czwartek, 21 maja 2009

Nominowani do Gdyni i Nike


Autor: Krzysztof Kleszcz

Dziś ogłoszono nominacje do Nagrody Gdynia. W kategorii POEZJA wśród nominowanych jest m.in. tomik debiutantki Moniki Mosiewicz. Pełen werdykt -> tu


1. Jacek Gutorow, INNE TEMPO, Biuro Literackie

2. Radosław Kobierski, LACRIMOSA, Wydawnictwo Zielona Sowa

3. Monika Mosiewicz, COSINUS SALSA, Wydawnictwo Zielona Sowa

4. Edward Pasewicz, DROBNE! DROBNE!, Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu

5. Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, PIOSENKA O ZALEŻNOŚCIACH I UZALEŻNIENIACH, Biuro Literackie



Także kapituła Nagrody Nike ogłosiła swoich faworytów... Są wśród nich poeci. Z niespodzianek - jest książka znanego konferansjera Konjo Konnaka.. Jury doceniło też zwycięzcę Złotego Środka Poezji debiutanta - Sławomira Elsnera.
1- "Antypody" Sławomir Elsner, Biuro Literackie, Wrocław

2- "Król festynów" Paweł Konjo Konnak, Instytut Mikołowski, Mikołów

3- "Piosenka o zależnościach i uzależnieniach" Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Biuro Literackie, Wrocław

4- "Inne tempo" Jacek Gutorow, Biuro Literackie, Wrocław

5- "Baw się" Roman Honet, Biuro Literackie, Wrocław
6- "Utwór o Matce i Ojczyźnie"Bożena Keff, Ha!art, Kraków

środa, 20 maja 2009

Poeci Regionu Łódzkiego


Autor: Piotr Gajda

Kończący się maj, to w Tomaszowie Mazowieckim miesiąc literatury. Na jego literacki kształt złożył się cykl imprez, których współorganizatorami są Urząd Miasta, Miejski Ośrodek Kultury i Miejska Biblioteka Publiczna (ich pełny majowy program znajduje się tutaj ). Już w najbliższy piątek w ramach „Tomaszowa Literackiego” odbędzie się wieczór autorski poetów regionu łódzkiego. 22 maja o godzinie 17.00 w Czytelni MBP przy ul. Mościckiego 6 z czytelnikami spotkają się łódzcy poeci – Piotr Grobliński, Maciej Robert i Michał Kędzierski. Jako, że w zorganizowaniu tego spotkania „maczałem palce” już teraz w imieniu organizatorów i własnym, serdecznie na nie zapraszam!
----
· Piotr Grobliński – poeta, krytyk i felietonista. Przez wiele lat pracował jako nauczyciel w I SLO w Łodzi. Obecnie w serwisie „Reymont”” redaguje strony poświęcone wydarzeniom kulturalnym. Opublikował ksiązki poetyckie” „Błękitne lustro aksjologii”, Filozoficzne aspekty tramwaju”, „Zgodnie z regułą splotów”, "Festiwale otwartych balkonów". Redaktor łódzkiego wydawnictwa „Kwadratura”.
· Maciej Robert – poeta, dziennikarz, krytyk literacki i filmowy. Wydał książki poetyckie „Pora deszczu” i „Puste pola”. Laureat wielu ogólnopolskich konkursów literackich. Publikował m.in. w „Opcjach”, „Studium”, „Frazie”, „Tyglu Kultury”, „Ha!arcie”, „Toposie”. Jego wiersze były tłumaczone na język angielski, chorwacki i serbski. Stypendysta Ministra Kultury.

