KAROL SAMSEL "DORMITORIA", Wydawnictwo Nowy Świat, Warszawa 2011.
Zainteresowałem się książką Karola Samsela, młodego poety (ale o dużym już dorobku - to jego piąty tomik), gdy przeczytałem o inspiracji „Boską Komedią”. Przed jej lekturą sięgnąłem po kilka pieśni Dantego: z „Piekła":
„więc, już na progu stając, zapłakałem
okropne gwary, przeliczne języki,
jęk bólu, wycia, to ostre, to bledsze,
i rąk klaskania, i gniewu okrzyki, (...)"
Oczywiście od razu przypomniała mi się też płyta zespołu Armia „Triodante”. Tomasz Budzyński czerpiąc inspirację ze średniowiecznej liryki podjął duże ryzyko – efekt: odwrócenie się wielu fanów, którzy nie zrozumieli przekazu. Ale powstała płyta ponadczasowa, kanon polskiej muzyki rockowej. Jedna z moich ulubionych.
Pomyślałem, że tom „Dormitoria” będzie trudną lekturą, ale da mi czytelniczą satysfakcję. Samsel nie tylko odwołuje się do słów sprzed 700 lat, nie unika archaicznych sformułowań - z premedytacją ich używa. Jest tu bardzo dużo erudycyjnych odniesień. Musiałem nie raz użyć Google'a, by próbować wychwycić wszystkie sensy. Ale warto, warto.
Poeta podzielił ksiażkę na części: Zejście, Piekło, Czyściec, Raj. We wstępie przywołał m.in. takie niewesołe słowa: „Ujrzałeś cud tego świata. Nie zdążysz nasycić się tą radością.”
Już okładka straszy nas piekielną wizją. W pierwszym wierszu apostrofę „panie mój i boże”, wypowiada Ugolino (skazany wraz ze swomi synami na śmierć głodową) - to jeden z kilku wątków o kanibalizmie. W "Zejściu" autor umieścił 4 sonety; każdy o konkretnej śmierci. Przypomniały mi cykl sonetów Jacka Dehnela z „Ekranu kontrolnego”:
„(...) pomódlmy się do ciała, którego niewiele.
co więcej: obumiera. Jak monada z rdzy.
Nicość klątwy fragmentu, nicość penicylin”;
„Będę płakał na wylot, bo czym jest paraliż (...)?” (s.13)
„Zostawią nas samych, twardych od miłości,
jeżeli umrze z nami, zanim nas rozbiorą,
zasypią łzą pryszniców, oddadzą upiorom,(...)”(s.14)
Udar, paraliż, nagły tragiczny wypadek. To tylko wstęp. Wszak schodzimy do piekła, zatem przywołuje się tu: Gorgonową, głośną morderczynię przedwojenną, czy malarza Egona Schiele autora kontrowersyjnych aktów (piekło pornografii). Współczesne rekwizyty pojawiają się z rzadka: empik megastore, pick-up, the Doors, toyota i opel... Częściej autor sięga do tych z różnych epok. Pomysłem na wiersz jest przywdzianie czyjejś maski, wcielenie się w jakąś postać, np. znaną z historii sztuki lub wymyśloną.
W wierszu „Goliat” śmierć przybywa niespodziewanie, jest jak przyjazd niezapowiedzianych gości. Michał Anioł traci matkę w momencie wymyślania malarskiego tematu.
W wierszu „Tannenbaum” Żydówka gra na skrzypcach zbrodniarzowi i domyślamy się jego samobójstwa. W „Spowiedzi Albrechta Durera” genialny malarz opowiada o swoim opętaniu: „zalałem twarz werniksem i czekałem świtu”.
Strunę czułości szarpie wiersz „Na powtórne otwarcie getta”. Obok takich fraz trudno przejść obojętnie:
„Czy można tu mój mały, ukryć się gdziekolwiek – (...)
pod rewersem wody nieść płuca jak stągwie
i wierzyć w wybudzenie z najkrwawszej hipnozy?
Podobno można umrzeć nawet w środku życia,
gdy ścigasz się z chartem i zaśniesz w bezruchu,(...)” (s.34)
Przyglądamy się śmierci, która jest częścią życia: „oto świat cienki i nieprzepuszczalny jak na pejzażach johna constable’a (...) kiedyś umrzesz, ułożysz laudację pochwalisz dzieła natury i skórę ludzi (...) wzruszy cię myśl o świętych miejscach, drogach twoich pielgrzymek miraklach (...)” (s.61)
Ta książka "nie będzie pachniała olejkiem ani nie rozweseli jak tokijskie wino", zobaczysz ciemną stronę, piekło i czyściec. Przywołam fragment piosenki "Dzyń" z "Triodante" Armii: „Idź i patrz, skąd przychodzimy, idź i patrz, dokąd idziemy".