JANUSZ DRZEWUCKI „Rzeki Portugalii",
Biblioteka „Toposu”, Sopot 2016
Janusz Drzewucki jest uznanym poetą,
redaktorem działu poezji w czasopiśmie „Twórczość”.
Jego nowa propozycja to specyficzna
poezja - nie poezja, historyjki, anegdoty, wspominki.
Pomysł, jak sądzę był taki, by
„Pisać tak jakby się mówiło”, odrzucić poetyckość,
która może utrudnić przekaz. Pierwsza myśl jest najlepsza. Niech
powstaną wiersze bez skreśleń, bez złożonych konstruktów,
odmetaforyzowane, zwykłe jak rozmowa, zrozumiałe, przezroczyste,
czyste.
No i powstały. Czyta się to jak
felieton z dużą ilością enterów, szybciutko, miło. Jeśli to
wspomnienia z młodości – z pewną zazdrością, podobnie jeśli
są to przewodnikowe relacje z pięknej ojczyzny Jose Saramago.
Ja czytałem nie bez wątpliwości. Już
wiersz o śmierci Różewicza mnie zastanowił. „Tadeusz Różewicz”
pojawia się w nim pięć razy, co daje średnią jednego Tadeusza
Różewicza na dwa wersy. Ale wytłumaczyłem sobie, że to taka
metoda, powtarzanie bolesnego faktu, niemożność
pogodzenia się.
Miniatury ze stron 6-9 to, dla mnie,
notatki na marginesie, zapis myśli. Wiersz o ślimaku, który
wydawał się być kasztanem, a potem pielgrzymem na górę Fuji, a
potem turystą w drodze na Kasprowy, wprawił mnie w konsternację.
Frazy: „spytałem siebie samego”, czy „przyszło mi
raptem do głowy” wydały mi się z jakiejś bajeczki. Podobnie
Antylopy i reszta zwierzyńca z wiersza na stronie 12. Czyżby
państwo Gucwińscy powypuszczali zwierzęta z klatek? „Na
własne oczy / widziałem, / widzę.” - czytam, ale nie
wiem, czy to nieposkromiona wyobraźnia, czy wizja raju z
broszurki Świadków Jehowy? Wiem! To efekt fascynacji wiedzą
faktograficzną, obiektami geograficznymi, nazwami zwierząt, miejsc.
Abecadło z pieca spadło, pomieszały się miejsca i czasy.
Historie o fascynacji bluesem i jazzem
czytałem z zainteresowaniem, choć to zaledwie reminiscencje.
Mógłbym to usłyszeć w czasie rozmowy z autorem.
Przypomniałem sobie wiersz o katastrofie smoleńskiej z poprzedniej
książki „Dwanaście dni”. Zdumiewająca zwyczajność słów:
„płynęła rzeka zniczy”, „my wszyscy, w tej godzinie
jesteśmy razem, jesteśmy razem.” Wszystko dla
mnie za proste, za łatwe.
Chociaż
oddam sprawiedliwość. Jest fragmencik, który mnie ujął: „słowo
jazz / krótkie jak zaklęcie, / tajemnicze / i wielce obiecujące, /
wydawało mi się / najpiękniejszym słowem / na świecie, czułem
się / wybrany przez to słowo / wybrany i zaczarowany;”
Autor
„Rzek Portugalii” obsesyjnie powtarza w wierszach deszczowe
frazy: pada, mży, leje.
Zapisuje stany letargu, odrętwienia. Pokazuje przed czytelnikiem
swoje zmęczenie, bezsilność. Sporo
minęło zanim przekonałem się do specyficznego uroku tych
sformułowań. Przyszło to chyba dopiero, gdy otworzyłem się na
wiersz „Pierwszy poniedziałek maja, czyli święto flagi” z
poprzedniej książki i zrozumiałem lichą kondycję podmiotu
lirycznego: „Za chwilę / rozkroję chleb, / naleję wina
do szklanki, / za chwilę. / Póki co, / siedzę / w półmroku, / w
ciszy, / nieruchomo.” A potem
przełknąłem zdania podobne w emocjach, które z początku wydały
mi się tylko jałowym użalaniem się.
Teza
podziału w poezji polskiej: na fanów Bowiego i Popa, wydaje mi się
karkołomną. Tak samo puenta o Springsteenie i końcowy morał. Historyjka
o papierosie Bogdana Zadury z szeleszczącymi ptakami i ćwierkającymi
liśćmi? Znów obok. Anegdoty o Adamie Ziemianinie, Jerzym
Górzańskim, Krzysztofie Karasku? Szkoda, że to tylko anegdoty. A "Pan Adam Zagajewski ma przechlapane" to stanowcza reakcja na złośliwości skierowane w stronę poety ze strony Marcina Świetlickiego. Rzecz miała miejsce na Festiwalu Złoty
Środek Poezji w Kutnie (na którym wszak byłem, miód i wino piłem).
Opowieść
o wyprawie na Warmię i Mazury przywołuje nazwiska kolegów i przyjaciół po
piórze. Taka gawęda o podróży. A co
sądzić o siedmiu wierszach portugalskich? Że za blisko im do
przewodnika podróżnika. Że za mało w nich uniesienia. Na ramieniu
poety siada mewa. Jest nostalgia, jest zagubienie, gąszcz nazw,
meteorologia. I
jedna metafora: „trzy nieruchome dźwigi, trzy krzyże.”
Czy
karp z Karpat to żart z poetów, którzy bawią się słowami? Czy
pod wpływem endorfin wydzielające się w czasie biegania, da się
napisać dobry wiersz? Nie jestem tu przekonany. Za to cztery linijki
„Kto wie dlaczego” - w sedno. „Kto wie dlaczego / ten
wie; kto nie wie / dlaczego, ten już nigdy / się nie dowie.”
Można to grawerować, tatuować,
naklejać.
A na koniec potrawa
z szaleju czyli historia alternatywna. Elvis żyje - schudł,
Morrison żyje - dorabia, Hendrix żyje - pracuje w sklepie z
płytami, Bob Marley uprawia pietruszkę i koper. Czy autor tu czasem nie popłynął?