· Michał Kędzierski – poeta, ukończył historię na Uniwersytecie Łódzkim, z którym jest nadal związany jako asystent. Publikował w „Akcencie”, „Kresach”, „Studium” – zarówno wiersze, jak i recenzje książek. W 2008 roku ukazał się jego debiut poetycki – „Kot w hipermarkecie”.

poniedziałek, 18 maja 2009

Trzy debiuty




Autor: Piotr Gajda

Z przyjemnością pragnę przedstawić trzecią z kolei recenzję „Hostelu” (po recenzjach Pawła Kozła w „Lampie” i Katarzyny Zdanowicz - Cyganiak w „Nowych Książkach”), która ukazała się w najnowszym „Toposie”. Jej autorem jest Krzysztof Kuczkowski – stąd satysfakcja z tego, że jest ona niezwykle przychylna dla mojej ksiażki jest podwójna.
W tym samym tekście autor recenzuje również debiuty moich poetyckich przyjaciół – Roberta Miniaka („Czarne wesele”) oraz Michała Murowanieckiego ("punctum”).


-------

* Krzysztof Kuczkowski - Poeta, autor szkiców, recenzji literackich i muzycznych; juror wielu konkursów, "profesor" warsztatów poetyckich. W 1993 roku założył Dwumiesięcznik Literacki "Topos", którym kieruje do dzisiaj. W latach 1995-2005 redaktor naczelny Magazynu Muzyków "Gitara i Bas". Jeden z inicjatorów Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Rainera Marii Rilkego, organizator Festiwali Poezji w Sopocie. Redaktor serii książek Biblioteka "Toposu". Autor i współautor 12 książek poetyckich m.in.: „Prognozy pogody”, „Pieśń miłości, pieśń doświadczenia” (z W. Kassem), „Dajemy się jak dzieci prowadzić nicości”.

Pod skórą świata


Warsztaty ŁDK

Autor: Krzysztof Kleszcz

Piotr Grobliński - organizator warsztatów w ŁDK - proponuje następujące tematy do prac literackich i plastycznych:

1. Nieodwołalne wybory.
2. Serce klasy średniej.
3. Pod skórą świata.


Ja już się wziąłem do roboty i oto mój wiersz pt. "Zakręcony".

niedziela, 17 maja 2009

Wszędzie inne pany

Drugi Dzień Festiwalu Poetyckiego "Złoty Środek"; KUTNO, Kutnowski Dom Kultury 16.05.2009

Zwycięzca TJW: Michał Murowaniecki

Autor: Krzysztof Kleszcz

O godzinie 12 rozpoczął się Turniej Jednego Wiersza. Artur Fryz - przywitał wszystkich zebranych, zapewniał, że tu w Kutnie w centrum Polski - poezja jest w centrum uwagi. Wystrój domu kultury robił wrażenie - wiersze na schodach, na wielkich kostkach - dawały bardzo ciekawy klimat. Był kiermasz książki - wśród wielu wydawnictw była zarówno "Kwadratura" jak i "SPP/Łódź"... Zła pogoda (pochmurno i deszczowo) być może odstraszyła część widzów, mam wrażenie, że termin czerwcowy (tak było w zeszłym roku, już w czasie wakacji - byłby fortunniejszy), ale i tak do Turnieju Jednego Wiersza przystąpiło około 50 osób.Wiersze były - jak zawsze - na różnym poziomie. Jedna z pań chciała odczytała poemat z rymami (śpiewała/kochała, szkoła/woła) - po 5 minutach - juror odebrał jej mikrofon... był wiersz z wszystkimi słowami na literę "p" o zabawnej treści "Przemówienie ptaków"... jedna z dziewcząt połączyła holokaust z "Lokomotywą" Tuwima (sic!!!), jeden z panów przypomniał postać Władysława Broniewskiego... Jury w składzie Sławomir Matusz, Tadeusz Dąbrowski i Kuba Przybyłowski - słuchało cierpliwie, a potem długo się naradzało. Werdykt miał nastąpić dopiero o 20.00... Był jednomyślny - wygrał, naprawdę wyjątkowy, wiersz Michała Murowanieckiego pt. "Zgaga" z frazą inspirowaną napisami na murze (nazwisko zobowiązuje ;-) ) "wszędzie inne pany".

