trumny usuwam / grudkę cementu.” (z wiersza „Po sygnale dźwiękowym wysiadanie surowo zabronione”).
Choć jest w książce niepotrzebne kilka szarż dosłownością (np. w „O obrotach ciał bezimiennych” czy w „Punkt zero”) to jest w niej błysk fraz: „Człowiek jest w świecie jak w wodzie kamień” („Homo Erectus”), „pielęgniarka powiedziała mi – tu nie ma łóżka / w którym ktoś nie umarł - / i żeby nie myśleć o tym źle”(„Matka morfina”), błysk przerzutni „dbają o linię i rozkład / jazdy”.(„Dom wschodzącego Słońca”)
Majer opowiedział swoją historię: żyję obok śmierci „trzeszczy spalona trawa / stary winyl ziemia, // idę po niej, stojąc w miejscu - / uparta igła dobry blues.” ("Nie wyznaję..."), ale odkryłem miejsce „gdzie rzeka miesza się z morzem i kwitnie wir // słodka sól”("USG”).
Pochować psa „w kartonie po wieży marki pionieer” –„ poczuć niepojęty sens tej gry.”
Tak zaczyna się poetycka opowieść o młodości pełnej testosteronu, której przytrafia się obserwacja śmierci. Choć młody Bóg ("Niedziela palmowa") budzi się w zajezdni tramwajowej „wyzutej z pożądania” i zamiast palemek i okrzyków ma tylko sosnowy las i świt, to ciągle egocentryczne prawi: „Kochaj siebie nad życie”. No i jeśli cytuje słowa Papieża, to po to, by z nich zadrwić: „za to z anetą (...) na zaszczanej wydmie (...) – odnawia mnie oblicze ziemi, tej ziemi.”
W najważniejszym wierszu „Sen Marty” wartościuje świat: „Mięso jest czerwone i szminka też, ale szminka w rzeźni to rzecz niebywała.” Tematy: seks i śmierć kilkakrotnie zderzają się w tej książce. I słychać: „Ptak śpiewa, wyraźnie. W tej ściętej mrozem smole, śpiewa z całych sił.”
Zachwycił mnie wiersz o zauroczeniu pewną maturzystką: „gdyby drzewa / oprócz korzeni i wiatru / posiadały płeć / i inteligencję / wszystkie bez wyjątku / dałyby jej // ogień”. Majer umie przywieźć świetny obraz np. z wycieczki w Beskidy: dwukolorowi mężczyźni pijący piwo („Biali pylą pola, (...) Czarni wypalają węgiel”). Ryzykowna metafora dopełniaczowa pochodzi z Bieszczad i jest równie udana: „stare dobre małżeństwo nieba i ziemi”.
Po lekturze „Znieczulenia” nie dziwią nagrody dla tej książki (I Nagroda w „Złotym Środku Poezji”, nominacja do Silesiusa): poród, guz, akty Modiglianiego, „twoje ciało jest pięścią, którą obieram jak owoc”, „Drzazgę wyciąga się igłą, kulę nożem”.
Wzruszył mnie „Testament Matki”. Proste zdanie wypowiedziane przez umierającą: „weź mango co mi babcia zostawiła” – wywołuje ciarki – genialne. Albo to: „W ostatniej chwili / z wieka trumny usuwam / grudkę cementu.” (z wiersza „Po sygnale dźwiękowym wysiadanie surowo zabronione”).
Choć jest w książce niepotrzebne kilka szarż dosłownością (np. w „O obrotach ciał bezimiennych” czy w „Punkt zero”) to jest w niej błysk fraz: „Człowiek jest w świecie jak w wodzie kamień” („Homo Erectus”), „pielęgniarka powiedziała mi – tu nie ma łóżka / w którym ktoś nie umarł - / i żeby nie myśleć o tym źle”(„Matka morfina”), błysk przerzutni „dbają o linię i rozkład / jazdy”.(„Dom wschodzącego Słońca”)
Majer opowiedział swoją historię: żyję obok śmierci „trzeszczy spalona trawa / stary winyl ziemia, // idę po niej, stojąc w miejscu - / uparta igła dobry blues.” ("Nie wyznaję..."), ale odkryłem miejsce „gdzie rzeka miesza się z morzem i kwitnie wir // słodka sól”("USG”).