KUTABUK; Artur Nowaczewski, Jakub Noga, Jacek Stromski; Gdańsk, 2011
Słowa niech mają ciężkie plecaki i niech nas prowadzą! Od czasu drugiej płyty Świetlików, nie słyszałem tak doskonałej symbiozy tekstu poetyckiego i muzyki. Efekt współpracy Artura Nowaczewskiego, Jacka Stromskiego i Jakuba Nogi – zachwyca. Głosowi poety z Trójmiasta towarzyszą bębny, sitar i nieznane mi wcześniej instrumenty: kalimbka, ektar i tungna.
Tak podanej poezji konfesyjnej - wierzy się bezgranicznie. Nowaczewski nie bawi się w zestawienia niezużytych słów, nie odwraca sensów, nie ćwiczy nowej składni. Snuje gawędę o swoim życiu w drodze. Przejmującą, piękną i smutną. Jego słowami "znów wyrypy, harpagany” zapewne będę odtąd komentować rzeczywistość, która zmusza nas do wysiłku.
"Istnieje rodzaj melancholii, którą Arabowie nazywają kutabuk, od imienia zwierzęcia, skaczącego na wszystkie strony po powierzchni wody; ludzie, których ona dotknęła, błądzą i chodzą bez wytchnienia"
Potrzeba wędrówki, raz jest wygnaniem, raz pielgrzymką. Jeśli możliwe jest przeniesienie bólu serca w jakieś inne miejsce, to właśnie na stawy i mięśnie: "iść żeby iść, spać w gwieździstych namiotach, spać w cykaniu świerszczy”. To z braku zgody, z niemożliwości zapomnienia? Czy jak u Nosowskiej: "Przed siebie biec, by pozbyć się sił", czy jak u himalaistów: "Trzeba iść, bo góry są.”?
Zaczyna się od słów "Życie jest wybuchem..." - wśród odgłosu bębna. Poeta wyrzuca z siebie słowa, jak w obłędzie, ekstazie. Przesuwają mu się przed oczami obrazy całego życia w histerycznym zmęczeniu.
Drugi numer: "Kerouac" - to dobra zajawka płyty. Wspomnienie amerykańskiego pisarza ery beatników jest nieprzypadkowe. To autor kultowej książki "W drodze". Podoba mi się szaleństwo wyznania: "przejdę przez ciemną dolinę i się nie ulęknę. / stanę wobec pustki i zawołam cię: Jack!".
W najlepszym na płycie- „Tańcu ducha”, Nowaczewski przywołuje też Jima Morrisona. "To jest wiersz drogi, który wychodzi z siebie, nabiera oddechu, który snuje się w wietrze i słońcu, w każdej pogodzie, który mknie bez celu, jak Riders on The Storm Doorsów (...) wiersz pisany na stacjach benzynowych i w barach szybkiej obsługi". Podobnie jak Patti Smith w piosence "Spell" – Nowaczewski uświęca przestrzeń. Transowy beat genialnie uzupełnia słowa. Nowaczewski odprawia tu jakiś szamański obrzęd. Modlitwa jego natchnionej litanii skierowana jest do: zgarbionych kobiet, szklaneczki chlebowego kwasu, błota Ukrainy, domu Celana, "Sklepów cynamonowych”, schodów Odessy, Orląt..
Uspokojenie przynosi "To tu, to tam" (wykorzystano tu wiersze znane z tomu "Elegia dla Iana Curtisa"). Mowa jest m.in. o chodzeniu po miejscu, gdzie dziś jest dno zbiornika Czorsztyńskiego, o "planowej apokalipsie", z puentą, że "nie da się wywieźć ziemi, na nic pamiątki (...) ziemia w nocy wraca na swoje miejsce, próbuje wypełnić niezagojone blizny półkuli".
Wzruszają „Motyle”. Jeśli na kimś nie zrobią wrażenia, znaczy, że jest androidem. Przy rajskich dźwiękach (podobnych do "The City" z płyty Vangelisa). Autor parafrazuje tu wiersz Leopolda Staffa "Podwaliny": "gdyby jej spytać: na czym budowałaś? ona odpowie - na płomieniu, nie na skale, ani piasku..."
Zostaje w pamięci przedostatni utwór. Powtarzane frazy "Bębny Jacka Oltera brzmią nieprzerwanie" mogą przyprawić o ból serca. Przedwcześnie zmarły perkusista odzywa się do nas z zaświatów.
Na koniec tytułowy, 14-minutowy poemat, znany z 8. nr "Arterii". Ileż tu nazw miejsc, ileż bólu łydek! "szedłem przed siebie / z oddechem - ogonem komety / rozpalającym ciało. żadnych morałów z tego chodzenia - tylko pamięć oczu, mięśni, szczęśliwe godziny, / że lekko się szło i nie dolegało nic."; "i kilometry w próżni, kilometry w leśnych wiatach / kilometry w krzakach, ślepych ścieżkach, bagnach". Mistyczna wędrówka, nawiedzenie podróżnika! A co ja robię w swoim fotelu, z nosem w facebooku?
I ta rozpacz, z której Nowaczewski się spowiada: "bo powiedziane jest, gdy ona cię zostawi / porzucisz nadzieję swoją, swoją pracę i swoją codzienność / i znajdziesz się sam w śniegu / wpatrzony w chrapy konia, w obłok oddechu / na siarczystym mrozie koło schroniska Wielkiej Raczy". I to jest poezja.