Marian Madaliński



Prowadzący imprezę Artur Fryz czytał także wiersz, w którym PL była mała dziewczynka.


Ubiegłoroczna zwyciężczyni - Anna Wieser
Robert Miniak ("...we śnie krzyczał, że most jest żelaznym bratem, ma stopy skręcone na śruby")

Anna Karasińska
Rafał Gawin
Krzysztof Kleszcz ("wszystko płynie / macha rękami i nogami")
Kamil Wojciechowski
Wielka metrowa kostka z wierszami wybranymi z debiutanckich tomików

sobota, 16 maja 2009

Złoty Środek albo Chwalmy Pana

ROZSTRZYGNIĘCIE KONKURSU NA DEBIUT POETYCKI, ZŁOTY ŚRODEK POEZJI ŁÓDŹ-KUTNO, Łódzki Dom Kultury, 15.maja.2009.

Izabela Kawczyńska - "Luna i pies. Solarna soldateska"- II nagroda

Konrad Góra - "Requiem dla Saddama Husaina i inne wiersze dla ubogich duchem" - III nagroda

Krzysztof Kleszcz, "Ę" - wyróżnienie

Autor: Krzysztof Kleszcz
Festiwal Złoty Środek Poezji miał się dla mnie rozpocząć o 14.00 debatą „Wolność poezji – wolność poety”z udziałem Krzysztofa Kuczkowskiego, Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, Romana Honeta, Karola Maliszewskiego, Przemysława Owczarka, Piotra Groblińskiego. Niestety obowiązki ... Dotarłem na 17.00 - ze zdumieniem zauważyłem pełną salę - trwało rozstrzygnięcie konkursu wymyślonego przez Piotra Groblińskiego pt. "Poetyckie gry uliczne". Okazał się strzałem w dziesiątkę - zadowolonej publiczności rozdano liczne nagrody m.in. rower. Robert Miniak, którego wiersz był ukryty w różnych miejscach Łodzi - czytał wiersze z "Czarnego wesela". Mimo wielu młodych ludzi na widowni Robert zaryzykował i przeczytał wiersz ewidentnie dla dorosłych.

A potem był koncert muzyki Gospel. Pan Zasławski - główny przeszkadzający podczas łódzkich imprez poetyckich - rządał, by zespół śpiewał po polsku. Na szczęście pieśni chwalące Pana zabrzmiały w tradycyjnym english. Zespół Gospel Time mógł się podobać, choć pani dyrygentka, asekurowała się, że czysto nie było. Soliści wyciągali naprawdę wysokie c, urocze solistki, a jakże, również.

Po krótkiej przerwie rozstrzygnięto Konkurs na Debiut Poetycki 2008.
Werdykt odczytał Artur Fryz, laudację - bardzo miłą dla wszystkich nagrodzonych i wyróżnionych wygłosił Karol Maliszewski. Dla takich słów warto było przyjechać. Szkoda, że brakło wszystkich nagrodzonych - nie było Sławomira Elsnera (wyjechał do Irlandii), Dominika Bielickiego i Grzegorza Kwiatkowskiego. Wyróżnienia pogratulował mi Artur Fryz i Krzysztof Kuczkowski. Konrad Góra zaś był zdumiony nagrodą od przedstawiciela Banku PKO BP .


Robert Miniak - czyta "Darń" - wiersz ukryty, którego szukali uczestnicy "Poetyckich gier ulicznych".
Juror - Karol Maliszewski odczytuje laudację
Nagrodzone książki

Z miksem poezji i muzyki tła - wystąpił laureat zeszłorocznej nagrody, autor "Ballad i romansów" - Kuba Przybyłowski. Rozpoczął od Toma Waitsa...

Gospel Time - Chwalmy Pana

Wrong?


Autor: Piotr Gajda

DEPECHE MODE, "Sounds Of The Universe", 2009

„Sound Of the Universe" to 12 płyta zespołu, którego muzykę zaakceptowałem dopiero od płyty „Song Of Faith And Devotion”. Depeche Mode (bo o nim mowa) wcześniej kojarzył mi się z grzywą a la „poppers” i syntetycznymi beatami tandetnych klawiszy. Nagrywając najnowsze dzieło, muzycy powrócili do używania old schoolowych instrumentów począwszy od analogowych syntezatorów po perkusję, a wszystko po to, aby powrócić do wydobywania plastykowych plumkań z ebonitowych korpusów. Tłuści, szemrani „biznesmeni” z Santa Barbara i Nowego Yorku w uwalanych keczupem podkoszulku i sygnetem na paluchu, gorączkowo odkurzali urządzenia do produkcji dźwięków z epoki Atari i Commodore wycofane z second handów, wystawiali je na internetowych aukcjach i robili kokosowy interes. A czy muzycy też taki interes zrobili? Wątpię, ale z pewnością do niego nie dołożyli. „Sond Of the Universe” to linia pozioma na planszy wzlotów i upadków. Monotonny głos Dave’a Gahana i głośnie beaty to, co prawda klasyczne Depeche Mode, ale na najnowszym albumie brakuje mi przebojowych melodii, zamiast których dominuje na nim muzyczna monotonia. I nie zmieni tego refren w stylu poddanego praniu mózgu zespołu Duran Duran w „In Chains”, czy trochę „żywszy” rytm w „Hole To Feed” (z refrenem w tak pożądanym stylu znanym z „Exitera”). Ale to trochę za mało, za mało bólu w głosie Gahana, który mógłby rozłożyć się i w moim ciele przy okazji absorpcji muzycznej lektury. „Wrong” – a może mylę się, krzywdzę zespół swoją opinią, może jestem nieodpowiednią osobą, by ten album oceniać? Nachodzą mnie wątpliwości, bo odsłuchując ten album po raz czwarty zaczynam łapać się na tym, że wyczuwam płynącą z niego „gdzieś spod spodu” melodię (akurat leci „Fragile Trension”). Ok., rozpocznijmy od nowa – „Little Soul” – a jednak są przebłyski, które trzeba wydobyć z nie narzucającego się w sposób nachalny, muzycznego tła, tak jak tu – ciekawy, gitarowy motyw na samym końcu tego wydawałoby się, że przeciętnego utworu przenosi go do klasy średniej. „In Symphaty” – za bardzo przypomina mi dokonania New Order czy Pet Shop Boys, aby mógł mi się spodobać jako potencjalny przebój, tym bardziej, że tutaj jakąś ciekawą melodię ma zastępować wyłącznie rytm. „Peace”, który i mnie przyprawia o refleksyjność – no dobra, wykroją z tej płyty przebój! A zaraz po nim „Come Back”, fajnie interpretowany przez Ghana na tle „odhumanizowanego” akompaniamentu instrumentów. Natomiast instrumentalny „Space Walker” to muzyczka z jakiegoś pudełka nafaszerowanego diodami – taki numer już kiedyś zrobili muzycy Queen na płycie „Made in Heaven” – Mercury umarł, a oni włączyli syntezator i wyszli ze studia, a potem wydobywające się z klawisza buczenie nazwali suitą. Na szczęście muzycy powracają do studia, aby nagrać coś takiego jak „Perfect” (według mnie, drugi potencjalny przebój – a właściwie trzeci po „Wrong” i „Peace”). O „Miles Away” napiszę tylko tyle, że chociaż zalatuje mi „mcdonaldem” przekonuje mnie do niego fajny wokal, bo szybko chcę przejść do „Jezebel”, w którym Gahana skutecznie zastępuje przy mikrofonie Martina Gore, który od razu epatuje wszystkich swoim smutkiem i tęsknotą (wylewającymi się przy przesłuchaniu z mojego stereo). Płytę kończy „Corrupt”, mocny i klasyczny, ale znów ciut odrobinę za mało melodyjny. Ponieważ jestem „na rozdrożu” (a może za 6 odsłuchaniem zakrzyknę” genialne?!) – zamiast podsumowania pozwolę sobie zacytować fragment z „Wrong” (tam być może ukrywa się odpowiedź – jaki na miłość boską to album?!):

„Maszerowałem do rytmu złych bębnów
Ze złymi szumowinami
Trwoniąc złą energię
Używając złych słów
Ze złymi znakami
Ze złą intensywnością
Byłem na złej stronie złej książki
Ze złym wykonaniem (?)
Każdej złej nocy wykonując złe czyny
Ze złą melodią, aż zaczęła grać dobrze, yeah!”

środa, 13 maja 2009

Diabeł, którego znam


Autor: Piotr Gajda

HEAVEN AND HELL, „The Devil You Know", 2009

Jestem absolutnym, zdeklarowanym fanem Black Sabbath. To zespół, który ukształtował mnie muzycznie w niebezpiecznych latach pryszczy. Gdyby nie Ozzy, Butler, Ward i Iommi, być może dzisiaj słuchałbym żałosnych hitów z „Lata z Radiem”, albo, co gorsza nie mógłbym się obyć „bez dnia, w którym w radio nie byłoby Beaty lub Urszuli” (parafrazuję frazę z wiersza Kleszcza). Brr…To porażająca wizja, że mój byt muzyczny kształtuje taki na przykład Feel… Wracając do meritum…oczywiście, nic nie przebije składu z Ozzym! Piąty album zespołu „Sabbath Bloody Sabbath” uważam za dzieło skończone i doskonałe, ale jednym tchem mogę wymieniać prawie wszystkie płyty z początkowego okresu – od „Black Sabbath”, aż po „Never Say Die!”. Nigdy przedtem, ani później żadna muzyka nie przyprawiała mnie o taką ilość wzruszeń, nigdy z żadnym zespołem nie utożsamiałem się tak jak z Black Sabbath. Dla mnie to grupa legendarna. Gadałem o niej na pochodach pierwszomajowych, na biwakach, na egzaminie na UMCS, na weselach, słowem we wszystkich niewyobrażalnych miejscach. Dla mnie był to absolutny monolit muzyczny – połączenie ciężkości, melodyki i tajemniczości (aż do lat 90-tych miałem jeden plakat z „Razem”, jakieś „kserówki” i kasety nagrane w Knurowie (za kasę gość przegrywał na nie muzę z płyt winylowych). Gdzieś pod koniec lat osiemdziesiątych po raz pierwszy zobaczyłem ich koncert z kasety VHS i utwierdziłem się w przekonaniu, że to są właśnie moi bohaterowie, a nie Towarzystwo Przyjaciół ZSRR. Zabawne, ale pierwszą ich płytą, którą usłyszałem i nagrałem z radia była koncertówka „Live Evil” nagrana w składzie z Dio i Appicem (a już bez Warda i Ozzye’go). W jakiś czas potem od niejakiego pana L., który prowadził w moim mieście szopę z różnego rodzaju muzycznym złomem (porysowane winyle, dymiący sprzęt, rozmagnesowane taśmy) zakupiłem szpulę, na której ktoś nagrał „Never Say Die!” i solową płytę Osbourne’a „Bark At The Moon”. Oszalałem pomimo tego, że mniej więcej w połowie szpuli siadał prawy kanał i pozostawało mono. Od tego czasu takie utwory jak „Johnny Blade”, „Over To You”, „Air Dancing”, „Bark At The Moon” na zawsze wyryły swój krwawy monogram na moim sercu. W międzyczasie pan L. się dorobił i przeniósł swoje stoisko do największego domu towarowego w moim mieście i to właśnie tam po raz pierwszy ujrzałem okładkę „Vol 4”. Zadrżałem! Kosztowała 5000, a moja mama zarabiała wówczas 2100 miesięcznie. To był kult, ikona, muzyczny jednorożec. Mijały kolejne lata, wymieniałem swój sprzęt hi-fi na coraz lepszy i coraz głośniejszy, ale zawsze gościły w moim odtwarzaczu albumy Black Sabbath. Po odejściu Ozzy’ego i Dio coraz słabsze, ale wciąż ukochane bez względu na to, czy rolę wokalisty pełnił na nich Gillan (wciąż jeszcze nieźle), Hughes (całkiem, całkiem), czy Martin (poprawnie). Aż 10 czerwca 1998 roku w końcu spełniło się moje marzenie, które przez całe dziesięciolecia uznawałem za nierealne – zobaczyłem ich na żywo (niestety bez chorowitego Warda za bębnami, ale za to z Appicem). W katowickim Spodku ustawiłem się zaraz przy scenie i przez 5 godzin (nie chciałem stracić pozycji) byłem tratowany przez fanów Sweet Noise, Coal Chaber i Halloween (nie wspominając o decybelach) zanim ONI wyszli na scenę. Ale było warto (chociaż odwodniłem się, ogłuchłem i zaniemówiłem na parę godzin)! Koncert w Polsce odbył się w ramach słynnej trasy „Reunion”, kiedy to muzycy zeszli się po latach w oryginalnym składzie. Na płycie live w charakterze bonusów znalazły się dwa nowe, studyjne nagrania. Naprawdę niezłe. Niestety, już kilka lat temu Iommi i Butler przestali chyba wierzyć w to, że wejdą jeszcze do studia razem z Ozzym. Nagrali więc w tym roku kolejną płytę z Dio, ale (aby nie pogrzebać ostatecznie nadziei) pod innym szyldem – Heaven And Hell (będącym jednocześnie tytułem najlepszej płyty nagranej przez skład Black Sabbath Mark II). Na nowym dziele „zespołu, który wszyscy znacie” (alternatywne tłumaczenie tytułu nowej płyty - „The Devil You Know”) jest tylko jeden rewelacyjny utwór – otwierający album „Atom And Evil”, ale to mi wystarczy z przyczyn, o których rozwlekle rozpisałem się powyżej.

poniedziałek, 11 maja 2009

Poezja przez szczekaczkę


Śniło mi się, że fruwałem...


Tuwim słucha


Ławeczka Tuwima pełna poezji

Czy urzędnicy czytają poezję? Nie czytają, ale wiedzą, że czytać trzeba i takie akcje są potrzebne.

Konrad Ciok opowiada o poezji dla Radia Łódź

Autor: Krzysztof Kleszcz
Akcja "Pomniki czytają poezję" ŁÓDŹ, Ławeczka Tuwima godz.14.00-16.00

Tuwim miał czarną kurtkę zanosiło się bowiem na deszcz. W takiej aurze nastrój może poprawić poezja - obok na ławeczce leżało kilka tomików: m.in. Kędzierskiego, Bielickiego, Miniaka i mój.
Akcja - zorganizowana przez ŁDK w Łodzi - polegała na tym - by wyjść na ulicę z poezją, pokazać poetów. Prawda jest brutalna - dziś tomik to niechodliwy towar. Ludzie nie mają nań ochoty, wolą czytać o polityce, romansach gwiazd itp. Może więc trzeba, by potknęli się o poezję? By zaatakować nią przechodniów?
Kto zatrzymał się, przeczytał wiersz - mógł liczyć na nagrodę książkową. Reakcje ludzi na wręczanie ulotek z planem festiwalu poezji były z reguły przychylne. Pytani przez urocze dziennikarki Radia Łódź odpowiadali, że owszem czytają współczesną poezję - ...Mickiewicza i Tuwima. Sympatyczny człowiek, który deklarował się jako czytelnik książek podróżniczych prawdopodobnie pierwszy raz od X lat przeczytał wiersz - nieudolnie, pospiesznie - powiedział: "Bez obrazy, co to jest?". Takie wyjście do ludzi pokazuje jak bardzo odległe są to światy - codzienny i ten poetycki. Miałem więc trochę mieszane uczucia - stojąc z megafonem-szczekaczką i czytając wybrane fragmenty ze swojej książki.
Stałem w deszczu, trochę jak błędny rycerz. Obok Tuwima, który cierpliwie znosił tarmoszenie za nos. Obok pani, która z trudem przeczytała fragment wiersza, nie znajdując w nim rymu, rytmu, sensu (wtedy pomyślałem, że miejsce poezji jest gdzie indziej). Ale było też kilkanaście, może dwadzieścia osób, które przystanęły, chwilę posłuchały, pytały, co to za festiwal. Jakiś pan przyjechał na rowerze, pytał o Turniej Jednego Wiersza - i dalej nam z rękawa sypać frazami "że kocha, że szuka w tłumie tej jednej itd.". Podszedł też chłopak, który postanowił się przełamać - przeczytał wiersz, a później nam zdumionym opowiadał, że jest zakochany w pewnej blond gwieździe (znacie ją, wszyscy ją znają). Oto świat, poeci.

Gdy wracałem z Piotrkowskiej przepędzony przez ulewę - uwolniony z ulicznego korka - usłyszałem swój głos w Radiu Łódź.
----
A tu na stronie "Dziennika Łódzkiego" widać Kleszcza, który stracił głowę dla poezji:
http://polskatimes.pl/dzienniklodzki/kultura/115824,poezja-deszczu-sie-nie-boi,id,t.html

niedziela, 10 maja 2009

Sensor


Autor: Piotr Gajda

Przeglądając w ubiegły piątek prasę na półkach Empiku natrafiłem na najnowszy numer „Tygla Kultury” (1-3/2009), a w nim na 5 wierszy Michała Murowanieckiego. Znamy się od czasów pierwszego, założycielskiego spotkania „mŁodzi” (jeszcze w 2007 roku), spotykaliśmy się na spotkaniach dotyczących redakcji „Arterii”, konkursach poetyckich - bywaliśmy razem na Manifestacjach Poetyckich w Warszawie (to od hostelu, w którym nocowaliśmy pochodzi tytuł mojego debiutu). Zawsze przy tej okazji rozmawialiśmy o swoich wierszach, wymienialiśmy uwagi i spostrzeżenia. Na „Punctum” niezwykle cenię sobie jego dedykację dla mnie – dużo zyskałem na naszej wspólnej, poetyckiej przyjaźni. Pamiętam powrót z Warszawy – ja, walczący z prześladującą mnie od dziecka chorobą lokomocyjną, Krzysztof Kleszcz i maszynopis Michała – jego lektura pozwalała mi zapomnieć o chorobie. We wspomnianym, najnowszym numerze „Tygla” Michał zadedykował mi swój wiersz, który pozwalam sobie za jego zgodą tutaj przytoczyć.
---
* Michał Murowaniecki - (1982) Autor książki poetyckiej Punctum (Łódź 2008), za którą otrzymał Dżonkę 2008 – Nagrodę Literacką im. Stachy Zawiszanki. Publikował w "Odrze", "Tyglu Kultury", "Kresach", "Opcjach", "Frazie", "Redzie", "Wyspie", "Cegle". Redaktor techniczny kwartalnika literacko-artystycznego "Arterie". Współzałożyciel mŁodzi Literackiej przy łódzkim oddziale Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Mieszka w Łodzi.

Manifestacje 2008 – hostel w W-wie, a po lewej autor tego, który został „w głowie” (fot: Krzysztof Kleszcz)
Manifestacje 2007 – hostel „od wewnątrz”. od lewej; Gawin, Murowaniecki, Gajda (fot. Krzysztof Kleszcz)